Tarantino reżyseruje polską politykę
04/01/2012
388 Wyświetlenia
0 Komentarze
3 minut czytania
Każdy w PO jest i będzie wykorzystywany do wzmacniania swojego szefa. Także Arłukowicz.
Tak, jak przewidywałem na tym blogu wczoraj, dziś premier wsparł Bartosza Arłukowicza. Jeśli więc całe zamieszanie zakończy się dla ministra zdrowia szczęśliwie (a na pewno tak właśnie będzie i zachowa on swoje stanowisko), będzie on musiał być do końca swego życia wdzięczny za to swojemu szefowi. Co więcej, udowodniono wszem i wobec, że o żadnym budowaniu skrzydeł w PO nie ma mowy – wszyscy tam, od lewa do prawa, należą od lidera Platformy i od niego tylko zależy, czy będzie się mówiło się o jakichś konserwatystach, liberałach czy lewicowcach. Każdy w tej partii jest i będzie wykorzystywany do wzmacniania swojego szefa. Także Arłukowicz.
Ale najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że obecnie obserwowany spektakl jest całkowicie przewidywalny. Przewidywalne były kłopoty Arłukowicza, przewidywalna pomoc premiera, przewidywalne żądanie dymisji zgłoszone przez PiS i przewidywalne jest fiasko tej inicjatywy. Nikt nie wychodzi ze swej roli, nikt nie analizuje merytorycznego charakteru ustaw zdrowotnych, nikt nie waha się uderzyć w przeciwnika, bez zastanowienia się, czy nie ma on czasem racji. A że złośliwym zbiegiem okoliczności aktorzy spektaklu zamienili się rolami i muszą odkrywać sceny, w których jeszcze 3 lata temu obsadzeni byli ich polityczni przeciwnicy, to jest kupa śmiechu. Bo to ludzie Tuska wysyłają dziś lekarzy w kamasze, PiS-owcy ich bronią i przyznają całkowitą rację. Media jakby się pozamieniały na komentarze sprzed lat –piszą dokładnie odwrotnie, niż za rządów Kaczyńskiego. Jedynie Krzysztof Bukiel pozostał w swoim poprzednim emploi. Ale odgrywa on zaledwie rolę halabardnika, więc nikt się nim nie interesuje i nie ocenia jego konsekwencji w wygłaszaniu wciąż tej samej kwestii. Aha, są jeszcze widzowie (czyli pacjenci) – też tacy sami i też taka samo zagubieni, jak kilka lata temu. Ale kto by się tam przejmował widzami, jak teatr jest państwowy i jego właściciele nie muszą przejmować się opiniami widzów. Nie podoba się? To się wam jeszcze płaszcze w szatni pozamienia. I co im zrobicie? Mają rację postmoderniści – wszystko już było. Jedynym, co możemy, to pośmiać się z tego i pobawić konwencjami. Niech żyje Tarantino!!!