Jezus opowiedział swoim uczniom tę przypowieść: „Pewien człowiek, mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek. Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności, i odjechał. Zaraz ten, który otrzymał pięć talentów, poszedł, puścił je w obrót i zyskał drugie pięć. Tak samo i ten, który dwa otrzymał; on również zyskał drugie dwa. Ten zaś, który otrzymał jeden, poszedł i rozkopawszy ziemię, ukrył pieniądze swego pana. Po dłuższym czasie powrócił pan owych sług i zaczął rozliczać się z nimi. Wówczas przyszedł ten, który otrzymał pięć talentów. Przyniósł drugie pięć i rzekł: »Panie, przekazałeś mi pięć talentów, oto drugie pięć talentów zyskałem«. Rzekł mu pan: »Dobrze, sługo dobry i wierny. Byłeś wierny […]
Jezus opowiedział swoim uczniom tę przypowieść:
Tytuł mini eseju wydaje się na pierwszy rzut oka durny. Tao talentu brzmi mniej więcej jak kant koła. Otóż, nie jest to durny zbitek słów, lecz pełny i w pewnym sensie prowokacyjny motyw pewnej prawdy, powtarzalnej na kilku poziomach egzystencji. Prawda ta lubi ubierać się we fraktalne szaty form i odwzorowywać w rzeczywistości – od materii po ducha. Brzmi ona mniej więcej tak: najcenniejsze dary i talenty pojawiają się same z siebie, dzięki Łasce Najwyższego. Nic nie uczynisz bez błogosławieństwa Bożego.
Myślenie o talentach jakby były dziełem wysiłku człowieka i podlegały wpływom jego woli, to jeden z mitów naszej kultury. Talent rozwija się z woli Najwyższego, przychodzi jako dar i potrzebuje Łaski, by się aktywować w przejawionym świecie.
Łatwiej to uda się zrozumieć w oparciu o ideę tao. Idea ta skłania bowiem do wyrzucenia precz niektórych zbędnych gratów z ziemskiego domu. W myśl zasady, że graty przesądów zaśmiecają tylko przestrzeń kultury, najpierw trzeba posprzątać umysł, serce i duszę, by widzieć klarowniej prostą przestrzeń.
Jak uchwycić kilka myśli o naturze talentu w cugle słów, żeby wydobyć nowy sens ze starych przypowieści? Obawiam się, że w moim tekście potrwa to przez pewien czas. Czytasz słowa surowe, które dopiero po kilku latach dojdą do ogłady. Jak wino dojrzeją. Postanowiłem, że ten esej będzie pisał się etapami. Dziś z klocka nie wyłoniła się pełna rzeźba, lecz ledwie pierwszy zarys.
sciezki duchowe w labiryncie zycia i smierci sa otwarte. Ten blog to ostatnie miejsce, gdzie bedziemy je zamykac kluczami doktryn i dogmatów.