Dlatego czytajmy tego Mickiewicza, Norwida, oglądajmy obrazy Matejki. Trochę trudniej będzie im zrobić z nas małpy.
W telewizorze można było zobaczyć jak pan prezydent Bronisław Komorowski, który jaki jest każdy widzi, złożył wizytę w Austrii. Spotkał się tam z prezydentem Heinzem Fischerem, z którym to, jak doniosły media, rozmawiał o priorytetach prezydencji i innych głupotach, a nawet zapowiedział chęć podzielania się z Europą polskimi doświadczeniami w dziedzinie gospodarki, co zabrzmiało niczym groźba.
Wyszło na to, że ten prezydent, jest jakiś taki niezbyt pojętny, toż sama kanclerzowa Niemiec Aniela Merkel z całym rządem niemieckim fatyguje się nad Wisłę, organizuje wspólne posiedzenie ich rządu z rządem Donalda Tuska, żeby co do tych priorytetów nie było wątpliwości, a ten jeździ po świecie i dalej marudzi jak jakaś katarynka: priorytety, priorytety….
Gdyby gabinet Tuska miał rzeczywiście jakieś priorytety i rzeczywiście, jak zapewniał minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, Polska dzięki owej prezydencji ugruntowuje pozycję „gracza unijnej ekstraklasy i lidera regionu”, to by te swoje priorytety rząd najzwyczajniej realizował, a nie rozmawiała o nich z każdym, kto choćby przez grzeczność gotów jest wysłuchać tych bajeczek.
Pogadały sobie prezydenty, ale jak przyszło do konkretów, to już tam telewizja powiedziała, że Austriacy w samym Wiedniu potrzebują kilka tysięcy pracowników zmywaków i tym podobnych. Tak wyglądają stosunki polsko-austriackie. My do niech z „eurooptymizmem”, bo takiego sformułowania użył prezydent Komorowski, a oni z zamówieniem na kilkadziesiąt wagonów taniej siły roboczej. Ich kaptowaniem może ktoś się zajmie, jakieś towarzystwo przyjaźni polsko-radzieckiej, które teraz nazywa się inaczej, a może wystarczyło zareklamować te miejsca pracy w telewizorze, tego nie wiem. Można powiedzieć, że nie jest tak źle, kilkadziesiąt lat temu też potrzebowali taniej siły roboczej, a teraz to im przynajmniej zapłacą. Zawsze to coś. Ktoś złośliwy powie, że wtedy też płacili, w końcu robotnicy przymusowi dostawali jakąś miskę wodzianki.
Wychodzi na to, że Polska w UE wcale nie jest graczem pierwszoligowym, jak próbują nas mamić te różne fircyki, ale tak naprawdę tylko rezerwuarem taniej siły roboczej, która ma wykonywać prace, których prawdziwy Europejczyk się brzydzi. I chyba tak ma być, w każdym bądź razie prezydent zdawał się być zadowolony z relacji polsko-austriackich. Członkostwo Polski w UE miało zmienić nasz kraj w raj na ziemi, jak jeden przez drugiego wmawiali nam politycy z różnych stron, że będzie rozwój, że dotacji wystarczy dla wszystkich, że będą szukać chętnych do tego, żeby wzięli pieniądze, nowoczesność, innowacyjność, cokolwiek miałoby to znaczyć, nowe technologie, gospodarka oparta o wiedzę, czort wie co jeszcze, a wyszło to co wyszło.
W tym kontekście wcale nie dziwi posyłanie sześciolatków do szkół, tylko po to, żeby szybciej skończyli edukację i trafili na rynek pracy, zastraszająco niski poziom szkół, również tych wyższych. Zapewniam, że można skończyć studia na takim kierunku jak historia nie posiadając poważniejszej wiedzy o przeszłości. W końcu studenci studiów wieczorowych i zaocznych płacą za studia, a skoro płacą to i wymagają, a wymagają, żeby im tą historią głowy nie zawracać. Skąd wiem?
Byłem, widziałem. W szkołach prywatnych, sądząc z rozmów ze znajomymi, jest tak samo. Efekt jest taki, że ludzie z „wyższym wykształceniem” myślą, że są tym mądrzejsi im wierniej powtarzają to, co usłyszą w telewizorze. Do tego fikcyjne matury, wyprawowania ścigane z internetu, edukacja nastawiona na podanie prawidłowych słów na takie lub inne hasło, co raczej przypomina tresowanie psa, aby wywołać odruch Pawłowa, a nie przyzwyczajanie do krytycyzmu, poznawania, myślenia, zastanawiania się, rozważania, do tego nabór nauczycieli do szkół, tych niższych i tych wyższych dzięki protekcji. A poziom nauczycieli, no cóż… często jest taki, że gdyby przed dziatwą zamiast belfra postawić krowę, która by ową dziatwą zabawiała machaniem ogonem, to poważniejszego uszczerbku umysłowego owa dziatwa by nie poniosła.
Może to nie powinno dziwić, w końcu gospodarka, jak to się teraz mówił globalna, cokolwiek miałoby to znaczyć, potrzebuje coraz mniej ludzi myślących, wymyślających coś nowego, zadających pytania i starających się znaleźć odpowiedź. „Pracą umysłową” zajmuje się niewiele osób, gdzie są, a pewnie w jakichś centrach wielkich korporacji, firm i tak dalej, a chyba głównie zajmują się wymyślaniem jak skuteczniej skorumpować polityków, albo jak wcisnąć towar klientowi, nawet jeśli klient w ogóle tego nie potrzebuje, a do takiej Polski wysyłają polecania, co i jak trzeba robić, jak zachowywać się i wyglądać.
Po co więc przyzwoita edukacja, „Pan Tadeusz”, treny Kochanowskiego, Norwid, obrazy Matejki czy znajomość historii Polski. Wszystko co ma wiedzieć tania siła robocza jest w stanie zapewnić kilkugodzinne szkolenie w firmie. Tam powiedzą: co mówić, jak mówić, jak się zachowywać, jak się ubrać, czym pachnieć, czym pisać, jakąś mieć chusteczkę i tak dalej i tak dalej. Po co do tego wieloletnia, trudna edukacja, skoro chwytów jak sprzedać odkurzacz można nauczyć nawet troszkę bardziej inteligentną małpę.
Dlatego czytajmy tego Mickiewicza, Norwida, oglądajmy obrazy Matejki. Trochę trudniej będzie im zrobić z nas małpy. Bo być małpą to nieporównywalnie gorzej niż być tanią siłą roboczą. Tanią siłą roboczą można być do czasu, a z poziomu małpy nie da się wspiąć na poziom człowieka. Tak samo jest ze świniami, raz ludź się ześwini, to zostaje mu to na całe życie. Nie wierzą państwo? Proszę spojrzeć na polityków.
Nazywam sie Michal Pluta. Mój oficjalny blog i wszystkie teksty: konfederata.bloog.pl.