My wcali nie byli chirni jak si rozpoczął V Ogólnopolski Festiwal Piosenki Lwowskiej i Bałaku Lwowskiego Kraków 2011, a właściwie 8 kwietnia 2011 jego druga odsłona, jak powim gdzie si to zjawisku odbyło, to mózg stai i nie tylko.
TAŃCZU POLKI Z FIGURAMI ZE SZCZYPANIUM I MACANIUM
WE LWOWIE MUZY ŚPIEWAŁY ZAWSZE
„…tańczu polki z figurami,
husia, siusia, husia, siusia,
knaju pary, za parami,
husia, siusia, husia, sia,
aligancku i zy szykim,
husia, siusia, husia, siusia,
przeplatajunc wrzaskim, krzykim,
husia, siusia, husia, sia,
i du siebi i ud siebi,
wszysku skaczy jakby w niebi
ze szczypanium i macanim,
hula polka husia, siusia…
…trarara Antyk na harmonii gra,
trarara on przybirać klawo zna,
trarara, baw si, braci, póki czas,
skoro dzisiaj na zabawu prostu do nas wlaz.”
My wcali nie byli chirni jak si rozpoczął V Ogólnopolski Festiwal Piosenki Lwowskiej i Bałaku Lwowskiego Kraków 2011, a właściwie 8 kwietnia 2011 jego druga odsłona, jak powim gdzie si to zjawisku odbyło, to mózg stai i nie tylko.
Ta to w kamienicy nr 1 przy ul. Szczepańskiej w Krakowie „Pod Gruszką” w Klubie Dziennikarzy, w sali Fontany. Kamienica ta była w wieku XIV własnością rodziny Morsztynów. W roku 1386 Jadwiga Królowa Polski miała tu ponoć odwiedzać swego ukochanego, księcia austriackiego Wilhelma Habsburga, z którym nie mogła się związać, ze względu na ślub z Jagiełłą, ale to taka prawda, jak w koszyku mojej cioci z Pohulanki woda. Wewnątrz kamienicy zachowane zostały gotyckie wnętrza. Najbardziej znanym pomieszczeniem jest Sala Fontanowska. Jej nazwa pochodzi od XVII-wiecznego artysty – Baltazara Fontany. Ozdobił on wspomnianą salę stiukami na polecenie jednego z właścicieli – chorążego Andrzeja Żydowskiego, od którego zapewne powstał szmonces, / gwara lwowska, żydowska / ja tak myśli. W jednej części można zauważyć gotyckie sklepienie żebrowe pod dekoracją stiukową. Na ścianach znajdują się XVIII-wieczne holenderskie kafelki. Te zabytkowe wnętrza są więc uznawane za jedne z piękniejszych wnętrz świeckich w Europie. Na parterze kamienicy znajduje się apteka „Pod złotym Tygrysem”, tak piszą, a tu figa z makiem, z pasternakiem, apteki ni ma, bo ją wygryźli najtańsze w Europi pudatki. Obok niej zachował się XVI-wieczny renesansowy portal (obecnie będący witryną kwiaciarni). Jakie kwiaty! Ta daj Panie Boże zdrowi kwiaciarkom krakowskim! Na pierwszym piętrze znajduje się obecnie Klub Dziennikarzy, oraz restauracja „Pod Gruszką”. Można tam dostać dobrą ćmagę, ali nie widziałem chirnych, same galanty siedzą.
A ulica Szczepańska – ulica w Krakowie prowadząca od Rynku Głównego na północny zachód, w kierunku placu Szczepańskiego i Plant.
Przy ul. Szczepańskiej znajduje się m.in. Kamienica nr 2, Pałac Krzysztofory.
Pałac „Pod Krzysztofory” jest jednym z najznakomitszych i najokazalszych krakowskich miejskich pałaców. Na przestrzeni wieków pałac gościł wiele znakomitych osobistości, m.in.: królów Jana Kazimierza, Michała Korybuta Wiśniowieckiego, oraz Stanisława Augusta Poniatowskiego, a także księcia Józefa Poniatowskiego, który przebywał tu w roku 1809.
Nazwa pałacu pochodzi od patrona średniowiecznej kamienicy, która niegdyś znajdowała się w tym miejscu – św. Krzysztofa.
W przeciągu wieków kamienica ta zmieniała swoich właścicieli: w XIV wieku była własnością rodu Spycymirów, a w XV wieku przeszła w ręce rodziny Morsztynów wpływowej rodziny kupieckiej, której własnością była również kamienica „Pod Gruszką”.
W drugim kwartale XVII wieku, z inicjatywy marszałka nadwornego koronnego Adama Kazanowskiego, rozpoczęto prace budowlane na tym obszarze. Połączono gotyckie kamienice usytuowane na rogu Rynku Głównego i ulicy Szczepańskiej. W latach 1682-1684 na zlecenie ówczesnego właściciela, Wawrzyńca Jana Wodzickiego, dokonano zasadniczej przebudowy budynku. Pracami kierował słynny architekt , Jakub Solari.
I w takim otoczeniu, przy takiej ulicy, w takiej sali, i takiego projektanta dziele, tańczono wczoraj lwowską” poleczkę, husia, siusia”, której fragment batiarskiego tekstu przytaczam.
Na koncercie obecny był sam maestro Julian Tuwim, który przywitał publiczność „Kwiatami polskimi”:
„Któż wtedy wiedział, że daleką
Stanie się Kraków świętą Mekką,
A góra Giewont – Siódmą Górą,
A rzeka Wisła – Siódmą Rzeką?
My contry is my home. Ojczyzna
Jest moim domem. Mnie w udziele
Dom polski przypadł. To – ojczyzna,
A inne kraje są hotele”.
Julianowi Tuwimowi odpowiedziano:
Leopolis semper Fidelis
We Lwowie muzy śpiewały zawsze.
A niżej podpisany stwierdził:
„Dwa miasta otrzymałem w darze,
A które piękniejsze?
Czy Lwów Katedrą marzeń,
Czy Groby Królewskie”.
Ale po kolei, gdy zespół muzyczny „Chawira” pod kierownictwem Karola Wróblewskiego rozpoczął koncert, to natychmiast pomyślałem o Jerzym Połomskim, ale właściwie o „Big Cycu” z którym pan Jerzy wylansował piosenkę „Cała sala śpiewa z nami”. Dlaczego?
Z tej prostej przyczyny, iż cała sala, około 100 osób śpiewała wraz z Karolem Wróblewskim „Tylko we Lwowie”. A więc na samym otwarciu koncertu pojawili się Tońcio i Szczepcio ze swoim nieodłącznym „kawałkiem” z filmu „Włóczęgi” do tekstu Emanula Szlechtera i muzyki Henryka Warsa. Śpiewająca sala nie zamierzała przestać śpiewać, ale dopiero, gdy na estradzie pojawiła się Pani Grażyna Potoczek prezentująca wykonawców koncertu, zaległa cisza.
Kto ze 100 znanych osób tworzył widownię?
Nie zawiodła mnie moja muza, piękna lwowianka Alusia, twierdząca, że jest moją ślubną i nie myląca się. Ilekroć piszę o mojej małżonce, to przypominam sobie przykazanie mojej tak pięknej, co mądrej Mamy, oczywiście również lwowianki: „…pamiętaj, gdy będziesz wybierał żonę, to niech to będzie lwowianka, ale najlepiej, aby to była Żydówka ze Lwowa…”.
Taką opinię mieli również bohaterowie „Wesołej Lwowskiej Fali” Aprikozenkranc i Untenbaum, obecni na widowni, jak zwykle w czasie naszych koncertów lwowskich . Z satysfakcją zawsze odnotowuję obecność Wiktora Budzyńskiego, twórcę tej wspaniałej audycji radiowej, jak i Lopka Krukowskiego, który wszak nie urodził się we Lwowie, ale jak mówił szmonces, to był sam cymes /„miód”/. Cały zespół „Wesołej Lwowskiej Fali” pojawił się na koncercie oczywiście jak zwykle.
I jak zwykle najbardziej się cieszę z obecności Włady Majewskiej, która tym razem nie zaśpiewała, ponieważ postanowiła oddać głos młodszym artystkom, jak się wyraziła. I miała zaśpiewać Wiktoria Zawistowska wchodząca w skład zespołu „Chawira”. Miała. Ale nie zaśpiewała, myśląc, że Pani Włada zaśpiewa i tak powstał z mojej winy cały galimatias, a ja kacap i durny pacan nie wyjaśniłem tego w garderobie.
Kogo nie było?
Nie przyjechały Panie; prezes „Radia Lwów” Teresa Pakosz i redaktor naczelna tego radia Ania Gordijewska. Ale są usprawiedliwione, ponieważ od kilku tygodni nie wykonują nic innego, tylko układają cykl audycji o mojej poezji. Jeszcze podobno tak szybko nie skończą. Nie było również mojej szefowej Pani Bożeny Rafalskiej, redaktor naczelnej „Lwowskich Spotkań”, której logo przyjęła dzisiejsza odsłona festiwalu. Zatelefonowała do mnie i powiedziała:
„Alek nie przyjadę, bo muszę składać teksty o twojej poezji”. I jak tu nie usprawiedliwić ich nieobecności?
Gdy zapytałem redaktora Zbigniewa Ringera, autora licznych reklam prasowych naszego koncertu, czy zadowolony jest z frekwencji, pękającej w szwach Sali „Fontany”, odpowiedział: „…iż tylko wariat mógł zrezygnować”.
Faktycznie nie zauważyłem czołowych lwowskich „myszygine kiepełe”, o których opowiadał „cały Lwów”:
„LOLO WARIAT” – nostalgiczny , niechlujny osobnik, jednakowo „wywatowany” w zimie i w lecie, wyglądem wzbudzający ogólną sensację.
„WARSZAWA – WAWA” – gentelman w batiarskim kaszkiecie – proponujący napotkanym przechodniom podróż do Warszawy. Bez względu na decyzję „ruszał” truchtem naśladując lokomotywę parową – „warszawa wawa, warszawa wawa” – powtarzał rytmicznie. Dzieci oczywiście za nim biegały, a jakże, łącznie ze mną i z Adamem Macedońskim współtwórcą krakowskiego słynnego „Przekroju”.
„PROFESOR JEGIER” – stał niezmiennie w wylocie bramy przy ul. Legionów w zapomnianym już dzisiaj pasażu Hellera, od rana do wieczora . Wykrzywiał śmiesznie usta wołając: profesor Jegier, profesor Jegier, reklamując kalesony jegierowskie, równocześnie rozciągając rzekomo elastyczne nogawki śnieżno białych kalesonów. Ten akurat chyba nie był stuknięty, interes mu szedł jak się patrzy. Trwał do września 1939 roku.
„ŁUCYK” – uzdrowiciel szarlatan ubrany w długą szatę przystrojoną mosiężnymi gwiazdami i kołami, z wężem grzechotnikiem w zarękawku. Sprzedawał pigułki na wszystko, własnego wyrobu.
„BARONEK” – zubożały baron, hulaka, trochę pomylony, żyjący z jałmużny. Wystawał pod hotelem George’a i przemawiał po francusku. Podobno językiem literackim.
„DOKTOR” – stojący zawsze na placu Gołuchowskich, przemawiający do siebie po żydowsku i niemiecku.
„PROFESOR” lub „FILOZOF” – poeta, piszący na zamówienie okolicznościowe wiersze, stał z książką w ręku, zwykle na ul. Wałowej i deklamował łacińskie wiersze, lub młodzieży szkolnej odrabiał zadania z łaciny .
„DURNY IGNAŚ” – grywał na skrzypkach pod murem kamienicy na rogu ul. Kurkowej i Czarnieckiego. Zaczepiany przez batiarów okrzykiem: „Ignaś Zośka cię nie kocha”. Wołał za nimi w złości: „Idź ty beńkart magistracki!”. Wykrzyknik ten stał się popularnym, potocznym zwrotem lwowian, wyrażającym zniecierpliwienie .
„BEN HUR” – albo „BUGAJ” – na poły oryginał , na poły pomyleniec, który wyśpiewywał w kółko: „buwajty zdorowa, moja zołoteńka”.
„DODIO” – dziwak, emeryt z górnego Łyczakowa, chodził w czarnej kapocie z pasją zdzierał afisze z murów, którymi wypychał kieszenie.
„ALTESZIKER ” / stary pijak / – Żyd, szewc i pijak, tańczący po ulicach.
„DURNY JASIU” – syn przekupki z rynku. Śmiano się z jego powiedzonek: „ni kupujci barszczu u moij mamy, bo si tam szczur utopił”.
„ŚLEPA MIŃCIU” – siadywała na składanym stołeczku na Wałach Hetmańskich pod pomnikiem Sobieskiego przygrywała na harmonii i śpiewała ówczesne szlagiery np. „Śliczny gwóździki”, „Pienkny tulipani”. Zaczepiana przez uliczników wołała za nimi: „ty miglanc”!
Wszystkich tych oryginałów, dziwaków i pomyleńców lwowska ulica obejmowała nazwą „świrk” . Wyraz ” świrk ” był neologizmem lwowskim oznaczającym chorego umysłowo, wariata, pomyleńca – wywodzącym się podobno od zachowania pewnego symulanta, który chcąc się wykręcić od służby w wojsku austriackim udawał wariata ćwierkając jak świerszcz „świrk , świrk”. Od „świrka” pochodzą inne popularne we Lwowie wyrazy: świrkowaty – głupkowaty, pomylony, ześwirkować – zachowywać się jak świrk, t.j. wariat, lub po prostu świr.
Nie było również Wojtka Habeli i Franka Makucha niejednokrotnie prezentujących estradowo tych „świrkowatych”,z przyczyny prozaicznej, obaj artyści mieli występy. Franciszek śpiewał w programie operetki, a Wojtek miał występ w teatrze.
I tak nam niestety wypadł szmonces z programu. Gdy zapytałem Wojtka co zrobimy w zamian, wówczas doradził: ” Alek opowiedz dwa fajne szlagiery szmoncesowe”:
– Icek, powiedz mucha,
ny mucha,
Icuniu, powiedz mucha,
ny, mucha,
Icek ty powiedz samo mucha,
mucha, ny,
lub,
Icuniu, zjedz ciasteczko,
nie chce mi się,
Icuniu, ty zjedz czekoladkę,
nie chce mi się,
Icuniu, ty zjedz jabłuszko, mamunia bardzo prosi,
nie chce mi się,
to co ty chcesz Icuniu?
Żeby ciocię Rózię szlag trafił.
Jak ja wrócił do chałupy wieczór po śpiwaniu, oczywiście już chirny, to się rozdzwoniły telefony, jak w kuczki, czy też po kuczkach, a to stacjonarny, a to mój komórkowy, a to komórkowy mojej żony, od oficjalnych mediów i władz naczelnych Państwa i Krakowa z gratulacjami i równocześnie z przeprosinami, iż nie mogli przybyć na koncert lwowski, ponieważ przepisy Unii Europejskiej tego nie zezwalają.
Jeden galanty nawet powiedział: „ty nie bądź taki awojler jing” / odważny chłopaczek /.
Powoływali się na tak zwany paragraf rozsądku, który nie zezwala na śpiewanie batiarskich piosenek nawet po kuczkach, członkom Unii Europejskiej. Miałem nawet telefony gratulacyjne z Brukseli, ale nie powoływali się na paragraf rozsądku, jedynie na kinderską piosenkę, która ich zdaniem jest nie obyczajowa. To ja se „ftedy” rąbnął pół basa chiry i i już byłem z powrotem lordem, ale powiedziałem żonie: aus z nami.
Pocieszyła mnie małżonka mówiąc: „ ty ich bajtluj, że ci bebechy z żalu popenkaju, gdy nie będzie lwowskich festiwali i rób swoje, śpiwaj swoje, deklamuj swoje i rób za absztyfikanta, czy chabala wszystkich dziuń , możesz nawet powozić dziunie i ciumać się z nimi na oczach całej Unii Europejskiej i nawet samego prezydenta, masz moje zezwolenie, ale tylko na klawe dziunie , a gdy ci powiedzą, że są dalej festiwali, i z dziuniami fertig, to powiedz, że to chyba jakiś chatrak – hołodryga, czy czerepacha ich informował i bądź blat i mogą cię całować w kinol i nie tylko”.
Posłuchał ja żony i dzisiaj gdy zadzwonił jakiś galanty z magistratu i pytał czy to prawda, że jakiś festiwal się odbędzie w Warszawie, to żona mi wyrwała słuchawkę i powiedziała: „panie galanty od tego się pan , bo my z mężem teraz gramy w cymbergaja i ja się odgrywam, nie mam czasu i fertig”.
I zrobiła się w magistracie po tym telefonie cała hałaburda, aż bebechi z bandziocha wyłaziły, o batiarsku mowu u nas w domu, bo to nie był telefon od jakiegoś galantego, tylko zwykły czerepacha, czy hołodryga dzwonił. A festiwal się w Warszawie odbędzie jeszcze w maju 2011 i bedzie śpiwać Włada Majewska i mogą w ”Wybiórczej”, czy w innym telewizorze pocałować kwargiel, pindę, lub potyrcze.
Ale co było dalej w sali Fontany? Swoje wiersze czytała lwowianka Danuśka Jasińska-Mróz z samej Pohulanki. Publiczności bardzo podobały się wiersze miłosne Danki, bo i publiczność miłosna:
„Co to jest miłość”
„Serce moje pytam Cię,
Co to miłość nad życie?
Dwie dusze, a jedna myśl
Dwa serca, a jedno bicie”.
Danka sama wzruszona od wzruszonej publiczności dostała kwiaty, ode mnie całusy, a co, może nie wolno, z kim ta ja to si mam całować? Z magistratem? Z rezydentem, co robi za prezydenta? Brr!
Karol Wróblewski prezes fundacji Ocalenia Kultury Kresowej po kilku wierszach, czasami i moich śpiewał i ciuchrał na harmoszce jak na habala Danuśki przystało , ze swoim zespołem „Chawira” wybrane piękności lwowskie renomowanych autorów jak Mariana Hemara, czy też Emenuela Szlechtera i Henryka Warsa, jak również i te najpiękniejsze anonimowe, uliczne.
A oto ciąg dalszy tekstu otwarcia koncertu:
„… tańczy mały, tańczy wielki,
husia, siusia, husia, siusia,
je salcesun, so syrdelki,
husia, siusia, husia, sia,
wszystku si uwija żwawu
i wywija w lewu w prawu,
Felek aranżuje klawu
naszy polki husia, siusia
trarara….
Gdy muzyczka gra wesołu,
husia, siusia, husia, siusia,
wszysku tańczy, skaczy wkołu,
husia, siusia, husia, sia,
Felik Mańki wzioł pud boki,
Husia, siusia, husia, siusia,
aligancku stawia kroki
husia, siusia, husia, sia,
Naprzód w lewu, potym w prawu,
tak wywija z Mańku żwawu,
z obracanim, potruncanim,
przy ty polcy husia, siusia,
trarara”…
A ja sam w ancugu nowym jak si wkatulałem na estrady i ta to na bezhirno, to mnie Wróblewski musiał ściągać, bo nie chciałem zejść, tak mi było fajni.
Na zakończeni to mi nawyt Pani dr Lucyna Kulińska pocałowała w obydwa policzki, a pozdrowienia dla całej naszej hebry przesłał Pan dyrektor Janusz Paluch redaktor „Cracovia Leopolis”, o czym powiadamia serdecznie Państwa obsługujący całe widowisko i nie tylko.
Aleksander Szumański „GŁOS POLSKI” TORONTO
dla www.3obieg.pl
Oto podręczny słowniczek bałakania:
absztyfikant – adorator
awojler jing / szmonces / – odważny chłopaczek
bałak – gwara lwowska
bebechi – wnętrzności
bandzioch – brzuch
blatować – łagodzić – rozmowa, gadka
na bezhirno – na trzeźwo
habal – adorator
ciumać się – całować się
cymbergaj – gra
ćmaga – wódka
chatrak – konfident
chirus – pijak
czerepacha – mętny typ
dziunia klawa – ładna dziewczyna
powozić dziunię – reszta jest milczeniem
galanty – elegancki
hebra – zbieranina
chirny – pijany
chira – wódka
hajda – wynocha
handełes – handlarz
hołodryga – oberwaniec
jadaczka – gęba
juszka – rzadka zupa
jucha z kinola – krew z nosa
kacap – głupiec
kinol – nos
kwargiel – ser
kuczki – żydowskie święto
pacan – głupiec
pedały – nogi
pinda – niedorosła dziewczyna
potyrcze – pomietło
szantrapa – niechlujna kobieta
ścierka – ladacznica
śledź – krawat
myszygine kiepełe – zwariowana głowa
myszygine – wariat