Znowu odżywa w Polsce projekt bezkarnego eliminowania ludzi z ludzkiej wspólnoty.
Parę lat temu pewna sprytna jałówka uciekła rzeźnikowi spod noża. Naczelny weterynarz kraju upierał się wprawdzie przy wykonaniu wyroku, ale masowe protesty obrońców zwierząt poskutkowały. Dzielna krówka Borutka została wykupiona i żyła długo i szczęśliwie w jakimś przytulisku.
Czy wyobrażają sobie państwo jaka awantura wybuchłaby gdyby odmówiono Borutce prawa do życia pomimo, że znalazły się osoby skłonne ją uratować. Albo gdyby weterynarz upierał się przy uśpieniu chorego psa, któremu ktoś inny zaoferował opiekę. Albo wreszcie gdyby zamiast uśpić tego psa kazał mu zdychać przez dwa tygodnie z głodu i pragnienia, argumentując, że pies pozbawiony jest samoświadomości.
Terri Schiawo i Eluana Englaro miały mniej szczęścia niż ta krowa i niż pierwszy lepszy chory pies w schronisku. Pomimo, że znalazły się osoby skłonne zaopiekować się nimi do końca ich życia ( rodzice w przypadku Terri i zakonnice- Eluany) zostały obie- oczywiście dla ich własnego dobra- skazane przez sad na męczeńską śmierć, a wykonanie wyroku powierzono lekarzom. Nie poskutkowały w ich przypadku protesty. Eluana zmarła dość szybko, natomiast Terri konała przez dwa tygodnie. Zaciekłość obrońców jej własnego dobra była tak wielka, że ukarano księdza, który nie mogąc patrzeć na jej cierpienia usiłował zwilżyć jej usta.
Cywilizacja, zgodnie z zasadami, której sąd skazuje na śmierć osobę zupełnie niewinną i w której lekarz godzi się na podjęcie funkcji kata, zbliża się niebezpiecznie do granicy tak niedawno i tak groźnie przekroczonej.
Czym bowiem różnił się holokaust od innych mordów i okropieństw, których nie brakuje przecież w historii? Tym, że na mocy arbitralnie przyjętego kryterium, w majestacie prawa, wykreślono ze wspólnoty ludzkiej ( i wyjęto spod prawa właśnie) grupę ludzi zupełnie niewinnych. Obrońcy życia słusznie porównują aborcję i eutanazję do holokaustu. Terri Schiawo została wyjęta spod prawa dokładnie tak samo jak niewinne żydowskie dziecko w czasie okupacji niemieckiej, a osoby usiłujące jej pomóc, podobnie jak pod rządami faszyzmu, potraktowano jak przestępców.
Król Salomon potrafił odróżnić ducha prawa od litery prawa równie skutecznie jak matkę prawdziwą od oszustki. Salomonowym wyrokiem w przypadku Terri byłoby oddanie jej pod opiekę rodziców, a w przypadku Eluany -pod opiekę zakonnic, gdyż jej biologiczny ojciec zawiódł. W ostateczności zadano by im mniejsze cierpienia gdyby potraktowano je śmiercionośnym zastrzykiem ( czyli mówiąc bez ogródek- uśpiono jak psy). Na to nie pozwoliła jednak litera prawa.
W cywilizacji łacińskiej zawsze ważniejszy był duch prawa niż litera prawa. W cywilizacji, w której zaczyna dominować litera prawa nad duchem prawa obrażana jest prawda, sprawiedliwość i logika.
Znamy wiele przypadków, gdy niewinny człowiek nie może być uwolniony od kary, bo zawiodły odpowiednie procedury sadowe. Tak było w przypadku Polaka niesłusznie posądzonego i skazanego w Ameryce za gwałt na pasierbicy. Pomimo, że zaprzeczały temu zarówno rzekomo poszkodowana jak i jej matka i pomimo, że lekarze stwierdzili, że dziewczynka cierpi na samoistne krwawienia śluzówek dróg rodnych, skazany nie został uwolniony, bo nie dotrzymano jakiegoś terminu prekluzyjnego czy zawitego. Prawda przegrała z procedurą, duch prawa z literą prawa.
W systemie prawnym muszą istnieć terminy prekluzyjne, bo inaczej społeczeństwo nie mogłoby funkcjonować ekonomicznie. Terminy te jednak powinny dotyczyć tylko rzeczy. Nie jest dopuszczalne, żeby istota ludzka uzyskiwała ludzkie prawa na przykład po dwóch miesiącach ciąży, a przez pierwsze dwa miesiące była spod prawa wyjęta. Nawet małe dziecko jest w stanie zrozumieć, że ponieważ do każdej liczby naturalnej można dodać 1 zbiór liczb naturalnych jest nieograniczony z góry. Jeżeli prawa ludzkie przysługują płodowi dopiero po arbitralnie przyjętym terminie 60 dni ciąży, to dlaczego nie po 61dniach, jeżeli po 61 to dlaczego nie po 62 i tak ad infinitum a raczej ad finitum. Logiczną konsekwencją stosowania arbitralnie przyjętych terminów w odniesieniu do praw ludzkich, które powinny być niezbywalne i niepodzielne, jest właśnie dopuszczalność w wielu stanach Ameryki aborcji przez wywołanie porodu, niezależnie od stopnia zaawansowania ciąży. Zdarza się, że w tym samym szpitalu jednocześnie usuwany jest siedmiomiesięczny płód i rodzi się siedmiomiesięczny wcześniak. Jedno dziecko lekarze biegiem niosą do inkubatora i ratują stosując wszelkie dostępne środki medyczne- inne, jeżeli nie zabiją go w czasie porodu, dogorywa samotnie w kuble.
Lekarz, który w czasie wywołanego w celu usunięcia ciąży porodu miażdży główkę siedmiomiesięcznego dziecka, wykonuje tylko swoje obowiązki. Co więcej, może być karany za odmowę uczestnictwa w takiej procedurze.
Gdyby ten sam lekarz na prośbę kobiety zabił jej siedmiomiesięczne dziecko w domu, zostałby skazany za morderstwo- być może na dożywocie. Czy takie stosowanie prawa nie obraża logiki i samego prawa?
Zarówno ojciec Eluany jak i mąż Terri twierdzili, że żądają skazania ich na śmierć dla ich własnego dobra. Działanie w imię czyjegoś dobra, szczególnie, gdy osoba zainteresowana nie może wyrazić swego zdania, zostało chyba w historii wystarczająco skompromitowane. Jest przejawem fanatyzmu lub cynizmu. Najczęściej jednak fanatyzm- świadomie lub nie- jest na usługach cynizmu.
Ojciec Eluany należy raczej do fanatyków niż cyników. Nie skorzystał z możliwości przekazania opieki nad córką zakonnicom, więc być może naprawdę nie mógł znieść jej życia w stanie, który odbierał jako poniżający. Już sama nieostrość podobnych kategorii powinna jednak budzić niepokój. I fakt, że nikt nie mógł zapytać Eluany, czy śmierć głodową uważa za swoje dobro. Najważniejsze jest jednak, że te precedensowe wyroki otwierają bramę cynikom, którzy będą pozbywać się niewygodnych członków rodziny w imię troski o jakość ich życia. I politykom, którzy w ten sposób będą zmniejszać koszty opieki zdrowotnej nad społeczeństwem.
Kiedy w latach 40-tych ludzie dowiadywali się, że hitlerowskie władze mordują upośledzone dzieci i chorych psychicznie, wiele osób znajdowało racje ( na przykład eugeniczne ) dla takiego postępowania, a większość żyła w złudnym przeświadczeniu, że ich to w najmniejszym stopniu nie dotyczy. Wkrótce przekonali się, że nie mieli racji. Nie rozumieli, że system, który zacznie wykreślać ludzi z ludzkiej wspólnoty nigdy tego nie zakończy. Że po upośledzonych przyjdzie czas na Żydów, Cyganów, Polaków, rudych, łysych a może źle ubranych.
Znowu odżywa w Polsce projekt bezkarnego eliminowania ludzi z ludzkiej wspólnoty.