Bez kategorii
Like

TAJNA AGENCJA SPRAW ZAGRANICZNYCH

05/09/2012
465 Wyświetlenia
0 Komentarze
15 minut czytania
no-cover

W konsulacie polskim w Łucku handlowano wizami. Sprzedawano je również prostytutkom uprawiając sutenerstwo

0


 

 

          

 Aleksander Szumański

Korespondencja ze Lwowa  

 

TAJNA AGENCJA SPRAW ZAGRANICZNYCH

 

 Nie ja wymyśliłem tytuł tego tekstu. Tytuł wymyślił się sam.

 

W ślad za istniejącym wstydem Ministerstwa Spraw Zagranicznych red. Włodzimierz Knap „Dziennik Polski” podjął temat.

 

To oznacza, że co jedenasty aktywny dzisiaj dyplomata III RP, który pracuje poza granicami Polski współpracował z cywilnymi bądź wojskowymi (WSI) służbami PRL. W owej grupie jest siedmiu ambasadorów lub konsulów, a więc osób stojących na czele polskich placówek dyplomatycznych.

 

Który z nich handlował polskim wizami w Łucku,  czy we Lwowie? Który z nich zajmował się sutenerstwem, skoro tak łatwo ukraińskie prostytutki pracują w Polsce, Danii, Hiszpanii, czy w Niemczech?

 

Oto jest pytanie. Z rozbrajająca szczerością dane o dyplomatach umoczonych w służby peerelowskie podała Grażyna Bernatowicz wiceminister spraw zagranicznych, zapewne zmuszona wstydem zmieszanym z farbą, która już nie chce puścić z emblematu – „dorżnąć watahę” Ministra Spraw Zagranicznych.

 

„Gazeta Polska” 1 sierpnia 2012 w tytule „Esbecka szajka pod okiem Sikorskiego” podaje:

 

„…wizy Schengen do Francji, Danii, czy Niemiec dostawały osoby trudniące się nierządem, objęte zakazem wjazdu do tych krajów. Obywatele ukraińscy byli zmuszani do płacenia haraczu za załatwienie wiz. Przez granicę przewożono nielegalnie dzieci…w konsulacie RP w Łucku na Ukrainie działała szajka kierowana przez byłych esbeków, a osłaniana przez polskie służby specjalne…dotarliśmy do Ukrainki, która starała się o wizę legalnie, ale zmuszono ją do zapłacenia haraczu…funkcjonariusz BOR poinformował mnie…że moje zaproszenie nic nie znaczy i że na tej podstawie wizy nie dostanę… ze wskazaniem do „pani Ludy”. Poszłam tam….rozmowę ze mną zaczęto od kwoty 400 – 500 euro…”

 

„… w nocy przygotowują dokumenty, znoszą do zaufanych ludzi w konkretnych okienkach. Nie tylko wizami handlują. Karty Polaka też sprzedają za 700 euro. Można spotkać ogłoszenia na mieście i na Fecebooku. Za łapówki załatwiają też wizy (na podstawie fikcyjnych zaproszeń). Konsulat raj dla prostytutek…”.

 

Proceder trwał pod okiem konsula Sylwestra Szostaka nadzorującego wydawanie wiz w konsulacie(„Gazeta Polska” 8 sierpnia 2012).

 

 

Bernatowicz poinformowała, że obecnie z osób pracujących w polskiej dyplomacji ok. 60% podlega lustracji.

 

Dlaczego 60% polskich dyplomatów nie zostało zlustrowanych przed objęciem służby- Bernatowicz nie poinformowała polskiej i światowej opinii publicznej.

 

Fakt zatrudnienia w polskiej dyplomacji współpracowników peerelowskiej Służby Bezpieczeństwa został ujawniony w czasie posiedzenia sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. O przedstawienie informacji dotyczących obecnego stanu zatrudnienia w MSZ funkcjonariuszy i tajnych współpracowników komunistycznych służb specjalnych wystąpili w czasie posiedzenia komisji posłowie Prawa i Sprawiedliwości.

 

Minister Grażyna Bernatowicz usiłowała przekonywać członków komisji, że o zatrudnieniu w polskiej dyplomacji przede wszystkim decydujące znaczenie mają kwalifikacje. W czasie swojego wystąpienia Bernatowicz nie sprecyzowała o jakie kwalifikacje chodzi. Czy wyłącznie moralne?

 

Członkowie komisji dowiedzieli się od Bernatowicz, iż polityka personalna w MSZ jest realizowana zgodnie z prawem oraz zasadami zarządzania zasobami ludzkimi, gdzie najważniejszym kryterium jest posiadanie właściwych kompetencji merytorycznych.

 

Zachodzi pytanie, czy  współpraca z komunistycznym wywiadem, lub sutenerstwo, to wystarczające kwalifikacje dyplomatyczne w Ministerstwie Spraw Zagranicznych?

 

Dyplomaci umocowani dla handlu wizami przeznaczonymi dla ukraińskich prostytutek uprawiali sutenerstwo – czerpanie korzyści majątkowych z uprawiania prostytucji przez inną osobę.

 

Zwykle jest to powiązane ze stręczycielstwem (nakłanianiem do uprawiania prostytucji) i kuplerstwem (ułatwianiem uprawiania prostytucji), a czasami z innymi przestępstwami, jak handel ludźmi oraz stosowanie gróźb i przemocy wobec prostytutek. Oprócz indywidualnych sutenerów, jest to jedno z pól działalności, którą zajmują się zorganizowane grupy przestępcze.

 

W Polsce sutenerstwo (podobnie jak stręczycielstwo i kuplerstwo) jest przestępstwem, opisanym w art. 204 § 2 Kodeksu karnego, zagrożonym karą do 3 lat pozbawienia wolności (lub karą do 10 lat, jeśli osoba prostytuująca się jest małoletnia). Jest to również przestępstwo w wielu krajach świata.

 

Przestępcy trudniący się sutenerstwem nazywani są sutenerami, lub potocznie alfonsami. To ostatnie określenie pochodzi od głównego bohatera wydanej w 1873 r. powieści Aleksandra Dumasa (syna) pt. Monsieur Alphonse, który trudnił się tym procederem. Wcześniej sutenerów w slangu przestępczym określano słowem "luj", co z kolei pochodziło od francuskiej wersji imienia Ludwik (Louis).

 

Bernatowicz zwróciła uwagę, że żaden z przepisów prawa nie nakazuje pracodawcy zwolnienia, lub niezatrudnienia pracowników, którzy złożyli zgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne. Przekonywała, że usuwanie ze służby zagranicznej osób, które przyznały się w swoich oświadczeniach do współpracy jest trudne z prawnego punktu widzenia.

 

Dr hab. Krzysztof Szczerski, były wiceminister spraw zagranicznych, wicedyrektor Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego nie jest zaskoczony liczbą podanych przez Bernatowicz tajnych współpracowników, która potwierdziła jego opinię o polityce personalnej ministra Radosława Sikorskiego, kierującego się zasadą utrzymania status quo na kierowniczych stanowiskach w swoim resorcie. Minister Sikorski preferuje ludzi o rodowodzie PRL-owskim, choć sam mieni się najgorętszym przeciwnikiem komunizmu.

 

Krzysztof Szczerski uważa, że osoby które były zaangażowane po stronie państwa komunistycznego nie powinny dzisiaj pracować w dyplomacji III RP. Tacy ludzie służyli temu, aby Polska była państwem zniewolonym przez Związek Sowiecki, krajem zacofanym pod każdym względem. Jego zdaniem ludzi związanych z PRL-owskimi służbami specjalnymi, a zatrudnionych obecnie w MSZ, z uwagi na ich oddanie władzom komunistycznym nie należy traktować dzisiaj jak normalnych urzędników. Tymczasem w MSZ, na czele którego stoi Radosław Sikorski, takie osoby są nie tylko tolerowane, ale wręcz preferowane – a od upadku komunizmu minęło prawie ćwierć wieku – mówi Krzysztof Szczerski.

 

Natomiast Bernatowicz przekonuje, że osoby które były współpracownikami peerelowskich służb bezpieczeństwa, a teraz zajmują wysokie stanowiska państwowe w polskiej dyplomacji to profesjonaliści, których nie można dyskryminować i przez długi okres życia poświadczyli oddanie temu krajowi, który dzisiaj mamy!

 

Tymczasem „Gazeta Polska Codziennie”, w tytule red. Doroty Kani i red. Tadeusza Święchowicza „Służby PRL-u w aferze Amber Gold”, podaje:

 

„Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego sprawdza powiązania biznesowe i towarzyskie Marcina. P prezesa Amber Gold. Wśród nich pojawia się nazwisko Mariusza Olecha, który w czasach PRL-u przemycał złoto z Polski do RFN-u. Z dokumentów do których dotarła „Gazeta Polska”, wynika, że Olech był chroniony przez gdańską prokuraturę, a jego interesy w RFN-ie były nadzorowane przez Departament I MSW (wywiad cywilny PRL-u) i II zarząd Sztabu Generalnego

(wywiad wojskowy PRL-u).

 

Mariusz Olech współfinansował niektóre przedsięwzięcia Kongresu Liberalno-Demokratycznego; do dziś jest zaprzyjaźniony z wywodzącymi się z Gdańska czołowymi politykami Platformy Obywatelskiej. Jednym ze znajomych Olecha był m.in. senator KLD Andrzej Rzeźniczak, który w 1989 roku założył prywatną Agencję Lokacyjną – w rzeczywistości była ona piramidą finansową ochranianą przez służby specjalne PRL-u. Skazany w 2004 roku na karę więzienia, ukrywał się przez sześć lat – został zatrzymany w 2010 roku. Przewieziony do aresztu śledczego w Chojnicach zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach. Kierownictwo aresztu jako oficjalną przyczynę zgonu podało zatrzymanie akcji serca.

 

Mariusz Olech zaprzecza by znał się z Marcinem P. ale z naszych ustaleń wynika, że zarówno w jego przedsięwzięciach, jak i w Amber Gold pojawiają się ci sami ludzie, którzy wywodzą się ze służb specjalnych PRL-u”.

 

W przedsięwzięciach Mariusza Olecha oraz Amber Gold pojawiają się ci sami ludzie, którzy wywodzą się ze służb specjalnych PRL-u. Czy byli funkcjonariusze cywilnych i wojskowych służb specjalnych chronili Marcina P. i partycypowali w jego interesie? To właśnie m.in. sprawdza gdańska prokuratura i Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

 

Wiadomo, że Marcin P. trzykrotnie przebywał w areszcie: w 2004 r . spędził w nim 4 miesiące, w 2007 r. – miesiąc. W roku 2009 od 7 kwietnia do 4 czerwca przebywał w zakładzie karnym. Potwierdził to nam oficer prasowy Aresztu Śledczego w Słupsku Sławomir Maler. Marcin P. przez cały czas karę odbywał w zakładzie typu półotwartego w Ustce. Trafił tam w ramach kary zastępczej – otrzymał 75 dni za niezapłacenie grzywny. O możliwości odbywania kary więzienia w zakładzie półotwartym decyduje komisja penitencjarna. Pozwoliła ona Marcinowi P. skorzystać z tego przywileju. Marcin P. trafił w 2009 r. do aresztu śledczego w Słupsku, ale skierowano go nad samo morze do Oddziału zewnętrznego w Ustce. Niektórzy osadzeni za dobre sprawowanie mogą pracować na zewnątrz aresztu w ramach resocjalizacji. Marcin P. pracował w ośrodku Doskonalenia Kadr Służby Więziennej, który pełnił też funkcję domu wczasowego. Mieszkańcy Ustki nazywali ten ośrodek zwyczajnym „Posejdonem”. W trzykondygnacyjnym budynku było ponad 200 miejsc noclegowych i sala konferencyjna. W skład kompleksu wchodziły też domki kempingowe. Poza działalnością szkoleniową ośrodek prowadził również działania komercyjne, przyjmując latem wczasowiczów i kolonistów. Jak dowiedzieliśmy się w tym Ośrodku, Marcin P. pracował tam jako asystent animatora kulturalno – oświatowego, zajmując się pracami fizycznymi i porządkowymi, sprzątał pomieszczenia, zmywał ubikacje, pomagał przygotowywać imprezy, przenosił stoły, przygotowywał ogniska etc. – Normalnie sprzątał, zasuwał jak każdy inny osadzony. Niczym szczególnym się nie wyróżniał – powiedział nam pracownik ośrodka pragnący zachować anonimowość.

 

Marcin P. podczas pracy w ośrodku w Ustce nie sprawiał ponoć żadnych kłopotów i miał dobrą opinię. Za swoją prace otrzymywał nawet wynagrodzenie w wysokości 572 zł i 89 gr. I były to jedyne pieniądze jakie wykazał w deklaracji podatkowej za 2009 rok. Marcin P. nie odsiedział całego zasądzonego wyroku. Wyszedł z zakładu karnego na mocy decyzji sądu okręgowego, który zgodził się na przerwę w odbywaniu kary. Potem dzięki Amber Gold stał się milionerem”.

 

 

 

 

 

0

Aleszuma http://aleksanderszumanski.pl

Po prostu zwykly czlowiek

1422 publikacje
7 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758