„O lustrację sprzeczałem się niegdyś z Tuskiem przez wiele wieczorów. Ten skądinąd inteligentny człowiek stale zachowywał się jak człowiek impregnowany na argumenty – nie znajdował żadnych rozumnych kontrargumentów, ale upierał się przy swoim…”
„Platforma Obywatelska powstawała jako partia przedsiębiorców o konserwatywnych poglądach. Jednak z czołówki Platformy dość szybko usunięto polityków z konserwatywnego skrzydła, którzy w początkowym okresie byli twarzami tej partii: Jana Marię Rokitę, Artura Balazsa, Zytę Gilowską i Macieja Płażyńskiego. Tymczasem przez lata nie eksponowano informacji, że w proces utworzenia partii angażował się także Gromosław Czempiński, wieloletni funkcjonariusz komunistycznych służb specjalnych, a po 1990 r. jeden z szefów UOP.
Platformę utworzono wkrótce po wyborach prezydenckich w 2000 r., w których startował Andrzej Olechowski. W styczniu 2001 r. w gdańskiej Hali Olivii odbył się zjazd założycielski nowej formacji. Inicjatorami byli Donald Tusk, Maciej Płażyński oraz Andrzej Olechowski, którzy od tego wspólnego występu nazywani byli "trzema tenorami".
Czasy afera łów
Niewątpliwie wpływ na powstanie PO miały wewnętrzne pęknięcia w Unii Wolności. Grupa skupiona wokół Donalda Tuska, czyli działacze wywodzący się z dawnego Kongresu Liberalno-Demokratycznego, została wykluczona z władz UW podczas zjazdu partii w 2000 r. przez Bronisława Geremka i Tadeusza Mazowieckiego. Tusk przegrał w grudniu 2000 r. wybory na przewodniczącego UW.
Jednocześnie podobny proces zaistniał w Akcji Wyborczej Solidarność. Maciej Płażyński oraz politycy Stronnictwa Konserwatywno-Liberalnego, skupieni wokół Jana Rokity, Artura Balazsa i Bronisława Komorowskiego, byli w tym ugrupowaniu marginalizowani przez grupę "związkową", czyli Ruch Społeczny AWS.
Następował systematyczny przepływ działaczy UW i AWS do PO. Duży wpływ na sukces PO miał Sławomir Nowak, który jako ówczesny lider młodzieżówki UW "Młodzi Demokraci" wyprowadził ją w 2001 r. do PO. Członkami Platformy zostali m.in. Janusz Lewandowski, Grzegorz Schetyna, Adam Szejnfeld, Iwona Śledzińska-Katarasińska, Paweł Graś, Bronisław Komorowski, Konstanty Miodowicz, Aleksander Grad oraz Marek Biernacki, Jerzy Buzek itd.
Dzięki tym partyjnym przetasowaniom, zmianie nazwy i powstaniu nowej liberalnej formacji w społecznej świadomości zatarła się zła fama o środowisku KLD i okresie rządów premiera Jana Krzysztofa Bieleckiego, jednego z ówczesnych liderów KLD. Na tę etykietę zasłużyli na początku lat 90., w okresie rządów premiera Jana Krzysztofa Bieleckiego, jednego z przedstawicieli KLD. Partia ta była politycznym matecznikiem Donalda Tuska i dużej części kierownictwa PO. Jej członkami byli gdańscy opozycjoniści z najmłodszego pokolenia stanu wojennego, ale również dorabiający się po 1989 r. przedsiębiorcy, lobbyści, ekonomiści, zwolennicy szybkiej i bezwarunkowej prywatyzacji majątku narodowego.
W tym okresie dochodziło do wielu afer, przejmowania państwowych zakładów za bezcen lub otrzymywania po znajomości lukratywnych kontraktów. W społecznym odbiorze symbolami tych nieprawidłowości byli właśnie liberałowie. Na początku lat 90. pojawiła się nawet potoczna nazwa "liberałowie-aferałowie". Władze nie reagowały wtedy należycie na afery gospodarcze, które stały się źródłem wielu fortun powstającej elity finansowej. Hasło: "Pierwszy milion trzeba ukraść", stawało się przepustką do elity finansowej.
Z tych lat wywodzą się związki przyszłych liderów PO z ludźmi biznesu, zresztą wielu lokalnych szefów Platformy pochodziło z tego środowiska. Przykładem jest choćby Mirosław Drzewiecki, wieloletni szef łódzkich struktur liberałów. Grupy biznesowe z początku lat 90. stały się naturalnym zapleczem Platformy, z drugiej strony jej politycy starali się wspierać je, nawet w sytuacjach niezręcznych, rodzących wątpliwości dla wyborców. Nawet Donald Tusk musiał się tłumaczyć z takich znajomości. Kilka lat temu w czasie jednej z kampanii wyborczych "Życie Warszawy" ujawniło, że w 2001 r. Donald Tusk poręczył za Andrzeja M. i jego współpracownicę Izabelę S. Byli oni zamieszani, obok czterech innych osób, w działania na szkodę Zakładów Mięsnych w Kościerzynie. Według prokuratury, na skutek działania podejrzanych zakłady straciły około 6 milionów złotych. W 2002 r. do gdańskiego sądu trafił akt oskarżenia w tej sprawie. Tusk wyjaśniał po artykule "ŻW", że rzeczywiście poręczył za przebywającego wówczas od sześciu miesięcy w areszcie Andrzeja M., iż ten po wyjściu na wolność będzie stawiał się na rozprawy w sądzie, natomiast poręczenie to w żadnym stopniu nie rozstrzygało, czy jest on winny stawianych mu zarzutów. Szef PO tłumaczył, że poznał Andrzeja M. w czasie stanu wojennego, a w latach 90. był on szefem publikującej książki Tuska drukarni w Gdańsku (za: http://wybory2005.interia.pl/aktualnosci/news?inf=672750).
Czempiński – czwarty tenor
Kolejnym impulsem do stworzenia w 2001 r. partii "trzech tenorów" był dobry wynik Andrzeja Olechowskiego w wyborach prezydenckich. Taka wersja genezy PO obowiązywała oficjalnie prawie przez ostatnią dekadę.
Tymczasem ten nieskazitelny "mit założycielski" Platformy zburzył dwa lata temu Gromosław Czempiński, wieloletni funkcjonariusz komunistycznej PRL, po 1989 r. jeden z szefów UOP, a potem biznesmen i zakulisowy gracz, jak sam to ujawnił, na scenie politycznej. Z tego powodu warto przypomnieć postać Czempińskiego. Do komunistycznych służb specjalnych wstąpił on na początku lat 70. ubiegłego wieku. Po ukończeniu szkoły wywiadu rozpoczął pracę "pod przykryciem" w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. W 1975 r. został wicekonsulem w Konsulacie Generalnym PRL w Chicago, ale faktycznie był rezydentem wywiadu cywilnego PRL, przyjął kryptonim operacyjny "Roy". Doktor Sławomir Cenckiewicz w "Rz" z 17 lipca 2009 r. stwierdził, że szpiegował Amerykanów, polskich emigrantów, Polonię i Kościół katolicki. Czempiński dokonał charakterystyki ks. kard. Karola Wojtyły, który w sierpniu 1976 r. odwiedził Stany Zjednoczone. W meldunku do centrali zwracał uwagę na "rewizjonistyczną" wypowiedź Wojtyły, który podczas kilku spotkań z Polonusami miał "wyrazić duchowe braterstwo z walką Polonii o odzyskanie Ziem Wschodnich z Wilnem i Lwowem". Według niego, arcybiskup krakowski powiedział, że "naród polski nie zrezygnował ze swych historycznych granic wschodnich. (…) Dlatego z dużą satysfakcją obserwujemy wasze działania w tym kierunku. (…) Naród polski przekazuje wam swe duchowe braterstwo w walce o odzyskanie Wilna i Lwowa". Czempiński wskazywał również na opinie przyszłego Ojca Świętego, że "Polonia na całym świecie jest częścią substancji narodu i społeczeństwa polskiego". Negatywnie oceniał, że kardynał Wojtyła "wyraźnie zawęził tutaj pojęcie narodu polskiego tylko do tej części, która jest skupiona wokół episkopatu polskiego".
Po zdekonspirowaniu został wydalony z USA, wrócił na kilka lat do Polski, ale już w 1982 r. ponownie wyjechał za granicę, tym razem jako I sekretarz Stałego Przedstawicielstwa PRL przy Biurze ONZ w Genewie. Przyjął kryptonim operacyjny "Aca", do lipca 1987 r. kierował genewską rezydenturą wywiadowczą. Zbierał informacje na temat sankcji ekonomicznych nałożonych na PRL, możliwości przyjęcia PRL do Międzynarodowego Funduszu Walutowego, uznania przez Międzynarodową Organizację Pracy reżimowych związków zawodowych, przedstawicielstw i delegacji amerykańskich oraz działalności Stolicy Apostolskiej, zwłaszcza polityki wschodniej Watykanu. W lipcu 1987 r. został odwołany z Genewy. Po 1990 r. pełnił wiele funkcji kierowniczych w UOP, był nawet jego szefem. Po odejściu z UOP rozpoczął działalność gospodarczą, założył firmę Doradztwo GC. Zawierał kontrakty z najważniejszymi firmami w Polsce, zasiadał we władzach wielu spółek, doradzał najbogatszym.
Szpieg z PRL założycielem PO?
Wielkim zaskoczeniem dla opinii publicznej było ujawnienie przez Czempińskiego, że uczestniczył w tworzeniu Platformy Obywatelskiej. Na związki niektórych założycieli PO ze służbami specjalnymi wskazywano już od samego początku, np. Ludwik Dorn w tygodniku "Nowe Państwo" (z 2.03.2001 r.) napisał: "Platforma Obywatelska nie jest wyłącznie ekspozyturą "jedynki" [tzn. wywiadu cywilnego PRL – PB], ale w rękach realnej grupy kierowniczej stanowi użyteczne, w dużym stopniu kontrolowane narzędzie realizacji jej ekonomicznych interesów".
Nie było także tajemnicą, że Olechowski współpracował z wywiadem PRL jako kontakt operacyjny Wydziału X Departamentu I MSW o pseudonimie "Must", funkcjonariuszem tego samego pionu był również Czempiński. Obaj poznali się zresztą w latach 70. W 1972 r. Olechowski został zarejestrowany jako współpracownik wywiadu. I Departament MSW SB najpierw wysłał go do biura UNCTAD (United Nations Conference on Trade and Development) w Genewie, w Szwajcarii przebywał również w latach 80., tak jak Czempiński, z którym był silnie związany.
To właśnie Czempiński, dopiero po kilku latach, ujawnił, że miał bezpośredni udział w zakładaniu PO. W lipcu 2009 r. w kilku wywiadach poinformował, że był osobą, która dała początek Platformie. Według niego, partia ta powstała dzięki rozmowom z politykami i długiemu przekonywaniu ich, że teraz jest czas i miejsce na powstanie partii. W rozmowie w "Polsat News" z 3 lipca 2009 r. Czempiński mówił m.in.: "Miałem dość duży udział w tym, że powstała Platforma, mogę powiedzieć, że odbyłem wtedy olbrzymią liczbę rozmów, a przede wszystkim musiałem przekonać Olechowskiego i Piskorskiego do pewnej koncepcji, którą później oni świetnie realizowali". Również kolejne odpowiedzi Czempińskiego były zaskakujące. Stwierdził mianowicie, że to wybór Geremka na szefa UW był impulsem do tworzenia PO, ponieważ "wypalała się" UW: "Odbyłem ogromną liczbę rozmów w tym zakresie z członkami Unii Wolności, uważałem, że UW przeżywa kryzys i wybór Geremka przesądza o kryzysie w tej partii. I to był najlepszy moment, by powstała nowa partia".
Natomiast na pytanie dziennikarki o rolę Donalda Tuska w tworzeniu PO: "To nie on zakładał? Wszyscy myślą, że to on", Czempiński odpowiedział: "Z Tuskiem także rozmawiałem, to był ten jeden z trzech, jeszcze Płażyński, też trzeba pamiętać".
Ówczesną wypowiedź Czempińskiego należy traktować jako swoiste jego wotum nieufności dla rządu Tuska. Skrytykował jego rząd i jednocześnie pochwalił próbę odbudowy Stronnictwa Demokratycznego przeprowadzaną przez Pawła Piskorskiego i Olechowskiego.
Była to więc kolejna próba Czempińskiego stworzenia nowego bytu politycznego: "Wielu ludzi szuka alternatywy dla tych partii, jakie są, szuka, gdzie się pomieścić, rozczarowanych jest rządami, rozczarowanych jest, że nie znaleźli uznania w różnego rodzaju nominacjach co do funkcjonowania w życiu politycznym czy gospodarczym. Więc tych ludzi rozczarowanych rządami pana premiera Tuska się na pewno sporo znajdzie".
W kolejnych wypowiedziach Czempiński łagodził swoją relację o powstawaniu PO. Jednak Olechowski w rozmowie z "GP" nie zaprzeczył, że w okresie tworzenia Platformy rozmawiał na temat nowej partii z Czempińskim: "Rozmawiałem z gen. Czempińskim o nowo tworzonej formacji". Inaczej jednak przedstawiał tamte rozmowy: "Ta konkretna formacja narodziła się w efekcie rozmowy, jaką odbyłem z Donaldem Tuskiem w obecności Jana Krzysztofa Bieleckiego i Pawła Piskorskiego. Za początek Platformy można uznać moment, gdy pojawiła się wiarygodna sugestia, iż wśród jej inicjatorów znajdzie się Maciej Płażyński" (za: http://www.rp.pl/artykul/16,331390-Olechowski-rozmawialem-z-Czempinskim-o-PO-.html).
Osobą, która zaprzeczyła, że Czempiński stał za powstaniem PO, był Maciej Płażyński, jednak był on pierwszym ważniejszym politykiem Platformy, który został odsunięty z szefostwa partii. Wypowiedź Czempińskiego została przez Platformę zmarginalizowana.
Znamienny jest również fakt, że nikt z kierownictwa PO nie podjął merytorycznej polemiki z Czempińskim, tak jakby zapadła decyzja, żeby nie wspominać o wstydliwym momencie utworzenia tej partii.
Tajemniczy biznesmen
W kontekście rewelacji Czempińskiego o procesie tworzenia Platformy innego znaczenia nabierają informacje o tajemniczych związkach i zapleczu rodem ze służb specjalnych. W maju 2008 r. Krzysztof Wyszkowski – dawny gdański opozycjonista, działacz WZZ, prywatnie znajomy liberałów – zamieścił na swoim blogu tekst, w którym opisał związki, jakie łączyły Wiktora K. z liberałami z KLD. Ze względu na wagę tej informacji warto przytoczyć obszerniejszy cytat z tekstu współzałożyciela WZZ:
"O lustrację sprzeczałem się niegdyś z Tuskiem przez wiele wieczorów. Ten skądinąd inteligentny człowiek stale zachowywał się jak człowiek impregnowany na argumenty – nie znajdował żadnych rozumnych kontrargumentów, ale upierał się przy swoim. Wówczas mnie to tylko irytowało, ale teraz, po 17 latach obserwacji działań "machera z zaplecza" (tytuł wywiadu z Tuskiem w "Gazecie Gdańskiej" z 1991 r.), jego roli w "nocnej zmianie", sposobie budowania KLD i PO, a szczególnie po ujawnieniu raportu o likwidacji WSI, nasuwa mi się inne wytłumaczenie. (…) Dzisiaj wydaje mi się, że Tusk bardzo wcześnie zorientował się w roli tajnych służb w "transformacji" PRL w III RP i, co odróżniałoby go od większości ludzi "Solidarności", którzy za głównego animatora "transformacji" uważali SB, dostrzegł fundamentalną rolę WSW/WSI. Przypuszczenie to wyprowadzam m.in. z bardzo bliskich stosunków, nawet przyjaźni, jaką nawiązał wówczas z Wiktorem K., wybitnym agentem WSW.
Ten bliski współpracownik Grzegorza Żemka, znanego jako "mózg" afery FOZZ, w latach 80. zajmował się nielegalnym transferem z Zachodu urządzeń elektronicznych objętych zakazem eksportu do krajów komunistycznych. W tym czasie zwerbowano do biernej współpracy przy odbiorze oficjalnie prywatnych paczek z żywnością, w których ukrywano np. układy scalone, liczną grupę osób, które następnie znalazły się w elicie polityczno-kulturowej III RP. Część z tych ludzi przyczyniła się do sukcesu KLD.
W 1989 r. K. objawił się jako ktoś zupełnie inny – biznesmen zainteresowany wspieraniem środowisk politycznych. Ofiarowywał swą pomoc np. śp. Michałowi Falzmannowi, działaczowi "Solidarności" i członkowi redakcji pisma "CDN – Głos Wolnego Robotnika".
Falzmann wyczuł, z kim ma do czynienia, i odrzucił propozycję. Tusk, który albo tego nie wyczuł, albo mu to nie przeszkadzało, przyjął pomoc. Za objaw zawarcia kontraktu można zapewne przyjąć moment, w którym "Przegląd Polityczny", z wydawanego metodami podziemnymi brudzącego palce biuletynu, przeobraził się w eleganckie pismo drukowane na kredowym papierze, a KLD wprowadził się do nowych biur, do których wniesiono nowiutkie czarne meble.
Współpraca rozwijała się znakomicie – Tusk organizował spotkania KLD w zajmującym całe piętro biurze K. w Hotelu Marriott, a K. w fotelu pełnomocnika ministra prywatyzacji. Firma B., której WSW używało do operacji na Zachodzie, cieszyła się pełnym zaufaniem Tuska.
Szkopuł w tym, że WSW nie była służbą suwerenną, a tylko oddziałem GRU, czyli sowieckiego wywiadu wojskowego. Co wiedzieli agenci WSW/WSI, wiedzieli również Rosjanie. Trzymanie pieczy nad młodymi talentami politycznymi, które w rekordowo szybkim tempie znalazły się w elicie władzy III RP, z pewnością było zadaniem, którego nie zlekceważyli. (…) Tusk ujawnił, że kiedyś sporo pił i palił marihuanę. To zaskakująco niewiele na tak bogaty życiorys, jaki stał się jego dorobkiem. Mam poczucie, że premier Donald Tusk powinien go uzupełnić odpowiedziami na wiele innych pytań. Na przykład takich: Jakich swoich ludzi K. wprowadził do środowiska liberałów? Jakie korzyści otrzymał od K.? W jaki sposób przeprowadzano rozliczenia? Czy firma B. finansowała wydatki partyjne i czy łożyła również na prywatne potrzeby działaczy? W jaki sposób zmieniła się osobista sytuacja finansowo-mieszkaniowa działaczy KLD po pojawieniu się K.? Jest jeszcze bardzo wiele innych ważnych pytań, ale, skoro życiorysy mają być w pełni jawne, premiera będzie chyba stać na napisanie nowego życiorysu. Tym razem prawdziwego. W wywiadzie dla "Newsweeka" Tusk oburzał się na hipokryzję Clintona, który twierdził, że palił marihuanę, ale się nie zaciągał. Teraz okaże się, czy Tusk się zaciągał, czy może K. wcale nie znał, służbami specjalnymi się nie interesuje, WSI go nic nie obchodzi, a w ogóle on jest od miłości" – kończył swój tekst Krzysztof Wyszkowski (cytat za: http://www.wyszkowski.com.pl/index.php?option=com_k2&view=item&id=327:czego-boi-si%C4%99-donald-tusk?&Itemid=94).
Po publikacji tego tekstu zaległa niezrozumiała cisza…
Donald Tusk nie pozwał jego autora do sądu, nie zdementował również tych informacji, jak i nie podjął, tak jak w przypadku rewelacji Czempińskiego, merytorycznej polemiki z Krzysztofem Wyszkowskim. Podobną milczącą postawę prezentowali inni politycy PO. Identyczna była reakcja liberałów na Raport z weryfikacji WSI Antoniego Macierewicza, w którym opisano powiązania tego przedsiębiorcy (strony 18-20 raportu).
Problemy te nie doczekały się odpowiedzi ze strony liberalnych polityków, podobnie jak kulisy utworzenia Platformy Obywatelskiej. Należy się jedynie dziwić, że przez cztery lata rządów szefowie PO nie znaleźli czasu i nie wypowiedzieli się na temat tych zaskakujących spraw, i pozostawili wiele pytań bez odpowiedzi."
Piotr Bączek
politolog, publicysta
Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 10-11 września 2011, Nr 211 (4142)
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110910&typ=my&id=my08.txt