Bez kategorii
Like

Szukając metki Producenta

03/11/2011
486 Wyświetlenia
0 Komentarze
41 minut czytania
no-cover

Refleksje nad koncepcją Inteligentnego Projektu

0


 

Zapewne każdy zgodzi się ze stwierdzeniem, że celem nauki powinno być poszukiwanie prawdy o świecie. Lecz co to znaczy konkretnie, różnie już jest postrzegane. Piłat pytał Chrystusa „co to jest prawda?” Dziś, w dobie różnej maści relatywizmów modnie jest utrzymywać, że „każdy ma swoją prawdę”, „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia” etc. Czasem myślę sobie, że gdyby Einstein przewidział jak dalece rozpleni się idea względności, dałby sobie spokój z relatywizmem i do końca swych dni stawiałby stemple na dokumentach w biurze patentowym.
W zależności od bieżącej sytuacji wahadło w nauce (żeby było jasne – mam na myśli nauki przyrodnicze) wędruje sobie od pesymizmu do optymizmu poznawczego i z powrotem. Ostatnie apogeum tego optymizmu przypadło na koniec XIX wieku, kiedy to zadowoleni z siebie uczeni byli przekonani, że gmach poznania jest na ukończeniu (szerzej piszę o tym w eseju „Dwie wieże na zgliszczach”). Potem dostali od Konstruktora prztyczka w nos i wahadło gwałtownie odbiło w drugą stronę (gdzie się dziś znajduje, trudno wyrokować, ale niechybnie zmierza w kierunku apogeum pesymizmu poznawczego).
Wraz z optymizmem przychodzi hardość i zadufanie, a z nimi hegemonia empirii i umocnienie w przeświadczeniu, że „człowiek to brzmi dumnie”. Pesymizm z kolei przynosi ciągotki w kierunku okultyzmu, spirytualizmu, mistycyzmu i umocnienie w przeświadczeniu, że  „człowiek to puch marny”.
 
Dyktatura naturalizmu
To było z przymrużeniem oka. Mówiąc serio, w nauce nie ma miejsca na dyktat. W nauce nie powinniśmy osądzać a priori, co jest prawdą, nie powinniśmy przyjmować wyjaśnień lub ich odrzucać z tego powodu, że nam się one podobają lub nie. Mówiąc ściślej: paradygmaty w metodologii nauki nie powinny ograniczać możliwości wyjaśnienia zjawisk. Lecz gdy wahadło zmierza ku któremukolwiek apogeum, takie ograniczenia się pojawiają. To, które przyszło wraz ze schyłkiem XIX wieku nosi nazwę „naturalizm metodologiczny” i domaga się od naukowców, aby w badaniach ograniczać się wyłącznie do wyjaśnień opartych o przyczyny naturalne. Każde inne postępowanie jest uznawane jako „nienaukowe”.
Z jednej strony to dobrze, bo w nauce ma być porządek, a nie wolna amerykanka. Uprawiający ją powinni być ograniczeni jasnymi i jednoznacznymi regułami gry, inaczej nie będzie nauki tylko bełkot. Z drugiej jednak strony narzucone apodyktycznie ograniczenie wypacza poznanie. Tak było w czasach średniowiecza, kiedy to, koncentrując się na logice, nie doceniano roli empirii, tak jest dziś, kiedy rolę tej ostatniej się absolutyzuje. A właściwa droga leży zapewne gdzieś pośrodku.
Naturalizm domaga się więc wyjaśnień opartych o przyczyny naturalne. Nie dopuszcza aby powoływać się na inne przyczyny. Na przykład na inteligencję. A przecież w sposób naturalny (sic!) wciąż odwołujemy się do inteligencji. Rozpoznawanie inteligencji jako przyczyny działania, powstawania rzeczy i zjawisk, jest w naszym życiu nagminne. Nikt przy zdrowych zmysłach nie przypisze hieroglifom wykutym na ruinach egipskich budowli przyczyn naturalnych, takich jak erozje, burze piaskowe, ruchy tektoniczne. Widząc piramidy w Egipcie czy też w Meksyku, nie stawiamy hipotez, że są one efektem procesów górotwórczych. Wyrytego na pniu drzewa serca ze strzałą i inicjałami nie uznajemy za naturalny wizerunek powstały przypadkowo, np. wskutek trafienia piorunem, tylko domyślamy się działań młodzieńca zdeterminowanego miłosnym uniesieniem. Widząc ogrodowe drzewa uformowane w postacie zwierząt nie uwierzymy, że mogłyby one przybrać taką formę samodzielnie, bez inteligentnego prowadzenia przez ogrodnika. W wizerunkach na pustyni Nazca dopatrujemy się działania inteligencji pozaziemskiej. I wcale wszystkich tych naszych domniemań nie mamy za „nienaukowe”.
 
 
Nobilitacja Inteligencji
Apodyktycznie wprowadzone przez naturalizm metodologiczny rygory uczyniły proces poznania jednostronnym, spychając cały szereg dyscyplin usiłujących wyjaśniać zjawiska w sposób z tymi rygorami niezgodny w getto „nienaukowości”. A ponieważ natura nie znosi próżni, rychło powstała przeciwwaga. Jest nią Inteligentny Projekt (ang. Intelligent Design, ID) – koncepcja filozoficzna, która utrzymuje, że wyjaśnieniem dla pewnych cech tudzież zjawisk Wszechświata jest siła sprawcza – „inteligentna przyczyna”, a nie działające samoistnie niesterowane procesy przyrodnicze. Dokładniej, koncepcja ta zakłada, że jesteśmy w stanie odróżniać cechy i zjawiska powstałe w wyniku procesów czysto naturalnych, bez żadnego udziału inteligencji od tych, w których powstanie zaangażowany musiał być jakiś rozumny czynnik.
Pojęcia Intelligent Design użył po raz pierwszy w 1897 r. F.C.S. Schiller w obszarze teorii ewolucji, pisząc że nie można odrzucać możliwości, że proces ewolucji może być kierowany przez inteligentny projekt.[1]
Lecz już znacznie wcześniej angielski teolog William Paley (1743-1805) zaprezentował w książce „Natural Theology” słynną „tezę o zegarmistrzu”. Argumentował on, że jeśli ktoś przechodzący przez wrzosowisko ujrzy tam kamień, może racjonalnie wyjaśnić jego obecność naturalnymi przyczynami, jednak gdy zobaczy zegarek i stwierdzi, że jego różne części są dopasowane i celowo złożone, jedyną sensowną konkluzją będzie ta, że zegarek ten został zaprojektowany[2].
Prekursorem współczesnego nurtu ID jest chemik i filozof Michael Polanyi, który w 1967 r. stwierdził, że maszyny są nieredukowalne do fizyki i chemii, oraz że mechanistyczne struktury organizmów żywych również wydają się nieredukowalne.
Dziś głównym ośrodkiem propagującym ID jest Discovery Institute w Seattle (stan Waszyngton) – prywatna organizacja deklarująca promowanie konserwatywnych idei.
Trzeba tu zauważyć, że metodologia proponowana przez ID nie jest jakimś novum: wykrywanie działania inteligentnego czynnika jest od lat stosowane w takich dyscyplinach jak detektywistyka i kryminalistyka, archeologia czy kryptologia.[3]
 
Elementarz ID
Podstawowe pytanie ID brzmi: jakie cechy pozwalają nam rozpoznać inteligencję?
Wyróżniamy tu dwa kryteria: wyspecyfikowaną złożoność wprowadzoną przez matematyka Williama Dembskiego i nieredukowalną złożoność zaproponowaną przez biochemika Michaela Behe.
 
Wyspecyfikowana złożoność
Teoretyk ID, matematyk William Dembski zaproponował filtr eksplanacyjny, według którego wszystkie obserwowane zjawiska można wyjaśnić na trzy wzajemnie wykluczające się sposoby:
– przypadek,
– konieczność (odwołanie się do prawa przyrodniczego),
– czynnik inteligentny.
Według Dembskiego logiczne, naukowe kryteria wskazujące na to, czy w grę wchodzi ta trzecia opcja stanowią: złożoność (utożsamiana z małym prawdopodobieństwem wystąpienia badanego zjawiska) i specyfikacja (wykazywanie przez zjawisko pewnego wzorca, który jest znakiem inteligencji, np. kamienie na plaży ułożone w napis „tu jestem!”).
Kryterium wykrywania projektu: nikłe prawdopodobieństwo plus zgodność z istniejącym wzorem (czyli wyspecyfikowana złożoność) opisują to, co nazywamy informacją. Wiliam Dembski postulował, że w przyrodzie funkcjonuje prawo zachowania informacji głoszące, że ilość informacji mającej cechy wyspecyfikowanej złożoności w układzie może się zwiększać tylko za sprawą ingerencji czynnika inteligentnego.
Ostatecznym kryterium wykrywania ID jest więc wyspecyfikowana złożoność. Dembski podaje tu klarowny przykład: Pojedyncza litera w alfabecie jest specyficzna ale nie złożona. Długa sekwencja losowo wybranych liter jest złożona, ale nie wyspecyfikowana. Sonet Szekspira jest zarówno złożony jak i wyspecyfikowany.
Magazynowanie i przetwarzanie informacji jest jedną z głównych domen człowieka – zwłaszcza dziś, w dobie informatyki. Człowiek jednak nie ma tu monopolu. Nieprawdopodobnie złożoną i pojemną kopalnią informacji jest jądro żywej komórki. Cząsteczki DNA posiadają strukturę idealną do gromadzenia i przetwarzania informacji. Pełny komplet ludzkiego DNA zawiera 3 miliardy znaków. Bill Gates powiedział, że DNA jest jak program komputerowy, tylko że o wiele bardziej skomplikowany niż jakikolwiek, który człowiek potrafił napisać. Podobnie jak sonet Szekspira, podobnie jak program komputerowy, ciąg DNA jest zarówno złożony jak i wyspecyfikowany – spełnia więc kryterium wykrywania ID. Dlatego też zwolennicy ID twierdzą, że odwołanie się do inteligentnych przyczyn jest konieczne do prawidłowego wyjaśnienia złożoności i bogactwa informacji obserwowanych w biologicznych układach, które są dostępne empirycznemu badaniu.
 
Nieredukowalna złożoność
Pojęcie to zostało zdefiniowane przez Michaela Behe w książce pt. „Czarne Pudełko Darwina” i odnosi się do systemów biochemicznych w komórce. W czasach Darwina uczeni zakładali, że komórki są prostymi strukturami podobnymi do galaretki, które mogły powstać z sześciu elementów organicznych. Jednak wyniki badań biochemicznych prowadzonych techniką mikroskopii elektronowej wykazały, że komórki są w rzeczywistości bardzo skomplikowane. Michael Behe uważa, że tak wysoka złożoność nie mogła rozwinąć się przypadkowo, lecz została zaprojektowana. Komórki zawierają bowiem liczne układy, które musiały powstać od razu w gotowej postaci, a to jest skrajnie nieprawdopodobne. Przypadkowa mutacja genetyczna może przyczynić się do rozwoju nowej części, ale nie może przyczynić się do równoległego rozwoju innych licznych części, które muszą działać, by cały system funkcjonował prawidłowo.
Jako przykład Behe podaje budowę wici bakterii, której obrotowy silniczek umożliwia jej przemieszczanie się w płynie na zasadzie łodzi podwodnej z zewnętrznym silnikiem. Jak wykazał wraz ze Scottem Minnichem, witka ta cechuje się tzw. nieredukowalną złożonością, tzn. nie wykształciła się z mniej skomplikowanego systemu na drodze ewolucji. Wystarczy usunąć jeden element witki, a całe „urządzenie” przestanie działać. A witka jest tylko jednym z wielu złożonych, wieloczęściowych mechanizmów, jakich w samej komórce znajduje się bardzo wiele[4].
Podobnie jest w organizmach o większym stopniu komplikacji. Ludzkie oko jest przydatnym systemem tylko pod warunkiem, że wszystkie jego części są obecne i działają poprawnie w tym samym czasie. Przypadkowo zmutowane przestałoby produktywnie wpływać na przetrwanie gatunku, i dlatego zostałoby wyeliminowane przez proces doboru naturalnego. [5]
 
Ewolucja: zamysł czy wrażenie zamysłu?
Ponieważ stopień komplikacji (złożoności) materii a także jej wyspecyfikowania największy jest w organizmach żywych, nie dziwota, że najbardziej aktywną rubież, na której dochodzi do starć ID z „klasyczną” nauką, stanowi biologia, konkretnie teoria ewolucji.
Godzi się podkreślić, że teoria ID nie kwestionuje samej ewolucji. Zwolennicy ID twierdzą jedynie, że nawet jeśli ewolucja miała miejsce, to ujawnia ślady projektu. Dlatego zdecydowanie wykluczają oni neodarwinistyczną wizję ewolucji pojmowanej jako bezcelowy proces bazujący na przypadkowych mutacjach i doborze naturalnym. Ich zdaniem choć neodarwinistyczne mechanizmy są właściwe do opisu małoskalowych zmian w organizmach, to kompletnie zawodzą przy większych strukturalnych i funkcjonalnych transformacjach.
Z kolei ewolucjoniści często mówią o projekcie organizmów, ale mają na myśli zupełnie coś innego, niż to, co się zwykle przez to słowo rozumie. Nie wierzą, że organizmy zostały zaprojektowane. Wierzą natomiast, że powstały przypadkiem i tylko z pozoru wyglądają na rezultat projektu. Richard Dawkins tak opisał tę sytuację: Biologia zajmuje się obiektami złożonymi, tworzącymi wrażenie celowego zamysłu. [6] Nawiasem mówiąc, Dawkins należy do grupy biologów, którzy odmawiają w ogóle debat ze zwolennikami teorii ID, bo uważają, że takie polemiki tylko uwiarygodniałyby tę teorię na gruncie nauki i dawały jej jakiś kredyt zaufania przez to, że angażują poważnych naukowców. Przypomina to historię Galileusza, który usiłował nakłonić pewnego biskupa, funkcjonariusza Inkwizycji do zerknięcia w okular teleskopu, aby przekonać go, że księżyce Jowisza istnieją. Biskup odmówił, mówiąc: nigdzie nie będę patrzył, ja WIEM, że Jowisz nie ma księżyców! Różnica jest taka, że o ile ów biskup deprecjonował wartość poznania empirycznego, o tyle Dawkins i jego koledzy deprecjonują rolę logicznego wnioskowania i naukowego dyskursu. 
Zwolennicy teorii ID uważają, że projekt, jaki widzimy, jest realny, nie pozorny. Twierdzą, że ignorowanie koncepcji ID stwarza więcej problemów, niż rozwiązuje. Tworzy się karkołomne hipotezy mające wyjaśnić, jak złożone organizmy mogły powstać przez przypadek. Popatrzmy jak to wygląda od strony liczbowej. Wybitny kosmolog, matematyk i astrofizyk Fred Hoyle (agnostyk, nawiasem mówiąc) powiedział: prawdopodobieństwo utworzenia życia z materii nieożywionej jest liczbą z 40 tysiącami zer po niej. To wystarczy, by pogrzebać Darwina i całą teorię ewolucji. Nie było żadnej zupy kwantowej, ani na tej planecie, ani na żadnej innej, a skoro początki życia nie były przypadkowe to musiały być produktem celowo działającej inteligencji.[7]
 
Przyjazny Wszechświat
Obszar koncepcji ID nie ogranicza się tylko do biologii. Potrzeba nowych wyjaśnień dotyczy problemów z różnych dziedzin nauki, zwłaszcza astrofizyki i kosmologii. Jako świadectwa ID mogą służyć takie cechy jak precyzyjne dostrojenie lub matematyczność świata.
O co chodzi z tym precyzyjnym dostrojeniem? Podam dwa przykłady.
Przykład pierwszy: kosmiczna inflacja, która zaczęła się zaledwie 10^−34 s. po Wielkim Wybuchu i trwała około 10^−32 s. zdumiewająco dokładnie (do 59 miejsca po przecinku!) dostroiła równowagę między grawitacyjnym hamowaniem a ekspansją energii. Gdyby owo dostrojenie było ciut mniej dokładne, Wszechświat nie mógłby wyglądać jak wygląda![8]
Przykład drugi: gdyby 6 podstawowych stałych fizycznych miało nieznacznie inne wartości, inteligentne życie nie mogłoby we Wszechświecie powstać. Poruszony tą prawdą wspomniany już Fred Hoyle powiedział: interpretacja tych faktów za pomocą zdrowego rozsądku prowadzi do wniosku, że superintelekt manipulował przy fizyce, chemii i biologii i że w przyrodzie nie występują żadne przypadkowe siły, o których warto by rozmawiać[9].
Przykłady takie można mnożyć. Na Ziemi, w Układzie Słonecznym i poza nim spotykamy taki układ parametrów fizycznych, który zapewnia możliwość istnienia życia. Gdyby np. orbita Ziemi biegła o 5 % bliżej słońca, woda w oceanach wygotowałaby się, gdyby leżała 1 % dalej – oceany zamarzłyby. Siła grawitacji jest precyzyjnie wyważona: większa spowodowałaby zbyt duże ciśnienie atmosferyczne, mniejsza – brak atmosfery. Gdyby stosunek cząsteczek w atmosferze ziemi został zmieniony nieznacznie, wiele gatunków nie mogłoby istnieć lub życie nie powstałoby wcale. Zatem istnienie i rozwój życia na Ziemi wymaga dostrojenia tak wielu warunków, że byłoby niemożliwe, aby dokonało się to przez przypadek i w chaotyczny sposób. Drobne odstępstwa od tego jak jest, sprawiłyby, że życie na Ziemi byłoby niemożliwe (znakomicie przekonuje o tym Hoimar von Ditfurth w książce „Dzieci Wszechświata”). Odkryte przez naukę prawidłowości są bardzo precyzyjne, i sugerują celowość istnienia wszystkiego co znamy.
Z kolei poznawalność i matematyczność świata jest tą jego właściwością, która bardzo intryguje przyrodników i filozofów przyrody. Ponieważ świat można skutecznie badać przy pomocy metod matematycznych, panuje powszechny podgląd, że posiada on racjonalność typu matematycznego. Powszechne jest też przekonanie, że prawa matematyczne są czymś, co ludzie odkryli, a nie wynaleźli. Dlatego zwolennicy ID uważają, oczywiście, że matematyczność Wszechświata to niepodważalny dowód na to, iż jest on rezultatem inteligentnego działania.
 
Z laboratorium czy z kruchty?
Wiemy już że koncepcja ID jest interdyscyplinarna. Ale gdzie ją zakwalifikować? Do nauki, filozofii, religii? I kto powinien o tym decydować?
Zdrowa nauka to taka, która szuka wyjaśnień empirycznie poznanych zjawisk, budując (matematyczne) konstrukty myślowe zwane modelami, a w przypadku całej klasy zjawisk – teoriami. Według zwolenników ID jest nowym narzędziem dla poznania naukowego, które korzysta z założenia, że inteligentne przyczyny są prawdziwe. Argument przemawiający za ID opiera się na obserwacji faktów, a przecież na tym właśnie polega prawdziwa nauka. Zatem koncepcja ID jest całkowicie naukowa, nie opiera się na religijnych przesłankach, choć, oczywiście, może za sobą pociągać konsekwencje religijne, ale przecież dotyczy to każdej nauki.
Teoretycy Inteligentnego Projektu wychodzą od poznania empirycznego i drogą logicznej analizy dochodzą do wniosku, że życie na Ziemi zostało zaprojektowane przez Inteligentnego Stwórcę, lecz nie dociekają jego natury albowiem ID jako teoria naukowa nie zajmuje się pytaniami ze strefy religijnej dotyczącymi tożsamości, czy metafizycznego charakteru stwórcy (architekta),  jedynie szuka wniosków z “inteligentnych przyczyn” i jest zgodna z większością różnorakich poglądów (stanowisk) religijnych włączając w to panteizm i agnostycyzm[10].
W kwestii naukowości koncepcji harcownicy zwolenników i przeciwników ID przerzucają się argumentami. I tak:
         Przeciwnicy ID odmawiają tej koncepcji naukowego charakteru, przede wszystkim powołując się na łamanie zasady metodologicznego naturalizmu nauk przyrodniczych. Zwolennicy zaprzeczają, twierdząc, że program badawczy ID nie wykracza poza metodologiczny naturalizm, jako że odróżnianie procesów naturalnych od tych, które są rezultatem rozumnego działania nie musi wiązać się z przywoływaniem jakichkolwiek sił nadnaturalnych.
         Przeciwnicy zarzucają zwolennikom brak falsyfikowalności ID, która jest jednym z podstawowych kryteriów naukowości. Zwolennicy odpierają atak bronią przeciwnika: jaka niefalsyfikowalność? Skoro nauka ponoć dowiodła, że żywe układy nie były rozumnie zaprojektowane, to tym samym ID został sfalsyfikowany!
         Przeciwnicy wytykają zwolennikom stosowanie metody God of the gaps („Bóg zapchajdziura”) – że niby widzą oni działanie inteligencji tam, gdzie jeszcze mechanizm przyrodniczy nie został do końca rozpoznany. Zwolennicy na to: idea ID nie wynika z braku wiedzy, ale właśnie z jej posiadania – potrafimy odróżnić, czy biologiczne układy są wynikiem projektu, czy mają naturalistyczne pochodzenie tak samo jak jesteśmy w stanie odróżnić, czy np. samolot lub komputer są tworami rozumnych ludzi, czy też powstały w wyniku działania naturalnych procesów[11].
Widać już wyraźnie, że obu stronom nie o spór naukowy idzie, ale o światopogląd. Że paliwem napędzającym ich argumentacje jest ideologiczne zacietrzewienie.
Zacietrzewienie to objawiło się wyraźnie podczas procesu, jaki miał miejsce w 2005 r. w sądzie okręgowym w Dover (stan Pensylwania). Rodzice 11 uczniów Dover Area School District zaskarżyli decyzję władz szkoły, zezwalającą na wzmiankowanie o teorii inteligentnego projektu w podręcznikach, jako niezgodną z pierwszą poprawką do konstytucji USA, która zakazuje popierania religii przez państwo.
Kluczową rolę w procesie odegrało oświadczenie podpisane przez 72 laureatów nagrody Nobla z różnych dziedzin, w którym sprzeciwili się oni wzmiankowaniu o teorii ID w programach obowiązujących w publicznym szkolnictwie. Sąd, po kilkumiesięcznym procesie, wydał wyrok uznający racje oskarżenia. W sentencji wyroku sąd stwierdził autorytatywnie, że w związku z religijną naturą ruchu ID, w opinii sądu nie może on być częścią nauki.W ten sposób spór o naukowość został rozstrzygnięty… na ławie sądowej. No i już wiemy, kto powinien kwalifikować dyscyplinę wiedzy do odpowiedniej szufladki! Sąd oczywiście!
Wedle sądu zatem ID ma naturę ruchu religijnego. Co innego twierdzą liderzy ruchu: Teoria jest teorią naukową, ponieważ nie podejmuje zagadnień religijnych i nie odwołuje się do argumentów pozanaukowych; bazuje stricte na wiedzy zdobytej w sposób naukowy[12] (Casey Luskin, członek Center for Science and Culture przy Discovery Institute, współzałożyciel Intelligent Design and Evolution Awareness (IDEA) Center). Symptomatyczne, że właśnie na rubieżach religii ruch ID znajduje zdecydowanych przeciwników. I tak:
         Teoria ID jest sprzeczna z teistycznym ewolucjonizmem, czyli poglądem, że Bóg sterował procesem ewolucji. Doktryna ta twierdzi, że sterowanie procesem ewolucji przez Boga nie da się odróżnić od mechanizmów naturalistycznych, a przecież to rozróżnienie stanowi sedno koncepcji ID.
         Teoria ID nie jest też zgodna z kreacjonizmem. Kreacjoniści wychodzą od wniosku, że biblijny opis stworzenia jest prawdą objawioną, którą należy przyjąć jako opis dosłowny, faktyczny i szukają naukowych dowodów, by ją poprzeć. Tymczasem teoria ID nie opiera się na świętych pismach jakiejkolwiek religii. Jej podstawą są tylko fakty empiryczne. Teoretycy ID wychodzą od dowodów naukowych i docierają dzięki nim do wniosku, że życie na Ziemi zostało zaprojektowane przez inteligentnego Stwórcę. Nie głoszą jednak, że Projektant musi być Bogiem w rozumieniu tradycji żydowskiej, chrześcijańskiej czy muzułmańskiej. Identyfikacja Projektanta jako Boga jest bowiem zadaniem wykraczającym poza ramy naukowe. Zwolennicy ID uważają, że metodami naukowymi można jedynie wykazać fakt projektu, a nie to, kim był Projektant. Dobitnie wyraził to jeden z liderów ID chemik Charles Thaxton: Byłem niezadowolony z typowego, używanego przez większość kreacjonistów słownictwa, ponieważ nie wyrażało ono tego, czego usiłowałem dokonać. Oni chcieli wprowadzić do dyskusji kwestię Boga, a ja chciałem pozostać na gruncie nauki i zrobić tyle, ile da się realnie zrobić w jej ramach[13].
Nie zmienia to jednak faktu, że większość zwolenników i propagatorów ID nie kryje się ze swoimi przekonaniami religijnymi, choć twierdzi, że nie mają one wpływu na ich poglądy w dziedzinie ID, że można badać projekt będąc wolnym od religijnych uprzedzeń. Stanowisko takie prezentuje zresztą wielu wierzących naukowców, w tym także sceptycznie podchodzących do ID. Należy do nich np. wybitny polski kosmolog ks. Prof. Michał Heller, czy Owen Gingerich, wybitny astrofizyk i historyk astronomii, który jednoznacznie wyznaje: wierzę również, że Księga Natury w swoich wszystkich zadziwiających szczegółach (…) sugeruje istnienie Boga celu i Boga zamysłu. I sądzę, że moja wiara nie czyni ze mnie gorszego uczonego[14].Gingerich  dystansuje się jednak od Inteligentnego Projektu uważając, że jest on często postrzegany jako ruch polityczny tak jakby był alternatywą dla ewolucji Darwina[15].
Sceptycyzmu Gingericha wobec ID nie podziela wielu znanych naukowców wyznających światopogląd teistyczny, zajmując stanowisko bardziej wyważone. Przykładem może być Charles Hard Townes, fizyk (Nobel w 1964 r.): Uważam, że istnieją namacalne dowody inteligentnego projektu, lecz zazwyczaj nie używam tego słowa, gdyż zostało ono skażone. Wierzę, że Bóg tworzył wszechświat na przestrzeni czasu, oraz iż ewolucja jest częścią Boskiego procesu. Twierdzenie jakoby inteligentny projekt dyskredytował ewolucję jest całkowicie szalone[16].
Warto zauważyć, że w gronie zwolenników ID są także ateiści. Skłaniają się oni ku koncepcji zaludnienia Ziemi przez rasę pozaziemską (ruch raeliański).
 
Moje credo
Osobiście przyznam, że najbliżej mi do poglądów Gingericha, zwłaszcza tam, gdzie mówi: wierzę we Wszechświat mający cel i sens, Wszechświat pomyślany tak, by okazał się zdumiewająco przyjazny dla inteligentnego życia[17]. Mam się za teistycznego ewolucjonistę, dla którego ewolucja jest cudem cudów, majstersztykiem Stwórcy. Stanisław Lem ustami Golema (raczej głośnikiem bo przecież GOLEM XIV to był superkomputer) głosił, że ewolucja podwójnie błądzi: ustrojami, że są przez zawodność nietrwałe, oraz kodem, że przez zawodność dopuszcza błędy; błędy te nazywacie eufemicznie mutacjami[18]. Zaiste wielkie to mistrzostwo zaprojektować taki samograj, który bazując na podwójnym błędzie i wykorzystując NATURALNE prawa przyrody wiedzie niezawodnie w rubieże coraz perfekcyjniejszej komplikacji struktur materii! I nie jest to bynajmniej sztuka dla sztuki, bo owe struktury mają ściśle określone spektrum funkcjonalne i służą bardzo konkretnym celom – całkiem jak wytwory naszego umysłu.
Swoją drogą, jeśli traktować mechanizmy ewolucyjne jako element „Boskiej technologii”, nie sposób nie zauważyć, jak ona jest odmienna od naszej. Nasza bowiem polega na eliminowaniu (minimalizowaniu) błędów, podczas gdy „Boska” umieszcza go jako główny element całego mechanizmu. Pewnie dlatego, ze Bóg może pozwolić sobie na rozrzutność -my nie 🙂
Patrząc na fenomen Wszechświata w skali „makro”, zauważamy, że proces komplikacji materii (ewoluowanie od mniej do bardziej skomplikowanych struktur) ma wymiar uniwersalny. Czy jest on „wpisany” w prawa tego świata? Dlaczego w ogóle we Wszechświecie występuje owa skłonność do wyłaniania coraz to bardziej złożonych struktur, jakby wbrew fizyce (konkretnie II zasadzie termodynamiki; co ciekawe, zasada ta wcale nie jest naruszana, bo lokalne spadki entropii kompensowane są jej ciągłym wzrostem w skali uniwersalnej)? Te pytania stawiali sobie filozofowie, ale nie dawały też one spokoju fizykom. Największe zasługi położył tutaj Ilya Prigogine, laureat Nagrody Nobla za pracę na temat termodynamiki układów działających dynamicznie w warunkach nierównowagowych. Wykazał on (matematycznie, nie eksperymentalnie), że układy dalekie od równowagi, z dużym przepływem energii, mogą produkować wyższy stopień porządku. Jego badania doprowadziły do podważenia modelu nauki klasycznej, koncentrującej się na badaniu procesów deterministycznych i do odejścia od deterministycznego modelu rzeczywistości na rzecz modelu świata, w którym regułą jest przypadkowość i nieodwracalność. Prigogine sformułował jedną z podstawowych teorii procesów nierównowagowych. Właściwie można mówić, że jest on ojcem współczesnej termodynamiki. W klasycznej termodynamice dyssypacja energii przy przepływie ciepła, tarciu i podobnych procesach zawsze powiązana była ze stratą. Pojęcie struktury dyssypatywnej Prigogine’a wprowadziło radykalną zmianę w tym ujęciu, pokazując, że w otwartych systemach dyssypacja może stać się źródłem porządku[19].
Mamy więc fizyczny model wyjaśniający, jak to się dzieje, że we wszechświecie występuje skłonność do tworzenia coraz to bardziej złożonych struktur. Nie oznacza to, że aspekt teleologiczny zagadnienia zawędrował z rubieży filozofii do nauk przyrodniczych, choćby dlatego, że fizyka teleologią się nie zajmuje.
 
Made by God
W filmie „Łowca androidów” mamy do czynienia z mikrobiotechnologią – produkowane są np. idealne niemal podróbki zwierząt. Ale ich rozróżnienie od naturalnych jest możliwe: pod silnym mikroskopem można znaleźć „tabliczkę znamionową” z numerem serii producenta.
Na naturalnych produktach świata przyrody nie ma napisu „Made by God”. Aby dowiedzieć się co lub kto jest konstruktorem, należy wyjść poza wąską dyscyplinę biologii. Trzeba rozpocząć od dialogu obejmującego dwie lub więcej dziedzin nauki. Będzie to filozofia, socjologia, historia, antropologia oraz teologia. Sam ID jest opartym na solidnych podstawach, ale jednak tylko domniemaniem. Nigdy nie będzie stanowił dowodu na istnienie Boga. W moim przeświadczeniu takiego dowodu po prostu nie ma. Bóg bowiem tak zaprojektował świat, aby można było Go dostrzec jedynie w świetle wiary. Świat ten egzystuje w niepojętej dla nas symbiozie z Tajemnicą. Lecz przecież to ona właśnie jest gwarantem naszej wolności. Wolności tak wielkiej, że umożliwiającej człowiekowi wybór między wiarą w Stwórcę, a wiarą w Jego brak.
 


[1] F.C.S. Schiller, „Darwinism and Design Argument”, Contemporary Review, 1897

[2] William Paley, „Natural Theology; or, Evidences of the Existence and Attributes of the Deity”, 12th ed J. Faulder, London 1809, s. 1

[3] Za Wikipedią (http://pl.wikipedia.org/wiki/Inteligentny_projekt)

[4] Thomas Woodward, “Darwin Strikes Back”, Baker Books, Grand Rapids, MI, 2006, s. 11

[5] Michael Behe, „Czarna skrzynka Darwina. Biochemiczne wyzwanie dla ewolucjonizmu”, Biblioteka Filozoficznych Aspektów Genezy t. 4, Wydawnictwo Megas, Warszawa 2008

[6] Richard Dawkins, „Ślepy zegarmistrz czyli, jak ewolucja dowodzi, że świat nie został zaplanowany”, Biblioteka Myśli Współczesnej, PIW, Warszawa 1994, s. 21

[7] Nature, vol. 294:105, November 12, 1981

[8] Owen Gingerich, „Boski Wszechświat”, Warszawa 2008, s. 60

[9] Fred Hoyle, The Universe: Past and Present Reflections, “Enegineering and Science”, listopad 1981.

[10] David K. DeWolf, John G. West, and Casey Luskin, “Intelligent Design Will Survive Kitzmiller v. Dover,” 68 Montana Law Review 7, 28-30 (Spring, 2007)

[11] Za Wikipedią (jw)

[12] Filozoficzne Aspekty Genezy 2009/2010, t. 6/7

[13] Zeznanie Charlesa Thaxtona w sprawie Kitzmiller v. Dover, 400 F. Supp. 2d 707, M. D. Pa. 2005, 53:5-11

[14] Owen Gingerich, „Boski Wszechświat”, Warszawa 2008, s. 95

[15] Tamże, s. 82

[16] Charles W. Bell, „Faithful Nobel scientist is honored”, New York Daily News – Boroughs (March 12, 2005)

[17] Owen Gingerich, „Boski Wszechświat”, Warszawa 2008, s. 82

[18] Stanisław Lem, „Golem XIV”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1981, s. 36

[19] Za Wikipedią (http://pl.wikipedia.org/wiki/Ilya_Prigogine)

0

tsole

Niespelniony, choc wyksztalcony astronom. Zainteresowania: nauki scisle (fizyka, astronomia) filozofia, religia, muzyka, literatura, fotografia, grafika komputerowa, polityka i zycie spoleczne, sport.

224 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758