Artyści Imperium, Gajcy, Trzebiński, Bojarski, Stroiński…
Wpis poświęcam dla naszych intelektualnych polskich elit oraz wielkich polskich pisarzy dzisiejszej Polski, którzy powinni wspierać swoją poezją i prozą Polskę i Polaków oraz Polskość…
Zamiast rozmieniać się na drobne na rzecz wiadomych sił, mój apel jest skierowany do ludzi, którzy oczywiście są Polakami i są gotowi dla Polski bezinteresownie się poświęcić…
Artysta jest organizatorem wyobraźni narodowej.
– Norwid.
Andrzej Trzebiński jest również twórcą pieśni pt. "Wymarsz Uderzenia",
który dzisiaj jest śpiewany w formie:
"Polska gdy powstanie to tylko z naszej krwi",
jednak w oficjalnej pierwszej wersji brzmiało to w stylu:
"Imperium gdy powstanie to tylko z naszej krwi".
Domy w chromach jesieni! w jesień
wiodący zaułek
dziko czerwony aż kipi od dzikich win.
Witraż zorzy pociętej w ogrodów deseń
wróży jutro zamienione w wichurę…
Wiatrak, nawijając pasma wiatru, jutro już wił.
Strzępy nieba rozdarte przez wyostrzone drzew czuby
w ptaki zamieniły się nagle i odleciały — niebieskie.
Jak opuszczone gniazda zostają w topolach chmury,
ale i tak w powietrzu utworzą się miejsca próżni.
Liść każdy spada osobno: karminem, cynobrem, purpurą.
Gdybyś stała tutaj, moja śnieżna — i ty byś dostała kolorów…
Liść każdy spada osobno, tworząc górę pod buków górą…
Pomyśl: jutro ta wichura i ten huk w bukowych borach!
Rzucę dom, moja miła, w chromach dom!
Parę gron dzikich win — lok nad twarzą…
ach, ostrożnie, ach, ostrożnie — widzisz: dąb,
musisz chodzić ponad ziemią, liście parzą.
Liśćmi, ognia językami milczą drzewa,
chciałbym zmienić w ogień, w ogień każdą rzecz.
Pomyśl: jary w jarzębinę rozjarzyć — ?
Ruiny miasta?
Ależ nie. To wystrzyżone fantastycznie i prymitywnie z czerwono-szarej tektury proscenium wędrownej szopki. Pośrodku pięciu "chłopców malowanych", malowanych zielenią i rozpaczą.
Pod pachą każdy ma kijek maleńki, wystrugany gładko, którym można by poruszać te figurki wypchane pół na pół trocinami i muzyką.
Ach, potrząsajcie, potrząsajcie białymi mandolinami i całujcie melodie proste w sam środek liścia na pół złożonego przy ustach.
Jeszcze chwila, a u warg muzyka gałązkami rozmarynu zakwitnie. Jak to ładnie i jak śpiewnie tak się pytać ciągle nie wiedzieć:
– Wojenko, wojenko, cóżeś Ty za Pani?
Teraz koła przejeżdżających samochodów melodię smugami pędu po powietrzu rozciągną.
Z białego nieba pada deszcz stukroplisty. Jest on zbyt zwyczajny, abyśmy go tu mogli zrozumieć.
Deszcz bomb strukroplisty z nieba czarnego.
Ach, nim doleci do ziemi – to niebo czarne sprzed oczu powiekami odgarnij.
Deszcz straszny i rzęsisty uderzy w struny mandolin kroplami – "pękami białych róż"
—– Jak boli
p.s.
Dla mojego przyjaciela reda. 🙂