Z pracą nad sobą, jest tak samo jak z treningiem siłowym. I owszem, można ćwiczyć w domu zamiast na siłowni, ale ktoś kto nie jest zdeterminowany (albo zdesperowany nadchodzącymi wakacjami), po tygodniu traci motywację i przestaje ćwiczyć.
Pani prezes pierdzi jak puzon
Przerabiałem to zbyt wiele razy… W którymś momencie po prostu się nie chce, nie masz zapału, na zewnątrz łoi w okna ponury, jesienny deszcz, a w domu jest tak ciepło i przytulnie… Wyjście na siłownię to w pewnym sensie rytuał – są chłopaki, można sobie ciekawie pogadać, pośmiać, warto by też było od czasu do czasu zaimponować efektem naszej pracy – czyli konkurencja, męska rywalizacja, rozrywka. Chcemy wyjść, bo gdy nas nie ma, może właśnie nas obgadują? Trzeba trzymać łapę na bicepsie, przepraszam, na pulsie. Czasem są atrakcyjne Panie, więc robi się naprawdę wesoło, zwłaszcza jak któraś wyginając ku nam „przypadkiem” za mocno pośladki, pierdnie.
Kolega mi opowiadał, jak sztanga mało go nie zabiła, gdy Pani w wieku więdnących bazi namiętności właśnie tak się zachowała – i nie miał mu kto pomóc, bo wszyscy zwijali się ze śmiechu. Ależ emocje, ależ wspomnienia! Jedna niestrawność, a ile radości, rozluźnienia w mięśniach napiętych braci samców w wieku rozpłodowym, ile dobra! Można pracować samemu – ale z czasem się nudzi, opadają na nas jesienne liście zwątpienia i słabości. Dlatego zachęcam ludzi do sesji terapeutycznych ze mną; Praca z kimś, kto zna się na rzeczy, oddala od nas te zagrożenia, odgania nudę i nużącą powtarzalność. Mniejsza z tym.
Wrzasnąć przy wyciskaniu
Ja ćwiczę w domu kettlami, ponieważ tam gdzie obecnie przebywam, siłownia jest mała i wpieniało mnie to, że co facet zrobi serię na klatę, to muszę odkręcać śruby, montować talerze i dmuchać swoją robotę, kiedy wiem że koleś jest tym podobnie jak ja sfrustrowany. Po co się stresować? Czasem przychodzą wrzaskliwe małolaty, a czasem piękne Panie (rzadkość) całe w antyperspirancie; raz że się wstydzę, bo po solidnych seriach spływam potem, a dwa że chcąc nie chcąc, wychodzi ze mnie samcza natura, co grozi potężną kontuzją. Wykańczając mięśnie, lubię sobie wrzasnąć, bluzgnąć – czasem zdarzy się solidne pierdnięcie. Nic nie mówię o bekaniu i czkaniu w dobrym, męskim towarzystwie. Przy Paniach to niemożliwe, ponieważ jestem gentlemanem. Pierdzę tylko przy zaufanych kolegach, albo przy dziewczynie, jak ją mam (czyli wielka rzadkość).
Kwestię motywacji przejął strach przed cukrzycą – ćwiczę, by dobre samopoczucie wynikające z wysiłku, zapobiegło chęci na słodycze, czyli pokarm dla candidi, grzyba którego rozrost w naszych jelitach, powoduje wiele przykrych chorób, włącznie z depresją, myślami samobójczymi, rozpaczą. Jeśli uwielbiasz słodycze, a czujesz się psychicznie coraz gorzej, grzyb naturalnie występujący w jeltach rozrósł się, „przypakował”. By utrzymać swą dominację, zatruwa Cię gdy nie jesz słodyczy – poczytaj o tym koniecznie, w sieci jest o tym wiele tematów. Ponieważ jestem nałogowym słodyczoholikiem, wiem jak się żyje bez cukru – i z nim. To wielka jakościowo różnica. Teraz ponad miesiąc „bez”, ale kto wie co przyniesie przyszłość? Jakie stresy się pojawią, by wepchnąć mnie w czułe objęcia czekoladek, żelków, torcików?
Sprawność a nie siła
Ćwiczę bardzo mało, metodą Pavla Tsatsouline, czyli do trzech powtórzeń, prawie maksymalne ciężary, nigdy do zmęczenia. Taki trening najbardziej mi „wchodzi”, ponieważ wieczorami mam siłę, by te pięć minut poboksować, nigdy nie jestem całkiem wypompowany. Przy tym rodzaju ćwiczeń, najlepiej się czuję. Nie zależy mi na dużych mięśniach, a na sprawności. Kiedyś o nich marzyłem, ale w wyniku pracy nad sobą zrozumiałem, skąd wzięło się te marzenie – z niskiej samooceny i strachu. Chciałem być duży i silny, by mnie szanowali. Chciałem się dobrze czuć ze sobą, ale zauważyłem ciekawą rzecz – faceci którzy wyglądają jak gladiatorzy, ciągle są niezadowoleni – wejdź na fora sportowe i sam to zauważ. Ciało super, ale tu jeszcze triceps trzeba zgnoić, trochę fatu spalić, warto by nad plecami popracować. I tak latami – zadowolenia nie ma, bo i być go nie może. Gdyby pojawiało się zadowolenie, gdybyś był szczęśliwy tu i teraz, cała Twoja tożsamość – ego – rozpadło by się.
Struktura psychiczna człowieka, egzystuje w wiecznym kiedyś – kiedyś będę szczęśliwy, kiedyś będę miał super ciało, kiedyś zarobię wystarczająco dużo pieniędzy, kiedyś przedłużę sobie prącie, kiedyś stanę się jak mój ideał społeczny, polityczny, muzyczny, religijny. Nic z tego. Ta struktura żyje z tego, że jesteś nieszczęśliwy. Napędzają to naganiacze suplementów, politrucy firm farmaceutycznych – oni żyją z Twego nieszczęścia, z tego mają wypłacane pensje. Są też mali goście, którzy nie mają lęków, nie mają mięśni – i żyją. Czyli nie od wielkości ciała zależy satysfakcja człowieka – chyba że „łykniesz” ich kłamstwa, wtedy zapragniesz być duży, oraz co oczywiste, zaczniesz kupować ich proszki i tabletki, by tę wizję wprowadzić w życie. Fałszywą wizję…
Kasa czytelników szła na L glutaminę…
Boję się liczyć, ile w swoim życiu wydałem na suplementy. Nawet myślenie o tym mocno podnosi mi ciśnienie. Niewiele to dało – i tu pewnie zakrzykną akwizytorzy tych specyfików, bądź Panowie czy Panie, którzy nie lubią się czuć zrobieni w konia… że źle je stosowałem. Ależ skąd, jak najbardziej dobrze. To co skuteczne, to natura. Ryby, orzechy wszelkiej maści, mądre układanie posiłków, całe pokolenia potężnych wojów na tym wykształciło niesamowite umiejętności – i nie znali kreatyny, niemożliwe! Możliwe.
W książkach Pavla Tsatsouline, pokazani są dawni siłacze. Wyglądają niekiedy znacznie lepiej, niż dzisiejsze ikony siły – czy stosowali białko, kreatynę, aminokwasy, boostery i masę innego dziadostwa? Oczywiście że nie. Na forach sportowych są opłacani naganiacze, którzy mają dobrze zrobione ciała, mówiący Ci jak wiele zyskali dzięki suplom. Czy dawni wojownicy je stosowali? Nie. Może dlatego że ich nie znali? Kto wie, może gdyby żyli w dzisiejszych czasach, oszołomieni marketingiem także chcieliby mieć więcej siły czy wytrzymałości.
Ktoś, kto nie chce się wysmarowany olejkami napinać na estradzie, ktoś komu wystarczy duża sprawność fizyczna, nie musi tego syfu używać. Wszystko co zbudowane na bazie treningu i hartu ducha, ma najwyższą wartość. Nawet nie będę wspominał o sterydach – ktoś kto tak robi, niszczy swoje ciało w imię mrzonki, marzenia które nie jest jego, marzenia które obiecuje mu satysfakcję, szacunek i sukces, przyjemność i brak bólu, strachu – po prostu przyjemniejsze życie. Nic z tego. Ego działa zawsze tak, byś na coś czekał, liczył na coś – ta struktura nie umie inaczej. To jakby wymagać od samochodu by latał – nie jest do tego stworzony.
Panika pakera na budowie
Jeśli chcesz wolności od lęku, pragniesz siły która może Ci to dać, najgorszym wyjściem jest kulturystyka. Mięśnie nie dają praktycznie nic – oprócz złudzenia mocy. Nawet na budowę domu się nie nadasz, bo momentalnie opadniesz z sił. Jak robiłem z chłopakami przy łopacie, to do legend przechodzą „zwiechy” pakerów, paniczne lęki że w domu mają białko i prochy, że spalą mięśnie nadmierną pracą. Chudy, żylasty bokser zmasakruje niemal każdego kulturystę w warunkach ulicznych. A więc sztuki walki – które? Ja na ulicę polecałbym boks i zapasy, ale wiadomo że zdania są podzielone. Ale są i lepsze opcje – zorganizowana grupa przestępcza, a chociażby Pruszków czy urząd skarbowy… Kiedyś Słowik, okrutny gangster wzrostu niewielkiego, upokorzył Gołotę który przed nim uciekał. Gdyby Gołota odważył się choćby chuchnąć na Słowika, zostałby zakatowany na śmierć. I gdyby Słowik swobodnym krokiem wszedł w środowisko najlepszych bokserów, zawodników MMA – nikt z nich nie odważyłby się oddać mu ciosu. Gdyby tak zrobił, zatłuczono by go wraz z rodziną, a przedtem długo torturowano. Oczywiście Pan Słowik to już nie tak potężny przykład, mówimy o ludziach tego pokroju, jeszcze nie złapanych. A przecież są Panowie, którzy jakby kazali Panu Słowikowi zaśpiewać, to by zaśpiewał i to z przytupem. Przypominam słowa Pana Masy – przy WSI, Pruszków to była mafia trzepakowa. Jeden z byłych bossów mafii stwierdza, że kolesie którzy by mogli Cię zniszczyć bez względu na Twój obwód bicepsa, są gówniarzami… Co to się porobiło na tym świecie!
Wywiad, tajne służby, świetnie wyszkoleni zawodowi zabójcy, specjaliści od tortur i psychicznego wpływu… A są takie struktury, które mają władzę nad WSI. Np. państwo i mocni politycy – których władza zależy od poparcia kleru, który daje dwa, trzy miliony głosów – od biznesmenów, którzy dają pieniądze na kampanię i przekupują dziennikarzy. A są i wyższe struktury. I jeszcze następne… Co jest na szczycie tej piramidki? Nie wiem. Ale na pewno są tam ludzie, którzy nie pakują by stać się lepszymi. To jest dla baranów, stada którym zarządzają – zamiast być szczęśliwymi, oni czekają aż szczęście da osiągnięcie ideału, którego nijak nie da się osiągnąć – bo zanim go osiągniesz, zestarzejesz się i umrzesz.
Pakuj, ale nie dla zmniejszenia lęków
Czy potępiam sport? Ależ skąd, to wspaniała sprawa. Ale nakłaniam Cię do tego, byś dokładnie zrozumiał dlaczego go uprawiasz. Jeśli dla przyjemności, zdrowia, wyluzowania, to super. Jeśli po to by zaleczyć kompleksy, to są znacznie lepsze metody – bo tą na pewno się nie uda. Proste ćwiczenia na samoocenę, dadzą Ci w rok znacznie więcej, niż dodatkowe piętnaście kilogramów mięśni.
A jeśli mi nie wierzysz, to szukaj władzy i siły w znacznie wyższych strukturach niż te siłowe – pamiętając że zawsze będzie ktoś nad Tobą, a kompleks strachu i słabości będzie Ci towarzyszył do końca Twych dni. Kompleks to nawyk, wzorzec myślowy, wykształcony najczęściej w dzieciństwie, pakowanie na niego nie wpłynie. Żeby poradzić sobie ze swym strachem, zahamowaniami, lękami i kompleksami, trzeba pracować z nimi, a nie mięśniami. Pakera upokorzy zawodnik sztuk walki, zawodnika gangster, jego znowu boss mafijny, tego z kolei ktoś ze służb specjalnych, jego polityk, polityka biskup… a nad wszystkimi strukturami stoją potężne organizacje, które decydują o ich bycie, czy że się tak filozoficznie wyrażę – niebycie.
———————
Zapraszam do kupna moich e książek „Stosunkowo dobry”, oraz „Wyprawa po samcze runo” KLIK. Zachęcam do ściągnięcia mojej książki „Co z tymi kobietami?” jako darmowego e booka KLIK. Jeśli się spodoba, zawsze można dostać ją w każdej księgarni, na terenie całej Polski. Zapraszam wszystkich serdecznie na mój fanpage KLIK, Bardzo jestem wdzięczny wszystkim tym, którzy poczuwają się do dbania o cały ten interes i go finansują KLIK, także poprzez PayPal, mój meil to coztymikobietami@poczta.onet.pl
Mojemu ciału dano imię Marek. Przepchnięto je przez szkołę z tytułem ekonomisty. Teraz te ciało działa jako pisarz, ale kim tak naprawdę jestem, nie mam kurwa bladego pojęcia.
Jeden komentarz