Bez kategorii
Like

Szkolna pułapka, część 2

27/02/2012
421 Wyświetlenia
0 Komentarze
6 minut czytania
no-cover

Dyrektor szkoły od rana był w radosnym nastroju.
– Nowy semestr się zaczął, proszę państwa! Nowy semestr! – powtarzał w kółko i energicznie zacierał ręce.

0


Dyrektor szkoły od rana był w radosnym nastroju.
– Nowy semestr się zaczął, proszę państwa! Nowy semestr! – powtarzał w kółko i energicznie zacierał ręce.
– Z czego się pan cieszy? – spytała osłupiała pani od niemieckiego w imieniu nie mniej osłupiałego grona pedagogicznego. – Znowu się zacznie to użeranie z dzieciakami…
– Jak to z czego?! – pan dyrektor wzniósł ręce ku górze. – Czy wy niczego nie rozumiecie?! Naprawdę!? Czy nie rozumiecie, że to ostatni semestr naszej udręki z tą bandą bezczelnych szczeniaków, jaką jest szósta a?!
– A…! – zawołała pani od niemieckiego. – O tym nie pomyślałam!
– Byłem tego pewien… Uwaga, koleżanki i koledzy! Wydaję wam polecenie służbowe! Trzeba być wobec nich łagodnym i pobłażliwym! Oceny zawyżać! Wszyscy, powtarzam, wszyscy muszą skończyć szóstą klasę i wynieść się z tej szkoły raz na zawsze! Do księdza katechety też to mówię! A dni nasze znów będą szczęśliwe i beztroskie, bez tych kretyńskich, podchwytliwych zagrywek szóstej a!
I całemu gronu zaczęła się udzielać radość pana dyrektora. Tylko dwie osoby robiły się coraz bardziej ponure. Były to: pani pedagog i pani wicedyrektor. Tak się złożyło, że razem wychodziły z pokoju nauczycielskiego.
– Nie cieszy się pani? – zagadnęła pani pedagog widząc posępne oblicze pani wicedyrektor.
– Nie. Ja jeszcze muszę się na nich zemścić – odparła cicho pani wicedyrektor. Pani pedagog podskoczyła niczym ukłuta szpilką.
– Ja też się muszę zemścić!
– Ja pierwsza!
– Jeszcze zobaczymy!
Obie panie wróciły wieczorem do swoich mieszkań i zaczęły knuć. Ale każda na swój sposób.
Pani pedagog po odświeżającej kąpieli z trudem wbiła swoje apetyczne krągłości w podomkę w lamparcie cętki, rozłożyła się wygodnie na łóżku i zajadając czekoladki wpatrywała się drapieżnym wzrokiem w fotografię szóstej a. Natomiast pani wicedyrektor ustawiła na kuchennym stole owoc pracy wielu nieprzespanych nocy: makietę klasy szóstej a, gdzie każdy ludzik siedzący w odpowiednim miejscu symbolizował konkretnego ucznia. Pani wicedyrektor, ubrana w domowy mundur, krążyła wokół stołu oglądając klasę z różnych kątów i uderzała w lewą dłoń trzymaną w prawej dłoni linijką.
Zadziwiające było to, że obie doszły do podobnych wniosków. Że trzon oporu, źródło wszelkiego zła, redukuje się do trzech osób.
– Hiobowski, Gruby Maciek i okularnik – szepnęła pani pedagog i nadgryzła kolejną czekoladkę.
– Hiobowski, Gruby Maciek i okularnik – wycedziła pani wicedyrektor i klasnęła linijką w dłoń.
Lecz jak ugryźć ten problem? Jak rozbić takie trio? Dla obu pań sprawa przedstawiała się tak samo. Należało wybrać najsłabszy element i odłamać go od reszty. Jak kawałek czekoladki. Jak kawałek linijki. Łukaszek Hiobowski nie wchodził oczywiście w rachubę. W mniemaniu obu pań to on był najsilniejszym ogniwem, nawet w pojedynkę był niebezpiecznym przeciwnikiem. Poza tym frontalny atak był jakiś taki… prostacki. Jakiś taki… męski. Nie, trzeba było atakować z flanki. Tylko z której?
Pani pedagog przymrużyła oczy i wpatrzyła się uważnie w popaćkaną czekoladą fotografię. Ależ tak! Był przecież uczeń, który ją zaczepiał, zwracał na nią uwagę, któremu wpadła w oko, który czerwienił się, kiedy przypadkowo na siebie wpadali, który wodził za nią wzrokiem. Zachichotała i pstryknęła fotografię w miejscu gdzie była twarz okularnika.
– Podobam mu się – zachichotała. – Jesteś mój!
I zadowolona przekręciła się na brzuch, dokładnie na to miejsce, gdzie postawiła talerz z czekoladkami.
W tym czasie pani wicedyrektor krążyła wokół stołu w drugą stronę, ale nadal klepała linijką w dłoń i wpatrywała się w swoją makietę. Skoro Łukaszek odpadał to kto? Okularnik? Zbyt nerwowy, histeryczny, przesadzony. Typowy dzieciak z ADHD. Trudny do kontrolowania, okiełznania. Ależ tak! Był przecież uczeń, który w ich towarzystwie śmiał się głośno, robił to co oni, rozrabiał… Ale kiedy był sam to cichł, był wyciszony, małomówny. Mocny tylko w grupie. I na pewno ma kompleksy na tle swojego wyglądu.
– Złamię cię, ty tchórzu – rzekła pani wicedyrektor do figurki Grubego Maćka i z całej siły machnęła linijką.
– Auć!!!

0

Marcin B. Brixen

Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!

378 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758