Szkoła polityki propolskiej (1): Berliński popis Tuska
03/12/2012
562 Wyświetlenia
0 Komentarze
50 minut czytania
„Polacy, którzy twierdzą, że niebezpieczeństwo niemieckie już dla Polski nie istnieje, są w wielkim błędzie.
To ich złudzenie sprawia, że nie doceniają oni potrzeby polsko-rosyjskiego sojuszu. A tymczasem sojusz ten jest w dzisiejszych czasach nieodzowną podwaliną polskiej polityki zagranicznej.” (Jędrzej Giertych)
I. „Przemówienie premiera Donalda Tuska na uroczystości wręczenia nagrody im.Walthera Rathenau
Berlin, 31 maja 2012 roku
Meine Damen und Herren, Liebe Angela,
Chciałbym serdecznie podziękować za te wszystkie ciepłe słowa, które tu usłyszałem. Szczególnie w laudacji wygłoszonej przez Panią kanclerz Angelę Merkel. Wyróżnienie w roku 2012 akurat polskiego premiera nagrodą im. Walthera Rathenaua zmusza mnie osobiście, ale jak sądzę wszystkich tu obecnych, do starannej refleksji historycznej i do odważnego spojrzenia w przyszłość Europy. Zobowiązuje do tego zarówno osoba patrona tej nagrody, jak i moment, w którym się dziś w Berlinie spotykamy. Pozwolicie Państwo, że zacznę tę refleksję od osobistej dygresji. Usłyszałem w bardzo miłych słowach prezesa Instytutu taką tezę, że gdyby żył, ucieszyłby się gdyby usłyszał, że to właśnie polski premier jest laureatem jest laureatem tej nagrody. To teza odrobinę ryzykowna.
Bo ja też się zastanawiałem, jak Walther Rathenau przyjąłby tę wiadomość. I myślę, że trochę byłby zdziwiony. Zdziwiony, jak potoczyła się historia, która doprowadziła do tego, że nagroda jego imienia przypadła właśnie polskiemu premierowi. Mógłby się nawet bardzo zdziwić. Ten przedsiębiorca i intelektualista równocześnie, ukształtowany przez cesarskie Niemcy, nie wyobrażał sobie Polski niepodległej jako sąsiada Niemiec. Krytycznie oceniał zapowiedź utworzenia Królestwa Polskiego, która była zawarta w proklamacji dwóch cesarzy – Wilhelma i Franciszka Józefa w listopadzie 1916 roku. Z dość podobnym dystansem traktował koncepcję Mitteleuropy Friedricha Naumanna, która zakładała powołanie samodzielnych państw w Europie Środkowej po ewentualnym zwycięstwie państw centralnych.
I ten dystans w myśleniu Walthera Rathenaua był widoczny także później. Wspomniałaś Angelo Rapallo. Rzeczywiście jako historyk z wykształcenia, świadomy historii swojej ojczyzny i historii Europy mam w pamięci Rapallo jako datę przez Polaków odbieraną jako niebezpieczną. Rathenau był ministrem spraw zagranicznych Republiki Weimarskiej, został nim w 1922 r. Już wtedy jako zdeklarowany człowiek Zachodu myślał o przyszłej federacji Niemiec i Francji, więc prezentował nadzwyczajną wyobraźnię wyprzedzającą epokę. Ale w Rapallo zawarł porozumienie z bolszewicką Rosją. To porozumienie do dzisiaj pozostaje – i chyba nie tylko w pamięci Polaków – pozostaje symbolem niemieckiej politycznej huśtawki, która zdarzała się w przeszłości. Tej huśtawki między Wschodem i Zachodem. Dla Polaków szczególnie symbolem współdziałania Moskwy i Berlina, które czasami odbywało się kosztem Polski.
Podobnie jak nasza historia, wspólna historia, tak sam Rathenau był postacią pełną sprzeczności. W 1914 roku przestrzegał przed wojną, nie miał żadnych możliwości jej zapobiec, gdy jednak już wybuchła służył Sztabowi Generalnemu swym talentem organizacyjnym. Bez jego pracy i jego umiejętności Niemcy przegrałyby tę wojnę dużo szybciej. A mimo to niemieccy prawicowi radykałowie zamordowali go. Zamordowali go przede wszystkim jako Żyda, który według nich zdradził ponoć niemieckie interesy narodowe. Jego pogrzeb był wielką demonstracją republikańskich Niemiec – tych Niemiec, które budziły nadzieję także w ówczesnej Europie, ale które jednak nie zdały egzaminu przed historią bo zaledwie dziesięć lat później uległy totalitarnemu szaleństwu.
Mówię o tym dlatego, by stojąc tu dziś przed Wami, podzielić się tą refleksją o nieobliczalności losu, o tym ile zaskakujących zdarzeń było, jest i będzie w naszej historii. W historii każdego z nas, jako człowieka i w historii naszych narodów. Ale to co być może dzisiaj najważniejsze i optymistyczne w przeciwieństwie do wielu fragmentów tej historii to to, że to jest także znak. Znak na drodze, jaką przeszliśmy – my Polacy i wy Niemcy – w minionych dziesięcioleciach. Drodze imponującej, którą trudno porównać do jakiegokolwiek procesu dziejowego w ostatnich kilkudziesięciu latach w Europie i na świecie. Dzięki temu, że pokonaliśmy tę drogę spotykamy się dzisiaj w zupełnie innym czasie niż w tym, który tak dramatycznie wpłynął na los Walthera Rathenaua.
Wydaje się, że Europejczycy wyciągnęli naukę ze straszliwego doświadczenia XX wieku. Powtórzę banał, ale ten banał trzeba powtarzać każdego dnia, o każdej godzinie: Unia Europejska, której czujemy się współgospodarzami jest odpowiedzią na katastrofę dwóch ludobójczych wojen, na autorytarne pokusy i totalitarne uzurpacje, na wielki kryzys gospodarczy i narodowe egoizmy tamtego XX wieku. Dla mojej generacji Unia Europejska miała trzy akty założycielskie: zwycięstwo aliantów nad państwami osi w 1945, podpisanie traktatu rzymskiego, o którym przypomniała Pani kanclerz, w 1957 roku i z naszego punktu widzenia być może najważniejszy akt, jakim była bezkrwawa rewolucja 1989 roku.
Rewolucja, która obaliła komunizm i wypełniła do końca nasze marzenie o wspólnej Europie. Dla dzisiejszych młodych być może takim kolejnym aktem założycielskim ich Europy będzie przezwyciężenie kryzysu strefy euro i przezwyciężenie kryzysu politycznego, który towarzyszy temu finansowemu, a w efekcie pogłębienie integracji europejskiej. Wierzę, że ten czwarty akt założycielski nastąpi, ale bardzo dużo zależy tu od naszego wspólnego działania. Tak, dzisiaj Europa wydaje się stać na rozdrożu. W wymiarze globalnym zaczynają konkurować z nami nowe potęgi – Chiny, Indie, Brazylia. Ciągle jesteśmy gigantycznym potencjałem gospodarczym, cywilizacyjnym i kulturalnym. Ciągle wierzymy, że zjednoczenie miało głęboki sens, ale ostatnio nie zawsze potrafimy się zdobyć na wspólne działanie. Mamy różne tradycje, kultury polityczne, mentalności gospodarcze – co widać w ostatnich latach szczególnie wyraźnie – a także czasami różne interesy i różne doświadczenia historyczne.
Nasza europejska solidarność, która tak leży na sercu i mnie i wszystkim Polakom, nadal musi codziennie konkurować z narodowymi egoizmami. Jesteśmy często także w Brukseli świadkami takich rewitalizacji etatystycznych i nacjonalistycznych zachowań szczególnie wyraźnych w czasie kryzysu finansowego. Często także te zadawnione stereotypy, z którymi staramy się walczyć, wciąż zastępują realną znajomość sąsiadów i ocenę sąsiadów.
Drodzy Państwo,
tę nagrodę im. Walthera Rathenaua uznałem za dobry moment do wyłożenia polskiego punktu widzenia w trzech sprawach: europejskiej polityki wschodniej, stosunku Unii Europejskiej do Rosji, polityki sąsiedztwa wobec Ukrainy i Białorusi, a na tym tle oczywiście także stosunków polsko-niemieckich.
Klaus Zernack, były współprzewodniczący polsko-niemieckiej konferencji podręcznikowej – to 40-lecie w tym roku jej powołania – powiedział, że od początków XVIII wieku stosunki prusko-rosyjskie cechowała negatywna polityka wobec Polski (negative Polenpolitik), od blokady reform do rozbiorów i likwidacji polsko-litewskiej Rzeczypospolitej w 1795, poprzez współdziałanie Reichswehry i Armii Czerwonej w 1920, aż po pakt Hitlera ze Stalinem w 1939 roku i ponowną agresję obu sąsiadów przeciwko Polsce. Profesor Heinrich August Winkler pisał, że polskie narodowe interesy – czyli wolność i suwerenność państwowa – były sprzeczne z interesami niemieckimi, czyli z marzeniem niemieckim o zjednoczeniu wszystkich ziem. Albo silne były Prusy i zjednoczone przez nie w 1871 Niemcy – i wtedy nie było Polski. Albo Prusy były słabe, a Niemcy były podzielone i wtedy Polska wracała na polityczną scenę Europy.
Mieliśmy wszyscy to szczęście, że przeżyliśmy rok 1989, który pokazał Polakom, Niemcom i całej Europie, że możliwa jest polsko-niemiecka wspólnota interesów i może być ona trwalsza niż głęboko zakorzeniona w historii różnica interesów, która jakże często przeradzała się w konflikty i agresję. W sierpniu 1989, a więc jeszcze przed wrześniową falą ucieczek Niemców z NRD do ambasad w Pradze i Warszawie – wiele razy o tych dniach rozmawialiśmy z Panią kanclerz – posłowie „Solidarności”, ludzie ówczesnej „Solidarności”, oficjalnie przyznawali Niemcom prawo do zjednoczenia. Jako pierwsi w Europie, niepytani, nieproszeni wyłożyli klarownie nową i powszechną w Polsce ideę: Polska niepodległa i suwerenna sąsiadująca ze zjednoczonymi Niemcami. Także później ani przez moment nie pojawił się w Polsce sprzeciw wobec zjednoczenia, chociaż pamiętam – byłem już wówczas czynnym politykiem – że sceptycy wobec zjednoczenia z Europy Zachodniej namawiali do tego Polaków dość wyraźnie.
To dzisiejsi nasi przyjaciele, Brytyjczycy z Margaret Thatcher i także inni. Oni byli dużo bardziej niepewni, jakie skutki dla Europy przyniesie zjednoczenie Niemiec. Polacy tu nie mieli wątpliwości i ukuliśmy nawet takie polityczne powiedzenie, że prawdziwa, suwerenna Polska możliwa będzie dopiero po zjednoczeniu Niemiec. Prawdą jest, że nie było w naszej mocy zatrzymanie procesu zjednoczenia, ale gdyby była taka pokusa w Polsce, to znaleźlibyśmy wystarczająco dużo współpracowników w Europie, aby ten proces spowalniać, obrzydzać w oczach ludzi w Europie licząc na to, że zamknie się ten pozytywny, historyczny moment i zjednoczenie Niemiec znowu zostanie odroczone na długie lata. Nic takiego w Polsce się nie stało. Ta pokusa się nie zrodziła. Co równie ważne czołowi politycy Republiki Federalnej zrozumieli, że w interesie Niemiec i Europy jest stabilna gospodarczo i politycznie Polska włączona w pełni w euroatlantyckie struktury. Wiemy i pamiętamy w Polsce, że bez jednoznacznego i bardzo silnego wsparcia Niemiec polskie starania o wejście do UE i NATO nie byłyby tak skuteczne i za to chciałem naszym niemieckim przyjaciołom jeszcze raz serdecznie podziękować.
Kiedy myślimy o Waltherze Rathenau myślimy także o relacjach z Rosją. Walther Rathenau nie miał szczególnych złudzeń co do charakteru ówczesnej Rosji. Bardzo cenił tego partnera za bogactwo w surowce i rynek zbytu, ale nie ukrywał swojego lekko pogardliwego stosunku do Rosji, jeśli chodzi o wymiar kulturowy. Chociaż często uznawał, że także Niemcy miewają charakter parweniusza. To zdaje się on, zakochany w Berlinie, nazwał kiedyś Berlin mianem „Parvenupolis”. Potrafił być bardzo ostry w swoich ocenach także wobec swoich.
Chcę powiedzieć na koniec, że ekonomiczne wizje Rathenaua wydają się dzisiaj być może najciekawszym dziedzictwem biorąc pod uwagę nasze wspólne starania w Europie. „Nowa Gospodarka”, jego praca z 1917 roku, przez wielu uznawana jest za prapoczątek społecznej gospodarki rynkowej, która zrobiła w latach 50. XX wieku taką furorę i którą chętnie naśladowano później w wielu krajach Europy. Dla nas była także w dużej mierze inspiracją. Natomiast towarzyszące jego myśli ekonomicznej wyobrażenie, że Niemcy będą przewodzić Europie jako „trzecia siła” między Wschodem i Zachodem okazała się – i w mojej ocenie dobrze – marzeniem ściętej głowy. Dlatego powtarzamy bardzo otwarcie dzisiaj w Europie: Republika Federalna jest największym akcjonariuszem Unii Europejskiej – z potencjałem się nie dyskutuje – ale nie ma i nie będzie miała pakietu większościowego, bo ta zasada dotyczy wszystkich akcjonariuszy Unii Europejskiej. To jest istota Unii i dzięki temu wszyscy czujemy się w Unii Europejskiej lepiej niż kiedykolwiek wcześniej w historii na naszym kontynencie.
Jestem przekonany, że Niemcy, podobnie jak Polacy, czują wyraźnie, że wszyscy jesteśmy beneficjentami zjednoczonej Europy, że solidarność europejska, w tym także nasze starania o budżet europejski, to nie jest obciążenie dla żadnego kraju europejskiego. Gdyby dzisiaj Walther Rathenau żył, to byłby na pewno usatysfakcjonowany tym, co dzieje się w finansach i w gospodarce tych krajów, które dzisiaj razem reprezentujemy.
Pani kanclerz wspomniała spotkanie państw Morza Bałtyckiego w Stralsundzie. Z wielką satysfakcją słuchaliśmy tych informacji o tym, że Bałtyk stał się biegunem wzrostu w Europie. I to nie tylko Polska, z czego jesteśmy tak dumni, która utrzymała wzrost PKB przez wszystkie lata kryzysu – właśnie wczoraj dostałem oficjalne potwierdzenie, że także I kwartał tego roku to 3,5 procentowy wzrost. Ale wszystkie pozostałe kraje tego regionu pokazują, że zdrowy rozsądek i trzeźwość w myśleniu gospodarczym, których reprezentantem był Walther Rathenau, nadal są aktualne. I że dzisiaj wielkim zadaniem, także zadaniem Niemców i Polaków, bo stanowimy tutaj przykład, jest przekonać Europę, że nie ma konfliktu między wzrostem a dyscypliną finansową. I nie ma w tym przypadku, że kraje, które się wczoraj i dzisiaj spotykały w Stralsundzie, mówią jednocześnie o tym, że udało im się utrzymać i zbudować dyscyplinę finansową i równocześnie stać się biegunem wzrostu w Europie. Jedno bez drugiego na dłuższą metę nie jest możliwe. Dlatego będziemy – jak sądzę – ze sobą bardzo ściśle współpracować wtedy, kiedy będziemy tłumaczyć i nakłaniać wszystkich partnerów, aby pracowali podobnie jak my, to znaczy aby z dyscypliny finansowej, z oszczędności, ze zdrowego rozsądku, czynili główny fundament wzrostu, dziś i w przyszłości. To działa, to jest możliwe, to pokazały doświadczenia naszych obu krajów w ostatnich kilku latach.
Bardzo byśmy chcieli, aby to dziedzictwo Walthera Rathenaua – ten zdrowy rozsądek i trzeźwa ocena dotycząca gospodarki – nie było dziedzictwem, które kładzie się cieniem między naszymi krajami w kontekście polityki energetycznej czy relacji ze Wschodem Europy. Z całą pewnością powinniśmy wytrzymać nerwowo sytuację na Ukrainie, nie tylko w kontekście Euro 2012, na które wszystkich serdecznie jak zawsze zapraszam – zarówno do Polski, jak na Ukrainę – ale przede wszystkim dlatego, że głęboko w to wierzę, że konsekwentne działania wobec naszych wschodnich sąsiadów, gdzie równocześnie mamy czas na biznes, na twarde podkreślanie znaczenia praw człowieka i obywatela i na przekonanie, że trzeba przestrzegać reguł – tych reguł, które sobie ustaliliśmy w UE, że to konsekwentne postępowanie powinno dotyczyć także naszego działania wobec Ukrainy. I tutaj i dla Polski i dla Niemiec widzę olbrzymią rolę do odegrania, aby nasze relacje z Ukrainą miały charakter bardzo konsekwentnego, permanentnego działania. Nie zniechęcajmy się, innej drogi, dobrej drogi dla Europy na pewno nie ma, dlatego jeszcze raz podkreślę konieczność wspólnego działania wobec wschodnich sąsiadów, zarówno w chwilach krytycznych, jak i pozytywnych, tak aby duch Rapallo, który skończył się katastrofą dla Niemiec, nie był duchem współczesnej polityki.
Te uwagi dotyczące historii, nawet jeśli nie brzmią szczególnie entuzjastycznie, wynikają z mojego głębokiego przekonania, że praca na rzecz wolnej i zjednoczonej Europy to nie jest jednorazowy wybuch radosnego entuzjazmu. Nic nie stało się raz na zawsze. Życie Walthera Rathenaua pokazuje, że wszystko jest możliwe. Historia Niemiec i historia Polski pokazują, że bez nieustannego wysiłku na rzecz wzajemnego zrozumienia zawsze może zdarzyć się katastrofa. Niech ta nagroda i to nasze dzisiejsze spotkanie będzie mocnym przesłaniem, dla Niemców i Polaków, że nie stać nas na wypoczynek w tej pracy, że my i przyszłe pokolenia muszą zawsze z niezwykłą determinacją dbać o te relacje, tak aby historia, której ofiarą stał się Walther Rathenau nigdy nie powtórzyła się, ani na ziemi niemieckiej, ani na ziemi polskiej, ani w naszej wspólnej Europie. Jeszcze raz bardzo serdecznie dziękuję za słowa, za medal i za Wasze uczucia. Dziękuję serdecznie.”
Premier Tusk odbiera nagrodę w Berlinie (31.05.2012). Foto: myslpolska.pl
II. Komentarz Jana Engelgarda: „Tusk namawia Niemcy do rewizji polityki wobec Rosji
Przemówienie Donalda Tuska podczas uroczystości wręczenia Nagrody im. Walthera Rathenaua (31 maja br.[2012]) przeszło w Polsce bez echa. Niesłusznie, albowiem premier dosyć szczerze i otwarcie zaprezentował swoją wizję polityki zagranicznej Polski. Do tej pory tak jasno tego nie czynił, a karmiona głupawymi propagandowymi fajerwerkami „Gazety Polskiej” czy innych pisowskich mediów – opinia publiczna mogła sądzić, że oto mamy przy władzy niemal sowieckich namiestników i agentów. Nikt rozsądny w to nie wierzył, ale ilu w Polsce jest ludzi rozsądnych? Była to rzecz jasna bzdura piramidalna, tym bardziej, że Tusk i Platforma tak naprawdę w podejściu do Rosji i polityki wschodniej niewiele się różnią od PiS-u. Przekonuje o tym berlińskie przemówienie Tuska.
Pewnym wyzwaniem była dla niego sama Nagroda. Walher Rathenau (1867-1922), polityk niemiecki żydowskiego pochodzenia, minister spraw zagranicznych Republiki Weimarskiej, jeden z twórców układu w Rapallo (1922 r.) – nie był nigdy w Polsce oceniany pozytywnie. Był wrogiem Polski i jej niepodległości. Tusk postanowił nie przemilczeć tego faktu, co oczywiście należy zapisać na jego korzyść. Z reguły bowiem podczas takich uroczystości leje się przysłowiową wodę i mówi same komunały. I tu Niemców spotkała mała niespodzianka, na pewno dla niektórych bynajmniej nie przyjemna. Oto fragment przemówienia Tuska na temat Rathenaua:
„Ten przedsiębiorca i intelektualista równocześnie, ukształtowany przez cesarskie Niemcy, nie wyobrażał sobie Polski niepodległej jako sąsiada Niemiec. Krytycznie oceniał zapowiedź utworzenia Królestwa Polskiego, która była zawarta w proklamacji dwóch cesarzy – Wilhelma i Franciszka Józefa w listopadzie 1916 roku. Z dość podobnym dystansem traktował koncepcję Mitteleuropy Friedricha Naumanna, która zakładała powołanie samodzielnych państw w Europie Środkowej po ewentualnym zwycięstwie państw centralnych.
I ten dystans w myśleniu Walthera Rathenaua był widoczny także później. Wspomniałaś Angelo Rapallo. Rzeczywiście jako historyk z wykształcenia, świadomy historii swojej ojczyzny i historii Europy mam w pamięci Rapallo jako datę przez Polaków odbieraną jako niebezpieczną. Rathenau był ministrem spraw zagranicznych Republiki Weimarskiej, został nim w 1922 r. Już wtedy jako zdeklarowany człowiek Zachodu myślał o przyszłej federacji Niemiec i Francji, więc prezentował nadzwyczajną wyobraźnię wyprzedzającą epokę. Ale w Rapallo zawarł porozumienie z bolszewicką Rosją. To porozumienie do dzisiaj pozostaje – i chyba nie tylko w pamięci Polaków – pozostaje symbolem niemieckiej politycznej huśtawki, która zdarzała się w przeszłości”.
Można rzec – celny strzał. Ale już w tym miejscu przemówienia pojawia się pewien akcent, który będzie rozwijany potem. To jest fragment o Mitteleuropie. W ustach Tuska Friedrich Naumann i jego koncepcja Europy Środkowej pod egidą Niemiec może się jawić jako coś bardzo pozytywnego, jak bowiem odbierać zdanie, że zakładała ona „powołanie samodzielnych państw w Europie Środkowej po ewentualnym zwycięstwie państw centralnych”. Owszem, zakładała, ale nie samodzielnych, tylko marionetkowych. Dla Polski oznaczała wegetację w granicach jeszcze mniejszych niż Królestwo Polskie w granicach Imperium Rosyjskiego i pożegnanie się na stałe z Pomorzem, Wielkopolską czy Śląskiem. Z tego punktu widzenia koncepcja ta była dla nas nie do przyjęcia i słusznie Roman Dmowski dezawuował ją na Zachodzie z całej mocy.
Ale o wiele ciekawsze są dla naszej analizy współczesne wywody. Mówiąc o wyzwaniach dla Europy, mówił: „Dzisiaj Europa wydaje się stać na rozdrożu. W wymiarze globalnym zaczynają konkurować z nami nowe potęgi – Chiny, Indie, Brazylia. Ciągle jesteśmy gigantycznym potencjałem gospodarczym, cywilizacyjnym i kulturalnym”. Charakterystyczne, że wyliczając państwa tzw. grupy BRICS, Tusk pominął Rosję, mimo że jest to w tej chwili 8 gospodarka świata i nasz sąsiad! To pominięcie nie było przypadkowe. Mówiąc np. o stosunku Rathenaua do Rosji powiedział: „Kiedy myślimy o Waltherze Rathenau myślimy także o relacjach z Rosją. Walther Rathenau nie miał szczególnych złudzeń co do charakteru ówczesnej Rosji. Bardzo cenił tego partnera za bogactwo w surowce i rynek zbytu, ale nie ukrywał swojego lekko pogardliwego stosunku do Rosji, jeśli chodzi o wymiar kulturowy”. Jestem skłonny uznać, że Tusk, cytując Rathenaua, zgadza się z jego oceną. Rosja tylko jako dostarczyciel surowców i rynek zbytu, ale nic więcej – to państwo obce kulturowo, które trzeba trzymać na dystans.
Przesada? To zacytujmy następny fragment: „Bardzo byśmy chcieli, aby to dziedzictwo Walthera Rathenaua – ten zdrowy rozsądek i trzeźwa ocena dotycząca gospodarki – nie było dziedzictwem, które kładzie się cieniem między naszymi krajami w kontekście polityki energetycznej czy relacji ze Wschodem Europy. Z całą pewnością powinniśmy wytrzymać nerwowo sytuację na Ukrainie, nie tylko w kontekście Euro 2012, na które wszystkich serdecznie jak zawsze zapraszam – zarówno do Polski, jak na Ukrainę – ale przede wszystkim dlatego, że głęboko w to wierzę, że konsekwentne działania wobec naszych wschodnich sąsiadów, gdzie równocześnie mamy czas na biznes, na twarde podkreślanie znaczenia praw człowieka i obywatela i na przekonanie, że trzeba przestrzegać reguł – tych reguł, które sobie ustaliliśmy w UE, że to konsekwentne postępowanie powinno dotyczyć także naszego działania wobec Ukrainy. I tutaj i dla Polski i dla Niemiec widzę olbrzymią rolę do odegrania, aby nasze relacje z Ukrainą miały charakter bardzo konsekwentnego, permanentnego działania. Nie zniechęcajmy się, innej drogi, dobrej drogi dla Europy na pewno nie ma, dlatego jeszcze raz podkreślę konieczność wspólnego działania wobec wschodnich sąsiadów, zarówno w chwilach krytycznych, jak i pozytywnych, tak aby duch Rapallo, który skończył się katastrofą dla Niemiec, nie był duchem współczesnej polityki”.
No i jesteśmy w domu. Tusk proponuje Niemcom ni mniej ni więcej, tylko „porzucenie ducha Rapallo”, ostrzegając w dodatku, że kiedyś skończyło się to dla nich katastrofą. W zamian proponuje powrót do idei Friedricha Naumanna, czyli wspierania tworów państwowych między Niemcami a Rosją, nawet jeśli jest stwarza to takie problemy, jak w przypadku Ukrainy czy Białorusi. Zaleca Niemcom stałość i cierpliwość, nie tylko na czas Euro 2012. Ba, sugeruje, że współpraca Niemiec i Rosji na polu energetycznym jest prowadzona w ducha Rapallo. Jakie miejsce przewiduje Tusk dla Rosji? Żadne – ma to być – jak już wspomniałem – kraj trzymany na dystans, a naszym i Niemiec zadaniem ma być odrywanie od niego Ukrainy a po „demokratyzacji” także Białorusi.
Jak w takim razie oceniać polsko-rosyjskie ocieplenie w latach 2009-2010, które dla PiS-u jest zdradą czy wręcz spiskiem mającym na celu eliminację Lecha Kaczyńskiego? Z perspektywy wydaje się, że były to działania wynikające z jednej strony z podszeptów Niemiec i innych państw Zachodu, które były poirytowane nieodpowiedzialną polityką Polski na Wschodzie, z drugiej – były działaniami „na złość”. Spotkania Tuska z Putinem rozjuszały bowiem Lecha Kaczyńskiego, sprawiając Tuskowi niemałą satysfakcję. Jednak w tej grze nie było szerszego zamysłu, nie było chęci prawdziwego zwrotu politycznego.
Po katastrofie smoleńskiej Tusk nie stanął na czele komisji badającej jej przyczyny, podczas gdy w Rosji zrobił tak premier Władimir Putin. W Moskwie musiano odebrać to jako afront i lekceważenie. Potem było już coraz gorzej. Nieprzytomna nagonka na Rosję w polskich mediach (także publicznych – przypomnę, że TVP 1 był przez cały czas pod kontrola PiS) – i brak reakcji na to rządu i samego Tuska – mógł sprawiać wrażenie, że jest to akceptowane. Po 2010 Tusk nie spotkał się ani razu z Putinem, nie odbył też z nim żadnej rozmowy telefonicznej. W różnych enuncjacjach prezentował nieskrywany chłód. Rosja w ogóle przestała go interesować. Nie doszło także do przełomu w sprawach gospodarczych, mimo pozywanych sygnałów ze strony Rosji. Nie było już co prawda prowokacji z obu stron mających na celu psucie tychże stosunków, ale i nie było też niczego poważnego zmieniającego nasze relacje. Owszem były gesty, ale nie na szczeblu premiera czy prezydenta.
Berlińskie przemówienie Tuska pozwala nam poznać przyczynę takiego postępowania. Jest nią bez wątpienia ideologiczna niechęć do Rosji, awersja do niej i brak chęci jej zrozumienia. Podpowiedzi pod adresem Niemiec mające na celu doprowadzenie do rozluźnienia ich stosunków z Rosją – nie padną jednak na podatny grunt. Polityka Niemiec jest stała i stabilna. A Rosja w tej polityce odgrywa rolę kluczową (na Wschodzie). Berlin nigdy nie pójdzie na faworyzowanie Ukrainy kosztem Rosji, będzie hamował jak tylko się da jej „atlantyckie i europejskie aspiracje”. Nie zmieni też polityki energetycznej, której symbolem jest Gazociąg Północny. W polityce Tuska widać nawet naiwną chęć rozgrywania „karty chińskiej” przeciwko Rosji, co jest rzecz jasna pozbawione jakichkolwiek szans.
Tusk popełnia błąd – zamiast próbować znaleźć miejsce Polski w tandemie Rosja-Niemcy (a szerzej także z Francją), wpisać nas w tendencje do szerokiej współpracy Zachód-Wschód, namawia Niemcy do porzucenia dotychczasowej polityki i straszy ich konsekwencjami polityki w „duchu Rapallo”. Jest to próba kontynuacji polityki prometejskiej w białych rękawiczkach, skazana – tak jak topornie prowadzona polityka PiS – na porażkę. Donald Tusk być może uważa, że jego droga do tego samego, prometejskiego celu – będzie skuteczniejsza niż nerwowe ruchy poprzedniego prezydenta. Oczywiście się myli, bo nie w taktyce tkwi przyczyna porażki tej polityki, tylko w anachronizmie jej założeń i złej ocenie sytuacji.”
Angela Merkel i Włodzimierz Putin. Berlin 2012. Foto: ruvr.ru
III. Komentarz historyczny Jędrzeja Giertycha z 1982 roku: Idea anglosasko-niemieckiego panowania nad światem
Obok obrony narodowej tożsamości i katolickiej wiary, najważniejszym poglądem, postulatem i kierunkiem działań Jędrzeja Giertycha było dążenie do niekoniunkturalnego współdziałania narodu polskiego i narodu rosyjskiego oraz do efektywnego, szczerego sojuszu Polski i Rosji, czyli do wypełnienia politycznego testamentu Romana Dmowskiego, zapisanego m.in. w jego "Polityce polskiej i odbudowaniu państwa".
Podobnie jak Dmowski, Jędrzej Giertych był zdecydowanym krytykiem kultywowania antyrosyjskiej tradycji powstańczej i czynienia z nieszczęścia naszych walk z Rosją wzoru dla przyszłych pokoleń. Jędrzej Giertych, wspólnie z wrogiem bolszewizmu, Józefem Mackiewiczem, obarczył winą Józefa Piłsudskiego za samobójcze dla Polski nieudzielenie pomocy chrześcijańskiej Rosji w 1919 roku i przez całe swe życie wskazywał, że jedynym realnym sprzymierzeńcem Polaków w walce z naporem germańskim mogą być tylko Rosjanie.
W swoim wystąpieniu na zjeździe emigracyjnego Stronnictwa Narodowego w 1982 r. (opublikowanym pt. „Trzy niebezpieczeństwa” w londyńskim piśmie „Myśl Polska” nr 11-15/1982 z dn. 01.06-05.08.1982:
http://endecja.pl/biblioteka/pobierz/135 ), Jędrzej Giertych zwrócił uwagę na konieczność przeciwstawienia się trzem zagrożeniom: rewolucji trockistowskiej, polityce proniemieckiej i renesansowi piłsudczyzny, natomiast w „Liście otwartym do społeczeństwa polskiego w Kraju” z maja 1982 roku przedstawił już całą panoramę zagrożeń dla Polski i ostrzegał:
„Niebezpieczeństwo niemieckie wcale dla nas nie znikło. Niemcy są wciąż utajoną, potencjalną siłą, która zagraża naszemu bytowi. Zagraża także i bytowi Rosji.
Gdyby się ostatecznie zawalił porządek jałtański i gdyby doszło do nowej wojny światowej, albo bez wojny do wielkiego dyplomatycznego spięcia dwóch obozów, z których jednemu przewodziłaby Ameryka, a drugiemu Rosja, jest oczywiste, że celem obozu amerykańskiego nie byłoby tylko obronienie się przed możliwą rosyjską ekspansją, ale takie pobicie Rosji i obozu jej sojuszników, by możliwym się stało ustanowienie znacznie rozszerzonego panowania amerykańskiego w świecie. A głównym sojusznikiem Ameryki na kontynencie europejskim są dziś Niemcy. Zwycięstwo amerykańskie oznaczałoby danie Niemcom wolnej ręki w Europie na takie urządzenie Europy i Eurazji, jakie będzie Niemcom odpowiadać.
Nie rozumie polityki światowej, nie rozumie także historii ostatnich więcej niż dwóch stuleci, kto nie zdaje sobie sprawy z tego, że istnieje w życiu politycznym idea łącznego panowania nad światem sojuszu dwóch głównych plemion germańskich: Niemców i Anglosasów. W myśl tej idei, Anglosasi mają panować nad oceanami i na obszarach pozaeuropejskich, a Niemcy na europejskim lub euroazjatyckiem kontynencie. Skłaniał się do tej idei także i Hitler: myślał on, że uda się namówić Anglię do tego, by mu pozwoliła i pomogła zapanować nad kontynentem, a zwłaszcza nad Rosją, z tym, że on pomoże Anglii utrzymać bezpiecznie w swym ręku jej imperium; zachcianki te okazały się jednak z szeregu przyczyn niewykonalne, głównie z powodu wrogości Hitlera wobec Żydów i lóż masońskich, oraz jego ambicji, wkraczających w sferę wpływów angielskich, np. w Ameryce Południowej.
(…)
Idea anglosasko-niemieckiego panowania nad światem nie jest tylko ideą o charakterze czysto politycznym, strategiczno-mocarstwowym. Ma ona także i zabarwienie ideologiczne. Jest u podstawy tej idei nie sprecyzowany rozumowo i dyskretnie pomijany milczeniem, ale bezspornie obecny pogląd o wyższości rasy germańskiej, mającej prawo do przewodzenia innym rasom. Jest także i nuta antykatolicka i umiarkowanie, oględnie antychrześcijańska, zewnętrznie znajdująca wyraz w
liberalnym protestantyzmie, a w sposób utajony podbudowana wpływem masonerii.
Polityka amerykańska jest jak dotąd oparta o program jałtański, to znaczy o ideę wspólnego panowania nad światem przez Amerykę i Rosję i podzielenia świata na dwie strefy wpływu: amerykańską i sowiecką. Ale Ameryka coraz wyraźniej odchodzi od popierania systemu jałtańskiego. Co będzie gdy z tym systemem ostatecznie zerwie?
Zamiarem jej wtedy będzie powalenie Rosji i zlikwidowanie jej roli mocarstwowej w świecie. Aby to osiągnąć, Ameryka posłuży się także i Niemcami. Udzieli wtedy Niemcom wolnej ręki do urządzenia kontynentu europejskiego wedle ich gustu.
Nie wyobrażajmy sobie, że Niemcy trzymać się wtedy będą litery oświadczeń wschodnioniemieckich i zachodnioniemieckich o uznawaniu dzisiejszej, zachodniej granicy Polski. Niemcy uważają, że te uznania mają znaczenie tylko tymczasowe i wiążą tylko te dwa organizmy państwowe [byłą RFN i byłą NRD], ale nie wiążą narodu niemieckiego jako całości. (…) A nie łudźmy się, że w sprzyjających warunkach zadowolą się przywróceniem granicy sprzed 1939 roku. Gdy będą miały siłę, wyciągną rękę także i po Poznań. I nie tylko po Poznań, lecz także po Łódź, Kraków i Warszawę. A siłę będą miały, jeśli Ameryka w trzeciej wojnie światowej – albo tylko w jakiejś wielkiej rozgrywce dyplomatycznej bezwojennej – zwycięży.
Jak Niemcy, zwycięskie lub uczestniczące w zwycięstwie, urządzą wschodnią połowę Europy, pokazują nam doświadczenia z przeszłości, mianowicie akcja Hitlera, a jeszcze lepiej „system brzeski”, ustanowiony rzekomo na stałe w traktacie brzeskim z 3 marca 1918 roku i w umowach uzupełniających do niego; ustanowiony nie przez „dzikie” Niemcy hitlerowskie, lecz przez „cywilizowane”, rozsądne, praworządne Niemcy cesarskie będące pod cesarską władzą wnuka angielskiej królowej Wiktorii. W systemie brzeskim Ukraina miała być państwem nominalnie niepodległym, ale w istocie satelitą niemieckim, a miała obejmować też i część Zagłębia Donieckiego i całość północnych wybrzeży Morza Czarnego i Azowskiego. Kurlandia miała zostać wcielona do Rzeszy i skolonizowana przez Niemców; Litwa i „Baltikum” (państwo obejmujące Inflanty i Estonię) miały stanowić państwa satelickie Niemiec. „Królestwo Polskie”, obejmujące Warszawę, Lublin i Kielce, ale nie obejmujące Płocka, Łomży, Kalisza i Dąbrowy Górniczej, a zapewne i Łodzi, nie mówiąc już o Poznaniu i Krakowie, miało stanowić państewko ściśle związane z Rzeszą. Okupacja niemiecka obejmowała w systemie brzeskim także Białoruś, Psków, Krym i mały skrawek Kaukazu.
Zapewne w trzeciej wojnie światowej Niemcy dążyłyby do urządzenia wschodniej połowy Europy w podobny sposób, a Ameryka by im w tym pomagała. Ludność polska zostałaby w wyniku tego nie tylko z Polski zachodniej, ale i z Polski środkowej wysiedlona. (Albo wymordowana, jak Żydzi.) Nie są to żadne „strachy na Lachy”, lecz są to realne perspektywy polityczne.
W obliczu tych perspektyw lojalny i mocny sojusz polsko-rosyjski jest koniecznością, która leży w interesie zarówno Polski, jak i Rosji. W interesie Polski leży, by Rosja nie została pobita, bo jeśli Rosja zostanie powalona, to nie pozostanie na placu żadna siła, która mogłaby jej przyjść z pomocą. W interesie Rosji leży, by Polska stawiła Niemcom jak najmocniejszy opór, a to jest możliwe tylko, jeśli Polska będzie silna i nie będzie miała żadnych powodów, choćby irracjonalnych, do życzenia Rosji klęski. Oba kraje, wspólnymi siłami, będą mogły się obronić. Poróżnione ze sobą, będą skazane na klęskę.
(…)
Polacy, którzy twierdzą, że niebezpieczeństwo niemieckie już dla Polski nie istnieje, są w wielkim błędzie. To ich złudzenie sprawia, że nie doceniają oni potrzeby polsko-rosyjskiego sojuszu. A tymczasem sojusz ten jest w dzisiejszych czasach nieodzowną podwaliną polskiej polityki zagranicznej.”
Źródło: Jędrzej Giertych, Co robić? List otwarty do społeczeństwa polskiego w Kraju., „Opoka” nr 17/1982, s. 51-53.
Jędrzej Giertych, bliski współpracownik i kontynuator polityki propolskiej Romana Dmowskiego, zmarł dwadzieścia lat temu (09.10.1992) na wygnaniu w Londynie.
Cześć jego pamięci!
Opracował – Grzegorz Grabowski