Bez kategorii
Like

Szkodliwe spekulacje funduszy hedgingowych

13/01/2012
513 Wyświetlenia
0 Komentarze
10 minut czytania
no-cover

Populistyczne podejście do długu państwa skończy się tak jak przedsiębiorstwa, które w ramach restrukturyzacji nie idzie do banku tylko obniża płace i w efekcie pada, gdy pracownicy przenoszą się do konkurencji

0


 

W Grecji zbliża się termin marcowej zapadalności €14,5 mld obligacji. Jak podaje Tom Lauricella, Matt Wirz i Alkman Granitasas w dzisiejszym artykule WSJ ”Markets Bet on Greek Debt Deal”o ile grecki dług który ma ulec redukcji jest wyceniany na 21-24% wartości nominalnej to cenę tego płatnego w marcu fundusze hedgingowe wywindowały do 40%. Blokując porozumienie i grożąc ogłoszeniem niewypłacalności „grają” na opóźnienie porozumienia na czym by skorzystały gdyby marcowa transza została jednak spłacona. No cóż jeśli patrzymy na tego typu aktywność funduszy hedgingowych to jest to przykład kiedy omnipotencja władz źle służy rozwojowi rynku kapitałowego skupiając słuszne niezadowolenie społeczne.
Zachęcając do diagnozy przyczyn powstania nieprawidłowości na europejskim rynku kapitałowym polecam aktualny artykuł Małgorzaty Goss z autoryzowanymi wypowiedziami dotyczącymi szkodliwości akcesu Polski do ograniczającego rozwój paktu stabilności. Jak wielokrotnie podkreślałem ortodoksyjne podejście do kwestii długu i deficytu budżetowego, może być porównywalne z działaniem przedsiębiorstwa które chcąc się restrukturyzować lub rozwijać nie idzie do banku tylko obniża koszty i płace aby sfinansować konieczne inwestycje. W efekcie pada gdyż wprawdzie udaje mu się ograniczyć koszty ale w efekcie obniżki płac wszyscy pracownicy przenoszą się do konkurencji. I dalsza emigracja nam grozi w przypadku kontynuowania szkodliwej polityki
„Forsowany przez Niemcy międzyrządowy pakt stabilności grozi wybuchem kryzysu rządowego w Czechach. Budzi też poważny sprzeciw Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej. Polski premier znalazł się w trudnej sytuacji, zgłosił bowiem akces Polski do paktu, zanim przeczytał dokument
Albo pakt, albo rząd
Czeska koalicja rządowa poróżniła się w sprawie międzyrządowego paktu fiskalnego, który Niemcy wspierane przez Francję chcą narzucić krajom Unii Europejskiej. Wicepremier i szef czeskiej dyplomacji Karel Schwarzenberg zagroził podaniem się do dymisji, jeśli premier Petr Neczas nie poprze włączenia Czech do paktu. Schwarzenberg, który jest liderem współtworzącej gabinet Neczasa partii TOP 09, zagroził opuszczeniem rządu przez ministrów tej partii.
Czeski premier uzależnia akces do paktu od tego, jaki przybierze on ostatecznie kształt. – W grze jest także alternatywa, że dla nas te warunki będą nie do przyjęcia i nie włączymy się do paktu – zapowiedział Neczas. Jego partia ODS – największe ugrupowanie czeskiej centroprawicy, jest skłonna pójść w tej sprawie na kompromis w postaci rozpisania w Czechach ogólnonarodowego referendum. Jednak Schwarzenberg ostro sprzeciwia się oddaniu głosu obywatelom. – Czechy nie mogą stać obok unijnej polityki, bo znajdą się w izolacji – twierdzi. Prezydent Czech Vaclav Klaus jest stanowczo przeciwny przystąpieniu Czech do paktu stabilności. – W żadnym wypadku nie podpiszę paktu – zapowiedział przez swego rzecznika Radima Ochvata.
Tymczasem projekt paktu fiskalnego, którego trzecią już wersję ujawniły niedawno media, budzi coraz większy sprzeciw w Komisji Europejskiej, Parlamencie Europejskim, nie wspominając już o rządach krajowych. Bruksela krytykuje pakt głównie za to, że jako umowa międzyrządowa wielostronna, do której dany kraj może przystąpić lub nie, nie uznaje on nadrzędności traktatów Unii Europejskiej, a sam przyjmuje nazwę "traktatu", co sugeruje powstanie nowej, niewspólnotowej struktury wewnątrz Unii Europejskiej. – W obecnej wersji umowa osłabia rolę Parlamentu Europejskiego i pozycję krajów spoza strefy euro oraz rozciąga postanowienia na sfery pozafiskalne – ocenia komisarz ds. budżetu Janusz Lewandowski. – Obecna wersja nie uwzględnia poprawek Parlamentu Europejskiego i umacnia pozatraktatowy charakter porozumienia – uważa przewodnicząca komisji rozwoju regionalnego PE, była komisarz Danuta Hibner. W przyszłym tygodniu parlament Europejski ma głosować nad rezolucją sprzeciwiającą się propozycjom paktu.
Niemiłą niespodzianką dla polskiego rządu jest to, że pakt nie zawiera zapisu o udziale krajów spoza strefy euro, które podpiszą pakt, w szczytach eurostrefy, co dla premiera Donalda Tuska było najważniejsze. – Nie można jeszcze mówić o porażce – zareagował premier Tusk, ale na wszelki wypadek dodał: – To nie jest być albo nie być dla Polski…
Jednak dla krajów, które poważnie traktują swoich obywateli, najważniejsze jest to, co stanowi pakt w kwestii gospodarki. Zakłada on mianowicie, że roczny deficyt strukturalny finansów publicznych nie może przekroczyć 0,5 proc. nominalnego PKB. Ta "złota reguła" ma być wpisana do konstytucji lub ustaw krajowych, a na straży jej przestrzegania ma stać Europejski Trybunał Sprawiedliwości, do którego kraje mają wnosić skargi na siebie nawzajem. W najnowszej wersji projektu próg zadłużenia na poziomie 60 proc. PKB nie będzie poddany kontroli Trybunału wobec sprzeciwu państw UE. Zdaniem ekonomistów, postanowienia paktu będą miały olbrzymie negatywne konsekwencje dla gospodarek i społeczeństw biedniejszych krajów UE. – Pakt jest zdecydowanie niekorzystny dla krajów słabiej rozwiniętych, które pragnęłyby dogonić swoich sąsiadów, a które nie posiadają dobrze rozwiniętej infrastruktury wzrostu (w tym infrastruktury transportowej, łączności, instytucji obsługi rynku etc.) – ocenia dr Cezary Mech, były wiceminister finansów. – Kraj, który zgodzi się na obostrzenia fiskalne przewidziane w pakcie, zamknie sobie drogę do wybudowania tej infrastruktury na kredyt. A przecież tego rodzaju prorozwojowe inwestycje wpływają na przyrost miejsc pracy i poszerzenie bazy podatkowej, a w ostatecznym rozrachunku zwracają się budżetowi z naddatkiem w postaci zwiększonych wpływów. Jeśli państwo zobowiąże się do utrzymywania niskiego deficytu budżetowego, wówczas jedynym sposobem finansowania budowy infrastruktury wzrostu będą podatki od obywateli. Podatki w krajach takich jak Polska będą więc musiały rosnąć – tłumaczy finansista. Efekty tego są łatwe do przewidzenia: kapitał, miejsca pracy, a w ślad za tym obywatele przeniosą się do tych państw, gdzie podatki są niższe, a infrastruktura już istnieje, czyli do krajów najsilniej rozwiniętych. – Akces do paktu stabilności wzmocni i utrwali podział Unii na bogate centrum i biedne peryferie. I to jest najistotniejsze. Sprawa naszego udziału w posiedzeniach strefy euro ma drugorzędne znaczenie – twierdzi stanowczo dr Mech. Podobnie bez znaczenia jest to, kto będzie zarządzał paktem – Niemcy czy organy Unii Europejskiej, w której nasza pozycja jest mocno osłabiona po zastąpieniu traktatu nicejskiego traktatem z Lizbony.
Wczoraj trwały dalsze prace nad ostateczną wersją paktu. Ma on być omawiany na posiedzeniu unijnych ministrów finansów 24 stycznia, a 29 bm. trafi pod obrady szczytu UE. Wobec zdecydowanego sprzeciwu Wielkiej Brytanii nie ma szans na przyjęcie paktu jako traktatu unijnego przez wszystkich członków UE. Decyzja ma zapaść na kolejnym szczycie 1 marca.”
Za Albo pakt, albo rząd”
0

Cezary Mech

http://www.stefczyk.info/blogi/przez-pryzmat-ekonomii

371 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758