„Sześciopak”? – beze mnie, dziękuję!
28/09/2011
340 Wyświetlenia
0 Komentarze
2 minut czytania
Parlament Europejski przegłosował właśnie tzw. „sześciopak” (…). Decyzje te można określić zdaniem: jest kryzys, musimy interweniować, oddając Unii więcej kompetencji i instrumentów do działań antykryzysowych.
Jak ktoś chce wierzyć w cuda w ekonomii, to niech wierzy. W Strasburgu uwierzono. Parlament Europejski przegłosował właśnie tzw. „sześciopak” – przy czym skojarzenie z sześciopakiem piwa jest miłe, ale nietrafne. Decyzje te można określić zdaniem: jest kryzys, musimy interweniować, oddając Unii więcej kompetencji i instrumentów do działań antykryzysowych. Projekt ten zgodnie poparli chadecy, liberałowie i my – czyli konserwatyści. To zwyczajowa koalicja w sprawach gospodarczych i bardzo często w Europarlamencie te trzy frakcje polityczne głosują tak samo w przypadku rezolucji ekonomicznych. Zupełnie inaczej jest, gdy chodzi o sprawy moralno-obyczajowe, bo tu liberałowie głosują prawie zawsze z lewicą, Zielonymi i postkomunistami.
„Sześciopak” nie jest żadną cudowną receptą. Prawdę mówiąc, jestem sceptyczny, co do efektów jego działania. I to zapewne bardziej sceptyczny niż moi koledzy partyjni. Nie uważam, aby oddawanie kompetencji Brukseli, a w praktyce Berlinowi i Paryżowi było lekiem na to, co dzieje się w ekonomii. Dlatego też w głosowaniu nie wziąłem udziału – nie chciałem łamać partyjnej dyscypliny. A droga, którą jest systematyczne przekazywanie kompetencji strukturom ponadnarodowym – tak było w przypadku Traktatu Lizbońskiego, a teraz tak jest, jeśli chodzi o „sześciopak” – jest drogą donikąd.
Stąd, doceniając intencje polskich europosłów, którzy głosowali za "sześciopakiem" (poza lewicą) na zasadzie „lepszy rydz niż nic”, nie mogłem poprzeć tego projektu, który – tak jak kiedyś Strategia Lizbońska – od początku śmierdzi mi brakiem realizmu i nieefektywnością. A takich potiomkinowskich legislacyjnych eurobudowli, które są faktycznie atrapą realnego działania, Unia wyprodukowała pod dostatkiem.