Obecnie w poczet najbardziej wartościowych szaf świata możemy zaliczyć szafę Kiszczaka. Głównie poprzez jej zawartość, co odróżnia ją od pozostałych, w których zawartość znaczenia nie miała w przeciwieństwie do wykonania. Jednak jest to wartość krótkotrwała, ba zaraz po ujawnieniu zawartości szafy Kiszczaka niezależnie od tego, co tam się znajdzie, szafa ta na powrót stanie się bezwartościową peerelowską ramotą, co samo w sobie stanowić będzie symbol upadku wartości peerelowskiego i mamy nadzieję postpeerelowskiego imperium.
Nie będzie to jednak proces łatwy, jeśli będzie, bo zaraz po tym, jak wieść o szafie się rozniosła nastąpił kontratak sił, które dotychczas istnieniu takich szaf, szafek, szuflad etc. przeczyły bredząc coś o istnieniu w naszym zaścianku demokracji, tego dobra, którym został obdarzony cały naród a nie tylko nomenklaturowe wymiotki.
Oto w radiu RMF szacowny pan Prof. Stępień podjął temat meandrów i wszystkich możliwych imponderabiliów współpracy Lecha W. ze służbami PRL. Nie pojawiały się już wątpliwości, co do samego faktu, a raczej wątpliwości, co do jednoznacznej oceny tego faktu. Bo przecież, jak wynikało ze słowotoku pana Prof. Stępnia Lech W. niegdysiejszy prezydent był prekursorem opozycji i walki z mocami reżymu, co powodowało wyznaczanie pewnego niepowtarzalnego i niespotykanego wcześniej stanu gry i wszystkich psychologicznych uwikłań Lecha dodających dramatyzmu tej postaci jedynej w swoim rodzaju. Summa summarum niezależnie, co by się okazało i co z tych szaf wylazło Lech W. to postać wyjątkowa w naszej historii i pomnik naszego demokratycznego… (tfu! Dopisek autora) dorobku.
Nieco później w radiowej Trójce w podobnym stylu wypowiedziała się pani Kim. Kim kolwiek jest pani Kim na pewno nie ma ona wątpliwości, co do historycznej roli Lecha W. i nawołując do opamiętania się w tym chaosie pomówień i spekulacji domagała się czegoś, co sama nazwała „cywilizowanej lustracji”. Pomijamy już fakt, że ów lustracyjny postulat jest spóźniony circa 30 lat, co jakoś dotychczas antylustratorom nie przeszkadzało i idziemy dalej w naszych spekulacjach sądząc, że ta ludzka lustracja ma wg pani Kim być po prostu i absolucją i pokutą w jednym, bo przecież Lech sił witalnych nie szczędził dla narodu, Polski i wspólnej tych tworów (potworów) przyszłości.
Tak, więc mamy do czynienia już na wstępie z próbą neutralizacji zawartości szafy Kiszczaka. Jest to akcja z charakteru wyprzedzająca, bo przecież, co tam jest jeszcze nie wiadomo. Może cały ten wysiłek okazać się bezużytecznym i wtedy emocje antylustratorów opadną, by w spokoju mogli znowu wytknąć ciemnogrodowi jego obłęd i paranoję.
Z drugiej strony sprawa jednak może być rozwojowa, i nam w zaścianku pozostaje mieć nadzieję, że przyczyni się do jego rzeczywistego rozwoju i materialnego i duchowego.
Na koniec jeszcze słynne słowa Oriany Fallaci, która niezwykle trafnie, acz powierzchownie oceniła Lecha W. po spotkaniu z nim. Powierzchownie, bo przecież nie znała dogłębnie tej persony. Powiedziała po prostu: świętoszek i prostak. Zarówno pani Kim i panu prof. Stępniowi brak umiejętności naszkicowania tak szybkiego psychologicznego portretu Lecha W. Wynika to jednak z faktu politycznych uwikłań, które są odpowiedzialne za całokształt naszych państwowych mitów i przypowieści. Oriana mogłaby to scharakteryzować krótkim: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. A my po prostu mamy dość siedzenia pod wozem.
Z pozdrowieniami red. nacz. Liber
rysownik, satyryk. Z wykształcenia socjolog. Ciągle zachowuje nadzieję