Syria do podziału?
10/08/2012
438 Wyświetlenia
0 Komentarze
13 minut czytania
Assad i alawici będą walczyć do końca, bo nie mają innego wyjścia. Obronili Aleppo, ale coraz bardziej możliwy jest rozpad Syrii na dzielnice etniczne i rozbiór jej resztek przez sąsiadów.
Walki o Aleppo trwały dłużej i były dla wojsk Assada dużo trudniejsze niż walki o Damaszek trzy tygodnie temu. Położone na północy kraju stare i wielkie miasto Aleppo (Haleb) leży bowiem tylko 50 km od wielkiej i długiej (910 km) granicy tureckiej. A za tą granicą stoi największy na dziś wróg Assada – turecka armia NATO i suto zaopatrzone obozy sunnickich renegatów i dezerterów z Syrii oraz nasłanych najemników z całego świata tworzących tzw. Armię Wolnej Syrii (FSA) uzbrojoną przez Zachód i wykonującą zlecenie „zmiany reżimu w Syrii” pod pozorem kolejnej arabskiej rewolucji. Z tej odległości działania FSA mogą być koordynowane przez sztab dowodzenia w Adana i bezpośrednio wspierane z bazy lotniczej NATO w Incirlik.
Dziennikarze zachodni towarzyszący wypadom FSA donosili o bombardowaniu i ostrzale artyleryjskim, a także z dział czołgowych armii syryjskiej dwóch sunnickich dzielnic miasta, zajętych przez rebeliantów – Salaheddin i Sajf al-Daula, a także o starciach w Hanano, Hamdanije i Al-Bab na północny wschód od Aleppo, gdzie wojsko starało sie odciąc posiłki zza tureckiej granicy. Po kilku dniach armia rządowa opanowała sytuację, zlikwidowała czynne punkty oporu, zabiła ok. 700 rebeliantów i przeczesała odbite dzielnice w poszukiwaniu niedobitków i zwolenników przeciwnika. Irańska gazeta Tehran Times podała przedwczoraj, że ujęto ok. 200 rebeliantów, przeważnie rannych, w tym około 70 nie-Syryjczyków. Oficjalne źródła syryjskie uzupełniły, że w niedzielę schwytano w Aleppo kilku tureckich i saudyjskich oficerów dowodzących rebeliantami i najemnikami z FSA. Podano ich nazwiska i dane personalne: Sultan Oldu i Taher Amnitiu z Turcji oraz Uahid at-Thani, AbdelAziz al-Matiri, Ahmad al-Hani, Musa az-Zahrani i Firous az-Zahrani z Arabii Saudyjskiej. Jeśli to prawda, to mamy kolejny dowód na to, że nie mogąc wzniecić masowego oporu przeciw reżimowi Assada w samej Syrii, jego wrogowie nie tylko nasyłają do Syrii obcych najemników, zbroją ich, opłacają i zaopatrują, ale także dają im swoich własnych dowódców dla wykonania zleconych zadań.
Wiadomości o zdobyciu Aleppo przez FSA, a potem o rzeziach i zniszczeniu go przez armię rządową, były jak zwykle przesadzone. Przez kilka dni trwania walk nawet Ben Wedeman reporter amerykańskiej CNN, a przecież trudno o bardziej stronniczą stację TV na Zachodzie, donosił z ulic miasta, że życie większości mieszkańców toczy się bez zmian i zakłóceń, a walki od początku dotyczą tylko kilku punktów. Pisząc z Aleppo w ubiegły piątek, Tomas Avenarius, korespondent niemieckiej Sueddeutsche Zeitung napisał tak: „Jestem sceptyczny słysząc, że rebelianci zdobyli połowę miasta. Ich taktyką jest pojawianie się w różnych punktach i z nich nadawanie komunikatu że już to miejsce kontrolują. Ale to nie znaczy, że nie uciekną, kiedy nadejdzie armia syryjska.” Dalej pisał tak: „FSA jest dużo mniej liczna niż armia syryjska (…) Nie jest wcale tak, że całe Aleppo płonie. W niektórych dzielnicach trwa strzelanina i bombardowanie, ale jest wiele takich, gdzie cały czas panuje spokój i ludzie normalnie chodzą po bazarach”. (SDZ, 3.08.2012). Avenarius zauważa również to, co potwierdzają inni komentatorzy, że walki i podziały przebiegają coraz silniej wzdłuż granic etniczno-wyznaniowych: „Pojawiły się pogłoski, że FSA chce wejść do dzielnicy chrześcijańskiej i zaatakować stacjonujących tam żołnierzy Assada. Gdyby do tego doszło, sądzę że walki byłyby dużo krwawsze. Wielu chrześcijan obawia się rebelii i wcale by się do niej nie przyłączyło. W dzielnicach sunnickich ludzie też na ogół nie popierają rebeliantów czynem, ale przynajmniej wielu z nimi sympatyzuje. W dzielnicy chrześcijańskiej na pewno byłoby odwrotnie.” Z uwag tych wynika, ze rozpętana przez Zachód i jego sojuszników wojna w Syrii grozi głęboką i trwałą destabilizacją całego Bliskiego Wschodu oraz jego bałkanizacją na sekty i grupy etniczne.
Już teraz ożywiły się sekciarskie więzi i sojusze. Kilka dni temu w Ankarze był Ali Akbar Salehi, irański minister spraw zagranicznych negocjując uwolnienie grupy 48 irańskich cywilów schwytanych i uprowadzonych przez jedna ze zbrojnych grup FSA w pobliżu Damaszku. Rebelianci twierdzą, że schwytali ich jak szli na pomoc Assadowi, który przecież jest sojusznikiem Iranu i w pewnym sensie, jako alawita, współwyznawcą szyickiej wiary. Iran twierdzi jednak, że była to grupa pielgrzymujących rodzin, którzy zmierzali do jednego ze świętych dla szyitów miejsc w Syrii. Wskazuje na to, że w grupie były kobiety i dzieci. Ponieważ trzech zakładników prawdopodobnie zostało już zabitych, przewodniczący irańskiego parlamentu Ali Laridżani oświadczył, że naród irański nie będzie ignorował takich zbrodni i ci, którzy Irańczyków uprowadzili nie unikną surowej kary we właściwym czasie.
Również Turcja coraz częściej grozi inwazją na Syrię, gdzie jak twierdzi musi zabezpieczyć swą granicę przed infiltracją kurdyjską. Ankara wprowadziła stan wyjatkowy w siedmiu przygranicznych strefach prowincji Hakkari, gdzie do 6 października nie wolno jest wjeżdżać także obywatelom Turcji. Podobno mają tam miejsce rajdy Kurdów zza syryjskiej granicy, na co Turcja odpowiedziała już kilka razy kontrrajdami. Liczbę Kurdów zabitych tam dotąd przez wojsko tureckie ocenia się na 115 osób. Gdyby miało dojść do tureckiej inwazji na pełną skalę – ostrzega Teheran – to taki atak uruchomiłby ze strony Iranu obowiązek przyjścia Syrii z pomocą. To wskazuje z jak niebezpieczną sytuacją mamy w istocie do czynienia w przypadku Syrii: Turcja jest członkiem NATO i jej zaczepki wobec Syrii (i Iranu) czynione są – jak widać – także na nasz rachunek. O tej sprawie, i o szybko nabrzmiewającej kwestii turecko-kurdyjskiej będę chciał wkrótce trochę więcej napisać, bo ma to szczególną wagę.
Nawet w Libanie sytuacja polityczna szybko się pogarsza. Bandy rebeliantów z FSA uprowadziły w Syrii 11 obywateli libańskich, których rodziny teraz zablokowały autostradę na lotnisko w Bejrucie i domagają się od rządu libańskiego szybkiej mediacji w celu ich uwolnienia. Chrześcijański prezydent Libanu Michel Suleiman (maronita) już skontaktował się w tej sprawie z władzami Turcji i Kataru, aby wpłynęły na swoich podwładnych w celu uwolnienia porwanych. Jak widać, wszyscy wiedzą, pod jaki adres należy się zwracać w sprawie „wolnej Syrii” i jej najemnej armii.
Cyniczne plany NATO wobec Syrii i całego regionu nie budzą już wątpliwości co do celu, a coraz mniej także i co do kierunku. Wydaje się coraz bardziej prawdopodobne, że scenariuszem, jaki zgotowali dla Syrii jej tzw. przyjaciele to pełna wojna na wszystkich frontach i rozbiór terytorialny kraju. Ciekawe i miarodajne światło rzuca na ten temat libańska gazeta Daily Star i jej bardzo znany, a zwykle też dobrze poinformowany analityk i komentator, Dilip Hiro z Bejrutu, jeden z lepszych znawców Bliskiego Wschodu. Jego artykuł z ubiegłego weekendu nosi znamienny tytuł: „Partition Is a Viable Option for Syria” (Rozbiór jest dla Syrii realną opcją). Pisze w nim: „Alawici wiedzą, że jeśli Assad upadnie, zwycięscy sunnici ich wyrżną. Wielu nie widzi innej alternatywy jak tylko walka o życie do końca. Oni nie mogą ani ulec ani się poddać”. Hiro dodaje, że koalicyjna składanka opozycji, której wspólnym mianownikiem jest tylko nienawiść wobec zdominowanego przez alawitów reżimu również nie będzie w stanie po ewentualnym upadku Assada utrzymać w całości zcentralizowanego państwa partii Baath. Assad też o tym wie, i alawici zawczasu przygotowują sobie plan B na przeżycie – będą starali się wykroić własne państwo na syryjskim wybrzeżu, pomiędzy Libanem a Turcją, czyli tam gdzie stanowią większość i gdzie już kiedyś, pod francuskim protektoratem mieli namiastkę własnego państwa, znanego wprawdzie głównie filatelistom. Hiro, który jest Hindusem, przywołuje tu przykład rozpadu i podziału Indii według wyznań po odejściu Brytyjczyków. Zginęło wtedy ok. 1,5 mln ludzi, a przynajmniej 12 milionów kolejnych przepędzono przez linie demarkacyjne Indii i Pakistanu. Hiro postrzega jednak pozytywnie wynik tego podziału twierdząc, że zasadniczo i szybko obniżyło to napięcia wewnętrzne po obu stronach wytyczonej granicy i zapobiegło dużo większym tarciom. „Syrię też czeka taki rozpad, kiedy alawici wykroją swoje państwo na na syryjskim pomorzu i nastąpią duże przemieszczenia ludności tak jak w Indiach w 1947 roku” – konkluduje.
Byłby to katastrofalny scenariusz o dalekosiężnych skutkach dla całego regionu, ale wydaje się że z każdym dniem staje się on bardziej prawdopodobny. O alawitach, ich państwie, oraz o możliwych losach innych mniejszości w razie upadku Assada będę pisał bardziej szczegółowo w następnych materiałach.
Bogusław Jeznach
Dodatek muzy:
Mario Kirlis i rytmiczny arabski utwór instrumentalny Bint al-Szalabi –stara klasyczna pieśń grana często do tańca brzucha