Gdy byłem lemingiem, nie zdawałem sobie sprawy ze skali apatii w polskim społeczeństwie. Dziś wiem, że jest ona przerażająca. Polacy – choć warto zaznaczyć, że nie tylko oni – od dawna już chorują na syndrom gotującej się żaby. Polega on na tym, że jeśli zbyt gwałtownie zwiększy się temperaturę wody, to żaba wyskoczy, ale jeśli będzie się ją zwiększać stopniowo – żaba ugotuje się.
Gdy jadę sobie autobusem, większość zasłyszanych przeze mnie rozmów dotyczy pracy, pieniędzy, gier komputerowych, seriali, ciuchów, kobiet i/lub mężczyzn, wyjazdów krajowych i zagranicznych oraz sportu. Na forach internetowych i w mediach społecznościowych wcale nie jest lepiej. Ludzie wrzucają tam już tak kretyńskie rzeczy, że urągałaby one nawet inteligencji przedszkolaków, gdyby tylko potrafiły je przeczytać. To samo z książkami: na oko średnio co trzecia osoba w warszawskim metrze czyta jakąś książkę, tyle że z reguły są to pozycje z gatunku kryminału, fantasy, poradników, romansów lub wypocin ludzi, którzy są znani tylko z tego, że są znani. W tym sensie jest to rozrywka, która z technicznego punktu widzenia niewiele różni się od oglądania serialu.
Proszę nie zrozumieć mnie źle: nie mam nic przeciwko rozrywce. Sam też potrzebuję się rozerwać. Od czasu do czasu zdarza mi się obejrzeć albo przeczytać jakiegoś odmóżdżacza. Ale jeśli twoje życie sprowadza się tylko do na przemian pracy, rozrywki i czynności fizjologicznych, i brakuje w nim czasu na refleksję, naukę i zwiększanie własnej świadomości, to prędzej czy później ugotujesz się jak ta żaba. A zaręczam ci, że nasz kochany rząd (a przy tej skali ignorancji również każdy kolejny) już zadba o to, by zbyt gwałtownie nie zwiększać ci temperatury wody.
Może i wylewam żale, ale na pewno nie jad. Po prostu pisząc tego bloga, często słyszę, że „sam i tak nic nie zdziałam”. I właśnie tu jest pies pogrzebany. Gdyby ludzie w Polsce znali co nieco historię, to wiedzieliby, że z punktu widzenia partyjnych betoniarek w kółko mieszających ten sam pookrągłostołowy beton najlepszym modelem sprawowania władzy jest stara rzymska zasada divide et impera, czyli dziel i rządź. W Polsce przejawia się ona w następujący, raczej klasyczny sposób: najpierw rząd atakuje najsłabsze i najgorzej zorganizowane grupy społeczne, po kolei odcinając je nie tylko od przywilejów, ale i od współczucia i zrozumienia grup mających większą siłę przebicia. Następnie dobiera się do „rdzenia społeczeństwa”, najczęściej klasy średniej, w Polsce jeszcze słabo rozwiniętej. Systematycznie znosi ich przywileje, podnosi daniny publiczne, podatki i para-podatki, odbiera swobody obywatelskie i napuszcza na siebie nawzajem różne środowiska w ramach tej klasy, żeby spierały się o nic nieznaczące sprawy. Pomagają w tym wydatnie „wolnorynkowa demokracja telewizyjna”, jak nazywa współczesne europejskie systemy władzy Zbigniew Brzeziński, oraz tzw. tematy zastępcze, za które w ostatnim czasie posłużyły m.in. Mama Madzi, Trynkiewicz, gender i tęcza na Pl. Zbawiciela. Świetnie sprawdza się też faszyzm, o którym w kolejnym wpisie. Na sam koniec, gdy żaby są już skrajnie podzielone i skłócone oraz gdy przystosowały się do nowej temperatury tak bardzo, że myślą, że są w stanie przetrwać wszystko, ośmielony swoimi sukcesami rząd podkręca im kurek jeszcze bardziej i w efekcie żaby zdychają.
Ten etap wciąż przed nami, ale woda w Polsce jest coraz gorętsza. Niestety mało kto reaguje. Martwi zwłaszcza postawa ludzi młodych, urodzonych w latach 80. i 90. poprzedniego stulecia, bo to im przyjdzie zapłacić, w wymiarze społecznym i finansowym, za rozpasanie i butę władzy oraz zaniechania i błędy okresu transformacji. Mądre powiedzenie mówi, że potrzeba pokolenia, żeby na coś zarobić, pokolenia, żeby to wydać, i pokolenia, żeby za to zapłacić. Niestety moje pokolenie jest tym ostatnim. Sorry, taki mamy klimat?
Wiele osób często nie wie, skąd się coś bierze i dlaczego jest tak, jak jest. W takich sytuacjach pomaga pewien bardzo prosty wzór: ideologia => system => rzeczywistość. Jeśli człowiek zastaje jakąś rzeczywistość, to znaczy, że stoi za nią jakiś system, który ją kształtuje, a system ten opiera się z kolei na pewnej określonej, nieprzypadkowej ideologii. I odwrotnie: jeśli człowiek napotyka jakąś ideologię, to ona może, choć nie musi, przerodzić się w system (np. społeczno-gospodarczy), który potem będzie mieć przeogromny wpływ na rzeczywistość realną i postrzeganą. Jak mawia jeden z moich ulubionych raperów, donGURALesko: „ja poszukuję przyczyn, bo efekty każdy widzi”.
Mojemu pokoleniu udało się postawić przeciwko ACTA, ale nie udało się np. z OFE. Mam jednak wrażenie, że w tym pierwszym przypadku nie było jakiejś głębszej wolnościowej idei, a jedynie „strach przed wyłączeniem i ocenzurowaniem netu”. ACTA i tak za chwilę wypłynie znowu pod innym skrótem. Być może młodzi ludzie zrozumieją wtedy, że nie zastosowali się do wzoru i walczyli z rzeczywistością, a nie z systemem (a najlepiej z ideologią). Dlatego zanim wyjdzie się na ulice, trzeba wiedzieć, po co. Bez obszernej wiedzy z dziedziny historii, ekonomii, systemów społeczno-gospodarczych i geopolityki zawsze będziemy tylko lemingami i w nieskończoność będziemy kołysać się od wizji Huxley’a do wizji Orwella, raz bardziej w jedną stronę, a raz w drugą…
Polub bloga na Facebooku:
http://www.facebook.com/thespinningtopblog.
Zobacz też: Wyznanie byłego leminga.
4 komentarz