W czasach, kiedy oryginalność oznacza zazwyczaj jarmarczne pokrzykiwania, geniusz tworzy ciszę i mówi w niej szeptem.
III Symfonia op. 36 to utwór niezwykły, wyjątkowy. Przy tym prosty, łatwy w odbiorze, od pierwszego słuchania chwytający za trzewia.
O ile Chopin ceniony jest za precyzję indywidualnych emocji, to Górecki schodzi znacznie głębiej, do pierwotnych, niemal pogańskich archetypów. Łatwość w odbiorze tej muzyki wynika nie tylko z mistrzowskiego opanowania materiału, ale przede wszystkim z jej prawdziwości, autentyzmu. Gdzie nie ma fałszu, wyrafinowanie jest zbędne.
Pierwsza część Symfonii to gęsto spleciony z nieparzystego motywu kanon. Wynurza się z ciszy, najpierw niemal niesłyszalnymi kontrabasami, by po dziesięciominutowym crescendo osiągnąć nieprawdopodobną emocjonalną intensywność. Tej muzyki nie sposób słuchać „głową”, nie da się jej opierać – pozostaje jedynie poddać się, otworzyć i pozwolić porwać potężnemu, ciepłemu, odwiecznemu nurtowi.
Druga część przypomina świeży, letni świt. Pełen światła i lekkości sen. Ale niech nas nie zmylą pozory. Tragiczny (kon)tekst sprawia, że środkowa część Symfonii jest dojmująco realistyczna.
Wreszcie część trzecia. Początkowo niemal marszowa, ewoluuje z czasem w szersze, spokojniejsze rozkołysanie. Najbardziej współczesna w tym, co wyraża. Długą kodą, ze złudnymi zakończeniami, wraca do falującej części pierwszej.
W przebiegu utworu zaznacza się kilka poruszających kulminacji.
* * *
Cóż takiego specjalnego jest w tej symfonii?
Po pierwsze, to muzyka współczesna. „Muzykę współczesną” nie bez przyczyny kojarzy się z często niesłuchalnymi eksperymentami. Fakt, Górecki był w początkach swojej kariery sonorystą, a awangardowe produkcje muzyczne tamtych czasów przypominają łomot piątej klepki, obluzowanej traumą wojny. Trudno z tego czynić zarzut, ale słuchać też niełatwo. Na szczęście nasz kompozytor wyrósł z tych eksperymentów i odnalazł własny, komunikatywny i sugestywny sposób wyrazu.
Po drugie, jest to symfonia na sopran solo i orkiestrę. Może wstyd się przyznać, ale to jedyny, powtarzam: JEDYNY znany mi utwór, w którym klasycznie, „operowo” ustawiony głos nie razi niczym makijaż gejszy. Przeciwnie. Trudno to opisać, ale śpiew w Symfonii działa na specyficzne, zazwyczaj uśpione receptory. Wynosi nasycenie wrażeń na nieprawdopodobny poziom, wypełnia słuchającego.
Po trzecie, Symfonia na początku lat 90. gościła na listach przebojów muzyki klasycznej w Stanach Zjednoczonych i Anglii. Cudze chwalicie, swego nie znacie? Polak potrafi?
Po czwarte, teksty. Odsyłam do pierwszego linku w stopce.
Po piąte, trudno oprzeć się refleksji, że głębia i szczerość tej muzycznej wypowiedzi jest po części owocem kolei losów kompozytora, a szczególnie doświadczenia przedwczesnej śmierci matki.
Kobiety są w stopniu nieosiągalnym dla mężczyzn włączone w naturę, w samą osnowę życia. Macierzyństwo jest dosadnym doświadczeniem przekroczenia własnego "ja". Porównywalnym doświadczeniem, tyle że odwróconym, jest utrata dziecka lub rodzica. Górecki porusza się w tym potencjale, między macierzyństwem i śmiercią. Przekracza ból, by odnaleźć i pokazać fundament pojawiającego się i przemijającego życia.
Powyższą notkę dedykuję Mamie.
Henryk Mikołaj Górecki: III Symfonia „Symfonia pieśni żałosnych” na sopran solo i orkiestrę symfoniczną op. 36 (1976) Czas trwania: niecała godzina. Więcej o utworze: pl.wikipedia.org
O kompozytorze: pl.wikipedia.org
Fotografia zaczerpnięta z rydermiles.wordpress.com
Naczelne (Primates) – rzad ssaków lozyskowych charakteryzujacych sie najlepiej wsród wszystkich zwierzat rozwinietym mózgiem. (Wikipedia)