Jakiś czas temu zakończyły się Światowe Dni Młodzieży w Krakowie. Wszyscy uznają je za wielki sukces. Są zachwyceni pozytywną energią wyzwoloną w Krakowie w tym okresie. Ale spójrzmy, co działo się jeszcze na kilka dni przed rozpoczęciem Światowych Dni Młodzieży. Mówiono o fatalnej organizacji, o możliwym braku miejsc noclegowych dla pielgrzymów, nawet o możliwym braku wody dla nich i dla mieszkańców. Ale to był mały pikuś. Głównie martwiono się możliwymi ulewami zamieniającymi Brzegi i Błonia w bagniste bajora i potencjalnymi zamachami terrorystycznymi. Sam o tym wspominałem na swoim blogu, ale nie będę się autocytował tylko zacytuję „Gazetę Krakowską”:
„Odbędą się rozmowy o lokalizacjach zastępczych. Dlaczego? Brzegi leżą na terenie podmokłym, właśnie trwa jego odwadnianie. – Jeśli teren będzie zbyt rozmiękły, na przykład w razie ulewnych deszczów, trzeba będzie rozważyć inne opcje na to spotkanie – podkreśla Jerzy Pilch, wojewoda małopolski. Wymienia lotnisko w Pobiedniku i krakowskie Błonia.”
Oprócz tych lokalizacji „Dziennik Polski” informował o Balicach:
„Wojewoda małopolski Józef Pilch upiera się przy swoim pomyśle, aby uroczystości zorganizować w Balicach i zapowiada, że będzie o tym rozmawiał z władzami lotniska.”
A jakie zdanie o Brzegach miało Rządowe Centrum Bezpieczeństwa?
Portal wolnemedia.net przytacza raport:
„Rządowe Centrum Bezpieczeństwa jest bezlitosne: plan zabezpieczenia Światowych Dni Młodzieży to całkowita fuszerka, a w razie jakichkolwiek zagrożeń pielgrzymom zabraknie dostępu do wody, leczenia i drogi ewakuacji.
Raport, do którego dotarła telewizja TVN24, jednoznacznie dyskwalifikuje środki bezpieczeństwa, użyte m.in. w Brzegach, gdzie odbywać się ma część masowej imprezy. Na przykład pomysł mszy na Polu Miłosierdzia, w której uczestniczyć może nawet 3 miliony ludzi, autorzy raportu uważają za obarczony dużym stopniem ryzyka. Choćby ze względu na niewystarczająca liczbę dróg dojazdowych, trudności w zabezpieczeniu imprezy oraz utrudnienia możliwej ewakuacji. Mogłaby ona trwać nawet 8 godzin – sami organizatorzy w ogóle nie stworzyli planu ewentualnej akcji ratowniczej. Nie uwzględniono liczby miejsc w okolicznych placówkach medycznych; nie stworzono żadnego systemu informowania o możliwych ofiarach czy poszkodowanych.
Nie jest przewidziana i opracowana ewakuacja na wypadek podtopień na terenie masowej mszy, a nie jest to zagrożenie wymyślone, bowiem podtopienia mogą mieć miejsce po gwałtownej burzy albo podczas uszkodzenia wałów przeciwpowodziowych. Wiele do życzenia pozostawia też zabezpieczenie medyczne – namioty są pozbawione klimatyzacji, autorzy raportu ostrzegają, że może w nich zabraknąć wody. Organizatorzy kompletnie nie przygotowali się na upały – nie ma w planach postawienia np. kurtyn wodnych. Nie ma szpitala polowego ani żadnego systemu radzenia sobie np. z zachorowaniem na poważną chorobę zakaźną. Niegotowy jest system wczesnego ostrzegania i alarmowania w Krakowie.
Trudno powiedzieć, czy wytknięte poważne zagrożenia dla uczestników imprezy są wynikiem zaniedbań czy złej woli.”
A co na to kardynał Dziwisz?
„Wątpliwości nie ma kard. Stanisław Dziwisz. – Nie jest brana pod uwagę inna opcja niż Brzegi. To miejsce spotkania papieża Franciszka z młodzieżą jest przygotowywane już od trzech lat – mówi.”
Skąd wiedział, że nic złego się nie stanie? Żadnego gradobicia z powodzią nie będzie?
Ale to nie koniec zagrożeń. Pan Kękuś, który na swoim
target=”_blank”>wideoblogu ma ksywkę „Doktor Kękuś” przestrzegał przed możliwymi zamachami terrorystycznymi i namawiał młodzież, nawet w języku angielskim, żeby nie przyjeżdżała do Krakowa na ŚDM. Twierdził, że kardynał Dziwisz jest masonem stopnia 33 loży P2, co nie bardzo wiem jaki miało związek z ŚDM, i opierając się na prowokacji dziennikarzy „Faktu” ostrzegał, że terroryści mogli w Brzegach zakopać miny przeciwpiechotne i inne ładunki wybuchowe.
Dziennik „Fakt” również ostrzegał przed możliwością ataku terrorystycznego za pomocą ciężarówek:
„Zamach w Nicei przeraził Francuzów. Ale powinien przerazić równie silnie Polaków. Bo – jak ujawniliśmy na początku maja – sposób, w jaki terroryści mordowali w Nicei, to metoda przygotowana również dla pielgrzymów, którzy mają się zjawić na Światowych Dniach Młodzieży. Kilka tygodni temu ujawniliśmy, że dzięki współpracy z zagranicznymi wywiadami polskie służby udaremniły podobny rajd fanatyków w tłum. Tym razem jednak do masakry miało dojść w Polsce, 31 lipca w Brzegach. Tragedia miała wydarzyć się podczas papieskiej mszy w trakcie Światowych Dni Młodzieży (ŚDM).”
Zagrożenia zagrożeniami, a teraz przyjrzyjmy się wypowiedzi kardynała Dziwisza w dniu rozpoczęciaŚDM:
„Kardynał Dziwisz odpowiadając na słowa premier Beaty Szydło zapewnił, że młodzież się nie lęka. Mówił, że bezpieczeństwo jest zapewnione nie tylko przez ludzi, którzy są za nie odpowiedzialni, ale też ze strony Opatrzności Bożej. – Jeśli Jan Paweł II chciał Światowe Dni Młodzieży i je rozpoczął, to teraz niech czuwa – mówił metropolita krakowski.”
No właśnie, Jan Paweł i Opatrzność Boża. Jan Paweł jest świętym i ma chyba dobre układy w Niebie. Spójrzmy na fakty. W czasie, gdy ogłaszano, że w Krakowie odbędą się ŚDM w Polsce u steru rządu byli ludzie niezbyt przychylni Kościołowi. I co się stało? Na rok przed ŚDM nastąpiła gwałtowna zmiana władzy i nowym prezydentem i partią rządzącą zostali ludzie bardzo przychylni Kościołowi, nieskąpiący pieniędzy na ŚDM.
Przejdźmy do samych Dni Młodzieży. W lipcu trochę padało w Krakowie, ale we czwartek 21 lipca zrobiła się fantastyczna pogoda. Akurat wtedy, gdy pątnicy zaczęli się zjeżdżać do Krakowa. W poniedziałek 25 lipca popadało, ale akurat tyle, żeby usunąć pył z powietrza i żeby trawa nie zżółkła. We wtorek przed uroczystościami na Błoniach jechałem na rowerze z Nowej Huty na Zwierzyniec, gdzie są krakowskie Błonia – to tak dla niewtajemniczonych. W Nowej Hucie nie było deszczu, ale gdy dojechałem pod Wawel, to zobaczyłem, że tam właśnie deszcz się kończył. Popadało akurat tyle, żeby odświeżyć i ochłodzić powietrze i żeby zamoczyć pasy szahida potencjalnym terrorystom, którzy chcieli wysadzić się na Błoniach. Gdy wróciłem około 20 do Nowej Huty, to rozpętała się tam nawałnica. Waliło żabami, że aż miło. Zadzwoniłem do rodziców na Zwierzyniec, a oni powiedzieli, że tam nie pada, że radośni pielgrzymi właśnie wychodzą z Błoń. W okolicach Błoń deszcz zaczął padać około 21. We środę wyjechałem z Krakowa do Białegostoku. W Krakowie nie padało, a od Kielc aż do Białegostoku towarzyszył mi deszcz. Jakieś czary.
We czwartek w Białymstoku była powódź. Rzeki płynęły ulicami. Zadzwoniłem wieczorem do rodziców do Krakowa, a oni mi powiedzieli, że co prawda rano coś popadało i Franciszek musiał jechać samochodem do Częstochowy, a nie lecieć śmigłowcem, ale później, na uroczystościach już była ładna pogoda. Tak było przez całe ŚDM. Nie padało na uroczystościach. Ulewa rozszalała się w ostatni dzień, ale w czasie, gdy Franciszek pod dachem Tauron Areny miał spotkanie z wolontariuszami. Dla nich to było bez znaczenia, czy pada czy nie, ale być może urwanie chmury uniemożliwiło terrorystom atak na ten obiekt.
W świetle powyższych faktów proponowałbym zbadanie, czy aby nie było wpływu sił nadprzyrodzonych, z Janem Pawłem na czele, na przebieg Światowych Dni Młodzieży. Wygląda na to, że kardynał Dziwisz dogadał się ze swoim przyjacielem z Nieba i dużo wcześniej wiedział, że wszystko się uda. Stąd jego pełny luz.
Jeżeli mamy tak wpływowego swojego człowieka w Niebie, to może warto go wykorzystać do poprawy losu Polaków. Przydałoby się przeprowadzić eksperyment taki, że wszyscy Polacy będą prosić Jana Pawła o jakąś jedną rzecz, bo jak będzie miał czterdzieści milionów indywidualnych spraw, to może się pogubić. Nie wiem co to może być, np. poprawa zdrowia i wzrost bogactwa wszystkich Polaków. Należałoby przeprowadzić ankiety teraz, za dwa lata, za pięć lat i za dziesięć lat. Jeśli zajdzie zdecydowana poprawa, to można będzie wymyślać kolejne intencje próśb do Jana Pawła.
Jeden komentarz