Rządząca koalicja PO-PSL pragnie wszystkimi możliwymi sposobami spełnić warunki przyjęcia tak szybko, jak to tylko możliwe obcej waluty euro.
Muszą być zachowane różne wyniki finansowe państwa, jak np. deficyt Skarbu Państwa. „Poczekalnią” do Europejskiej Unii Walutowej (EUW) jest dwuletni okres przejściowy w systemie ERM II. Ma on na celu ograniczenie wahań walut.
Gdy nasza waluta stała się najszybciej taniejącą walutą na świecie, wyprzedzała nawet waluty Brazylii czy Meksyku, gdzie ryzyko walutowe było większe. Fundusze wysokiego ryzyka (firmy hedgingowe) poszukują rozchwianych rynków, na których poprzez szybkie spekulacje można zarobić. W samej chęci kupienia taniej i odsprzedania drożej (spekulacja) oczywiście niż złego nie ma. Co innego gdy dochodzi do manipulacji.
Nagłe słabnięcie wartości złotówki rozpoczęło się, gdy rząd zaczął przyspieszać przygotowania do przyjęcia euro. W systemie ERM II dany kraj, jego Bank Narodowy (centralny) musi bronić kursu swej waluty, nie dopuszczając do zmiany kursu +/- 15%. Jest to świetna okazja do zarobienia dużych pieniędzy. I tak też się robi.
George Soros w latach 90. zaatakował brytyjskiego funta, wiedząc że bank centralny będzie bronił kursu. Potężny kraj, pod względem gospodarczym, jakim jest Wielka Brytania, była w stanie bronić kursu funta tylko kilka tygodni, a potem poddając się. Dzięki temu, George Soros zarobił fortunę. Gdyby bank centralny nie bronił funta, G. Soros by stracił. Analogiczna sytuacja może być Polsce. W systemie ERM II NBP będzie musiał właśnie tak bronić kursu złotówki. Wtedy atak na naszą złotówkę, nie będzie obarczony żadnym ryzykiem.
Nie trudno sobie wyobrazić ile państwo straci na tym sztucznym bronieniu kursu. Kolejny przykład. Rosja wydała na bronienie kursu swej waluty 160 miliardów dolarów (!). Ile straci Polska w ciągu dwóch lat w systemie ERM II?
A dopiero potem zacznie się „dobrodziejstwo” wspólnej waluty.
Największe państwa z członkostwa w EUW straciły, zwłaszcza widoczny spadek zamożności Włochów – z 21,4% powyżej do 1,5% poniżej średniej UE. Wedle szacunków Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) z 2005 r. najbliższe dekady (!) będą spadkiem ekonomicznego znaczenia euro-landu w stosunku do innych państw rozwiniętych na świecie. Na rok 2030 szacowany jest dochód na głowę w strefie euro niewiele przekraczający dochód Amerykanina, a obecnie jest to „tylko” o 30% mniej, a więc z analiz na najbliższe dekady jasno wynika, iż posiadanie euro – to równia pochyła. A jeszcze na początku lat 90. różnica wynosiła kilkanaście procent.
W dokumencie „Komisji Europejskiej” z 1990 roku, będącym podstawą Traktatu z Maastricht, na pierwszym miejscu wspaniałości płynących z posiadania wspólnej waluty zapisano fakt, iż podróżowanie po Europie będzie tańsze. Wymiana gotówki w kantorach wiąże się ze stratą do 47% wartości swych funduszy (wedle wyliczeń „KE”). Co ciekawe, dalej „KE” sama przyznaje, iż podróżowanie z kartą kredytową wynosi już tylko do 1,5% strat (!). A więc już pierwszy argument dobrodziejstw wspólnej waluty jest mityczny.
Każde państwo, każda gospodarka ma swoje cykle koniunkturalne. Dobrym przykładem jest zachowanie się gospodarek na nagłe wzrosty cen ropy naftowej. Inaczej to odczuwa Wielka Brytania (producent i eksporter) inaczej Niemcy (importer i eksporter produktów przetworzonych) i jeszcze inaczej np. Portugalia (nie zaliczająca się do żadnej z tych grup). W takim wypadkach, gdy skutki są różne, dane państwa mogą (mogły) amortyzować takie wstrząsy poprzez wpływanie swych banków centralnych na swe kursy walutowe i politykę pieniężną. Po wejściu do strefy euro – nie ma takiej możliwości. Wspólny bank centralny i Pakt na rzecz rozwoju i stabilności (PSR) wykluczają podjęcie takich kroków obronnych przez państwa euro-landu.
Europejski Bank Centralny (EBC) nie jest w stanie, nawet gdyby chciał, ratować sytuacji np. w Portugalii czy we Włoszech (poprzez obniżkę stopy procentowej) bez zwiększania presji inflacyjnej np. w Irlandii i na odwrót, nie jest w stanie „schładzać” przegrzanej gospodarki Irlandii (przez podwyżkę stopy procentowej) bez pogarszania sytuacji we Włoszech i Portugalii. Ponieważ wszystkie te państwa posiadają tę samą jednostkę pieniężną, niemożliwe jest także najprostsze rozwiązanie – dewaluacja walut Portugalii i Włoch. I to jedno z największych zagrożeń.
Obroty z resztą świata wzrastają szybciej niż w ramach EUW, odwrotnie niż tego oczekiwano przed zawarciem Traktatu z Maastricht. Reszta świata rozwija się znacznie szybciej niż EUW i wymiana z tym krajami będzie szybko rosnąć. W sensie gospodarczym znaczenie Europy maleje i okazje do wzrostu eksportu leżą zupełnie gdzie indziej. Z tego względu, przyszłość EUW rysuje się niezbyt optymistycznie i z czasem, argumenty, które 20 lat temu przemawiały za przyjęciem wspólnej waluty będą jeszcze mniej istotne.
Kolejnym argumentem była integracja rynków finansowych, co miało obniżyć koszty zaciągania kredytów oraz poprzez obniżenie stóp inflacji do obniżenia nominalnej stopy procentowej. Lecz niestety, w praktyce liczy się tylko obniżka realnej stopy procentowej. Co z tego, że stopa procentowała spadła np. z 7% do 4% jeśli w tym samy czasie inflacja spadła z 5% do 2% – realna stopa procentowa pozostaje na poziomie 2%.
Spadek stopy procentowej wynikający z przystąpienia do Strefy-euro nie spowodował we Włoszech boomu inwestycyjnego, gdyż walka z inflacją doprowadziła ten kraj do długotrwałej stagnacji i firmy pesymistycznie patrzą w przyszłość. Nawet zaciąganie kredytów w euro przez Włochów wcale nie zmniejszyło ich kosztów, ponieważ banki niemieckie wymagają wyższej premii za ryzyko, niż np. od firm niemieckich.
Pozbycie się mechanizmu korygującego poprzez dewaluację waluty narodowej, doprowadziło do mocnego usztywnienia gospodarek państw euro-landu. A nic tak nie szkodzi gospodarce jak sztywne, sztuczne normy. Europejski Bank Centralny w Frankfurcie nad Menem ma status kompletnej niezależności od „władz unijnych” i narodowych.
Pierwowzorem dla EBC był Bundesbank, niemiecki bank centralny, z tym że ten ostatni nigdy nie cieszył się aż tak daleko idącą swobodą w podejmowaniu decyzji. W obradach tego banku uczestniczyli przedstawiciele rządu, nawet z prawem zablokowania uchwały na krótki czas.
Istnienie limitów zadłużenia państw (60% PKB) uniemożliwia przeciwdziałanie wstrząsom gospodarczym. Zwiększona poziom wydatków państwa i płynący stąd deficyt może mieć zbawienny wpływ na tempo rozwoju ekonomicznego słabiej rozwiniętych członków Strefy-euro. Finansowanie rozwoju infrastruktury, wydatki na oświatę i naukę, a także na badania naukowo-rozwojowe stanowią czynniki determinujące tempo rozwoju gospodarczego. Czyli coś przeciwnego co zrobił rząd PO-PSL, tylko po to, aby za wszelką cenę zachować poziomy finansowe dopuszczające do wejścia w system ERM II. Czyli nie tylko przed przyjęciem euro, nie tylko przed wejściem w bardzo kosztowny system ERM II, już ponosimy straty z tego tytułu – trzymając się pazurami odpowiednich poziomów zadłużenia państwa, co teraz, wbrew pozorom, tylko nam szkodzi.
Pożytki ze stymulowania wzrostu ekonomicznego poprzez zwiększenie wydatków państwa i stymulację rozwoju gospodarczego doskonale obrazują doświadczenia dwóch najsłabiej rozwiniętych państw Piętnastki – Grecji i Portugalii. W ciągu ostatnich 11 lat kraje te prowadziły diametralnie odmienną politykę gospodarczą, Grecja „cierpiała” na niesłychanie wysokie deficyty budżetowe (w 2004 r. wynosił on aż 7,4% PKB), zaś Portugalia, pod naciskiem KE, do 2005 r. dokonywała wszelkich wysiłków by utrzymać deficyt w granicach nakreślonych przez PSR. Mimo tej „nierozważnej” polityki, w Grecji stopa życiowa wzrosła bardzo poważnie (z 70,9 do 98,4 średniej UE, która wynosi 100), podczas gdy Portugalia zanotowała dokładnie odwrotne zjawisko, spadek z 76,6 do 74,0
Skutecznym i sprawdzonym sposobem na przezwyciężenie recesji i zadłużenia państwa jest „ucieczka do przodu”, dynamiczny wzrost gospodarczy, który można osiągnąć poprzez wzrost wydatków państwa.
Szwecja i W. Brytania, państwa, które nie przystąpiły do EUW, nie nadały tak daleko idących uprawnień swym bankom centralnym. W związku z tym, banki te prowadzą elastyczną politykę pieniężną i kraje te osiągnęły znacznie lepsze wyniki gospodarcze w ostatniej dekadzie. Natomiast w przypadku Strefy-euro współpraca rządu i banku centralnego jest praktycznie niemożliwa, ponieważ EBC posiada całkowitą niezależność od wszelkich władz
Przeciętna inflacja w obu tych krajach była niższa niż w Strefie-euro. Albowiem, do tego by bank centralny dbał o niskie tempo wzrostu cen nie potrzeba udzielać tej instytucji kompletnej niezależności od władz politycznych. Wystarczy by relacje pomiędzy rządem a bankiem były w pełni przejrzyste
Kryzys globalny dotknął wszystkich, to jest faktem.. Największe gospodarki w Europie przeszły ochłodzenie.
Polska wyszła niemalże obronną ręką, w porównaniu do innych, silniejszych państw. „Manpower” przeprowadził swoje badanie w 34 krajach świata. W Europie lepsze wyniki niż Polska notuje tylko Norwegia (spoza UE). Daleko w tyle zostawiliśmy m.in. Wielką Brytanię czy Irlandię.
„Elastyczny kurs złotego stanowi swego rodzaju amortyzator negatywnych zjawisk globalnych i europejskich. Dzięki temu, że złoty się osłabił znacznie wzrosła efektywność i konkurencyjność naszego eksportu. Widać, w danych za półrocze 2009 roku, że głównym czynnikiem wzrostu jest eksport netto” i dalej „Polska unika recesji m.in. dzięki temu, że posiada elastyczny kurs walutowy, który poprawia atrakcyjność eksportu” – uważa wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak. Nasuwa się pytanie: To po co wchodzić na siłę do strefy euro, skoro posiadając własną walutę, sami możemy tak pokierować polityką monetarną, by zamortyzowała wstrząsy międzynarodowe? Wicepremier sam przyznaje, iż otarcie się kryzysu o Polskę jest zasługą własnej waluty i samodzielnym kierowaniem polityką monetarną!
Na zakończenie jeszcze jedna wypowiedź, tym razem francuskiego ekonomisty Christiana Saint-Etienne’a.
„Euro spowalnia gospodarkę i tak naprawdę jest nieopłacalne nawet dla bogatych krajów starej Europy”. Saint-Etienne uważa, że euro jest balastem dla europejskiej gospodarki. Jak twierdzi jest to “pułapka” i cukierek z trucizną” dający złudzenie stabilizacji, ale na dłuższą metę wywołujący stagnację. „Główną wadą europejskiej waluty jest to, iż obecnie państwa UE nie są w stanie kontrolować jego kursu. Istnieje możliwość, że z pogłębianiem się kryzysu gospodarczego może dojść do rozpadu strefy euro. A to byłoby nie tylko klęską gospodarczą, ale także polityczną całej zjednoczonej Europy” – konkluduje francuski ekonomista.
Oby to były prorocze słowa…
Maciej Wydrych
Obóz Wielkiej Polski
"Myśl Polska" nr 35-36