Historia z zakończeniem szczęśliwym?
Jechałem z miasta B. do Z. Po drodze mijałem N. i kilka pomniejszych miejscowości. Ponieważ pociąg był piętrowy zająłem miejsce na piętrze.Przede mną cztery miejsca zajmowali jacyś młodzi ludzie w wieku 17 – 18 lat. Same duże okazy. Ja miałem wtedy około 25 lat. Postury raczej nie tak okazałej. W fotelu obok siedział jakiś typowy czterdziestolatek. W niemodnej, trochę za małej skórzanej kurteczce. Do N. zajechaliśmy spokojnie. Prawie wcale nie widziałem młodzieńców przed sobą. Ich wieku mogłem się tylko domyślać na podstawie głośnej rozmowy jaką prowadzili między sobą.
Wszystko zaczęło się w N. Gdy tylko pociąg ruszył ze stacji, przed sobą usłyszałem dziwne dźwięki. Takie jakby gulganie. Cisza i koncentracja. Potem swetry kilku podróżnych, którzy wysiedli wcześniej w N. pokryły się plwocinami. Prawie zielonymi. Obrzydlistwo! Małolaci mieli ubaw po pachy. Co chwilę wybuchali głośnym śmiechem. Następną stacją była jakaś wiocha. Nikomu z wysiadających nie przepuścili. Nawet matce z dzieckiem. Śmiechu było co niemiara. Sytuacja powtarzała się jeszcze parokrotnie, za każdym razem gdy wychodzili z niego ludzie na jakiejś stacji. Pociąg zbliżał się do Z. mojego przystanku docelowego. Mały niepokój czułem od samego początku podróży ale teraz był większy. Wiedziałem, że tych czterech przede mną coś kombinuje i, że ja będę ich następną ofiarą. Coś już zaczęli głośno szeptać na mój temat i zaglądać w moją stronę. Widziałem tylko ich rozbawione oczy gdy mnie obserwowali. Postanowiłem tanio skóry nie sprzedać. Siłę miałem mniejszą od sprytu. Ponieważ wtedy ćwiczyłem od dwunastu lat judo miałem podstawy do optymistycznego spojrzenia na sprawę. Co prawda wiedziałem, że w końcu i tak przegram ale postanowiłem walczyć do końca jaki by on nie był. Zaatakuję z zaskoczenia. Coraz bardziej się sam nakręcam. Już się wprost nie mogę doczekać aż mnie zaatakują.
Tymczasem pociąg zatrzymał się nieplanowo gdzieś niedaleko Z. kilkaset metrów od stacji. Niepozorny gość obok mnie postanowił wykorzystać nadarzającą się okazję i wysiąść. Widocznie mu podpasowało. Jechałem w pierwszym wagonie. Więc wysiadł i prawie zaraz dostał prezent od rozbawionych panów przede mną.
Wszystkich czterech. Prezent musiał być od serca bo był wyjątkowo duży i obrzydliwy. Cała skórzana kurteczka wprost pływała, koszuli też się dostało.
Tego co się wydarzyło następnie po części się domyślam. Opluty gościu wysiadł w pierwszym wagonie i wskoczył z powrotem do ostatniego. Gdy pociąg się wreszcie zatrzymał na stacji głównej w Z. to stał już przed nimi.
– Dlaczego? – tyle tylko powiedział wskazując na oplute ubranie. Młodzieńcy zareagowali w jedyny znany sobie sposób: śmiechem. Później już się nie śmiali. Nie było to chyba nawet technicznie możliwe. Padły cztery ciosy. Uczciwie po jednym na każdego. Wysiadając zauważyłem, że Panowie jeszcze leżeli oszołomieni na na podłodze. Obok nich ich zęby. Pomyślałem: jak teraz będą pluć? Absurdalna myśl. Mimo sytuacji poczułem ulgę.