Pod pretekstem uporządkowania kwestii finansowania kościołów, rząd
Donalda Tuska stara się osłabić Kościół Katolicki, finansowo i
prestiżowo.
Dziś nasz Kościół utrzymuje się z dotacji wiernych. Otrzymuje również pieniądze z Funduszu Kościelnego za zagrabione przez komunistów kościelne mienie, a także otrzymuje dotacje ze środków publicznych na konkretne zadania (jak budowa Świątyni Opatrzności).
Reforma ma polegać na tym, że państwo nie będzie wspierać żadnego wyznania. Każdy obywatel będzie mógł przekazać 1 proc. podatku na rzecz wybranego kościoła lub związku wyznaniowego. Jako wzór jestprzywoływane ustawodawstwo niemieckie, gdzie osoby uważające się zawierzące, mają obowiązek zadeklarowania przynależności do kościoła iłożenia nań swoich pieniędzy. W Niemczech już w formularzu meldunkowymtrzeba zgłosić wyznanie i przynależność do kościoła. Informacja tajest przekazywana przez urzędy meldunkowe do właściwych urzędów
skarbowych, który potrącają podatnikowi odpowiedni procent, którytrafia na specjalne kościelne konta. Podatek na celekościelne zależnie od landu wynosi od 8 do 10 procent płaconego podatkuNie są to pieniądze odejmowane z daniny dla fiskusa, tylko dodatkowepłacone przez podatnika. Wprowadzenie tego typu rozwiązania w Polscedoprowadzi do sytuacji, w której, część wiernych nie będzie przyznawać
się do wiary, aby nie płacić "z automatu". Tym bardziej, że płacąchodząc do kościoła lub łożą nań przy okazji corocznej kolędy. Twierdzenie, żedobrowolne dotacje podatników mają zastąpić Fundusz Kościelny jestabsurdalne. W tym wypadku mamy do czynienia z próbą przerzucenia długuz tytułu zrabowanego przez komunistów kościołowi mienia na wiernych, którzy i tak finansują swój Kościół. Takie działanie ma nie tylko uwolnić budżet od obciążeń, ale przede wszystkim zantagonizować wiernych z Kościołem. Polacy nigdy nie deklarowali przed fiskusem swojego wyznania. Przywykli do bezpośredniego przekazywania swoich datków kościołowi. Wskazanie podatku na kościół i to w skali roku, wierni odbiorą jako dodatkowe obciążenie fiskalne. Niezależnie od tego czy zastosujemy wariant niemiecki, czy też pozwolimy odliczać kwotę na Kościół od płaconego już podatku. W tym ostatnim wypadku stworzy się pole do rywalizacji z organizacjami dobroczynnymi, bo przecież ateiści nie będą dyskryminowani i też będą mogli wskazać komu dać ich 1 proc.
podatku. Doprowadzi to do sytuacji, w której wierni będą mieli wybór:
płacić na Kościół czy na promowaną przez media Wielką Orkiestrę
Świątecznej Pomocy.
Plan doskonały
Tusk myśli praktycznie. Kościół nie wspiera rządów Platformy Obywatelskiej. W najlepszym wypadku zachowuje wobec nich neutralność. Jego osłabienie jest więc pośrednim ciosem w środowiska wrogie rządowi. Poza tym Kościół będzie
teraz klientem rządu, zabiegając o jak najlepsze i najmniej dotkliwe
zapisy w planowanej reformie. Na przykład kardynał Kazimierz Nycz, wydaje się być już przekonany do likwidacji Funduszu Kościelnego w zamian za 1 procent od podatników, ale przy okazji zabiega o wsparcie finansowe z budżetu,
dla projektu budowy Świątyni Opatrzności Bożej, której ukończenie na
pewno stałoby się jego osobistym sukcesem. Dla Tuska jest jeszcze jeden istotny aspekt związany z wdrożeniem projektowanego rozwiązania. Reformując finansowanie kościoła katolickiego w arcykatolickiej Polsce, mógłby zyskać poklask w Brukseli i uznanie tamtejszych tuzów, takich jak Schultz, Barroso, Prodi i wielu innych. Na pewno dla polityków europejskiej lewicy wprowadzenie takiego modelu w Polsce byłoby odczytane jako dobry krok polskiego premiera w kierunku uszczuplenia władzy kościoła w naszym kraju. Na pewno zauważyłyby to wszystkie media w kompletnie zlaicyzowanej już Zachodniej Europie, przedstawiając Tuska jako odważnego i sprawnego reformatora, podejmującego słuszne kroki w obliczu nadchodzącego kryzysu. To z pewnością wzmocniłoby wizerunek Tuska na forum unijnym, a szef rządu rozważa teraz dwie kariery: walkę o prezydenturę w Polsce lub zabiegi o wysokie stanowisko w UE. Ten ostatni wariant jest bardziej prawdopodobny, na co wskazują ustępstwa polskiego rządu na forum UE.
O tym, że ten scenariusz jest realizowany świadczy wysłany do
komisarza Olliego Rehna list, w którym minister finansów Jacek
Rostowski już zadeklarował, że polski budżet zaoszczędzi również na
Funduszu Kościelnym. A więc wszystko wydaje się być już zaplanowane.
Rząd Donalda Tuska od początku był zainteresowany zmianą sytuacji
finansowej polskiego kościoła. Tusk ma "praktyczne" podejście do
religii. Udowodnił to już wówczas, gdy zbliżała się kampania
prezydencka w 2005r. decydując się wówczas na zawarcie ślubu
kościelnego po dwudziestu kilku latach funkcjonowania swojego
małżeństwa. Zrobił to tylko po to, aby w czasie kampanii wyborczej
nikt nie zarzucał mu, że przyszły prezydent, żyje z żoną bez ślubu
kościelnego. Robiący wszystko w świetle fleszów i dbający o wizerunek
polski premier, zadbał jednak o to, aby jego ślub kościelny nie został
przez media dostrzeżony. Był to rzadki przypadek sytuacji w której nie
chciał żadnego rozgłosu. Tusk decydując się na ślub kościelny nie
zamierzał zostać neofitą. Zdawał jednak sobie sprawę z tego, że w
katolickiej Polsce sprawa ślubu kościelnego najwyższych osób w
państwie, to ważny element ich publicznego wizerunku. I właśnie
dlatego podjął decyzję o uzupełnieniu swojego małżeństwa o ślub
kościelny. Tusk jest pragmatykiem. Nigdy nie miał zdecydowanego
poglądu na religię. Właśnie takie podejście sprawia, że sprawy
religii i Kościoła Tusk traktuje bardzo instrumentalnie. Przemawia za tym
niesłuchanie chłodna kalkulacja i ogromne wyrachowanie polskiego
premiera, wokół których nie ma miejsca na żadne sentymenty. A zatem Tusk
chce zyskać w ten sposób oszczędności w polskim budżecie, poklask w Europie i osłabić nieprzychylny mu Kościół. Czego chcieć więcej?
Tekst opublikowany w "Gazecie Finansowej".
Doktor historii. Byly pracownik Urzedu Ochrony Panstwa (1990-2000). Byly Pracownik Biura Bezpieczenstwa Narodowego. Wykladowca akademicki.