Każda próba postawienia na głowie zasad ekonomii musi prowadzić do katastrofy. Tak samo będzie ze strefą Euro.
Jeden z moich znajomych – jadąc kiedyś samochodem – usłyszał dziwny stukot w kołach. Dźwięk wskazywał na awarię łożyska i bardzo irytował mojego znajomego. Aby go nie słyszeć, kolega… zgłośnił muzykę w radio. Po kilku tygodniach z jego samochodu odpadło koło. Miał szczęście, bo wyjeżdżał z parkingu. Gdyby koło odpadło podczas szybkiej jazdy po autostradzie, niefrasobliwy kolega mógłby stracić życie.
Cała strefa Euro była budowana dokładnie według tego samego schematu. Gdy coś zaczynało szwankować (a tak się działo już od momentu założenia unii), jej główni przywódcy zawsze szukali rozwiązania problemu tam, gdzie go nie było. Gdy rozdmuchana biurokracja przejadała kolejne miliardy euro w każdym z krajów członkowskich, przywódcy unijni ględzili o "wspólnym budżecie" i "koniecznych wydatkach". Gdy biurokratyczne regulacje paraliżowały gospodarki kolejnych krajów, doprowadzając je do bankructwa, eurokraci opowiadali głupoty o "konieczności wprowadzania norm unijnych". Gdy w końcu co rozsądniejsi ludzie zaczynali wyprowadzać swoje majątki do bardziej przyjaznych krajów (np. na Cypr), eurokraci wydawali walkę "oszustom podatkowym". W efekcie stworzyli zlepek państw terroryzowanych przez armię biurokratów wprowadzającą w życie miliony kretyńskich przepisów. Armia biurokratów miała dwie cechy negatywne: kosztowała gigantyczne pieniądze i przeszkadzała w rozwoju. Była więc od poczatku do końca zbędna i szkodliwa. Twór zbudowany przez tą biurokratyczną armię – twór pod nazwą Strefa Euro – był więc od początku skazany na upadek.
Efektem działania budowniczych Strefy Euro jest wpędzenie wszystkich krajów członkowskich w monstrualne zadłużenie. W Grecji dochodziło już z tego powodu do zamieszek. Następne w kolejce są Hiszpania, Portugalia, Irlandia i Włochy. Pytanie nie brzmi już "czy zbankrutują", ale "kiedy zbankrutują". Zbankrutują już niedługo, bo kretyńskie regulacje prawne i kretyńskie przepisy doprowadziły do tego, że inwestycje zagraniczne uciekły, przedsiębiorczy ludzie wyjechali, firmom nie opłaca się niczego wytwarzać, bezrobocie zwiększa się dynamicznie, a ceny urosły do rozmiarów niebotycznych. Eurosocjaliści mają więc coraz mniejsze przychody i coraz większe zobowiązania. Dotychczas łatano dziurę budżetową długami, pożyczkami i obligacjami. Teraz i ta droga się wyczerpała. Pozostaje więc tylko bankructwo.
Rozpad strefy Euro to nie kryzys. To rezultat. Rezultat zabijania gospodarki biurokracją, rezultat zabijania kreatywności i przedsiębiorczości i rezultat uchwalania budżetów posiadających większe wydatki niż wpływy. Upadek strefy euro będzie więc naturalną konsekwencją działania praw ekonomii. Każdy ustrój, który opierał się na takich zasadach jak eurosocjalizm, bankrutował. Eurosocjalizm też zbankrutuje. I to szybciej niż nam się wydaje.