Strasburskie deja vu – jak było i jak to będzie pokazane
14/12/2011
370 Wyświetlenia
0 Komentarze
6 minut czytania
Żadnej poważnej refleksji – za to pełno lamentów nad „żenującym spektaklem”, „wojną polsko-polską”, „skandalem w Europarlamencie”. Takie mamy media, takich mamy polityków.
Wszystko odbyło się jak przed pięcioma miesiącami – ktoś z PiS coś mówi, potem wstaje Marek Siwiec i podgrzewa atmosferę. Następnie znowu ktoś z prawej strony wypowiada się krytycznie o prezydencji i dostaje bombę od kogoś z Platformy. Premier kryje twarz w dłoniach, wszyscy są zażenowani, eurodeputowani z innych krajów, odpytywani co sądzą o Donaldzie Tusku, mówią, że jest on ok. Ogólna konstatacja – Polacy pokłócili się, zafundowali sobie polskie piekło, część opozycji okazała się nielojalna i nieodpowiedzialna, ratuje nas tylko premier i jego partia. I takie będą medialne przekazy w wieczornych serwisach.
A jak było? Może to i prawda, że Tomek Poręba i Jacek Kurski powiedzieli o parę słów za dużo, ale takie to już prawo parlamentarzystów, że mogą nie zgadzać się z obrazem prezydencji malowanym przez jej liderów. Po wystąpieniu Poręby o głos poprosił Marek Siwiec (dokładnie jak przed pół rokiem) i zaatakował go także personalnie, sugerując dwuznacznie, że ma on problemy z językami obcymi. Po wystąpieniu Kurskiego głos zabrała Lena Kolarska – Bobińska i zarzuciła "Kurze", że nie rozumie, iż prezydencja jest dbaniem o interes wspólnotowy, a nie narodowy. Pomyliła jednak retorykę z faktami – każde państwo sprawujące przewodnictwo w Radzie Unii wykorzystuje ten czas na promowanie własnej wizji Europy.
Następnie przymówiłem ja i w delikatnej dosyć formie wyliczyłem zaniedbania polskiej prezydencji – krytykę ze strony Amnesty International za zbyt słabą obronę praw człowieka na Białorusi, wypowiedź Delorsa o tym, że polska prezydencja jest ignorowana. Oceniłem także szczyt Partnerstwa Wschodniego jako naszą porażkę oraz określiłem ostatni summit europejski jako faktyczny podział Unii nie tyle na Unię dwóch prędkości, ile na Unię dwóch kierunków. Powiedziałem też, że jestem zaskoczony przemówieniem Tuska, bowiem było w nim pełno wezwań do entuzjazmu, optymizmu i czegoś tam jeszcze, a to ewentualnie nadawałoby się na przemówienie inaugurujące prezydencję, a nie na jej zakończenie. Oczekiwać można by, żeby premier przyszedł i zdał relację z realizacji wyznaczonych przez siebie priorytetów i z tego, w jakim stopniu zostały one wypełnione. Pokazałem nawet Tuskowi dokument z zapisem owych priorytetów, żeby wiedział, że coś takiego było. Ale premier, znany z tego, że nie ma fanatycznego stosunku do realizacji swoich obietnic, zareagował twierdzeniem, że wymienianie sukcesów polskiej prezydencji zajęłoby za dużo czasu. Pomijając fakt, że to nieprawda, to jednak chyba właśnie na tym powinno polegać rozliczenie się z jej sprawowania.
Na mój speech zareagował Krzysztof Lisek z PO i zadał mi pytanie, dlaczego uważam, że szczyt Partnerstwa Wschodniego zakończył się fiaskiem, dlaczego wolę głosy AI o sytuacji na Białorusi, niż głosy samych opozycjonistów oraz czy jestem pewien swoich racji, bo jednak większość sali jest zachwycona wystąpieniem premiera. Odpowiedziałem – w skrócie – że mam swój rozum i zdolność do własnego osądu, a większość na sali mnie nie przekonuje. Tyle.
Co było chyba najbardziej smutne, to przewidywalność tego spektaklu – premier mówi jakieś ogólne rzeczy o zjednoczonej Europie, posłowie PiS i SP ostro krytykują, posłowie PJN krytykują lżej i bardziej merytorycznie, a odpowiedzią na to jest podgrzewanie atmosfery przez deputowanych SLD i ostry atak na głosy krytyczne wobec premiera ze strony posłów PO. Reprezentanci tej ostatniej partii zachowywali się jak osy, które atakowały każdego, kto śmiał myśleć inaczej – nawet w czasie wystąpień Poręby i Kurskiego wołali coś do nich i krzyczeli. Ta niemożność wysłuchania głosów odrębnych jest czymś najbardziej uderzającym. Choć dokładnie wiem, jak to będzie wyglądać w wieczornych newsach. Żadnej poważnej refleksji – za to pełno lamentów nad "żenującym spektaklem", "wojną polsko-polską", "skandalem w Europarlamencie". Takie mamy media, takich mamy polityków….