Wyczytałem informację o sprzeciwie pani Merkel w stosunku do rosyjskich nacisków na Ukrainę w sprawie partnerstwa z UE. Zostało to odnotowane z satysfakcją jakby chodziło o zgłoszenie twardego stanowiska Niemiec wobec Rosji. Tymczasem z treści oświadczenia pani Merkel, nie zgłoszonego zresztą w postaci oficjalnej noty, nie wynika żaden sprzeciw, a jedynie łagodne namawianie do negocjacji.
Obawiam się, że w tym przypadku mamy typowe polskie „wishful thinking”, z którym stykałem się stale począwszy od okresu tuż przed wojną.
Pani Merkel nie ma tu większego znaczenia, istotne jest to, co wynika z niemieckiej linii politycznej realizowanej konsekwentnie od wielu lat.
Stosunki Niemiec z Rosją stanowią czynnik nadrzędny w relacji do polityki względem wszystkich krajów Europy środkowej i wschodniej razem wziętych.
Zabiegi Unii Europejskiej o rozszerzenie wpływów na wschodzie Europy mogą mieć wpływ, co najwyżej na używany przez niemieckich polityków język, ale w najmniejszym stopniu nie mogą naruszyć podstawowego kanonu niemieckiej polityki wschodniej.
Widać to wyraźnie w sformułowaniach użytych przez panią Merkel.
Putin doskonale o tym wie i dlatego pozwala sobie na użycie brutalnego języka i pogróżek.
Do czasu istnienia NRD polityka niemiecka była uzależniona od działań w kierunku uzyskania jakichkolwiek możliwości zjednoczenia Niemiec, a to zależało od pozycji amerykańskiej w Europie. Z chwilą dokonania zjednoczenia i rozpadu Sowietów obecność amerykańska stała się Niemcom zbędna, a wykorzystując swoją przewagę gospodarczą mogły tworzyć nowy układ sił w Europie.
W pierwszej kolejności należało ustalić stosunki z Rosją, do dzisiejszego dnia nie znamy warunków, na jakich nastąpiło wycofanie wojsk sowieckich z Niemiec i uzyskanie wbrew stanowisku amerykańskiemu zgody Rosji na pochłonięcie NRD.
Układ moskiewski 4 + 2 powinien być raczej traktowany, jako układ 1 + 1 gdyż tylko Niemcy i Rosja były żywotnie zainteresowane w takim ustaleniu stosunków, z których Niemcy skorzystały w postaci uwolnienia od okupacji sowieckiej i zjednoczenia, a Rosja zyskała partnera, który pomógłby jej dźwignąć się z dna upadku gospodarczego.
Dla Rosji dalekosiężnym celem było wyeliminowanie Stanów Zjednoczonych z Europy.
W tym wszystkim nie ma niczego nowego, jest to polityka mająca wiekowe tradycje.
A my naiwnie liczymy, że dla jakiejś Ukrainy, kraju absolutnie niesamodzielnego, Niemcy poświęcą swój podstawowy kanon polityczny.
Pisałem na ten temat wielokrotnie i powtarzam, że droga do redukcji rosyjskich wpływów i zagrożeń na pewno nie wiedzie przez Niemcy, ani przez UE, która właśnie przez Niemcy została stworzona po to żeby im ułatwić ich politykę.
Ta droga wiedzie przez tworzenie nowego układu europejskiego, który będzie budował partnerskie stosunki z Rosją, jako całość uniemożliwiając jej rozgrywanie poszczególnych członków wspólnoty jak to ma miejsce w stosunku do UE.
Polska płaci konkretną cenę za promocję UE na Ukrainie, w samym tylko roku 2012 zapłaciliśmy za rosyjski gaz o blisko 2 mld. dolarów więcej niż relatywnie Niemcy nie mówiąc już o stałych szykanach z polskim eksportem itp.
Jeżeli UE, chociaż przez chwilę traktowałaby poważnie polskie wysiłki w tym względzie to powinna przynajmniej partycypować w polskich kosztach tego przedsięwzięcia, jeżeli nie pokryć je całkowicie.
Rosyjski handel gazem ma charakter wybitnie monopolistyczny oparty na przesłankach politycznych, a zatem powinien podlegać sankcjom karnym.
Realnym rozwiązaniem tego problemu jest oparcie tego handlu na cenach giełdowych, co jest przedmiotem transakcji norwesko niemieckich, lub powołanie unijnej agencji dokonującej wspólnego zakupu gazu z Rosji.
Rząd warszawski poza utyskiwaniem na wysokie ceny nie zrobił niczego ażeby istniejący stan zmienić, nawet nieszczęsnego „gazoportu” nie zdołał zbudować, chociaż stać go było na budowę najkosztowniejszych i kłopotliwych stadionów na „euro 2012”. Można też spodziewać się pogrzebania przezeń idei gazu rodzimego jakiegokolwiek pochodzenia.
Ale przecież wszystko to, co się tyczy stosunków z Rosją jest tylko fragmentem podstawowego problemu, jakim jest przyszłość Europy, piszę o tym od dziesiątków lat.
Mam nadzieję, że jest jeszcze za pięć dwunasta i jeszcze istnieje nadzieja, ale czasu już bardzo mało.
Jeden komentarz