Motto: „Człowiek który nic nie czyta, jest bardziej oświecony, niż człowiek który nie czyta nic, poza gazetami.” — Thomas Jefferson
Podobno to, co napisałem w notce o prawie chodu, rozmija się ze statystykami. Nie sprawdzałem. Niestety, w dzisiejszych czasach poleganie na papce medialnej stało się tak powszechne, że zdecydowanie za mało ludzi jest już wystarczająco inteligentnych i potrafi myśleć wystarczająco samodzielnie, żeby w ogóle znaleźć powód, dla którego samo sprawdzanie w oficjalnych statystykach tego, ile wypadków powodują piesi, a ile kierowcy, jest kompletnym nonsensem.
Statystyki nie opisują fizyki złożonego zjawiska, jakim jest wypadek samochodowy. Statystyki opisują, kto został ukarany za konkretny wypadek. Jeśli w Poronii prawo stanowi, że "za każdą kolizję pieszego z pojazdem odpowiedzialny jest kierowca pojazdu", a w Rurytanii ustawa mówi, że "za każdą kolizję pieszego z pojazdem odpowiedzialny jest pieszy", to statystyki powiedzą, że w Poronii sto procent wypadków z udziałem pieszych powodują kierowcy, a w Rurytanii sto procent wypadków z udziałem pieszych powodują piesi, choć fizycznie przebieg każdej kolizji może być taki sam w obu tych państwach.
Weźmy mniej skrajny przypadek. Jest sobie długa ulica, bez skrzyżowań, ale w terenie zabudowanym, poskręcana, kiepsko oświetlona, więc na początku widnieje ograniczenie do 40 km/h. Jedzie sobie kierowca. Przepisowe 35 km/h. Po dwóch kilometrach, za zawijasem, na jezdnię nagle wyskakuje mu pieszy. Kierowca po hamulcach, ale nie zdąża i lekko uderza pieszego. Lekko. Jadąc 32 km/h już by zdążył. Dzieje się to przy tym bardzo daleko od znaku i możemy założyć, że pieszy o tym znaku nie wie; powinien więc zakładać, że kierowcy wolno tutaj jechać nawet 50 km/h. Tak czy owak, w statystykach pieszy prawdopodobnie zostanie ujęty jako sprawca tego wypadku. Pytanie brzmi: co zmieniłoby się, gdyby zamiast 40 km/h znak dwa kilometry wcześniej miał 30 km/h? W sensie statystycznym i prawnym: dużo. To kierowca zostałby ujęty do statystyk jako winny i sprawca. W sensie zdroworozsądkowym: nic! Pieszy tak samo, jak poprzednio, wtargnął przed maskę samochodu, nie uwzględniając prędkości, z jaką tamten samochód jechał. Oczywiście: mogło być tak, że pieszy widział znak i wiedział, ile samochodowi wolno jechać, ale w konkretnej sytuacji poczyniłem założenie, że nie wiedział, i nie jest to założenie wzięte z kosmosu. Myślę, że losowy pieszy, zapytany o to, jakie ograniczenie prędkości obowiązuje samochody, które chciałyby obok niego przejechać, bardzo rzadko odpowie poprawnie, jeśli to ograniczenie wynika ze znaku i nie zostało kilka metrów wcześniej zniesione skrzyżowaniem. Bardzo rzadko i właściwie tylko wtedy, gdy zapyta się go o to w miejscu, gdzie regularnie jeździ.
A tak przy okazji: użyłem słowa "multum", które jest dość nieprecyzyjne. Ile właściwie wynosi podana w statystykach liczba, żeby można ją było nazwać "sprzeczną" z tym określeniem?