Twórcy i wykonawcy stanu wojennego pozostają bezkarni, bo pomagali im wpływowi do dziś sędziowie i prokuratorzy.
Jutro przypada smutna rocznica. 30 lat minęło od jednej z największych zbrodni komunistycznych w PRL: wprowadzenia stanu wojennego. Twórcy i wykonawcy pozostają bezkarni, bo pomagali im wpływowi do dziśsędziowie i prokuratorzy.
Wiele wskazuje, że opowiedzą tylko przed Bogiem i historią. Stan wojenny, to nie jest tylko przestępstwo Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka. Nie dałoby się tego zrobić bez udziału wojska i ówczesnego wymiaru sprawiedliwości. Dziś wymiar sprawiedliwości, w którym wciąż pracują sędziowie zasłużeni dla obrony socjalizmu w PRL i karania wichrzycieli w stanie wojennym. I to silne lobby paraliżuje od 20 lat wolnej Polski rozliczenie, nawet symboliczne winnych. Dopiero na początku marca 2011r. Trybunał Konstytucyjny orzekł, że dekrety wprowadzające stan wojenny w grudniu 1981 r. były niekonstytucyjne. Wielkie zasługi w tym miał nieżyjący Rzecznik Praw Obywatelskich Janusz Kochanowski, który skierował w tej sprawie wniosek do TK. Trzeba było aż dwudziestu lat aby wolna Polska uznała wreszcie bezprawność stanu wojennego. Jednak mimo orzeczenia TK, polski wymiar sprawiedliwości nadal z dużym dystansem podchodzi do problemu odpowiedzialności karnej twórców stanu wojennego. Widać to najlepiej na przykładzie trwającego przewodu sądowego przed Sadem Okręgowym w Warszawie. W październiku 2011r. Sad Okręgowy w Warszawie wydał pierwszy wyrok w sprawie wprowadzenia stanu wojennego. Jednak i tym razem trudno mówić o zasadniczym przełomie w rozliczaniu twórców stanu wojennego. Warszawski Sąd orzekł wprawdzie że były członek Rady Państwa Emil Kołodziej przekroczył swoje uprawnienia, głosując w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. za uchwaleniem dekretów o stanie wojennym i… natychmiast umorzył postępowanie, bo czyn oskarżonego się przedawnił.
Polskie sądy robiły i robią nadal wiele, aby odsunąć perspektywę wydawania wyroków w procesach twórców stanu wojennego. W sierpniu b.r. ten sam warszawski Sąd Okręgowy wyłączył z głównego procesu autorów stanu wojennego z powodu złego stanu zdrowia gen. Jaruzelskiego, któremu grozi kara do dziesięciu lat więzienia. Sad zadecydował, że jeśli po roku stan Jaruzelskiego się poprawi, będzie sądzony oddzielnie, jeżeli nie – nigdy już nie zasiądzie na ławie oskarżonych. Tymczasem zarzuty wobec głównych autorów stanu wojennego przedawnią się w 2020 r. Taka sytuacja powoduje, że ofiary stanu wojennego, nie mogąc doczekać się osądzenia winnych stanu wojennego rozważają możliwość złożenia skargi do Trybunału w Strasburgu. Ale gen. Jaruzelski, gen. Kiszczak, Stanisław Kania, członkowie ówczesnej Rady Państwa, to jedynie najważniejsi decydenci.
Niepisana umowa
To oczywista konsekwencja polskie "aksamitnej" rewolucji z 1989 r. Prawie nikt z przejmującej wówczas władzę opozycji nie myślał o rozliczeniu zbrodni PRL i pociągnięciu do odpowiedzialności przedstawicieli komunistycznych władz. A ci, którzy takie postulaty stawiali szybko byli marginalizowani. Nikt też nie mówił o rozliczeniu twórców i wykonawców wprowadzonego w dniu 13 grudnia 1981 r. stanu wojennego. Zasadniczych przyczyn tej postawy, należy szukać właśnie w politycznym kompromisie jaki został zawarty pomiędzy przedstawicielami opozycji, a ekipą gen. Jaruzelskiego. Ich efektem były obrady Okrągłego Stołu w trakcie, których obie strony opowiedziały się za uruchomieniem procesu transformacji ustrojowej. Po latach jeden z przedstawicieli opozycji, biorący udział w obradach Okrągłego Stołu stwierdził, że "nie wsadza się do więzienia ludzi, z którymi się wcześniej rozmawiało przy jednym stole". Zdanie to dobrze opisuje sposób myślenia elity opozycyjnej w pierwszych latach polskiej transformacji. Filozofia polityczna "grubej kreski" i nie rozliczania przeszłości została w następnych latach umocniona przez środowisko opiniotwórczej "Gazety Wyborczej", dla której twórcy stanu wojennego stali się "ludźmi honoru". Pamiętne słowa naczelnego ideologa "GW" Adama Michnika "odpieprzcie się od generała", nie były tylko wyrazem stosunku ich autora do osoby gen. Wojciecha Jaruzelskiego, ale wezwaniem do rezygnacji z procesu rozliczenia twórców stanu wojennego.
Na początku lat 90. rozliczenie autorów stanu wojennego postulowało środowisko KPN-u. Klub Parlamentarny KPN złożył nawet w dniu 6 grudnia 1991r. formalny wniosek do Marszałka Sejmu o pociągnięcie do odpowiedzialności konstytucyjnej i karnej osób odpowiedzialnych za wprowadzenie stanu wojennego. Tamten wniosek dotyczył jedynie członków byłej Rady Państwa i powołanej w grudniu 1981r. Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego (WRON). Wniosek KPN trafił do sejmowej komisji odpowiedzialności konstytucyjnej, gdzie w następnej kadencji Sejmu kompletnie ugrzązł. W końcu 1996 r., Sejm chcąc pozbyć się kłopotliwego wniosku, podjął uchwałę o umorzeniu postępowania w tej sprawie.
Nadzieje na rozliczenie twórców stanu wojennego odżyły z chwilą powstania Instytutu Pamięci Narodowej. W latach 2002-2007 pion śledczy IPN prowadził śledztwo w sprawie stanu wojennego, którego efektem była akt oskarżenia, skierowany do Sądu Rejonowego Warszawa – Śródmieście. W skierowanym akcie oskarżenia IPN zarzucał gen. Jaruzelskiemu, gen. Kiszczakowi i siedmiu innym osobom, kierowanie "związkiem przestępczym o charakterze zbrojnym, mającym na celu popełnianie przestępstw", a także o podżeganie członków ówczesnej Rady Państwa do przekroczenia swoich konstytucyjnych uprawnień. Sprawa trafiła później do Sądu Okręgowego w Warszawie. Od początku jednak nie było widać woli sądu, aby doprowadzić do wydania wyroku w tej sprawie. Sąd zarzucił IPN, że "nie przeprowadził typowych czynności śledczych", a przedstawione opinie biegłych w tej sprawie uznał za niepełne. Za to znacznie przychylniej warszawski sąd potraktował oskarżonych, godząc się na wniosek ich obrońców, aby IPN dodatkowo przesłuchał w tej sprawie m.in. Lecha Wałęsę, Michaiła Gorbaczowa, Margaret Thatcher, Zbigniewa Brzezińskiego, Richarda Pipesa, byłego sekretarza stanu USA Alexandra Haiga, byłeg szefa sztabu sił zbrojnych Układu Warszawskiego Anatolija Gribkowa oraz Mieczysława Rakowskiego, Stanisława Cioska, Zbigniewa Messnera, Bronisława Geremka, Tadeusza Mazowieckiego. Oczywistym stało się wówczas to, że przeprowadzenie tych czynności może potrwać latami. Wszystko wskazywało wówczas, ze proces ugrzęźnie i wątpliwe będzie jego zakończenie.
Tymczasem mijały kolejne lata. Niektóre środowiska polityczne podejmowały różne inicjatywy, mające wywrzeć presje na polski wymiar sprawiedliwości, który odsuwał od siebie problem rozliczenia stanu wojennego i zadośćuczynienia jego ofiarom. Wojsko w czasie stanu wojennego Ludowe Wojsko Polskie było główną siła wprowadzającą w kraju stan wojenny. To właśnie ono odpowiadało za wprowadzenie stanu wojennego w gminach, powiatach i polskich miastach. Historycy szacują, ze w całej operacji zaprowadzania stanu wojennego użyto co najmniej 91 tys. żołnierzy. To wojsko "odblokowywało" strajkujące w grudniu 1981 r. zakłady pracy, to ono prowadziło agresywną propagandę, mającą przekonać Polaków do słuszności stanu wojennego. Ale przede wszystkim to sami wojskowi byli autorami całego planu stanu wojennego. Już bowiem w sierpniu 1980 r., a więc zaraz po powstaniu "Solidarności" Sztab Generalny LWP rozpoczął prace studyjne nad tak zwanym planem "W". W skład zespołu wojskowych planistów stanu wojennego weszli m. in. generałowie: Tadeusz Hupałowski, Jerzy Skalski, Antoni Jasiński, Norbert Dackun oraz płk. Ryszard Kukliński. W marcu 1981r. istniał już opracowany przez wojskowych "Ramowy plan działań zbrojnych w przypadku wprowadzenia stanu wojennego". Działanie te jak określano w dokumentach miały "zniweczyć kontrrewolucyjny zamach na socjalistyczne państwo". Pomimo, że SG i całe LWP były przygotowane do wprowadzenia stanu wojennego już w połowie marca 1981r., decyzje o jego wprowadzeniu przesunięto o prawie pól roku.
Wojsko nie tylko było najważniejszym narzędziem wprowadzania stanu wojennego. Cała władza w kraju, na różnych szczeblach i poziomach znalazła się w grudniu 1981r. w rękach wojskowych. Rządy w kraju przejęła Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego (WRON-a), która już na pierwszym posiedzeniu w dniu 14 grudnia 1981r. uznała, ze podjęte w kraju działania były "żywotną, ogólnonarodową koniecznością". Wojsko wkroczyło do akcji już w dniu 12 grudnia około godziny 23.30, a więc jeszcze zanim ogłoszono wprowadzenie stanu wojennego. Tym samym wydawane rozkazy też należy uznać za całkowite bezprawie. Wojsko zablokowało węzły łączności w 300 obiektach na terenie całego kraju oraz w Polskim Radiu i Telewizji. Przejęło również kontrolę strategicznych obiektów i lotnisk. Dziesięć dużych związków taktycznych LWP zostało skierowanych w rejon Warszawy, Gdańska, Szczecina, Bydgoszczy, Poznania, Wrocławia oraz Górnego Śląska, celem zapewnienia pełnej kontroli tych obszarów. Wojsko obstawiło również wszystkie linie kolejowe i drogowe. W grudniu 1981r. jednostki wojskowe wzięły udział w akcjach "odblokowywania" strajkujących zakładów pracy. W 62 zakładach pracy na terenie całej polski uczestniczyło co najmniej 6 tysięcy żołnierzy z różnych jednostek szturmowych, wyposażonych w czołgi i wozy bojowe. To właśnie one miały przestraszyć strajkujących robotników i złamać ich ducha oporu.
Ale nie tylko sam grudzień 1981r. był dziełem wojska. Rzeczywistość późniejszych miesięcy stanu wojennego także była dziełem wojska. W całym kraju działało 940 komisarzy wojskowych, których zadaniem było pilnowanie, czy wykonywane są zarządzenia stanu wojennego i zapobieganie wszelkim "wrogim wystąpieniom" w podległym terenie. Obok komisarzy wojskowych działało 8 tys. wojskowych grup operacyjnych, które zajmowały się "wywrotową" działalnością obywateli. Ale wojsko w czasie stanu wojennego to także jego agresywna propaganda. Agresywna propaganda wojska opluwająca "Solidarność" i nawoływała do ostatecznego siłowego rozprawienia się z nią. Wysiłki propagandowe wojska były ogromne, bo jak nie nazwać ponad 4 miliony przygotowanych i wydrukowanych przez wojsko plakatów , obwieszczeń, ulotek i innych materiałów propagandowych, w czasie kraju , w którym notorycznie brakowało papieru, a publikacje naukowe wydawane były latami. Wojsko również było częścią aparatu represji stanu wojennego. Kontrwywiad WSW rozpracowywał poszczególne ogniwa podziemnej "Solidarności" i to on miał w tym zakresie znacznie lepsze efekty od SB. Kontrwywiad WSW prowadził ponad 300 spraw operacyjnych wobec środowisk opozycyjnych w czasie stanu wojennego. WSW werbowało również swoich współpracowników w ośrodkach internowania. Zarząd II SG, czyli wojskowy wywiad w czasie stanu wojennego zbierał informacje na temat wrogich ośrodków wywrotowych za granicą i ich powiązań z "Solidarnością" w kraju. Wojskowi wywiadowcy rozpracowywali m.in. środowisko Paryskiej "Kultury", Biura "Solidarności" w Brukseli, oraz wspierających "Solidarnośc" środowisk polonijnych w USA i Kanadzie.
Wymiar niesprawiedliwości
Utrzymanie stanu wojennego nie byłoby możliwe bez posłusznego władzy wymiaru sprawiedliwości. Ten w czasach stanu wojennego literalnie wypełniał bezprawie dekretu o stanie wojennym. Robił to już wtedy gdy jeszcze dekret ten formalnie nie obowiązywał. Dekret został ogłoszony wprawdzie w radiu i telewizji już 13 grudnia, a dzień później opublikowała go reżimowa prasa, ale Dziennik Ustaw z dekretem ukazał się dopiero 18 grudnia. A zatem zakładając (nieprawdzie!), że stan wojenny był legalny, to dopiero od 18 grudnia przestępstwem mogło być kontynuowanie działalności związkowej, udział w "akcjach protestacyjnych", rozpowszechnianie wiadomości "mogących wywołać niepokój publiczny". Jeszcze bardziej kuriozalne było to, że ostatni artykuł dekretu stanowił, że "wchodzi w życie z dniem ogłoszenia, z mocą od dnia uchwalenia", czyli od 12 grudnia 1981 r. W ten sposób władze stanu wojennego naruszyły fundamentalną zasadę prawa, mówiącą, że prawo nie działa wstecz.
Prokuratorzy i sędziowie już w okresie pomiędzy 13 a 18 grudnia 1981r. pozbawiali wolności i skazywali za naruszanie tego dekretu. IPN już kilka lat temu zakwalifikował te działania jako zbrodnię komunistyczną, która nie ulega przedawnieniu. Jednak wysiłki IPN, aby pociągnąć do odpowiedzialności sędziów za tamte wyroki spotykały się w ostatnich latach z murem sprzeciwu świata prawniczego. Zasadniczy problem tkwi w tym, że środowisko prawnicze twardo broniło i broni nadal swoich przedstawicieli, którzy dopuścili się bezprawia stanu wojennego. Żeby pociągnąć prokuratorów i sędziów do odpowiedzialności, trzeba uchylić im immunitet. Tymczasem sądy dyscyplinarne odrzucały w ostatnich latach wnioski IPN, argumentując, że sam dekret skutecznie zwolnił sędziów z przestrzegania zasady niedziałania prawa wstecz. Funkcjonujący przy Sądzie Najwyższym, Wyższy Sąd Dyscyplinarny dla Sędziów w przyjętej 20 grudnia 2007r. uchwale uznał, że zwolnienie sędziów przez dekret z zasady niedziałania prawa wstecz jest "oczywiste". Dzięki tej uchwale, sądy dyscyplinarne mogły oddalać wnioski IPN o uchylenie immunitetu sędziom jako bezzasadne, nie trudząc się uzasadnieniem i nie męcząc nad odwołaniami IPN-u.
Nie tylko chodzi o bezprawie wymiaru sprawiedliwości PRL w czasie pierwszych dni stanu wojennego. Wielu prokuratorów i sędziów wykazywało szczególna gorliwość w egzekwowaniu prawa stanu wojennego, w ciągu całego okresu jego obowiązywania. Według szacunków IPN około 170 tys. osób zostało ukaranych na podstawie dekretu o stanie wojennym. Grupę tą należy uznać za ofiary sądów stanu wojennego. IPN już trzy lata temu zaczął publikować w internecie materiały z procesów, jakie podczas stanu wojennego wytaczane były opozycjonistom.
Pojawiają się tam nazwiska sędziów i prokuratorów, którzy dziś zajmują eksponowane stanowiska. Są wśród nich sędziowie Sądu Najwyższego, sądów apelacyjnych i Prokuratury Krajowej i prokuratur apelacyjnych. Na mocy dekretu o wprowadzeniu stanu wojennego skazywali oni m.in. na wieloletnie więzienie osoby, które rozrzucały ulotki czy pisały na murach antypaństwowe hasła. To właśnie oni ponoszą odpowiedzialność za bezprawne pozbawienie wolności wielu działaczy opozycji. Nie wiemy dokładnie ilu takich sędziów i prokuratorów jest nadal czynnych w wymiarze sprawiedliwości. Pion śledczy IPN ustalił, że tylko w Bielsku Białej jest 33 sędziów i prokuratorów z czasów stanu wojennego. Z pewnością także po ostatnim orzeczeniu TK o bezprawności dekretu o stanie wojennym, sądy dyscyplinarne nadal nie będą godziły się na odebranie immunitetu sędziom stanu wojennego. I nadal będą uwalniały ich od odpowiedzialności za stosowanie bezprawnego prawa stanu wojennego wykorzystując przy tym wszelkie proceduralne sposoby.
Będzie to jeszcze bardziej kuriozalne, po tym jak katowicki sąd skazał zomowców, którzy strzelali w grudniu 1981 r. do górników okupujących kopalnię "Wujek" za to, że wykonali bezprawny rozkaz. Pomimo, ze katowicki sąd w trakcie procesu zomowców z "Wujka" przyjął wymóg przeciwstawiania się bezprawnemu rozkazowi o uzyciu broni, to nadal polskie sądy stoją na stanowisku, aby uwalniać sędziów stanu wojennego od odpowiedzialności za stosowanie bezprawia i to osób o znacznie wyższej świadomości prawnej i pełniące bardziej odpowiedzialną funkcję niż zomowcy z "Wujka". Tym sposobem przed kolejnymi rocznicami stanu wojennego sprzeniewierzenie się niezawisłości sędziowskiej w czasie stanu wojennego prawdopodobnie nie zostanie osądzone. Jest jeszcze aspekt etyczny i moralny tej sprawy, mający niewątpliwie znaczenie dla kondycji dzisiejszego wymiaru sprawiedliwości. Każdy z orzekających sędziów w stanie wojennym składał kiedyś ślubowanie zachowania niezawisłości przy wyrokowaniu. Z tego ślubowania nie mógł zwolnić nawet stan wojenny, definiowany przez jego twórców jako stan wyższej konieczności.
Kilka lat temu prof. Adam Strzembosz napisał "sprawiedliwość nie może być niżej oceniana od negatywnych następstw, jakie prokuratorowi lub sędziemu groziły za stosowanie się do niej, ale i dlatego, że funkcjonariusze wymiaru sprawiedliwości nie mogą korzystać z dobrodziejstwa stanu wyższej konieczności".
Doktor historii. Byly pracownik Urzedu Ochrony Panstwa (1990-2000). Byly Pracownik Biura Bezpieczenstwa Narodowego. Wykladowca akademicki.