Globalnie i Lokalnie
Like

STALINOWCY W LITERATURZE POLSKIEJ

24/07/2015
791 Wyświetlenia
0 Komentarze
95 minut czytania
STALINOWCY W LITERATURZE POLSKIEJ

Już w pierwszych latach powojennych rozpoczęły się skrajne ataki na wiele cennych tradycji polskiej literatury.
Szczególnie haniebną rolę w tej sprawie odegrała marksistowska „Kuźnica”, specjalizująca się – jak pisała Maria Dąbrowska – w „plugawych napaściach na bardziej niezależnych pisarzy”.

0


STALINOWCY W LITERATURZE POLSKIEJ CZ.I – III

 

 

Przeważającą część redakcji „Kultury” stanowili różni wściekli „czerwoni encyklopedyści” żydowskiego pochodzenia, m.in. Adam Ważyk (Wagman), Jan Kott, Mieczysław Jastrun (Mojsze Agatsztajn), Kazimierz Brandys.
Szczególnie wielkie szkody dla literatury przyniosła działalność poety politruka, kapitana WP Adama Ważyka, zapamiętałego w niszczeniu polskich wartości patriotycznych.
Początki działań Ważyka przypadły na czasy lwowskiej targowicy literackiej lat 1939-1941.
Już wtedy zamienił on dawne skłonności do awangardowych eksperymentów literackich na skrajny prosowiecki serwilizm.
Szedł on u niego w parze z pełnymi jadu strofami, szkalującymi rozbite przez dwóch agresorów państwo polskie.
Już 5 listopada 1939 roku Ważyk „popisał się” godnym najgorszych targowiczan wierszem „Do inteligenta polskiego”.
Wiersz ten zaczynał się od gwałtownego, oszczerczego ataku na polską armię i jej dowódców:
„(…) To stało się tak nagle, rozbite pociągi,
zdarte druty, na torach wydrążone leje.
Zamiast wodzów – półgłówki, zamiast armii – włóczęgi,
widma nocą ciągnące, by skryć się, gdy zadnieje. (…)”.
W kolejnych wierszach Ważyk wysławiał Związek Sowiecki jako jedyną, upragnioną ojczyznę („Biografia”, „Radość radziecka”).
Dawny awangardowy poeta bez żenady tworzył najskrajniejsze produkcyjniaki („Komsomołki przyjeżdżające do Lwowa”, „Do robotnicy”).
Największe szkody przyniosły jednak działania Ważyka w pierwszym dziesięcioleciu powojennym.
Jako sekretarz generalny ZLP, redaktor naczelny „Twórczości” (1950-1954), a okresowo nawet członek KC, stał się głównym partyjnym autorytetem w sferze kultury.
Pisarz Andrzej Braun wspominał w „Hańbie domowej” Jacka Trznadla: „To, co powiedział Ważyk, miało znaczenie i Bierut czy Berman natychmiast nadawali praktyczny kształt koncepcjom Ważyka”.
Jako oficjalny „teoretyk literatury” (tak go nazywał historyk literatury Tadeusz Drewnowski) Ważyk „wsławił się” m.in. bezprzykładną napaścią na tak drogą wszystkim czującym po polsku poezję polskiego wieszcza Cypriana Kamila Norwida, pisząc, że „bliższe obcowanie z Norwidem działa uwsteczniająco na wyobraźnię”.
Posunął się do nazwania poezji Norwida „napuszoną nędzą myśli” (A. Ważyk,” W stronę humanizmu”, Warszawa 1949).
Do „wyczynów” Ważyka należał j atak na poezję Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w oficjalnym referacie podczas zjazdu ZLP w czerwcu 1950 roku.

Zachęcił” w nim Gałczyńskiego, aby wreszcie „ukręcił łeb temu rozwydrzonemu kanarkowi, który zagnieździł się w jego wierszach”.

Za najpilniejsze zadanie Ważyk uznał „oczyszczenie poezji ze smaczków i pięknostek burżuazyjnej poetyki z czasów imperializmu”.
Gałczyński skomentował atak Ważyka wypowiedzią w kuluarach: „Cóż, kanarkowi łeb można ukręcić, ale wtedy wszyscy zobaczą klatkę. Co zrobić z klatką, koledzy?”.
Ten pełen gorzkiej ironii komentarz nie pomógł Gałczyńskiemu, który w rezultacie ataku Ważyka z oficjalnej trybuny nagle poczuł skrajną izolację we wszystkich redakcjach i wydawnictwach, całkowitą blokadę publikacji.

Nie przeszkodziło to Gałczyńskiemu po latach napisania wiersza „Umarł Stalin”:

 

Umarł Stalin

 

„Do pół zwieszona flaga

flagę wiatr przedwiosenny targa

To nie wiatr, to szloch na wszystkich kontynentach i archipelagach.

Umarł Stalin.

Jakby nagły grad zboża pogiął

Jakby w biały dzień noc w okno.

Dzisiaj słońce jest żałobną chorągwią.

Umarł Stalin

Płaczą ludzie na ulicach. Ciężko.

Taki ciężar zwalił się na ręce.

Płaczą ludzie zwyczajni jak ziarno piasku.

A ci go kochali najgoręcej.

Krzyczy Wołga. Szlocha Sekwana.

Woła Dunaj. Jęczą rzeki chińskie.

Broczy Wisła jak otwarta rana.

Lamentują potoki gruzińskie.

Krzyczy Aragwa: Stalin! Chmury całego globu

wiatr zeszył w jedną chorągiew żałobną.

O, poeci, rozpowiadajcie

w każdej wiosce, w każdej krainie

ból nasz wielki po wielkim Stalinie.

Umarł Przyjaciel.

Cień padł na ziemię od tej śmierci,

od oceanu do oceanu,

od Gibraltaru do Uralu.

Ale niech wróg nie liczy na cień i nieszczęście,

ale niech wróg nie myśli, że przez ten cień przejdzie.

Nie pożywi się wróg na naszym bólu i żalu”.

 

 

Największy autorytet oficjalnej literatury poza terroryzowaniem innych pisarzy nie zapominał o tworzeniu własnych wierszy. Wyprodukował m.in. chyba najbardziej groteskowy utwór wśród poetyckiej produkcji polskiego stalinizmu – wiersz demaskujący „imperialistyczną” Coca-Colę.

 

W „Piosence o Coca-Cola” stwierdzał z przejęciem:

 

„(…) Po Coca-Cola błogo, różowo
za parę centów amerykańskich
śniliście naszą śmierć atomową
Po Coca-Cola błogo, różowo!
My, co pijemy wodę nadziei,
wiemy, gdzie sięga dziś nasza wola:
wyszliście z Chin, wyjdziecie z Korei,
my wam przerwiemy sen Coca-Cola,
my, co pijemy wodę nadziei(…)”.

 

W wierszu „Morderstwo” Ważyk demaskował „wroga”, który zabił traktorzystę „za jedno słowo: „spółdzielnia”; w utworze „Lud wejdzie do śródmieścia”:

 

„(…) Patrz, jak stoi uparta
na rusztowaniach partia,
rozpala się klasowa
bitwa – nasza budowa.
Niech wiedzą ludzie, komu
rodzi się dom po domu,
czy magnatom stalowym,
wariatom atomowym,
czy sobie i ludowi
Warszawa się sposobi. (…)”.

 

Naturalnie nie zabrakło w twórczości Ważyka i wielkiego panegiryku na cześć generalissimusa Stalina – „Rzeka”:

 

„Mądrość Stalina
rzeka szeroka,
w ciężkich turbinach
przetacza wody,
płynąc wysiewa
pszenicę w tundrach,
zalesia stepy,
stawia ogrody”.

 

W 1954 r. Ważyk zrealizował jedno ze swych najbardziej grafomańskich przedsięwzięć – napisał scenariusz do filmu „Niedaleko od Warszawy” o amerykańskim szpiegu sabotażyście.
Jednym z najgorliwszych poetów dworskich na usługach Bieruta był znany twórca starszego pokolenia Mieczysław Jastrun ((Mojsze Agatsztajn).
Pomimo wielostronnej pomocy udzielonej mu ze strony polskich znajomych w czasie wojny, gdy ukrywał się na „aryjskich papierach” wyrobionych przez „Żegotę”, co niewątpliwie uratowało mu życie, po wojnie wyróżnił się szczególnie skrajnymi, oszczerczymi atakami na rzekomy polski antysemityzm.
W opublikowanym 17 czerwca 1945 r. w krakowskim „Odrodzeniu” tekście „Potęga ciemnoty” twierdził, że za wymordowanie ponad trzech milionów Żydów ponosi odpowiedzialność na równi z hitlerowskim okupantem całe bez mała polskie społeczeństwo. Tę historyczną kalumnię i bzdurę Agatsztajna powiela dzisiaj dosłownie z „matematyczną dokładnością – 3 miliony” dr Alina Cała w wywiadzie udzielonym Piotrowi Zychowiczowi w „Rzeczpospolitej” 29 maja 2009 r.

http://www.rp.pl/artykul/310528.html „Polacy jako naród nie zdali egzaminu”

W czasie gdy do ujarzmienia Polski w interesie Sowietów przystępowały całe falangi ubeków i politruków żydowskiego pochodzenia na czele z Bermanem, Różańskim, Borejszą, Romkowskim, Brystygierową czy Fejginem, Jastrun piętnował polskie „zbrodnicze”, „reakcyjne” organizacje, które jakoby wciąż „kontynuują krwawą robotę hitlerowską”, dybiąc na ocalałą z zagłady „grupkę inteligencji pochodzenia żydowskiego”.
Jan Tomasz Gross w „Strachu” (s. 129, 172) nader chętnie powołuje się na wspomniany tekst Jastruna, stanowiący skrajny atak na społeczeństwo polskie za jego rzekomo wyjątkowo silny „antysemityzm”.
Gross tytułuje Jastruna (na s. 172) „wielkim poetą polskim”, całkowicie przemilczając jego rzeczywiście wielką rolę jako jednego ze stalinowców polskiej literatury.
Należy przypomnieć, że Jastrun, zgodnie z wymogami ówczesnej stalinowskiej „poetyki”, z furią piętnował polskich partyzantów walczących o niepodległość Polski, przeciw Sowietom i polskiej targowicy.

 

W wierszu „Ballada o Puszczy Świętokrzyskiej” spotwarzał żołnierzy AK, rzekomo degenerujących się w bandy.
Podobną wymowę miała również „Ballada zimowa” Jastruna, piętnująca żołnierzy antykomunistycznego podziemia i wspieranie ich przez Kościół rzymsko – katolicki.

 

W wierszu „Własność” gromił „wrogów klasowych” – kułaków.

 

 

Z energią włączył się też w propagandę antykościelną reżimu, pisząc wiersz „W bazylice świętego Piotra”, w wyrafinowany sposób atakujący Watykan za rzekomy sojusz z Hitlerem.

 

Jastrun wysławiał różnych komunistycznych idolów, osobny wiersz poświęcając pamięci jednego z przywódców PPR-u w dobie wojny, polskiego Żyda Pawła Findera (Pinkusa Findera), członka nielegalnej do 1939 r. Komunistycznej Partii Polski, dążącej do połączenia Polski ze Związkiem Sowieckim.

 

6 kwietnia 1934 roku Pinkus Finder został aresztowany wraz z żoną Gertrudą i oskarżony, wraz z pozostałymi aresztowanymi w tej sprawie o to, że: „w celu zmiany przemocą ustroju państwa polskiego na ustrój sowiecki weszli w porozumienie między sobą i innymi należącymi do KPP”. http://pl.wikipedia.org/wiki/Pawe%C5%82_Finder

 

 

W wierszu „Wspomnienie z Poronina” Jastrun opiewał z patosem Lenina:

 

„Myśl jego w kłębach śnieżycy i w dymie
Nadlatywała, aby siąść na naszym brzegu. (…)

 

Podobnie o Leninie napisała Wisława Szymborska (de domo Rottermund)”:

 

„…Lenin nowego człowieczeństwa Adam…”

 

Po śmierci Stalina Jastrun opublikował tekst rzewnie opłakujący pamięć zmarłego generalissimusa, pisząc m.in.:

 

„Umarł człowiek, ale każda nasza myśl o nim związana jest z życiem. Imię jego poniosą rozwinięte sztandary klasy robotniczej, Partii, dalej, w przyszłość”.

 

Należy dodać, że jego syn Tomasz Jastrun należy dziś do najskrajniejszych tropicieli rzekomego „polskiego antysemityzmu” i przeciwników tradycyjnego polskiego patriotyzmu.

 

„Wsławił się” również wielu atakami na polskość i tradycje narodowe, grubiańskim zniesławianiem największych twórców narodowych, m.in. haniebnym brutalnym atakiem na Zbigniewa Herberta wkrótce po jego śmierci.
Nazwano go z powodu tych jego niegodnych wyczynów „chorym z nienawiści”.

Godny uwagi jest fakt, że T. Jastrun, syn jednego z twórców najbardziej obciążonych „hańbą domową” doby stalinizmu, ze szczególną wściekłością reagował na każde przypominanie łajdactw różnych pseudoautorytetów czasów stalinowskich.

Jednym z czołowych stalinistów polskiej literatury był polski Żyd pisarz Kazimierz Brandys,należący do najbardziej agresywnych redaktorów marksistowskiej „Kuźnicy” wściekle atakującej przeciwników władzy.

 

Między innymi „wsławił się” skrajnie oszczerczym atakiem na PSL mikołajczykowskie, które nazwał ”groźnym przewodem dla faszyzmu w Polsce”.

 

W latach 1948-1951 wydał 4-tomowy cykl „Między wojnami”, który miał obnażyć „nicość” przedwojennej Polski i przeciwstawić jej obraz „szczęśliwych” powojennych przemian.

 

Już pierwsza powieść cyklu pokazywała w sposób zdeformowany obraz groźby „antysemityzmu” w Polsce przed 1939 rokiem. Kolejny tom pt. „Antygona” miał dać klasowy osąd „nikczemnych” burżujów, buszujących w Polsce międzywojennej.

Najbardziej antypolską wymowę miał 4. tom „Człowiek nie umiera” zaczynający się od „odpowiednio” wycyzelowanego jadowitego ataku na akowskie dowództwo Powstania Warszawskiego:

 

„(…) 5 października hrabia Bór – Komorowski, wystraszony skutkami zbrodni, spłoszony jak szczur dymem płonącego miasta i widokiem podstępnie przelanej krwi, której był hojnym szafarzem, rozwścieczony wreszcie niemiłą sytuacją, obnażającą zbyt jaskrawo zdradę „londyńskiego dowództwa” – które pod hasłem powstania przeciwko okupantom usiłowało pchnąć młodzież warszawską przeciwko wyzwoleńczym armiom, radzieckiej i polskiej – wystraszony, spłoszony i rozwścieczony tym wszystkim, pojechał hrabia Bór do Ożarowa.

 

Tam w kwaterze dowódcy SS von dem Bacha, po przyjacielskiej gawędzie, w której obydwaj generałowie odnaleźli wspólnych przodków po kądzieli – podpisano akt kapitulacji (…)”.

 

Książka Brandysa spełniała wszystkie wymogi najbardziej agresywnego socrealizmu, piętnowała dywersję „wrogów ludu” i różnych łańcuchowych „psów imperializmu”.

 

Ludowe władze zadbały o odpowiednie spopularyzowanie tak żarliwego pisarza.
Jak po latach wspominał sam Brandys w „Miesiącach”, w jednej ze spółdzielni każdy, kto chciał kupić wiadro, musiał obowiązkowo kupić któryś z tomów wiekopomnego cyklu „Między wojnami”.

 

Po latach mocno wyszydził tę sprzedaż wiązaną Herbert.

 

W słuchowisku radiowym „Lalek” dał obraz wielobranżowego sklepu, w którym smoła jest przemieszana z Brandysem, zgrzebłami, łańcuchami i butami.

 

W kolejnej książce, „Obywatele”, Brandys dosłownie poszedł na całość w tropieniu i demaskowaniu różnych „wrogów ludu”.

 

Najczarniej narysował postaci deprawujących młodzież reakcyjnymi poglądami księdza katechety Leśniarza i jeszcze niebezpieczniejszego od niego wroga klasowego, nauczyciela Działyńca.

 

Jako wzór działania dla czytelników postawieni zostali w powieści Brandysa czujni zetempowcy, którzy gorliwie szli po tropach antyludowej zdrady.

 

Nie zabrakło i odpowiednio nakreślonego „szczęśliwego” końca całej epopei.
Był nim w książce Brandysa proces „pięciu bankrutów politycznych, pięciu zajadłych wrogów Polski Ludowej”.

 

Wena „ideowa” Brandysa przejawiła się również w jego żałosnych łkaniach po śmierci Stalina:

 

„(…) Wieść o śmierci Stalina poraziła serca nasze najokrutniejszym bólem”. I wzywał wszystkich tak jak on rozpaczających, aby pamiętali, że jedyne, co pozostaje do zrobienia, „gdy odchodzą ludzie najbliżsi i najbardziej kochani, (…) to przysięga złożona w duszy: przysięga wierności dla ich myśli i pragnień”.

 

W lewicowych mediach jako rzekomy autorytet często występował również polski Żyd Jan Kott, bez wątpienia jeden ze sprawców najgorszych spustoszeń w sferze kultury w czasach stalinowskich.

 

Prawdę o jego ówczesnej niszczycielskiej działalności próbowano odsyłać w niepamięć, tym mocniej za to eksponując walory jego późniejszej twórczości (zwłaszcza esejów „Szekspir współczesny”).

 

Adam Michnik poświęcił Kottowi tekst w Magazynie „Gazety Wyborczej” (luty 1995), już na wstępie anonsując:

 

„Jak rozumieć zakręty twórczości Jana Kotta? Kim jest w polskiej kulturze ten fechmistrz słowa , Don Juan i globtroter, ateista, Żyd i komunista, liberał i gorszyciel, emigrant i prowokator? Pisarstwo Kotta i jego biografia są rodzajem łamigłówki”.

 

Jednak dla wielu osób biografia Kotta nie była żadną łamigłówką; widziano w nim ucieleśnienie nieuczciwości i cynicznego karierowiczostwa.

 

Do takiej oceny przychylali się m.in. A. Hertz oraz Jerzy Giedroyć, który w liście do Witolda Gombrowicza (18 V 1963 r.) pisał, że Jan Kott jest jednym z tych, którzy „stali się szmatami i bezwolnymi narzędziami nieinteligentnego systemu”.

 

Leopold Tyrmand pisał o „lokajskim upokorzeniu się Jana Kotta przed nieodwracalną brutalnością historii”.

 

Kott, tak bezkrytycznie fetowany w „Gazecie Wyborczej”, w przeszłości niejednokrotnie chętnie sięgał do idei zmitologizowanego postępu, by usprawiedliwiać wszelkie stalinowskie zbrodnie.

 

Gustaw Herling-Grudziński opisał swą rozmowę z Kottem:

 

„Zgadało się o Katyniu, nie obrał oficjalnej linii postępowania.Wydął tylko wargi i syknął z uśmiechem:

 

„Cóż znaczy kilka tysięcy oficerów wobec historii w marszu'” (G. Herling-Grudziński, „Dziennik pisany nocą”, Warszawa 1990).

 

W swym żądaniu radykalnego przekształcenia literatury i humanistyki jako jednego z imperatywów wychowawczych nowego ustroju Kott był bardzo bezwzględny.
Odrzucał do lamusa Zygmunta Krasińskiego i Stanisława Wyspiańskiego, Stefana Żeromskiego, Henryka Sienkiewicza i Josepha Conrada.

 

Wydana przez Kotta wspólnie z Ważykiem antologia wierszy polskich od Reja po Staffa („Wiersze, które lubimy” wyd. Antologia, Warszawa 1951) stała się wzorcowym przykładem niewrażliwości stalinowskiej krytyki literackiej na autentyczne piękno i wielkość poezji.

 

Już w przedmowie Kott i Ważyk zdyskredytowali dorobek „reakcyjnych” polskich poetów na czele z Krasińskim, stwierdzając m.in.:

 

„Krasiński pisał wiersze nieporadne, egzaltowane, wytrawione z ziemskiej materii. Tych kilku wierszy Krasińskiego, które możemy polubić, szukaliśmy ze świeczką w ręku”.

 

Będąc jednym z filarów marksistowskiej „Kuźnicy”, pierwszego wielkiego forum sowietyzacji kultury polskiej, Kott wystąpił m.in. z gwałtownym atakiem na wymowę „Lorda Jima” Conrada, widząc w głoszonych w nim ideałach heroizmu i honoru wzór „niebezpiecznej” ideologii, wyznawanej później przez żołnierzy Armii Krajowej.

 

Witold Wirpsza wspomniał w rozmowie z Trznadlem: „Pamiętam obłąkany atak Kotta na Conrada, jego tezą było (…), że Conrad był ulubioną lekturą młodzieży akowskiej, młodzież akowska była faszyzująca, ergo – Conrad był profaszystowski”.

 

Wirpsza wspomniał również swą rozmowę z Kottem po latach: „Ja się go wręcz zapytałem: po coś ty te wszystkie głupstwa pisał? To on mi odpowiedział bardzo prosto, w co nie wierzę: „bo się bałem”.

 

Ja sobie tak myślę: „atakować Conrada dlatego, że się bał? Czego?” (J. Trznadel, Hańba domowa).

 

„Bojaźliwy” Kott przez lata atakował wielu różnych „wrogów” socjalizmu, od Kościoła katolickiego, zbrojnego podziemia i gen. Andersa, po różnych „reakcyjnych” twórców.

 

Szczególnie gwałtownie piętnował Kott „Kamienie na szaniec” Aleksandra Kamińskiego o bohaterach Powstania Warszawskiego.

 

Stwierdził: „To jest groźna książka. Tak wychowano pokolenie kondotierów”.

Owe wypowiedzi osób ze środowiska żydokomuny i poglądy stalinowskich literatów pochodzenia żydowskiego, dzisiaj wspierają „naukowcy” ze źródeł Polskiej Akademii Nauk, jak Elżbieta Janicka, która twierdzi, iż , że „Rudego” i „Zośkę” łączyła… homoseksualna miłość. Nie było bohaterów Powstania Warszawskiego, byli homoseksualiści, łącznie z autorem „Kamieni na szaniec” Aleksandrem Kamińskim.

„Kamienie na szaniec” Aleksandra Kamińskiego to jedna z najbardziej mitotwórczych książek w polskiej historii” – twierdzi Elżbieta Janicka z Instytutu Slawistyki Polskiej Akademii Nauk, autorka książki „Festung Warschau”. Proponuje, byśmy krytycznym okiem spojrzeli na to, jakie postawy promuje książka, jak przedstawiana jest w niej śmierć, a jak relacje poszczególnych bohaterów: „Alka”, „Rudego” i „Zośki”.

Gdybyśmy w ten sposób na siłę doszukiwali się podtekstów, szybko doszlibyśmy do wniosku, że Ania z Zielonego Wzgórza była lesbijką – odpowiada przewodnicząca Stowarzyszenia Polonistów.

Polska Akademia Nauk współcześnie „walczy” z polskim „antysemityzmem” zwalniając z pracy prof. Krzysztofa Jasickiego, który ośmielił się w udzielonym wywiadzie „Fokus Historia” stwierdzić, że nie należy prowadzić dyskusji z osobami podkreślającymi publicznie „polski antysemityzm”. Oficjalnie PAN stwierdziła:

„Wypowiedzi prof. Krzysztofa Jasiewicza dla pisma „Focus Historia” „obrażają pamięć ofiar Zagłady, umniejszają winę oprawców i przenoszą ją na zamordowanych” – uznała Rada Naukowa Instytutu Studiów Politycznych PAN. W piątek Rada podjęła w tej sprawie uchwałę. http://wyborcza.pl/1,75478,13816698,Instytut_Studiow_Politycznych_PAN_potepil_antysemickie.html#ixzz2pdkl6Kj6

 

Według PAN Zagłada była wynikiem zbrodniczego działania „nazistów”. O zbrodniarzach Niemcach, czy Radach Żydowskich (Judenratach) powołanych przez Niemców w niemieckich gettach na terenie Polski, dla ułatwienia im zbrodni Holocaustu, PAN nie wspomina.

Stalinowskie łkania Artura Międzyrzeckiego

 

Znany autorytet intelektualny, pisarz i poeta Artur Międzyrzecki, od 1991 r. przez wiele lat prezes polskiego Pen – Clubu, „wsławił się” w 1953 r. żałobnym poematem „Marzec 1953”, opłakującym śmierć generalissimusa wszech czasów Josifa Wisarionowicza Stalina.

 

Międzyrzecki łkał z ogromną siłą:

 

„(…) Przyszło, za gardło ścisnęło,
Mijały doby;
Słuchaliśmy, nie rozumiejąc,
O śmierci, męce choroby.
Słuchaliśmy do rozpaczy
Bolejący niemi
Stalin. Duma dni naszych.
Największy z ludzi na ziemi.
Wrócił nam wolność. Był dla nas
Najlepszym z przyjaciół.
Nauczył nas męstwa i trwania.
Nawet w bólu i płaczu. (…)
Płakaliśmy w Warszawie,
Na Śląsku, na dumnym Helu,
I przysięgaliśmy sprawie,
I przysięgaliśmy dziełu. (…)
Wybudujemy nad Wisłą
Piękną, szczęśliwą ziemię.
Wrogów zmieciemy. Przyszłość
Nazwiemy Jego imieniem. (…)”.

 

Międzyrzecki był „zaangażowany” również w liczne inne poetyckie popularyzacje stalinowskich kłamstw komunistycznych. Był m.in. autorem wiersza „Dzieci Juliusza i Ethel”, wybielającego jako rzekome niewinne ofiary sowieckich szpiegów atomowych Juliusza i Ethel Rosenbergów.

 

Szkalując władze amerykańskie, które wydały wyrok na sowieckich szpiclów, Międzyrzecki apelował:

 

„Uczcie się nienawidzić knebla, co usta zatyka”.

 

Bohdan Urbankowski tak komentował w książce „Czerwona msza albo uśmiech Stalina” wymowę wiersza Międzyrzeckiego: „Zostało wymuszone potępienie

„imperializmu”, wymuszona została nienawiść”

 

Twórca doby stalinizmu, pisarz polski, żydowskiego pochodzenia, Józef Henryk Cukier (pseudonim Józef Hen), były oficer polityczny, przebił wszystkich ekstazą radości z powodu powrotu rzekomego „warszawiaka”, rosyjskiego marszałka Konstantego Rokossowskiego do Polski.

 

Napisał wówczas w marksistowskiej „Kuźnicy” prawdziwy „hejnał” ku czci Rokossowskiego ze słowami:

 

„Wrócił orzeł. Orzeł, któremu skrzydła przypięła Rewolucja. (…) Wrócił Konstanty Rokossowski. Nasz Rokossowski”.

 

Józef Cukier był członkiem komitetu wyborczego Włodzimierza Cimoszewicza w wyborach prezydenckich w 2005.

 

STALINOWCY W LITERATURZE POLSKIEJ CZ.II

 

INŻYNIEROWIE DUSZ Z KPZR W TLE

CZERWONYM SYBIREM POWIAŁO

 

Gdy w kilkanaście dni po napadzie Hitlera na Polskę powstała słynna „Sonderaktion Krakau” / 6 listopada 1939 roku / w czasie której aresztowano i w większości zadręczono i zamęczono w nazistowskim obozie koncentracyjnym profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego, Akademii Górniczo-Hutniczej i Politechniki Krakowskiej, stało się oczywiste, iż wróg unicestwia intelektualną siłę narodu, aby pozbawić go jego przywództwa.

 

Niedługo po „Sonderaktion Krakau” hitlerowcy przy udziale ukraińskich nacjonalistów dowodzonych przez Banderę i Szuchewycza zorganizowali 4 lipca 1941 na stokach Wzgórz Wuleckich we Lwowie „Sonderaction Lemberg”, gdzie stracono 45 profesorów lwowskich wyższych uczelni, a wśród nich trzykrotnego premiera II RP prof. Kazimierza Bartla. Ci intelektualiści, którzy uniknęli śmierci z rąk zbrodniczego hitlerowsko-ukraińskiego batalionu SS-Galizien „Nachtigall” / Słowik / byli wyszukiwani, aresztowani i ginęli z rąk siepaczy. Tak zginął mój ojciec Maurycy Marian Szumański docent medycyny na lwowskim Uniwersytecie im. Jana Kazimierza asystent profesora Adama Sołowija ginekologa, położnika i naukowca, najstarszego 82 letniego profesora straconego wraz ze swoim wnukiem 19 letnim Adamem Mięsowiczem na Wzgórzach Wuleckich.

 

Po 4 czerwca 1989 roku Tadeusz Mazowiecki ogłosił słynną „grubą kreskę”, która praktycznie uniemożliwiła ściganie zbrodniarzy komunistycznych – „ludzi honoru” i ich tajnych współpracowników. Wobec takich decyzji, popartych dodatkowo brakiem dekomunizacji i lustracji elita intelektualna w Polsce przesiąknięta jest agenturą, np. dwudziestu pięciu tajnych współpracowników na UJ odkrytych przez dr Barbarę Nowak. Rektor Uniwersytetu Gdańskiego prof. Andrzej Ceynowa i prof. Józef Włodarski – dziekan wydziału filologiczno-historycznego gdańskiej uczelni współpracowali z PRL-owską Służbą Bezpieczeństwa. Obaj profesorowie byli organizatorami antylustracyjnego buntu na polskich uczelniach. Włodarski wraz z Ceynową inicjowali uchwalenie przez Konferencję Rektorów Akademickich Szkół Polskich stanowiska potępiającego lustrację na polskich uniwersytetach. Prof. Ceynowa jest twórcą tzw. ” antylustracyjnego fortelu akademickiego” . Polega on na tym, że profesorowie objęci lustracją na własną prośbę będą przenoszeni na funkcję asystentów, którzy nie podlegają lustracji.

 

Jeden z najwybitniejszych polskich historyków prof. Andrzej Garlicki pracujący na wydziale historii Uniwersytetu Warszawskiego był tajnym współpracownikiem służb specjalnych PRL , zaś na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu z SB współpracowało co najmniej 25 naukowców. Inną sprawą jest lekceważenie istniejącego prawa wobec obowiązującej rzymskiej zasady prawnej – Dura lex sed lex / łac. twarde prawo, ale prawo / i ignorowanie prawa , niekiedy w sposób wulgarny, np. prof. JanTurulski napisał na oświadczeniu lustracyjnym ” całujcie mnie w dupę pajace” , czy prof. Bronisław Geremek nienawidzący Polaków i szkalujący nasz kraj poza jego granicami, lub samozwańczy „profesor” Władysław Bartoszewski nazywający ponad 8 milionowy elektorat PIS bydłem.

 

Kto dzisiaj rządzi duszami młodych Polaków?

Żelbetowa komunistka-stalinistka Wisława Szymborska hołubiona przez serwilistyczne media, jako sygnatariuszka znanej ohydnej rezolucji 53 krakowskich literatów potępiającej skazanych na śmierć księży w sfingowanym procesie tzw. „Kurii krakowskiej” w 1953 roku.

 

Czesław Miłosz nazywający akowców bandytami i pragnący przyłączenia Polski do Związku Sowieckiego, lub wysadzenia jej w powietrze, prezentowany w swojej twórczości przez Krzysztofa Kolbergera nad grobami ofiar katastrofy pod Smoleńskiem podążających z Panem Prezydentem RP Prof. Lechem Kaczyńskim do Katynia symbolu polskiej kaźni, Polski umęczonej, której tak nienawidził komunista-stalinista Czesław Miłosz.

 

24 kwietnia 2010 odbył się w Gdańsku pogrzeb Anny Walentynowicz. Pomimo obecności w Gdańsku nie przybył na uroczystości pogrzebowe marszałek Sejmu Bronisław Komorowski, przysłał natomiast w dwie i pól godziny po ceremonii żałobnej swoich przedstawicieli z wieńcem żałobnym. Nie chodziło o to, że wieniec spóźniony przywieziony ukradkiem – po ceremonii pogrzebowej i położony „tak sobie”, aby odnotować w protokole, ale dlaczego jego przedstawiciele nie uczestniczyli w pogrzebie i nie złożyli wieńca honorowo i uroczyście i jak ośmielili się przyjść pijani???!!!

 

Pijany przedstawiciel marszałka Bronisława Komorowskiego to Waldemar Strzałkowski – doradca Marszałka Sejmu, ul. Wiejska 4/6/6.

Któż włada dzisiaj polską kulturą w 20 lat po obaleniu komunizmu w Polsce.

 

Czyżby obaleniu?

 

Kto napełnia młode umysły pokarmem duchowym prozą i poezją?

Kim są ci „inżynierowie dusz”?

 

Za jakie działania należy uznać unicestwianie sił intelektualnych narodu poprzez fałsz i kłamstwo, hipokryzję i antypolonizm?

Naród tracący patriotyczne intelektualne przywództwo staje się zniewolony.

Okupanci nazistowscy i sowieccy mordowali elitę aby ujarzmić naród, a co teraz?

Teraz odbywa się mord intelektualny. Na łamach michnikowskiej „Gazety Wyborczej” Tomasz Żuradzki f i l o z o f i p o l i t o l o g, absolwent UJ i London School of Economics, przygotowujący doktorat z e t y k i publikuje tekst „Patriotyzm jest rasizmem” /”GW” 20. 08. 07 wyd. online /.

 

Stwarza się nową okupację Polski. Obce narodowi siły wewnętrzne dążą, aby utracił on źródło swojej spoistości i przestał być wrażliwy na własną tożsamość ukształtowaną przez wiekowe dziedzictwo kulturowe i chrześcijańskie. Te same siły czynią przygotowania do zawładnięcia Kościołem od wewnątrz. Jakie owoce dała antypolonizmowi zagłada fizyczna mózgów narodu, a jakie wydaje „pranie mózgów”?

 

To przecież to samo.

Kulturą polską na dzień dzisiejszy włada obca agentura. Wystarczy otworzyć portal „Onet” pod hasłem „Obecne władze Związku Literatów Polskich w aktach IPN”.

Czy aby nie jest to jeden z powodów niszczenia IPN przez rządzącą PO. Czy nowa Rada IPN która powstanie w wyniku „nowelizacji” ustawy o IPN w miejsce dzisiejszego Kolegium powoła w swoje grono profesorów kapusiów? Oczywiście, że tak się stanie. Premier Tusk niezmiernie sprzyja ubekom i KGB.

 

Tak mu zapewne doradzaŁ szef jego doradców towarzysz ubek „Znak” Michał Boni, donoszący wcześniej na Tadeusza Mazowieckiego do swoich mocodawców moskiewskich. Tusk nigdy nie oświadczył publicznie, że zbrodnia katyńska jest ludobójstwem.

Tusk ściska się z wrogiem Polaków Władimirem Putinem, wylewa z nim krokodyle łzy nad ofiarami katastrofy pod Smoleńskiem, sprzyja powołaniu Putina na szefa komisji d/s zbadania katastrofy pod Smoleńskiem, przewodnictwem bez precedensu. Nie inicjuje powołania komisji międzynarodowej do zbadania tej tragedii. Słowem „Nasz człowiek w Warszawie” jak określił Tuska portal rosyjski gazieta.ru

 

A więc literaci.

 

Najpierw Zarząd Główny Związku Literatów Polskich podstawiając osobę niekompetentną, wbrew „Prawu o Stowarzyszeniach” powołuje „nowy” komunistyczny Krakowski Oddział Związku Literatów Polskich z niejakim Szczęsnym Wrońskim „komsomolcem”, cenzorem związkowym jako prezesem, osobą „przywiezioną w teczce” przez prezesa Zarządu Głównego ZLP Marka Wawrzkiewicza.

Istniejący prawowity Krakowski Oddział ZLP działa równolegle z nielegalnym.

 

Powstają więc dwa Krakowskie Oddziały ZLP, podobnie jak dzisiaj na Białorusi istnieją dwa związki Polaków.

 

Sytuacja w Krakowskim Oddziale ZLP trwa niezmiennie od maja 2005 roku.

A oto nazwiska osób zarządzających kulturą polską i krakowską wg stanu na dzień. 16 października 2010 roku:

 

– Marek Wawrzkiewicz – prezes Zarządu Głównego Związku Literatów Polskich tajny współpracownik SB kryptonim „MW”, wieloletni korespondent peerelowskiej „Trybuny Ludu” w Moskwie. Podstawa pozyskania na TW – dobrowolność i odpowiedzialność obywatelska. Teczka „MW” pozyskana z Wydziału III 1 Stołecznego Wydziału Spraw Wewnętrznych. Attache’ kulturalny Ambasady PRL w Moskwie. Inicjator i współtwórca wraz z krakowską komunistką Anną Kajtochową i Aleksandrem Krawczukiem komunistycznym ministrem kultury rozbicia krakowskiego nie komunistycznego ZLP.

 

– Aleksander Krawczuk TW „wsławił się” skandalem – pochówkiem na zakopiańskim Cmentarzu Pęksowym Brzyzku 23 letniego kozaka jako Stanisława Ignacego Witkiewicza. Krawczuk nie chce zasiadać w ZLP z członkami nie komunistami.

 

– Jacek Kajtoch, v-ce prezes Zarządu Głównego ZLP. TW. Kryptonimy „Jacek”, „Dywersja”, nauczyciel akademicki Uniwersytetu Jagiellońskiego, wieloletni sekretarz POP PZPR w Polskiej Akademii Nauk w Krakowie, komunista ideowy, wieloletni v-ce prezes Zarządu Głównego Związku Literatów Polskich, oraz Krakowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich. Osobisty przyjaciel znanych agentów SB: /prof. Tadeusza Hanauska, prof. Olgierda Terleckiego, prof. Kazimierza Buchały, prof. Franciszka Ziejki – wszyscy z UJ /. Wywodzi się ze śląskiej zgermanizowanej rodziny – imię i nazwisko rodowe Jacenty KAŃTOCH. Sam opowiada z dumą o swojej rodzinie, że nie służyli w wojsku polskim, lecz wyłącznie w Wehrmachcie. Osobnik nieuczciwy / wychowawca młodzieży akademickiej /. Został usunięty z UJ za powtarzające się plagiaty. Wówczas zaangażowało go „Życie Literckie” – red. naczelny esbek Władysław Machejek, skąd został wyrzucony znowu za plagiaty dotyczące prac naukowych o twórczości Józefa Ignacego Kraszewskiego. V-ce prezes komunistycznego samozwańczego Krakowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich z namaszczenia prezesa ZG ZLP TW Marka Wawrzkiewicza / kryptonim „MW” /. Powołujący niepoprawnych politycznie kolegów przed sąd koleżeński Krakowskiego Oddziału ZLP i Zarządu Głównego ZLP.

 

Jego syn Wojciech Kajtoch ukończył studia podyplomowe w Moskwie przed rozpadem Związku Sowieckiego. Osobisty przyjaciel wszystkich esbeków w ZG ZLP wymienionych niżej.

Wraz z żoną Anną Kajtochową komunistką ideową dopomógł w rozbiciu nie komunistyczny KOZLP, za co otrzymał z Zarządu Głównego ZLP nagrodę w postaci sfinansowania mu wycieczki do Chin Ludowych.

 

 

Cenzor almanachów poetyckich w ZLP wraz z ostatnim cenzorem PRL Waldemarem Kanią.

 

Twierdzący, iż istnieją dowody, że zbrodni pod Katyniem dokonali hitlerowcy, a Hitler i Stalin byli mężami stanu.

Według Jacka Kajtocha ustalenia w Jałcie należały się Stalinowi za jego heroizm w czasie II wojny światowej.

Jacek Kajtoch wspólnie i w porozumieniu z prezesem Zarządu Głównego ZLP TW Markiem Wawrzkiewiczem, Anną Kajtochową i niejaką Lidią Żukowską wystosowali do nielojalnego politycznie członka Krakowskiego Oddziału ZLP pozew ,sygnowany przez rzecznika dyscyplinarnego powołanego przez Zarząd Główny ZLP, którego istotne fragmenty cytuję:

 

„w trybie & 50 Statutu wnoszę o orzeczenie przez Główny Sąd Koleżeński jako I instancja, że / tu imię i nazwisko / od kilku lat prowadzi działalność rażąco sprzeczną z etyką zawodową i obyczajami pisarskimi, polegającą na rozpowszechnianiu obraźliwych i nieprawdziwych faktów dotyczących pisarzy polskich, co stanowi rażące naruszenie postanowienia Statutu zagrożone karą usunięcia ze Związku Literatów Polskich o co wnoszę niniejszym pozwem.

 

Uzasadnienie:

 

Związek Literatów Polskich strzeże godności, praw i obowiązków stanu pisarskiego, oraz dbając o swobody twórcze pisarzy i warunki uprawiania zawodu pisarskiego reprezentuje społeczność pisarską w kraju i za granicą. Działalność członka ZLP… polegająca na rozpowszechnianiu i publikacji artykułów, które obrażają pisarzy polskich, zarówno członków ZLP jak i innych w sposób rażący narusza godność pisarzy polskich.

 

Pozwany publikuje w amerykańskiej prasie polonijnej, oraz w Internecie oszczercze artykuły na temat wielu pisarzy polskich.

 

Jego publikacje roją się od jadowicie antysemickich tekstów.

 

W swoich publikacjach formułuje kłamliwe i oszczercze treści dotyczące Związku Literatów Polskich, jego władz i poszczególnych członków.

 

W załączeniu inkryminowane artykuły .

 

Podpis

Rzecznik dyscyplinarny ZG. ZLP
Stefan Jurkowski

 

Przeglądając karty opracowania Joanny Siedleckiej „Obława”, / pisarki, dziennikarki i publicystki zajmującej się historią komunistycznego Związku Literatów Polskich, m.in. za prezesury Jarosława Iwaszkiewicza, pod nadzorem Jerzego Putramenta, jeszcze przedwojennego enkawudzisty / można przeczytać podobne wystąpienia władz związkowych do niewygodnych poglądowo członków Związku Literatów Polskich.

I tak SB skróciła życie Pawła Jasienicy, podstawiając mu esbecką żonę Ewę,

Ireneusza Iredyńskiego wyrzucono podobnym pozwem jak wyżej ze Związku Literatów Polskich, wytaczając mu proces sądowy o rzekomy gwałt dokonany na Kalinie Jędrusik i skazując na wieloletnie więzienie zakończone śmiercią więzionego, a Jerzego Zawieyskiego najprościej wyrzucono przez okno poprzedzając czyn słynnym już hasłem ” Pora skakać mości Zawieyski”.

 

Pełniącą wówczas rolę dzisiejszego Jacka Kajtocha była Irena Krzywicka –dziennikarka i pisarka, przyjaciółka Tadeusza Boya-Żeleńskiego.

 

Obecnie (wg. stanu na 16 X 2009 r.) w Zarządzie Głównym ZLP zasiadają wyłącznie tajni współpracownicy Służby Bezpieczeństwa i Służb Specjalnych PRL, poza wymienionymi:

 

– Grzegorz Wiśniewski v-ce prezes TW Służb Wojskowych,

– Aleksander Nawrocki v-ce prezes TW Ministerstwo Spraw Wewnętrznych,

– Andrzej Zaniewski v-ce prezes TW pseudonim kryptonim – „Witold Orłowski”,

– Wacław Sadkowski v-ce prezes TW pseudonim kryptonim „Olcha”,

– Krzysztof Gąsiorowski v-ce prezes TW pseudonim kryptonim „KG”,

– Leszek Żuliński v-ce prezes redaktor „Trybuny” pseudonimy kryptonimy „Jan” „Literat”.

 

Wspomniany wyżej samozwańczy prezes Krakowskiego Oddziału ZLP Szczęsny Wroński protegowany przez esbecję związkową, po upublicznieniu agentury ZLP ustąpił, udzielając hipokrytycznego wywiadu krakowskiemu „Dziennikowi Polskiemu”:

 

„Poeta nie chce współpracować z byłymi agentami SB”.

 

W tym miejscu należy wspomnieć o „popisowym” tekście „poetyckim” Szczęsnego Wrońskiego:

 

„O kutasie czerwonym najlepiej stojącym rano”, wygłoszonym w Domu Kultury „Mydlniki” w czasie trwania tzw. ” Bronowickiego Karnawału literackiego”.

 

Kierownikiem ” Domu Kultury „Mydlniki” jest Maciej Naglicki podający się za pisarza, poetę, dydaktyka i wychowawcę młodzieży. Jako organizator i prowadzący w tym dniu ” Bronowicki Karnawał Literacki” dopuścił do prezentacji tego „wiersza” umieszczając go w redagowanym przez siebie almanachu poetyckim przy audytorium ponad 200 osób.

 

Po upublicznieniu w prasie polonijnej owego „wiersza” Szczęsny Wroński ustąpił ze stanowiska prezesa Krakowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich.

 

„Poeta nie chce współpracować z byłymi agentami SB”, to fałszywka niemieckiej gazety „Dziennik Polski” ukazujący się w Krakowie.

 

Do grona osób ze środowiska artystycznego wyszydzających Żydów (imiennie), nawet tych uratowanych z Holocaustu przez Polaków dołączyli ostatnio w publicznych wypowiedziach artyści malarze Barbara Danuta Dzikiewicz – Obrąpalska i ś.p.Antoni Kawałko. Byłem świadkiem tych wypowiedzi w czasie oficjalnego artystycznego spotkania w prywatnym mieszkaniu p. Piotra Boronia.

 

Piotr Marian Boroń (ur. 2 lipca 1962 w Krakowie) – polski polityk, historyk, senator VI kadencji, samorządowiec, członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.

 

STALINOWCY W LITERATURZE POLSKIEJ CZ.III

 

Obecne władze Związku Literatów Polskich w aktach IPN

Wszyst­ko, co do­tych­czas dzie­li ludzi pióra w Pol­sce, może się oka­zać nie­win­ną za­ba­wą, gdy In­sty­tut Pa­mię­ci Na­ro­do­wej otwo­rzy swoje ar­chi­wa. Nie­po­kój, że tak się może stać, do­ty­czy ludzi z obu związ­ków pi­sar­skich.

Wraz z ogło­sze­niem stanu wo­jen­ne­go 13 grud­nia 1981 roku za­wie­szo­na zo­sta­ła dzia­łal­ność je­dy­ne­go wów­czas za­wo­do­we­go zrze­sze­nia ludzi pióra. Zwią­zek Li­te­ra­tów Pol­skich trwał w próż­ni or­ga­ni­za­cyj­nej do 1983 roku. Wów­czas zo­stał roz­wią­za­ny. Ale jesz­cze w tym samym roku grupa pi­sa­rzy z Ha­li­ną Au­der­ską i Woj­cie­chem Żu­krow­skim na czele re­ak­ty­wo­wa­ły or­ga­ni­za­cję pod tą samą nazwą.

Nie spodo­ba­ło się to twór­com uzna­wa­nym w po­wszech­nej opi­nii za opo­zy­cyj­nych w sto­sun­ku do ów­cze­snych władz PRL. Na­zwa­li oni zwią­zek re­ak­ty­wo­wa­ny przez Au­der­ską i Żu­krow­skie­go neo-ZLe­Pem…

W roku 1989, gdy za­ist­nia­ły for­mal­ne moż­li­wo­ści utwo­rze­nia or­ga­ni­za­cji pi­sa­rzy, któ­rzy wcze­śniej nie go­dzi­li się na zapis sta­tu­to­wy o uzna­niu kie­row­ni­czej roli PZPR, po­wsta­ło Sto­wa­rzy­sze­nie Pi­sa­rzy Pol­skich. Do tego związ­ku z pierw­szym nu­me­rem le­gi­ty­ma­cji przy­ję­ty zo­stał no­bli­sta Cze­sław Mi­łosz. Jest w SPP także na­stęp­na lau­re­at­ka naj­cen­niej­szej świa­to­wej na­gro­dy – Wi­sła­wa Szym­bor­ska. Byli także Zbi­gniew Her­bert, Ry­szard Ka­pu­ściń­ski i inni nie­zwy­kle war­to­ścio­wi dla li­te­ra­tu­ry au­to­rzy. Ten fakt zde­cy­do­wał, że człon­ko­wie ZLP zna­leź­li się na stra­co­nych po­zy­cjach. Utarcz­ki, który zwią­zek ma mo­no­pol na rząd dusz w Pol­sce, wy­da­wa­ły się być bez­przed­mio­to­we. Zwią­zek Li­te­ra­tów Pol­skich był i jest nadal ko­ja­rzo­ny jako spad­ko­bier­ca Pol­ski Lu­do­wej. Wy­da­wa­ło się na­to­miast, że nikt nie jest w sta­nie za­kwe­stio­no­wać mo­ral­nych au­to­ry­te­tów au­to­rów na­le­żą­cych do Sto­wa­rzy­sze­nia Pi­sa­rzy Pol­skich.

Tro­chę „zlepu”, tro­chę „prze­brzmia­łych par­tyj­nia­ków”

Tym­cza­sem za­ob­ser­wo­wać można było in­te­re­su­ją­ce zja­wi­sko. W miarę upły­wu lat w Związ­ku Li­te­ra­tów Pol­skich przy­by­wa­ło człon­ków, któ­rzy z przy­czyn, na­zwij­my ide­olo­gicz­nych, po­win­ni na­le­żeć do Sto­wa­rzy­sze­nia Pi­sa­rzy Pol­skich. Na­le­ży mieć w tym przy­pad­ku na uwa­dze sporą grupę pi­szą­cych księ­ży, za­kon­ni­ków czy sióstr za­kon­nych.

W po­szcze­gól­nych od­dzia­łach ZLP ist­nie­je także zna­czą­cą grupa twór­ców, któ­rzy cał­kiem świa­do­mie wy­bra­li przy­na­leż­ność do wy­śmie­wa­ne­go neo-ZLe­Pu. Uczy­ni­li tak, cho­ciaż w ich ży­cio­ry­sach jest od­no­to­wa­na walka z ko­mu­ni­stycz­nym re­żi­mem i nie­któ­rzy for­mal­nie zo­sta­li uzna­ni przez In­sty­tut Pa­mię­ci Na­ro­do­wej za po­krzyw­dzo­nych przez PRL-owskie służ­by bez­pie­czeń­stwa. My­lił­by się ten, kto by twier­dził, że przy­czyn tego na­le­ży szu­kać w za­ni­żo­nych pro­gach przyj­mo­wa­nia do tego związ­ku. Także Sto­wa­rzy­sze­nie Pi­sa­rzy Pol­skich poza uzna­ny­mi au­tor­ka­mi i au­to­ra­mi po­sia­da całe za­stę­py ludzi pióra, któ­rych na­zwi­ska nic nie mówią współ­cze­sne­mu czy­tel­ni­ko­wi lub mówią nie­wie­le. Z cza­sem do SPP przy­lgnął nie mniej zło­śli­wy epi­tet, roz­szy­fro­wu­ją­cy nazwę tej or­ga­ni­za­cji jako Sto­wa­rzy­sze­nie Prze­brzmia­łych Par­tyj­nia­ków…

Świad­czy to praw­do­po­dob­nie o tym, że nie wszy­scy są w sta­nie za­po­mnieć o par­tyj­nych le­gi­ty­ma­cjach nie­któ­rych by­łych i obec­nych człon­ków SPP, a zwłasz­cza o ich wier­szach pi­sa­nych w po­zy­cji klę­czą­cej w okre­sie so­cre­ali­zmu na cześć Le­ni­na i Sta­li­na czy o pro­zie glo­ry­fi­ku­ją­cej so­cja­lizm. Można się tylko do­my­ślać, że z tej przy­czy­ny więk­szość człon­ków Sto­wa­rzy­sze­nia Pi­sa­rzy Pol­skich jest prze­ciw­na lu­stra­cji, bo pi­sa­nie ta­kich „dzieł” miało ko­rze­nie w wier­no­pod­dań­czej po­sta­wie wobec ko­mu­ni­stycz­nych wa­sa­li Pol­ski.

Przy­chyl­ni piew­com sta­li­ni­zmu twier­dzą, że dawne wy­słu­gi­wa­nie się ko­mu­ni­stycz­ne­mu re­żi­mo­wi pi­sa­rze ci od­ku­pi­li dłu­go­let­nią walką z wła­dza­mi PRL-u, czę­sto „na­gra­dza­ną” wię­zie­nia­mi. Nie prze­ko­nu­je to do końca wszyst­kich. Prze­cież to, co wów­czas two­rzo­no, było za­zwy­czaj mier­ne i je­dy­nie wier­ne, nie­no­szą­ce zna­mion ja­kiej­kol­wiek li­te­ra­tu­ry. Nie ma więc po­wo­dów bro­nić twór­czo­ści bar­dzo ni­skich lotów, która miała na celu wzmac­niać so­cja­lizm. We­dług tych sa­mych twier­dzeń nie ma po­wo­dów, aby wy­bra­nym fał­szo­wać twór­cze ży­cio­ry­sy, za­czy­na­jąc je two­rzyć do­pie­ro od ze­rwa­nia z so­cre­ali­zmem czy od 1980 r. Pisał na ten temat w swoim cza­sie Zbi­gniew Her­bert, który po prze­gra­niu nie­for­mal­nej ry­wa­li­za­cji o Na­gro­dę Nobla z Mi­ło­szem i Szym­bor­ską miał naj­wy­raź­niej dość ob­łu­dy twór­ców wy­so­kich lotów – jed­no­cze­śnie mier­nej kon­dy­cji mo­ral­nej by­łych piew­ców sta­li­ni­zmu.

Wszyst­ko, co do­tych­czas dzie­li ludzi pióra w Pol­sce, może oka­zać się jed­nak nie­win­ną za­ba­wą, gdy In­sty­tut Pa­mię­ci Na­ro­do­wej otwo­rzy swoje ar­chi­wa. Nie­po­kój, że tak się może stać, do­ty­czy ludzi z obu związ­ków pi­sar­skich.

Co naj­smut­niej­sze, wielu z „od­no­to­wa­nych” przez IPN nie twór­czo­ści, ale po­wią­za­niom ze służ­ba­mi re­pre­sji PRL za­wdzię­cza­ło wy­so­ką po­zy­cję za­wo­do­wą i spo­łecz­ną. Nie można tego ukry­wać pod pre­tek­stem, że grze­bie się w ży­cio­ry­sach ludzi, któ­rzy czę­sto zbli­ża­ją się do kresu życia.

Kon­sul­tant Marek Wawrz­kie­wicz

Z akt IPN wy­ni­ka, że więk­szość człon­ków ści­słe­go kie­row­nic­twa Za­rzą­du Głów­ne­go ZLP, wy­bra­nych do tych władz w 2007 r., uwi­kła­na była w dzia­łal­ność na rzecz służb PRL.

Mało za­szczyt­ną listę otwie­ra obec­ny pre­zes, Marek Wawrz­kie­wicz. Przy jego na­zwi­sku w ak­tach IPN można wy­czy­tać mię­dzy in­ny­mi: „Pseu­do­nim, kryp­to­nim »MW«, pod­sta­wa po­zy­ska­nia – do­bro­wol­ność i od­po­wie­dzial­ność oby­wa­tel­ska. Do ja­kie­go za­gad­nie­nia po­zy­ska­ny 17 wrze­śnia 1980 roku – kul­tu­ra i sztu­ka. Do ja­kiej spra­wy po­zy­ska­ny – »AL­MA­NACH« […] Karta 3 E-14/1 Wawrz­kie­wicz Marek – Alek­san­der uro­dzo­ny 21.02.1937 roku. Data za­pi­su 15 wrze­śnia 1986 roku. Tecz­ka per­so­nal­na kon­sul­tan­ta Wy­dzia­łu III Biura Stu­diów SB MSW nr rej. 30311 prze­ka­za­na z Wy­dzia­łu III 1 Sto­łecz­ne­go Urzę­du Spraw We­wnętrz­nych”.

Współ­pra­cę z kon­sul­tan­tem Mar­kiem Alek­san­drem Wawrz­kie­wi­czem za­koń­czo­no w 1986 r., nisz­cząc do­ku­men­ta­cję w 1990 r. Ca­łość akt współ­pra­cy za­pi­sa­no w mi­kro­fil­mach.

Kon­sul­tant SB zwy­kle zaj­mo­wał eks­po­no­wa­ne sta­no­wi­sko spo­łecz­ne lub za­wo­do­we. Nie pod­pi­sy­wał zo­bo­wią­za­nia o współ­pra­cy, zwy­kle nie miał nada­wa­ne­go pseu­do­ni­mu ope­ra­cyj­ne­go i co naj­waż­niej­sze, nie po­bie­rał wy­na­gro­dze­nia za „kon­sul­ta­cję”.

Wawrz­kie­wicz w okre­sie trwa­nia PRL peł­nił wiele od­po­wie­dzial­nych funk­cji za­wo­do­wych i spo­łecz­nych, będąc mię­dzy in­ny­mi re­dak­to­rem na­czel­nym mło­dzie­żo­we­go pisma li­te­rac­kie­go „Nowy Wyraz” czy mie­sięcz­ni­ka „Po­ezja”. Był at­taché kul­tu­ral­nym am­ba­sa­dy Pol­ski w Mo­skwie. Dzia­łał na forum Pi­sa­rzy Par­tyj­nych ZLP sprzed 1981 r., a z racji kon­tak­tów re­dak­cyj­nych miał wiele zna­jo­mo­ści wśród róż­nych wie­kiem twór­ców li­te­ra­tu­ry.

– To dla mnie cał­ko­wi­te za­sko­cze­nie – po­wie­dział „Ga­ze­cie Pol­skiej” Marek Wawrz­kie­wicz. Nie po­tra­fił wska­zać pod­sta­wy za­kwa­li­fi­ko­wa­nia go jako kon­sul­tan­ta SB. – Całe życie byłem le­wi­cow­cem, ale nie świ­nią – stwier­dził. Opo­wie­dział, jak w li­sto­pa­dzie 1982 r. wy­sła­no go na pla­ców­kę do Mo­skwy jako ko­re­spon­den­ta prasy li­te­rac­kiej. Tam nie­ja­ki płk Strze­lec­ki pro­po­no­wał mu współ­pra­cę, lecz, jak stwier­dził, „udało mi się z tego wy­mi­gać”.

Mówi, że dziś go jako pre­ze­sa ZLP ab­so­lut­nie nie in­te­re­su­je, czy któ­ryś z li­te­ra­tów współ­pra­co­wał z SB, czy nie, szko­dził, czy też nie. Uważa, że ni­cze­mu nie służy wy­rzu­ca­nie przez nie­któ­re osoby wiel­kim po­sta­ciom li­te­rac­kim opo­zy­cji, że pi­sa­li wier­sze o Sta­li­nie oraz że pod­pi­sy­wa­li różne pisma, so­li­da­ry­zu­jąc się z par­tią i wła­dzą. – To byli inni lu­dzie, ży­ją­cy w zu­peł­nie in­nych cza­sach – stwier­dził Wawrz­kie­wicz. – Zresz­tą, co wy­ni­ka z tego, że ktoś dajmy na to w la­tach 70. coś chlap­nął – dodał.

– Ci mło­dzi lu­dzie z IPN, któ­rzy wy­obra­ża­ją sobie, że mo­gli­by cały czas mosty wy­sa­dzać, nie zdają sobie spra­wy, jakie to były czasy – za­koń­czył pre­zes.

Kon­sul­tant Krzysz­tof Gą­sio­row­ski

Krzysz­tof Ka­zi­mierz Gą­sio­row­ski to wie­lo­let­ni wi­ce­pre­zes ZG ZLP, obec­nie pre­zes ho­no­ro­wy war­szaw­skie­go od­dzia­łu tego związ­ku. Pry­wat­nie jeden z naj­lep­szych przy­ja­ciół Marka Wawrz­kie­wi­cza.

Oto frag­ment wy­pi­su z karty 2 E-14/1: „Gą­sio­row­ski Krzysz­tof Ka­zi­mierz uro­dzo­ny 19.05.1935 roku War­sza­wa. Data za­pi­su – 27. X. 74. W la­tach 1970-1974 był w roz­pra­co­wy­wa­niu or­ga­ni­za­cyj­nym Wy­dzia­łu III Ko­men­dy Sto­łecz­nej MO w War­sza­wie, numer spra­wy 5544, jako po­dej­rza­ny o za­miar prze­sy­ła­nia na Za­chód utwo­rów li­te­rac­kich o tre­ści kon­tro­wer­syj­nej. Czyn­no­ści ope­ra­cyj­ne nie po­twier­dzi­ły tych po­dej­rzeń. Spra­wa w ar­chi­wum Wy­dzia­łu »C« KS MO w War­sza­wie, numer 3185/III”.

W na­stęp­nym wy­pi­sie czy­ta­my: „Numer re­je­stra­cyj­ny Biura Wy­dzia­łu »C« – 26893, data: 19.11.1979 r. Ka­te­go­ria – kon­sul­tant, pseu­do­nim »KG«, pod­sta­wa po­zy­ska­nia – współ­od­po­wie­dzial­ność oby­wa­tel­ska. Data po­zy­ska­nia – 12 li­sto­pa­da 1979 roku. Do ja­kie­go za­gad­nie­nia po­zy­ska­ny – kul­tu­ra i sztu­ka. Do ja­kiej spra­wy po­zy­ska­ny – Spra­wa Ope­ra­cyj­na »AL­MA­NACH«. Kon­sul­tant E-16, 12. I. 90 – Spra­wę wy­re­je­stro­wa­no 12. I. 1990 z uwagi na nie­przy­dat­ność do celów ope­ra­cyj­nych. Ma­te­ria­ły numer re­je­stra­cyj­ny 26893 znisz­czo­no ko­mi­syj­nie ze wzglę­du na brak war­to­ści ope­ra­cyj­nych pro­to­ko­łem OP-0074/III/90 z dnia 9.01.1990 r.”.

Krzysz­tof Gą­sio­row­ski w roz­mo­wie z „GP” był zu­peł­nie za­sko­czo­ny in­for­ma­cja­mi z IPN. Nie po­tra­fił wska­zać zda­rzeń, które mogły spo­wo­do­wać za­li­cze­nie go przez SB do jej kon­sul­tan­tów. Przy­po­mniał, że w pew­nym okre­sie jedna z osób z kra­kow­skie­go śro­do­wi­ska KPN o tym samym co on imie­niu i na­zwi­sku pod­szy­wa­ła się pod niego. – Pod­pi­sy­wał moje książ­ki, a póź­niej oka­zał się być pra­cow­ni­kiem SB – mówił o tej oso­bie Gą­sio­row­ski. Wy­ja­śnia, dla­cze­go nie do­pusz­czał moż­li­wo­ści pój­ścia na współ­pra­cę z bez­pie­ką. – Byłem czło­wie­kiem par­tii, ale to ozna­cza­ło­by prze­kro­cze­nie ko­lej­nej gra­ni­cy – stwier­dził.

– Lu­stra­cja z punk­tu wi­dze­nia in­te­re­su spo­łecz­ne­go to gra nie­war­ta świecz­ki – uważa Gą­sio­row­ski. Do­da­je, że ludzi nie da się spro­wa­dzić do czy­stych ka­te­go­rii grze­chu i nie­win­no­ści. – Trze­ba prze­łknąć tro­chę ludz­kich przy­war – kon­klu­du­je.

Kon­sul­tant Alek­san­der Na­wroc­ki

Alek­san­der Na­wroc­ki to wie­lo­let­ni czło­nek władz war­szaw­skie­go od­dzia­łu ZLP oraz ZG ZLP, obec­nie wła­ści­ciel Wy­daw­nic­twa Książ­ko­we­go IBiS, a także re­dak­tor na­czel­ny pisma „Po­ezja Dzi­siaj”.

W ak­tach Biura „C” MSW czy­ta­my: „Na­wroc­ki Alek­san­der, uro­dzo­ny 14 marca 1941 roku – Bart­ni­ki – Data za­pi­su – 4 kwiet­nia 1989 roku. Kon­sul­tant Wy­dzia­łu IV De­par­ta­men­tu III Mi­ni­ster­stwa Spraw We­wnętrz­nych, numer re­je­stra­cyj­ny 68706”.

O ile Wawrz­kie­wicz i Gą­sio­row­ski byli za­re­je­stro­wa­ni jako kon­sul­tan­ci sto­łecz­ne­go Urzę­du Spraw We­wnętrz­nych i sto­łecz­nej Ko­men­dy Mi­li­cji Oby­wa­tel­skiej, o tyle Na­wroc­ki Alek­san­der był „kon­sul­tan­tem” o kilka szcze­bli wyżej, bo sa­me­go Mi­ni­ster­stwa Spraw We­wnętrz­nych. Z za­cho­wa­nej w IPN do­ku­men­ta­cji do­wie­dzieć się można, że 26 lipca 1989 r. na­stą­pi­ła fak­tycz­na re­zy­gna­cja z „jed­nost­ki” przez MSW, a ma­te­ria­ły do­ty­czą­ce jego współ­pra­cy zło­żo­no i sfil­mo­wa­no w ar­chi­wum Wy­dzia­łu II Biura „C” MSW numer 22464/I.

Alek­san­der Na­wroc­ki w roz­mo­wie z „GP” stwier­dził, że za­szło nie­po­ro­zu­mie­nie wy­wo­ła­ne zbież­no­ścią na­zwisk. – W 1988 r. ktoś by chyba mu­siał zwa­rio­wać, by iść na współ­pra­cę. Kogo wów­czas in­te­re­so­wa­ła współ­pra­ca z bez­pie­ką? – stwier­dził. Mówił, że nie było ta­kich oko­licz­no­ści, w któ­rych mógł­by zo­stać uzna­ny za kon­sul­tan­ta SB.

Alek­san­der Na­wroc­ki jest zwo­len­ni­kiem do­stęp­no­ści wszyst­kich akt IPN. – Lu­stro­wać – tak, ale wszyst­kich – za­zna­czył. Dodał, że jest cie­ka­wy lu­stra­cji w ZLP. Chciał­by się na przy­kład do­wie­dzieć, kto do­no­sił rów­nież na niego.

Kon­sul­tant An­drzej Za­niew­ski – TW „Wi­told Or­łow­ski”

O tym, że wśród obec­nych władz Za­rzą­du Głów­ne­go Związ­ku Li­te­ra­tów Pol­skich mogli za­ist­nieć jed­no­cze­śnie w po­dwój­nej roli „kon­sul­tan­ci” i tajni współ­pra­cow­ni­cy SB oraz in­nych służb, świad­czą akta In­sty­tu­tu Pa­mię­ci Na­ro­do­wej do­ty­czą­ce jed­ne­go z trzech wi­ce­pre­ze­sów – An­drze­ja Za­niew­skie­go. We­dług za­pi­sów IPN o nu­me­rze 5912 z 7 lu­te­go 1979 r.: „ka­te­go­ria – kon­sul­tant, pseu­do­nim, kryp­to­nim – Wi­told Or­łow­ski. Do ja­kie­go za­gad­nie­nia po­zy­ska­ny – Kul­tu­ra i Sztu­ka. Do ja­kiej ka­te­go­rii spra­wy po­zy­ska­ny – OBIEK­TO­WA”.

Z na­stęp­nych akt można się do­wie­dzieć: „Za­niew­ski An­drzej, uro­dzo­ny 13 kwiet­nia 1940 roku w War­sza­wie, numer ewi­den­cyj­ny spra­wy 5912, data 22 kwiet­nia 1971 roku; ka­te­go­ria Tajny Współ­pra­cow­nik; pseu­do­nim, kryp­to­nim Wi­told Or­łow­ski; pod­sta­wa po­zy­ska­nia – do­bro­wol­ność. Data po­zy­ska­nia 19.04.1971 roku. Do ja­kie­go za­gad­nie­nia po­zy­ska­ny – li­te­rac­kie, do ja­kiej ka­te­go­rii spra­wy po­zy­ska­ny – obiek­to­wej”.

Frag­ment ko­lej­nych akt: „pseu­do­nim – »Wi­told Or­łow­ski«; pro­szę o wy­re­je­stro­wa­nie dru­go­stron­nie wy­mie­nio­ne­go. Ma­te­ria­ły za­re­je­stro­wa­ne przez Wy­dział OKPP do nu­me­ru 5912 zo­sta­ły ko­mi­syj­nie znisz­czo­ne zgod­nie z pro­to­ko­łem Nr OP-00113/90 z dnia 31.01.1990 jako nie przed­sta­wia­ją­ce war­to­ści or­ga­ni­za­cyj­nej”.

– Muszę po­twier­dzić: to praw­da – po­wie­dział „GP” Za­niew­ski. – Nie będę się wy­bie­lał – dodał. Na py­ta­nie, dla­cze­go wcze­śniej nie ujaw­nił faktu współ­pra­cy ze służ­ba­mi PRL, od­parł, że nie było ta­kiej po­trze­by. Stwier­dził, że to dla niego bo­le­sne spra­wy i trud­no mu o tym mówić. Opo­wie­dział, że SB sta­ra­ła się go wy­su­wać na eks­po­no­wa­ne sta­no­wi­ska. Uni­kał tego, by nie mu­sieć ujaw­niać przed nią fak­tów do­ty­czą­cych in­nych osób. – Sta­ra­łem się nie szko­dzić, ale czy nie szko­dzi­łem na pewno, trud­no po­wie­dzieć – mówił. Stwier­dził, że bar­dzo li­czył na to, że do lu­stra­cji doj­dzie od razu po prze­mia­nach w kraju, gdy pre­zy­den­tem zo­stał Lech Wa­łę­sa. – To ol­brzy­mia stra­ta, że tak się nie stało – koń­czył Za­niew­ski.

Kon­sul­tant Jacek Kaj­toch

Jacek Kaj­toch to eme­ry­to­wa­ny wy­kła­dow­ca Uni­wer­sy­te­tu Ja­giel­loń­skie­go. Człon­kiem Związ­ku Li­te­ra­tów Pol­skich jest od nie­pa­mięt­nych lat. W re­ak­ty­wo­wa­nym związ­ku od po­cząt­ku, czyli od 1983 r., pełni funk­cję jed­ne­go z wi­ce­pre­ze­sów. W ak­tach za­ło­żo­nych przez Służ­bę Bez­pie­czeń­stwa 28 maja 1976, prze­cho­wy­wa­nych obec­nie w IPN pod nu­me­rem re­je­stra­cyj­nym KR-17222, w kar­cie 2 E)-4/73 czy­ta­my: „Kaj­toch Jacek, uro­dzo­ny 7 lipca 1933 roku w Wa­do­wi­cach […] Nr re­je­stra­cyj­ny Biura (Wydz.) »C«; data 6.10.76 r.; Ka­te­go­ria – Kon­sul­tant, pseu­do­nim, kryp­to­nim »JACEK«. Pod­sta­wa po­zy­ska­nia – współ­od­po­wie­dzial­ność; data po­zy­ska­nia 14.09.76. Do ja­kie­go za­gad­nie­nia po­zy­ska­ny – DY­WER­SJA 01, wykaz akt 30.07.80”.

Z in­nych akt wy­ni­ka, że od 28 maja 1976 r. Jacek Kaj­toch był kan­dy­da­tem na współ­pra­cow­ni­ka-kon­sul­tan­ta, ale w kilka mie­się­cy póź­niej SB za­no­to­wa­ła, że od 6 paź­dzier­ni­ka tego sa­me­go roku po­zy­ska­ła go jako kon­sul­tan­ta na za­sa­dzie współ­od­po­wie­dzial­no­ści oby­wa­tel­skiej. Akta mó­wią­ce o współ­pra­cy kon­sul­tan­ta „Jacka” znisz­czo­no w „jed­no­st­ce ope­ra­cyj­nej” 31 stycz­nia 1990 r.

– Po afe­rze z Py­ja­sem od­mó­wi­łem wszel­kiej współ­pra­cy – po­wie­dział „GP” Jacek Kaj­toch. Stwier­dził, że po tym, jak wziął udział w po­cho­dzie ża­łob­nym po śmier­ci Py­ja­sa w 1977 r. w Kra­ko­wie, był nawet re­pre­sjo­no­wa­ny – nie wy­pła­co­no mu na przy­kład do­dat­ku za kie­ro­wa­nie stu­dium dzien­ni­kar­skim na UJ. Bez­pie­ka prze­sta­ła się nim wów­czas in­te­re­so­wać. Po­wie­dział też, że ko­mi­tet uczel­nia­ny na­ci­skał na niego, by wstą­pił do „So­li­dar­no­ści”. Od­mó­wił, bo nie chciał, by PZPR wy­ko­rzy­sty­wa­ła go prze­ciw­ko związ­ko­wi. Jak stwier­dził, za­wiódł się na ko­mu­ni­zmie w PRL. Uważa, że dziś lu­stra­cja jest po­trzeb­na w od­nie­sie­niu do osób na sta­no­wi­skach pań­stwo­wych.

Kon­sul­tant Wa­cław Sad­kow­ski

Spra­wę kon­sul­tan­ta o pseu­do­ni­mie „Olcha” oma­wia­ła swego czasu „Rzecz­po­spo­li­ta”. Ko­lej­ny wi­ce­pre­zes ZG ZLP, były re­dak­tor na­czel­ny „Li­te­ra­tu­ry na Świe­cie” – Wa­cław Sad­kow­ski – za­prze­czył, ja­ko­by mógł być ja­kim­kol­wiek współ­pra­cow­ni­kiem służb re­pre­syj­nych Pol­ski Lu­do­wej. Nie ma więc sensu po­głę­biać te­ma­tu „Rzecz­po­spo­li­tej”, że był „Olchą”…

Le­szek Żu­liń­ski – TW „Jan” i „Li­te­rat”

W 2007 r. na ła­mach „Try­bu­ny” pu­bli­cy­sta Le­szek Żu­liń­ski opi­sał, jak pod­czas zjaz­du de­le­ga­tów Związ­ku Li­te­ra­tów Pol­skich w maju tego sa­me­go roku zo­stał bez­par­do­no­wo za­ata­ko­wa­ny przez zie­ją­ce­go nie­na­wi­ścią czło­wie­ka pra­wi­cy, Mar­ci­na Ha­ła­sia z Ka­to­wic. Dzię­ki od­po­wie­dzi Ha­ła­sia za­miesz­czo­nej w „Ga­ze­cie Pol­skiej” do opi­nii pu­blicz­nej prze­do­sta­ły się wia­do­mo­ści o prze­bie­gu ostat­nie­go ze­bra­nia naj­wyż­szych władz ZLP.

Hałaś – pre­zes od­dzia­łu ZLP w Ka­to­wi­cach, zadał py­ta­nie kan­dy­da­to­wi do władz kra­jo­wych o na­sta­wie­nie do pro­ble­mu lu­stra­cji i kon­kret­ne py­ta­nie: czy w prze­szło­ści Le­szek Żu­liń­ski był taj­nym współ­pra­cow­ni­kiem służb re­pre­syj­nych PRL? Pro­wa­dzą­cy ze­bra­nie obec­ny se­kre­tarz ge­ne­ral­ny ZLP Grze­gorz Wi­śniew­ski za­bro­nił za­rów­no Mar­ci­no­wi Ha­ła­sio­wi, jak i ko­mu­kol­wiek z sali za­da­wa­nia tego typu pytań. Uznał bo­wiem, że sta­no­wi to próbę in­ge­ren­cji w sferę pry­wat­ną kan­dy­da­ta do władz na­czel­nych związ­ku. Jego zda­niem bez­praw­ną i nie­ma­ją­cą żad­ne­go związ­ku z dzia­łal­no­ścią w ZLP. Wi­śniew­ski na forum związ­ku wy­ja­śniał, że prawo nie za­bra­nia byłym współ­pra­cow­ni­kom służb spe­cjal­nych PRL-u kan­dy­do­wa­nia do władz ZLP. Oświad­czył także, że kie­ro­wa­ne do Żu­liń­skie­go py­ta­nie było w isto­cie usi­ło­wa­niem prze­nie­sie­nia na teren ZLP prak­tyk dzi­kiej lu­stra­cji.

– Po py­ta­niu Ha­ła­sia po­wie­dzia­łem, że nie do­ty­czy ono ma­te­rii wy­bo­ru władz związ­ku – mówi „GP” Wi­śniew­ski. Na py­ta­nie, dla­cze­go tak się za­cho­wał, od­po­wie­dział, że ma­te­ria­ły gro­ma­dzo­ne i pu­bli­ko­wa­ne przez IPN są jego zda­niem cał­ko­wi­cie nie­wia­ry­god­ne. – Są na to wprost ty­sią­ce do­wo­dów. Dla­te­go nie będę się od­no­sił do żad­nej in­for­ma­cji, za którą bę­dzie stał tak zwany In­sty­tut Pa­mię­ci Na­ro­do­wej – stwier­dził Wi­śniew­ski.

Zapis o po­ecie i kry­ty­ku li­te­rac­kim Lesz­ku Żu­liń­skim jest na­stę­pu­ją­cy: „Fi­gu­ru­je w sys­te­mie SY­SKIN MSW 18347/I w re­je­strze 39849 Żu­liń­ski Le­szek uro­dzo­ny 25.08.1949 »Jan« KW MO War­sza­wa 65124/II w re­je­strze 9754 Żu­liń­ski Le­szek »Li­te­rat«”. Z in­nych za­pi­sów wy­ni­ka, że TW o pseu­do­ni­mie „Jan” i „Li­te­rat”, po­zy­ska­ny do współ­pra­cy 24 paź­dzier­ni­ka 1974 r., zre­zy­gno­wał z dal­szych kon­tak­tów 22 stycz­nia 1990 r. Do­ku­men­tów o dzia­łal­no­ści TW „Li­te­rat” i „Jan” brak jest w za­so­bach IPN, brak też ad­no­ta­cji o zmi­kro­fil­mo­wa­niu ma­te­ria­łów.

Le­szek Żu­liń­ski, po­pro­szo­ny przez „GP” o za­ję­cie sta­no­wi­ska wobec in­for­ma­cji znaj­du­ją­cych się w do­ku­men­tach IPN na jego temat, od­po­wie­dział, że nie za­mie­rza ich ko­men­to­wać i prze­rwał roz­mo­wę.

Grze­gorz Wi­śniew­ski – w kręgu za­in­te­re­so­wań służb woj­sko­wych

Próba do­tar­cia do akt IPN do­ty­czą­cych se­kre­ta­rza ge­ne­ral­ne­go Za­rzą­du Głów­ne­go ZLP – Grze­go­rza Wi­śniew­skie­go przy­nio­sła efekt w po­sta­ci od­po­wie­dzi ze stro­ny In­sty­tu­tu, że ca­łość do­ku­men­ta­cji Grze­go­rza Wi­śniew­skie­go prze­ję­ły służ­by woj­sko­we w Kra­ko­wie.

Grze­gorz Wi­śniew­ski, za­py­ta­ny przez „GP” o ewen­tu­al­ne jego związ­ki z taj­ny­mi służ­ba­mi PRL, po­wtó­rzył, że nie bę­dzie się od­no­sił do żad­nej in­for­ma­cji, która po­cho­dzi z IPN.

Autorzy:

 

Julian Kasprowski, Maciej Marosz

Źródło: Gazeta Polska

 

Dokumenty, źródła, cytaty:

 

http://pl.wikipedia.org/wiki/Piotr_Boro%C5%84_%28ur._1962%29


http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=my&dat=20060906&id=my11.txt

 

http://www.naszawitryna.pl/jedwabne_1021.html

http://aleksanderszumanski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=824&Itemid=2

 

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/obecne-wladze-zwiazku-literatow-polskich-w-aktach-ipn/lm0vw

 

 

http://pl.wikipedia.org/wiki/Piotr_Boro%C5%84_%28ur._1962%29


http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=my&dat=20060906&id=my11.txt

 

http://www.naszawitryna.pl/jedwabne_1021.html

 

http://aleksanderszumanski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=824&Itemid=2

 

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/obecne-wladze-zwiazku-literatow-polskich-w-aktach-ipn/lm0vw

 

 

http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=my&dat=20060906&id=my11.txt

 

http://www.naszawitryna.pl/jedwabne_1021.html

 

http://aleksanderszumanski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=824&Itemid=2

 

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/obecne-wladze-zwiazku-literatow-polskich-w-aktach-ipn/lm0vw

 

 

 

 

 

0

Aleszuma http://aleksanderszumanski.pl

Po prostu zwykly czlowiek

1425 publikacje
7 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758