Już w pierwszych latach powojennych rozpoczęły się skrajne ataki na wiele cennych tradycji polskiej literatury.
Szczególnie haniebną rolę w tej sprawie odegrała marksistowska „Kuźnica”, specjalizująca się – jak pisała Maria Dąbrowska – w „plugawych napaściach na bardziej niezależnych pisarzy”.
STALINOWCY W LITERATURZE POLSKIEJ CZ.I – III
Przeważającą część redakcji „Kultury” stanowili różni wściekli „czerwoni encyklopedyści” żydowskiego pochodzenia, m.in. Adam Ważyk (Wagman), Jan Kott, Mieczysław Jastrun (Mojsze Agatsztajn), Kazimierz Brandys.
Szczególnie wielkie szkody dla literatury przyniosła działalność poety politruka, kapitana WP Adama Ważyka, zapamiętałego w niszczeniu polskich wartości patriotycznych.
Początki działań Ważyka przypadły na czasy lwowskiej targowicy literackiej lat 1939-1941.
Już wtedy zamienił on dawne skłonności do awangardowych eksperymentów literackich na skrajny prosowiecki serwilizm.
Szedł on u niego w parze z pełnymi jadu strofami, szkalującymi rozbite przez dwóch agresorów państwo polskie.
Już 5 listopada 1939 roku Ważyk „popisał się” godnym najgorszych targowiczan wierszem „Do inteligenta polskiego”.
Wiersz ten zaczynał się od gwałtownego, oszczerczego ataku na polską armię i jej dowódców:
„(…) To stało się tak nagle, rozbite pociągi,
zdarte druty, na torach wydrążone leje.
Zamiast wodzów – półgłówki, zamiast armii – włóczęgi,
widma nocą ciągnące, by skryć się, gdy zadnieje. (…)”.
W kolejnych wierszach Ważyk wysławiał Związek Sowiecki jako jedyną, upragnioną ojczyznę („Biografia”, „Radość radziecka”).
Dawny awangardowy poeta bez żenady tworzył najskrajniejsze produkcyjniaki („Komsomołki przyjeżdżające do Lwowa”, „Do robotnicy”).
Największe szkody przyniosły jednak działania Ważyka w pierwszym dziesięcioleciu powojennym.
Jako sekretarz generalny ZLP, redaktor naczelny „Twórczości” (1950-1954), a okresowo nawet członek KC, stał się głównym partyjnym autorytetem w sferze kultury.
Pisarz Andrzej Braun wspominał w „Hańbie domowej” Jacka Trznadla: „To, co powiedział Ważyk, miało znaczenie i Bierut czy Berman natychmiast nadawali praktyczny kształt koncepcjom Ważyka”.
Jako oficjalny „teoretyk literatury” (tak go nazywał historyk literatury Tadeusz Drewnowski) Ważyk „wsławił się” m.in. bezprzykładną napaścią na tak drogą wszystkim czującym po polsku poezję polskiego wieszcza Cypriana Kamila Norwida, pisząc, że „bliższe obcowanie z Norwidem działa uwsteczniająco na wyobraźnię”.
Posunął się do nazwania poezji Norwida „napuszoną nędzą myśli” (A. Ważyk,” W stronę humanizmu”, Warszawa 1949).
Do „wyczynów” Ważyka należał j atak na poezję Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w oficjalnym referacie podczas zjazdu ZLP w czerwcu 1950 roku.
Zachęcił” w nim Gałczyńskiego, aby wreszcie „ukręcił łeb temu rozwydrzonemu kanarkowi, który zagnieździł się w jego wierszach”.
Za najpilniejsze zadanie Ważyk uznał „oczyszczenie poezji ze smaczków i pięknostek burżuazyjnej poetyki z czasów imperializmu”.
Gałczyński skomentował atak Ważyka wypowiedzią w kuluarach: „Cóż, kanarkowi łeb można ukręcić, ale wtedy wszyscy zobaczą klatkę. Co zrobić z klatką, koledzy?”.
Ten pełen gorzkiej ironii komentarz nie pomógł Gałczyńskiemu, który w rezultacie ataku Ważyka z oficjalnej trybuny nagle poczuł skrajną izolację we wszystkich redakcjach i wydawnictwach, całkowitą blokadę publikacji.
Nie przeszkodziło to Gałczyńskiemu po latach napisania wiersza „Umarł Stalin”:
Umarł Stalin
„Do pół zwieszona flaga
flagę wiatr przedwiosenny targa
To nie wiatr, to szloch na wszystkich kontynentach i archipelagach.
Umarł Stalin.
Jakby nagły grad zboża pogiął
Jakby w biały dzień noc w okno.
Dzisiaj słońce jest żałobną chorągwią.
Umarł Stalin
Płaczą ludzie na ulicach. Ciężko.
Taki ciężar zwalił się na ręce.
Płaczą ludzie zwyczajni jak ziarno piasku.
A ci go kochali najgoręcej.
Krzyczy Wołga. Szlocha Sekwana.
Woła Dunaj. Jęczą rzeki chińskie.
Broczy Wisła jak otwarta rana.
Lamentują potoki gruzińskie.
Krzyczy Aragwa: Stalin! Chmury całego globu
wiatr zeszył w jedną chorągiew żałobną.
O, poeci, rozpowiadajcie
w każdej wiosce, w każdej krainie
ból nasz wielki po wielkim Stalinie.
Umarł Przyjaciel.
Cień padł na ziemię od tej śmierci,
od oceanu do oceanu,
od Gibraltaru do Uralu.
Ale niech wróg nie liczy na cień i nieszczęście,
ale niech wróg nie myśli, że przez ten cień przejdzie.
Nie pożywi się wróg na naszym bólu i żalu”.
Największy autorytet oficjalnej literatury poza terroryzowaniem innych pisarzy nie zapominał o tworzeniu własnych wierszy. Wyprodukował m.in. chyba najbardziej groteskowy utwór wśród poetyckiej produkcji polskiego stalinizmu – wiersz demaskujący „imperialistyczną” Coca-Colę.
W „Piosence o Coca-Cola” stwierdzał z przejęciem:
„(…) Po Coca-Cola błogo, różowo
za parę centów amerykańskich
śniliście naszą śmierć atomową
Po Coca-Cola błogo, różowo!
My, co pijemy wodę nadziei,
wiemy, gdzie sięga dziś nasza wola:
wyszliście z Chin, wyjdziecie z Korei,
my wam przerwiemy sen Coca-Cola,
my, co pijemy wodę nadziei(…)”.
W wierszu „Morderstwo” Ważyk demaskował „wroga”, który zabił traktorzystę „za jedno słowo: „spółdzielnia”; w utworze „Lud wejdzie do śródmieścia”:
„(…) Patrz, jak stoi uparta
na rusztowaniach partia,
rozpala się klasowa
bitwa – nasza budowa.
Niech wiedzą ludzie, komu
rodzi się dom po domu,
czy magnatom stalowym,
wariatom atomowym,
czy sobie i ludowi
Warszawa się sposobi. (…)”.
Naturalnie nie zabrakło w twórczości Ważyka i wielkiego panegiryku na cześć generalissimusa Stalina – „Rzeka”:
„Mądrość Stalina
rzeka szeroka,
w ciężkich turbinach
przetacza wody,
płynąc wysiewa
pszenicę w tundrach,
zalesia stepy,
stawia ogrody”.
W 1954 r. Ważyk zrealizował jedno ze swych najbardziej grafomańskich przedsięwzięć – napisał scenariusz do filmu „Niedaleko od Warszawy” o amerykańskim szpiegu sabotażyście.
Jednym z najgorliwszych poetów dworskich na usługach Bieruta był znany twórca starszego pokolenia Mieczysław Jastrun ((Mojsze Agatsztajn).
Pomimo wielostronnej pomocy udzielonej mu ze strony polskich znajomych w czasie wojny, gdy ukrywał się na „aryjskich papierach” wyrobionych przez „Żegotę”, co niewątpliwie uratowało mu życie, po wojnie wyróżnił się szczególnie skrajnymi, oszczerczymi atakami na rzekomy polski antysemityzm.
W opublikowanym 17 czerwca 1945 r. w krakowskim „Odrodzeniu” tekście „Potęga ciemnoty” twierdził, że za wymordowanie ponad trzech milionów Żydów ponosi odpowiedzialność na równi z hitlerowskim okupantem całe bez mała polskie społeczeństwo. Tę historyczną kalumnię i bzdurę Agatsztajna powiela dzisiaj dosłownie z „matematyczną dokładnością – 3 miliony” dr Alina Cała w wywiadzie udzielonym Piotrowi Zychowiczowi w „Rzeczpospolitej” 29 maja 2009 r.
http://www.rp.pl/artykul/310528.html „Polacy jako naród nie zdali egzaminu”
W czasie gdy do ujarzmienia Polski w interesie Sowietów przystępowały całe falangi ubeków i politruków żydowskiego pochodzenia na czele z Bermanem, Różańskim, Borejszą, Romkowskim, Brystygierową czy Fejginem, Jastrun piętnował polskie „zbrodnicze”, „reakcyjne” organizacje, które jakoby wciąż „kontynuują krwawą robotę hitlerowską”, dybiąc na ocalałą z zagłady „grupkę inteligencji pochodzenia żydowskiego”.
Jan Tomasz Gross w „Strachu” (s. 129, 172) nader chętnie powołuje się na wspomniany tekst Jastruna, stanowiący skrajny atak na społeczeństwo polskie za jego rzekomo wyjątkowo silny „antysemityzm”.
Gross tytułuje Jastruna (na s. 172) „wielkim poetą polskim”, całkowicie przemilczając jego rzeczywiście wielką rolę jako jednego ze stalinowców polskiej literatury.
Należy przypomnieć, że Jastrun, zgodnie z wymogami ówczesnej stalinowskiej „poetyki”, z furią piętnował polskich partyzantów walczących o niepodległość Polski, przeciw Sowietom i polskiej targowicy.
W wierszu „Ballada o Puszczy Świętokrzyskiej” spotwarzał żołnierzy AK, rzekomo degenerujących się w bandy.
Podobną wymowę miała również „Ballada zimowa” Jastruna, piętnująca żołnierzy antykomunistycznego podziemia i wspieranie ich przez Kościół rzymsko – katolicki.
W wierszu „Własność” gromił „wrogów klasowych” – kułaków.
Z energią włączył się też w propagandę antykościelną reżimu, pisząc wiersz „W bazylice świętego Piotra”, w wyrafinowany sposób atakujący Watykan za rzekomy sojusz z Hitlerem.
Jastrun wysławiał różnych komunistycznych idolów, osobny wiersz poświęcając pamięci jednego z przywódców PPR-u w dobie wojny, polskiego Żyda Pawła Findera (Pinkusa Findera), członka nielegalnej do 1939 r. Komunistycznej Partii Polski, dążącej do połączenia Polski ze Związkiem Sowieckim.
6 kwietnia 1934 roku Pinkus Finder został aresztowany wraz z żoną Gertrudą i oskarżony, wraz z pozostałymi aresztowanymi w tej sprawie o to, że: „w celu zmiany przemocą ustroju państwa polskiego na ustrój sowiecki weszli w porozumienie między sobą i innymi należącymi do KPP”. http://pl.wikipedia.org/wiki/Pawe%C5%82_Finder
W wierszu „Wspomnienie z Poronina” Jastrun opiewał z patosem Lenina:
„Myśl jego w kłębach śnieżycy i w dymie
Nadlatywała, aby siąść na naszym brzegu. (…)
Podobnie o Leninie napisała Wisława Szymborska (de domo Rottermund)”:
„…Lenin nowego człowieczeństwa Adam…”
Po śmierci Stalina Jastrun opublikował tekst rzewnie opłakujący pamięć zmarłego generalissimusa, pisząc m.in.:
„Umarł człowiek, ale każda nasza myśl o nim związana jest z życiem. Imię jego poniosą rozwinięte sztandary klasy robotniczej, Partii, dalej, w przyszłość”.
Należy dodać, że jego syn Tomasz Jastrun należy dziś do najskrajniejszych tropicieli rzekomego „polskiego antysemityzmu” i przeciwników tradycyjnego polskiego patriotyzmu.
„Wsławił się” również wielu atakami na polskość i tradycje narodowe, grubiańskim zniesławianiem największych twórców narodowych, m.in. haniebnym brutalnym atakiem na Zbigniewa Herberta wkrótce po jego śmierci.
Nazwano go z powodu tych jego niegodnych wyczynów „chorym z nienawiści”.
Godny uwagi jest fakt, że T. Jastrun, syn jednego z twórców najbardziej obciążonych „hańbą domową” doby stalinizmu, ze szczególną wściekłością reagował na każde przypominanie łajdactw różnych pseudoautorytetów czasów stalinowskich.
Jednym z czołowych stalinistów polskiej literatury był polski Żyd pisarz Kazimierz Brandys,należący do najbardziej agresywnych redaktorów marksistowskiej „Kuźnicy” wściekle atakującej przeciwników władzy.
Między innymi „wsławił się” skrajnie oszczerczym atakiem na PSL mikołajczykowskie, które nazwał ”groźnym przewodem dla faszyzmu w Polsce”.
W latach 1948-1951 wydał 4-tomowy cykl „Między wojnami”, który miał obnażyć „nicość” przedwojennej Polski i przeciwstawić jej obraz „szczęśliwych” powojennych przemian.
Już pierwsza powieść cyklu pokazywała w sposób zdeformowany obraz groźby „antysemityzmu” w Polsce przed 1939 rokiem. Kolejny tom pt. „Antygona” miał dać klasowy osąd „nikczemnych” burżujów, buszujących w Polsce międzywojennej.
Najbardziej antypolską wymowę miał 4. tom „Człowiek nie umiera” zaczynający się od „odpowiednio” wycyzelowanego jadowitego ataku na akowskie dowództwo Powstania Warszawskiego:
„(…) 5 października hrabia Bór – Komorowski, wystraszony skutkami zbrodni, spłoszony jak szczur dymem płonącego miasta i widokiem podstępnie przelanej krwi, której był hojnym szafarzem, rozwścieczony wreszcie niemiłą sytuacją, obnażającą zbyt jaskrawo zdradę „londyńskiego dowództwa” – które pod hasłem powstania przeciwko okupantom usiłowało pchnąć młodzież warszawską przeciwko wyzwoleńczym armiom, radzieckiej i polskiej – wystraszony, spłoszony i rozwścieczony tym wszystkim, pojechał hrabia Bór do Ożarowa.
Tam w kwaterze dowódcy SS von dem Bacha, po przyjacielskiej gawędzie, w której obydwaj generałowie odnaleźli wspólnych przodków po kądzieli – podpisano akt kapitulacji (…)”.
Książka Brandysa spełniała wszystkie wymogi najbardziej agresywnego socrealizmu, piętnowała dywersję „wrogów ludu” i różnych łańcuchowych „psów imperializmu”.
Ludowe władze zadbały o odpowiednie spopularyzowanie tak żarliwego pisarza.
Jak po latach wspominał sam Brandys w „Miesiącach”, w jednej ze spółdzielni każdy, kto chciał kupić wiadro, musiał obowiązkowo kupić któryś z tomów wiekopomnego cyklu „Między wojnami”.
Po latach mocno wyszydził tę sprzedaż wiązaną Herbert.
W słuchowisku radiowym „Lalek” dał obraz wielobranżowego sklepu, w którym smoła jest przemieszana z Brandysem, zgrzebłami, łańcuchami i butami.
W kolejnej książce, „Obywatele”, Brandys dosłownie poszedł na całość w tropieniu i demaskowaniu różnych „wrogów ludu”.
Najczarniej narysował postaci deprawujących młodzież reakcyjnymi poglądami księdza katechety Leśniarza i jeszcze niebezpieczniejszego od niego wroga klasowego, nauczyciela Działyńca.
Jako wzór działania dla czytelników postawieni zostali w powieści Brandysa czujni zetempowcy, którzy gorliwie szli po tropach antyludowej zdrady.
Nie zabrakło i odpowiednio nakreślonego „szczęśliwego” końca całej epopei.
Był nim w książce Brandysa proces „pięciu bankrutów politycznych, pięciu zajadłych wrogów Polski Ludowej”.
Wena „ideowa” Brandysa przejawiła się również w jego żałosnych łkaniach po śmierci Stalina:
„(…) Wieść o śmierci Stalina poraziła serca nasze najokrutniejszym bólem”. I wzywał wszystkich tak jak on rozpaczających, aby pamiętali, że jedyne, co pozostaje do zrobienia, „gdy odchodzą ludzie najbliżsi i najbardziej kochani, (…) to przysięga złożona w duszy: przysięga wierności dla ich myśli i pragnień”.
W lewicowych mediach jako rzekomy autorytet często występował również polski Żyd Jan Kott, bez wątpienia jeden ze sprawców najgorszych spustoszeń w sferze kultury w czasach stalinowskich.
Prawdę o jego ówczesnej niszczycielskiej działalności próbowano odsyłać w niepamięć, tym mocniej za to eksponując walory jego późniejszej twórczości (zwłaszcza esejów „Szekspir współczesny”).
Adam Michnik poświęcił Kottowi tekst w Magazynie „Gazety Wyborczej” (luty 1995), już na wstępie anonsując:
„Jak rozumieć zakręty twórczości Jana Kotta? Kim jest w polskiej kulturze ten fechmistrz słowa , Don Juan i globtroter, ateista, Żyd i komunista, liberał i gorszyciel, emigrant i prowokator? Pisarstwo Kotta i jego biografia są rodzajem łamigłówki”.
Jednak dla wielu osób biografia Kotta nie była żadną łamigłówką; widziano w nim ucieleśnienie nieuczciwości i cynicznego karierowiczostwa.
Do takiej oceny przychylali się m.in. A. Hertz oraz Jerzy Giedroyć, który w liście do Witolda Gombrowicza (18 V 1963 r.) pisał, że Jan Kott jest jednym z tych, którzy „stali się szmatami i bezwolnymi narzędziami nieinteligentnego systemu”.
Leopold Tyrmand pisał o „lokajskim upokorzeniu się Jana Kotta przed nieodwracalną brutalnością historii”.
Kott, tak bezkrytycznie fetowany w „Gazecie Wyborczej”, w przeszłości niejednokrotnie chętnie sięgał do idei zmitologizowanego postępu, by usprawiedliwiać wszelkie stalinowskie zbrodnie.
Gustaw Herling-Grudziński opisał swą rozmowę z Kottem:
„Zgadało się o Katyniu, nie obrał oficjalnej linii postępowania.Wydął tylko wargi i syknął z uśmiechem:
„Cóż znaczy kilka tysięcy oficerów wobec historii w marszu'” (G. Herling-Grudziński, „Dziennik pisany nocą”, Warszawa 1990).
W swym żądaniu radykalnego przekształcenia literatury i humanistyki jako jednego z imperatywów wychowawczych nowego ustroju Kott był bardzo bezwzględny.
Odrzucał do lamusa Zygmunta Krasińskiego i Stanisława Wyspiańskiego, Stefana Żeromskiego, Henryka Sienkiewicza i Josepha Conrada.
Wydana przez Kotta wspólnie z Ważykiem antologia wierszy polskich od Reja po Staffa („Wiersze, które lubimy” wyd. Antologia, Warszawa 1951) stała się wzorcowym przykładem niewrażliwości stalinowskiej krytyki literackiej na autentyczne piękno i wielkość poezji.
Już w przedmowie Kott i Ważyk zdyskredytowali dorobek „reakcyjnych” polskich poetów na czele z Krasińskim, stwierdzając m.in.:
„Krasiński pisał wiersze nieporadne, egzaltowane, wytrawione z ziemskiej materii. Tych kilku wierszy Krasińskiego, które możemy polubić, szukaliśmy ze świeczką w ręku”.
Będąc jednym z filarów marksistowskiej „Kuźnicy”, pierwszego wielkiego forum sowietyzacji kultury polskiej, Kott wystąpił m.in. z gwałtownym atakiem na wymowę „Lorda Jima” Conrada, widząc w głoszonych w nim ideałach heroizmu i honoru wzór „niebezpiecznej” ideologii, wyznawanej później przez żołnierzy Armii Krajowej.
Witold Wirpsza wspomniał w rozmowie z Trznadlem: „Pamiętam obłąkany atak Kotta na Conrada, jego tezą było (…), że Conrad był ulubioną lekturą młodzieży akowskiej, młodzież akowska była faszyzująca, ergo – Conrad był profaszystowski”.
Wirpsza wspomniał również swą rozmowę z Kottem po latach: „Ja się go wręcz zapytałem: po coś ty te wszystkie głupstwa pisał? To on mi odpowiedział bardzo prosto, w co nie wierzę: „bo się bałem”.
Ja sobie tak myślę: „atakować Conrada dlatego, że się bał? Czego?” (J. Trznadel, Hańba domowa).
„Bojaźliwy” Kott przez lata atakował wielu różnych „wrogów” socjalizmu, od Kościoła katolickiego, zbrojnego podziemia i gen. Andersa, po różnych „reakcyjnych” twórców.
Szczególnie gwałtownie piętnował Kott „Kamienie na szaniec” Aleksandra Kamińskiego o bohaterach Powstania Warszawskiego.
Stwierdził: „To jest groźna książka. Tak wychowano pokolenie kondotierów”.
Owe wypowiedzi osób ze środowiska żydokomuny i poglądy stalinowskich literatów pochodzenia żydowskiego, dzisiaj wspierają „naukowcy” ze źródeł Polskiej Akademii Nauk, jak Elżbieta Janicka, która twierdzi, iż , że „Rudego” i „Zośkę” łączyła… homoseksualna miłość. Nie było bohaterów Powstania Warszawskiego, byli homoseksualiści, łącznie z autorem „Kamieni na szaniec” Aleksandrem Kamińskim.
„Kamienie na szaniec” Aleksandra Kamińskiego to jedna z najbardziej mitotwórczych książek w polskiej historii” – twierdzi Elżbieta Janicka z Instytutu Slawistyki Polskiej Akademii Nauk, autorka książki „Festung Warschau”. Proponuje, byśmy krytycznym okiem spojrzeli na to, jakie postawy promuje książka, jak przedstawiana jest w niej śmierć, a jak relacje poszczególnych bohaterów: „Alka”, „Rudego” i „Zośki”.
Gdybyśmy w ten sposób na siłę doszukiwali się podtekstów, szybko doszlibyśmy do wniosku, że Ania z Zielonego Wzgórza była lesbijką – odpowiada przewodnicząca Stowarzyszenia Polonistów.
Polska Akademia Nauk współcześnie „walczy” z polskim „antysemityzmem” zwalniając z pracy prof. Krzysztofa Jasickiego, który ośmielił się w udzielonym wywiadzie „Fokus Historia” stwierdzić, że nie należy prowadzić dyskusji z osobami podkreślającymi publicznie „polski antysemityzm”. Oficjalnie PAN stwierdziła:
„Wypowiedzi prof. Krzysztofa Jasiewicza dla pisma „Focus Historia” „obrażają pamięć ofiar Zagłady, umniejszają winę oprawców i przenoszą ją na zamordowanych” – uznała Rada Naukowa Instytutu Studiów Politycznych PAN. W piątek Rada podjęła w tej sprawie uchwałę. http://wyborcza.pl/1,75478,13816698,Instytut_Studiow_Politycznych_PAN_potepil_antysemickie.html#ixzz2pdkl6Kj6
Według PAN Zagłada była wynikiem zbrodniczego działania „nazistów”. O zbrodniarzach Niemcach, czy Radach Żydowskich (Judenratach) powołanych przez Niemców w niemieckich gettach na terenie Polski, dla ułatwienia im zbrodni Holocaustu, PAN nie wspomina.
Stalinowskie łkania Artura Międzyrzeckiego
Znany autorytet intelektualny, pisarz i poeta Artur Międzyrzecki, od 1991 r. przez wiele lat prezes polskiego Pen – Clubu, „wsławił się” w 1953 r. żałobnym poematem „Marzec 1953”, opłakującym śmierć generalissimusa wszech czasów Josifa Wisarionowicza Stalina.
Międzyrzecki łkał z ogromną siłą:
„(…) Przyszło, za gardło ścisnęło,
Mijały doby;
Słuchaliśmy, nie rozumiejąc,
O śmierci, męce choroby.
Słuchaliśmy do rozpaczy
Bolejący niemi
Stalin. Duma dni naszych.
Największy z ludzi na ziemi.
Wrócił nam wolność. Był dla nas
Najlepszym z przyjaciół.
Nauczył nas męstwa i trwania.
Nawet w bólu i płaczu. (…)
Płakaliśmy w Warszawie,
Na Śląsku, na dumnym Helu,
I przysięgaliśmy sprawie,
I przysięgaliśmy dziełu. (…)
Wybudujemy nad Wisłą
Piękną, szczęśliwą ziemię.
Wrogów zmieciemy. Przyszłość
Nazwiemy Jego imieniem. (…)”.
Międzyrzecki był „zaangażowany” również w liczne inne poetyckie popularyzacje stalinowskich kłamstw komunistycznych. Był m.in. autorem wiersza „Dzieci Juliusza i Ethel”, wybielającego jako rzekome niewinne ofiary sowieckich szpiegów atomowych Juliusza i Ethel Rosenbergów.
Szkalując władze amerykańskie, które wydały wyrok na sowieckich szpiclów, Międzyrzecki apelował:
„Uczcie się nienawidzić knebla, co usta zatyka”.
Bohdan Urbankowski tak komentował w książce „Czerwona msza albo uśmiech Stalina” wymowę wiersza Międzyrzeckiego: „Zostało wymuszone potępienie
„imperializmu”, wymuszona została nienawiść”
Twórca doby stalinizmu, pisarz polski, żydowskiego pochodzenia, Józef Henryk Cukier (pseudonim Józef Hen), były oficer polityczny, przebił wszystkich ekstazą radości z powodu powrotu rzekomego „warszawiaka”, rosyjskiego marszałka Konstantego Rokossowskiego do Polski.
Napisał wówczas w marksistowskiej „Kuźnicy” prawdziwy „hejnał” ku czci Rokossowskiego ze słowami:
„Wrócił orzeł. Orzeł, któremu skrzydła przypięła Rewolucja. (…) Wrócił Konstanty Rokossowski. Nasz Rokossowski”.
Józef Cukier był członkiem komitetu wyborczego Włodzimierza Cimoszewicza w wyborach prezydenckich w 2005.
STALINOWCY W LITERATURZE POLSKIEJ CZ.II
INŻYNIEROWIE DUSZ Z KPZR W TLE
CZERWONYM SYBIREM POWIAŁO
Gdy w kilkanaście dni po napadzie Hitlera na Polskę powstała słynna „Sonderaktion Krakau” / 6 listopada 1939 roku / w czasie której aresztowano i w większości zadręczono i zamęczono w nazistowskim obozie koncentracyjnym profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego, Akademii Górniczo-Hutniczej i Politechniki Krakowskiej, stało się oczywiste, iż wróg unicestwia intelektualną siłę narodu, aby pozbawić go jego przywództwa.
Niedługo po „Sonderaktion Krakau” hitlerowcy przy udziale ukraińskich nacjonalistów dowodzonych przez Banderę i Szuchewycza zorganizowali 4 lipca 1941 na stokach Wzgórz Wuleckich we Lwowie „Sonderaction Lemberg”, gdzie stracono 45 profesorów lwowskich wyższych uczelni, a wśród nich trzykrotnego premiera II RP prof. Kazimierza Bartla. Ci intelektualiści, którzy uniknęli śmierci z rąk zbrodniczego hitlerowsko-ukraińskiego batalionu SS-Galizien „Nachtigall” / Słowik / byli wyszukiwani, aresztowani i ginęli z rąk siepaczy. Tak zginął mój ojciec Maurycy Marian Szumański docent medycyny na lwowskim Uniwersytecie im. Jana Kazimierza asystent profesora Adama Sołowija ginekologa, położnika i naukowca, najstarszego 82 letniego profesora straconego wraz ze swoim wnukiem 19 letnim Adamem Mięsowiczem na Wzgórzach Wuleckich.
Po 4 czerwca 1989 roku Tadeusz Mazowiecki ogłosił słynną „grubą kreskę”, która praktycznie uniemożliwiła ściganie zbrodniarzy komunistycznych – „ludzi honoru” i ich tajnych współpracowników. Wobec takich decyzji, popartych dodatkowo brakiem dekomunizacji i lustracji elita intelektualna w Polsce przesiąknięta jest agenturą, np. dwudziestu pięciu tajnych współpracowników na UJ odkrytych przez dr Barbarę Nowak. Rektor Uniwersytetu Gdańskiego prof. Andrzej Ceynowa i prof. Józef Włodarski – dziekan wydziału filologiczno-historycznego gdańskiej uczelni współpracowali z PRL-owską Służbą Bezpieczeństwa. Obaj profesorowie byli organizatorami antylustracyjnego buntu na polskich uczelniach. Włodarski wraz z Ceynową inicjowali uchwalenie przez Konferencję Rektorów Akademickich Szkół Polskich stanowiska potępiającego lustrację na polskich uniwersytetach. Prof. Ceynowa jest twórcą tzw. ” antylustracyjnego fortelu akademickiego” . Polega on na tym, że profesorowie objęci lustracją na własną prośbę będą przenoszeni na funkcję asystentów, którzy nie podlegają lustracji.
Jeden z najwybitniejszych polskich historyków prof. Andrzej Garlicki pracujący na wydziale historii Uniwersytetu Warszawskiego był tajnym współpracownikiem służb specjalnych PRL , zaś na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu z SB współpracowało co najmniej 25 naukowców. Inną sprawą jest lekceważenie istniejącego prawa wobec obowiązującej rzymskiej zasady prawnej – Dura lex sed lex / łac. twarde prawo, ale prawo / i ignorowanie prawa , niekiedy w sposób wulgarny, np. prof. JanTurulski napisał na oświadczeniu lustracyjnym ” całujcie mnie w dupę pajace” , czy prof. Bronisław Geremek nienawidzący Polaków i szkalujący nasz kraj poza jego granicami, lub samozwańczy „profesor” Władysław Bartoszewski nazywający ponad 8 milionowy elektorat PIS bydłem.
Kto dzisiaj rządzi duszami młodych Polaków?
Żelbetowa komunistka-stalinistka Wisława Szymborska hołubiona przez serwilistyczne media, jako sygnatariuszka znanej ohydnej rezolucji 53 krakowskich literatów potępiającej skazanych na śmierć księży w sfingowanym procesie tzw. „Kurii krakowskiej” w 1953 roku.
Czesław Miłosz nazywający akowców bandytami i pragnący przyłączenia Polski do Związku Sowieckiego, lub wysadzenia jej w powietrze, prezentowany w swojej twórczości przez Krzysztofa Kolbergera nad grobami ofiar katastrofy pod Smoleńskiem podążających z Panem Prezydentem RP Prof. Lechem Kaczyńskim do Katynia symbolu polskiej kaźni, Polski umęczonej, której tak nienawidził komunista-stalinista Czesław Miłosz.
24 kwietnia 2010 odbył się w Gdańsku pogrzeb Anny Walentynowicz. Pomimo obecności w Gdańsku nie przybył na uroczystości pogrzebowe marszałek Sejmu Bronisław Komorowski, przysłał natomiast w dwie i pól godziny po ceremonii żałobnej swoich przedstawicieli z wieńcem żałobnym. Nie chodziło o to, że wieniec spóźniony przywieziony ukradkiem – po ceremonii pogrzebowej i położony „tak sobie”, aby odnotować w protokole, ale dlaczego jego przedstawiciele nie uczestniczyli w pogrzebie i nie złożyli wieńca honorowo i uroczyście i jak ośmielili się przyjść pijani???!!!
Pijany przedstawiciel marszałka Bronisława Komorowskiego to Waldemar Strzałkowski – doradca Marszałka Sejmu, ul. Wiejska 4/6/6.
Któż włada dzisiaj polską kulturą w 20 lat po obaleniu komunizmu w Polsce.
Czyżby obaleniu?
Kto napełnia młode umysły pokarmem duchowym prozą i poezją?
Kim są ci „inżynierowie dusz”?
Za jakie działania należy uznać unicestwianie sił intelektualnych narodu poprzez fałsz i kłamstwo, hipokryzję i antypolonizm?
Naród tracący patriotyczne intelektualne przywództwo staje się zniewolony.
Okupanci nazistowscy i sowieccy mordowali elitę aby ujarzmić naród, a co teraz?
Teraz odbywa się mord intelektualny. Na łamach michnikowskiej „Gazety Wyborczej” Tomasz Żuradzki f i l o z o f i p o l i t o l o g, absolwent UJ i London School of Economics, przygotowujący doktorat z e t y k i publikuje tekst „Patriotyzm jest rasizmem” /”GW” 20. 08. 07 wyd. online /.
Stwarza się nową okupację Polski. Obce narodowi siły wewnętrzne dążą, aby utracił on źródło swojej spoistości i przestał być wrażliwy na własną tożsamość ukształtowaną przez wiekowe dziedzictwo kulturowe i chrześcijańskie. Te same siły czynią przygotowania do zawładnięcia Kościołem od wewnątrz. Jakie owoce dała antypolonizmowi zagłada fizyczna mózgów narodu, a jakie wydaje „pranie mózgów”?
To przecież to samo.
Kulturą polską na dzień dzisiejszy włada obca agentura. Wystarczy otworzyć portal „Onet” pod hasłem „Obecne władze Związku Literatów Polskich w aktach IPN”.
Czy aby nie jest to jeden z powodów niszczenia IPN przez rządzącą PO. Czy nowa Rada IPN która powstanie w wyniku „nowelizacji” ustawy o IPN w miejsce dzisiejszego Kolegium powoła w swoje grono profesorów kapusiów? Oczywiście, że tak się stanie. Premier Tusk niezmiernie sprzyja ubekom i KGB.
Tak mu zapewne doradzaŁ szef jego doradców towarzysz ubek „Znak” Michał Boni, donoszący wcześniej na Tadeusza Mazowieckiego do swoich mocodawców moskiewskich. Tusk nigdy nie oświadczył publicznie, że zbrodnia katyńska jest ludobójstwem.
Tusk ściska się z wrogiem Polaków Władimirem Putinem, wylewa z nim krokodyle łzy nad ofiarami katastrofy pod Smoleńskiem, sprzyja powołaniu Putina na szefa komisji d/s zbadania katastrofy pod Smoleńskiem, przewodnictwem bez precedensu. Nie inicjuje powołania komisji międzynarodowej do zbadania tej tragedii. Słowem „Nasz człowiek w Warszawie” jak określił Tuska portal rosyjski gazieta.ru
A więc literaci.
Najpierw Zarząd Główny Związku Literatów Polskich podstawiając osobę niekompetentną, wbrew „Prawu o Stowarzyszeniach” powołuje „nowy” komunistyczny Krakowski Oddział Związku Literatów Polskich z niejakim Szczęsnym Wrońskim „komsomolcem”, cenzorem związkowym jako prezesem, osobą „przywiezioną w teczce” przez prezesa Zarządu Głównego ZLP Marka Wawrzkiewicza.
Istniejący prawowity Krakowski Oddział ZLP działa równolegle z nielegalnym.
Powstają więc dwa Krakowskie Oddziały ZLP, podobnie jak dzisiaj na Białorusi istnieją dwa związki Polaków.
Sytuacja w Krakowskim Oddziale ZLP trwa niezmiennie od maja 2005 roku.
A oto nazwiska osób zarządzających kulturą polską i krakowską wg stanu na dzień. 16 października 2010 roku:
– Marek Wawrzkiewicz – prezes Zarządu Głównego Związku Literatów Polskich tajny współpracownik SB kryptonim „MW”, wieloletni korespondent peerelowskiej „Trybuny Ludu” w Moskwie. Podstawa pozyskania na TW – dobrowolność i odpowiedzialność obywatelska. Teczka „MW” pozyskana z Wydziału III 1 Stołecznego Wydziału Spraw Wewnętrznych. Attache’ kulturalny Ambasady PRL w Moskwie. Inicjator i współtwórca wraz z krakowską komunistką Anną Kajtochową i Aleksandrem Krawczukiem komunistycznym ministrem kultury rozbicia krakowskiego nie komunistycznego ZLP.
– Aleksander Krawczuk TW „wsławił się” skandalem – pochówkiem na zakopiańskim Cmentarzu Pęksowym Brzyzku 23 letniego kozaka jako Stanisława Ignacego Witkiewicza. Krawczuk nie chce zasiadać w ZLP z członkami nie komunistami.
– Jacek Kajtoch, v-ce prezes Zarządu Głównego ZLP. TW. Kryptonimy „Jacek”, „Dywersja”, nauczyciel akademicki Uniwersytetu Jagiellońskiego, wieloletni sekretarz POP PZPR w Polskiej Akademii Nauk w Krakowie, komunista ideowy, wieloletni v-ce prezes Zarządu Głównego Związku Literatów Polskich, oraz Krakowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich. Osobisty przyjaciel znanych agentów SB: /prof. Tadeusza Hanauska, prof. Olgierda Terleckiego, prof. Kazimierza Buchały, prof. Franciszka Ziejki – wszyscy z UJ /. Wywodzi się ze śląskiej zgermanizowanej rodziny – imię i nazwisko rodowe Jacenty KAŃTOCH. Sam opowiada z dumą o swojej rodzinie, że nie służyli w wojsku polskim, lecz wyłącznie w Wehrmachcie. Osobnik nieuczciwy / wychowawca młodzieży akademickiej /. Został usunięty z UJ za powtarzające się plagiaty. Wówczas zaangażowało go „Życie Literckie” – red. naczelny esbek Władysław Machejek, skąd został wyrzucony znowu za plagiaty dotyczące prac naukowych o twórczości Józefa Ignacego Kraszewskiego. V-ce prezes komunistycznego samozwańczego Krakowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich z namaszczenia prezesa ZG ZLP TW Marka Wawrzkiewicza / kryptonim „MW” /. Powołujący niepoprawnych politycznie kolegów przed sąd koleżeński Krakowskiego Oddziału ZLP i Zarządu Głównego ZLP.
Jego syn Wojciech Kajtoch ukończył studia podyplomowe w Moskwie przed rozpadem Związku Sowieckiego. Osobisty przyjaciel wszystkich esbeków w ZG ZLP wymienionych niżej.
Wraz z żoną Anną Kajtochową komunistką ideową dopomógł w rozbiciu nie komunistyczny KOZLP, za co otrzymał z Zarządu Głównego ZLP nagrodę w postaci sfinansowania mu wycieczki do Chin Ludowych.
Cenzor almanachów poetyckich w ZLP wraz z ostatnim cenzorem PRL Waldemarem Kanią.
Twierdzący, iż istnieją dowody, że zbrodni pod Katyniem dokonali hitlerowcy, a Hitler i Stalin byli mężami stanu.
Według Jacka Kajtocha ustalenia w Jałcie należały się Stalinowi za jego heroizm w czasie II wojny światowej.
Jacek Kajtoch wspólnie i w porozumieniu z prezesem Zarządu Głównego ZLP TW Markiem Wawrzkiewiczem, Anną Kajtochową i niejaką Lidią Żukowską wystosowali do nielojalnego politycznie członka Krakowskiego Oddziału ZLP pozew ,sygnowany przez rzecznika dyscyplinarnego powołanego przez Zarząd Główny ZLP, którego istotne fragmenty cytuję:
„w trybie & 50 Statutu wnoszę o orzeczenie przez Główny Sąd Koleżeński jako I instancja, że / tu imię i nazwisko / od kilku lat prowadzi działalność rażąco sprzeczną z etyką zawodową i obyczajami pisarskimi, polegającą na rozpowszechnianiu obraźliwych i nieprawdziwych faktów dotyczących pisarzy polskich, co stanowi rażące naruszenie postanowienia Statutu zagrożone karą usunięcia ze Związku Literatów Polskich o co wnoszę niniejszym pozwem.
Uzasadnienie:
Związek Literatów Polskich strzeże godności, praw i obowiązków stanu pisarskiego, oraz dbając o swobody twórcze pisarzy i warunki uprawiania zawodu pisarskiego reprezentuje społeczność pisarską w kraju i za granicą. Działalność członka ZLP… polegająca na rozpowszechnianiu i publikacji artykułów, które obrażają pisarzy polskich, zarówno członków ZLP jak i innych w sposób rażący narusza godność pisarzy polskich.
Pozwany publikuje w amerykańskiej prasie polonijnej, oraz w Internecie oszczercze artykuły na temat wielu pisarzy polskich.
Jego publikacje roją się od jadowicie antysemickich tekstów.
W swoich publikacjach formułuje kłamliwe i oszczercze treści dotyczące Związku Literatów Polskich, jego władz i poszczególnych członków.
W załączeniu inkryminowane artykuły .
Podpis
Rzecznik dyscyplinarny ZG. ZLP
Stefan Jurkowski
Przeglądając karty opracowania Joanny Siedleckiej „Obława”, / pisarki, dziennikarki i publicystki zajmującej się historią komunistycznego Związku Literatów Polskich, m.in. za prezesury Jarosława Iwaszkiewicza, pod nadzorem Jerzego Putramenta, jeszcze przedwojennego enkawudzisty / można przeczytać podobne wystąpienia władz związkowych do niewygodnych poglądowo członków Związku Literatów Polskich.
I tak SB skróciła życie Pawła Jasienicy, podstawiając mu esbecką żonę Ewę,
Ireneusza Iredyńskiego wyrzucono podobnym pozwem jak wyżej ze Związku Literatów Polskich, wytaczając mu proces sądowy o rzekomy gwałt dokonany na Kalinie Jędrusik i skazując na wieloletnie więzienie zakończone śmiercią więzionego, a Jerzego Zawieyskiego najprościej wyrzucono przez okno poprzedzając czyn słynnym już hasłem ” Pora skakać mości Zawieyski”.
Pełniącą wówczas rolę dzisiejszego Jacka Kajtocha była Irena Krzywicka –dziennikarka i pisarka, przyjaciółka Tadeusza Boya-Żeleńskiego.
Obecnie (wg. stanu na 16 X 2009 r.) w Zarządzie Głównym ZLP zasiadają wyłącznie tajni współpracownicy Służby Bezpieczeństwa i Służb Specjalnych PRL, poza wymienionymi:
– Grzegorz Wiśniewski v-ce prezes TW Służb Wojskowych,
– Aleksander Nawrocki v-ce prezes TW Ministerstwo Spraw Wewnętrznych,
– Andrzej Zaniewski v-ce prezes TW pseudonim kryptonim – „Witold Orłowski”,
– Wacław Sadkowski v-ce prezes TW pseudonim kryptonim „Olcha”,
– Krzysztof Gąsiorowski v-ce prezes TW pseudonim kryptonim „KG”,
– Leszek Żuliński v-ce prezes redaktor „Trybuny” pseudonimy kryptonimy „Jan” „Literat”.
Wspomniany wyżej samozwańczy prezes Krakowskiego Oddziału ZLP Szczęsny Wroński protegowany przez esbecję związkową, po upublicznieniu agentury ZLP ustąpił, udzielając hipokrytycznego wywiadu krakowskiemu „Dziennikowi Polskiemu”:
„Poeta nie chce współpracować z byłymi agentami SB”.
W tym miejscu należy wspomnieć o „popisowym” tekście „poetyckim” Szczęsnego Wrońskiego:
„O kutasie czerwonym najlepiej stojącym rano”, wygłoszonym w Domu Kultury „Mydlniki” w czasie trwania tzw. ” Bronowickiego Karnawału literackiego”.
Kierownikiem ” Domu Kultury „Mydlniki” jest Maciej Naglicki podający się za pisarza, poetę, dydaktyka i wychowawcę młodzieży. Jako organizator i prowadzący w tym dniu ” Bronowicki Karnawał Literacki” dopuścił do prezentacji tego „wiersza” umieszczając go w redagowanym przez siebie almanachu poetyckim przy audytorium ponad 200 osób.
Po upublicznieniu w prasie polonijnej owego „wiersza” Szczęsny Wroński ustąpił ze stanowiska prezesa Krakowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich.
„Poeta nie chce współpracować z byłymi agentami SB”, to fałszywka niemieckiej gazety „Dziennik Polski” ukazujący się w Krakowie.
Do grona osób ze środowiska artystycznego wyszydzających Żydów (imiennie), nawet tych uratowanych z Holocaustu przez Polaków dołączyli ostatnio w publicznych wypowiedziach artyści malarze Barbara Danuta Dzikiewicz – Obrąpalska i ś.p.Antoni Kawałko. Byłem świadkiem tych wypowiedzi w czasie oficjalnego artystycznego spotkania w prywatnym mieszkaniu p. Piotra Boronia.
Piotr Marian Boroń (ur. 2 lipca 1962 w Krakowie) – polski polityk, historyk, senator VI kadencji, samorządowiec, członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.
STALINOWCY W LITERATURZE POLSKIEJ CZ.III
Obecne władze Związku Literatów Polskich w aktach IPN
Wszystko, co dotychczas dzieli ludzi pióra w Polsce, może się okazać niewinną zabawą, gdy Instytut Pamięci Narodowej otworzy swoje archiwa. Niepokój, że tak się może stać, dotyczy ludzi z obu związków pisarskich.
Wraz z ogłoszeniem stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku zawieszona została działalność jedynego wówczas zawodowego zrzeszenia ludzi pióra. Związek Literatów Polskich trwał w próżni organizacyjnej do 1983 roku. Wówczas został rozwiązany. Ale jeszcze w tym samym roku grupa pisarzy z Haliną Auderską i Wojciechem Żukrowskim na czele reaktywowały organizację pod tą samą nazwą.
Nie spodobało się to twórcom uznawanym w powszechnej opinii za opozycyjnych w stosunku do ówczesnych władz PRL. Nazwali oni związek reaktywowany przez Auderską i Żukrowskiego neo-ZLePem…
W roku 1989, gdy zaistniały formalne możliwości utworzenia organizacji pisarzy, którzy wcześniej nie godzili się na zapis statutowy o uznaniu kierowniczej roli PZPR, powstało Stowarzyszenie Pisarzy Polskich. Do tego związku z pierwszym numerem legitymacji przyjęty został noblista Czesław Miłosz. Jest w SPP także następna laureatka najcenniejszej światowej nagrody – Wisława Szymborska. Byli także Zbigniew Herbert, Ryszard Kapuściński i inni niezwykle wartościowi dla literatury autorzy. Ten fakt zdecydował, że członkowie ZLP znaleźli się na straconych pozycjach. Utarczki, który związek ma monopol na rząd dusz w Polsce, wydawały się być bezprzedmiotowe. Związek Literatów Polskich był i jest nadal kojarzony jako spadkobierca Polski Ludowej. Wydawało się natomiast, że nikt nie jest w stanie zakwestionować moralnych autorytetów autorów należących do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.
Trochę „zlepu”, trochę „przebrzmiałych partyjniaków”
Tymczasem zaobserwować można było interesujące zjawisko. W miarę upływu lat w Związku Literatów Polskich przybywało członków, którzy z przyczyn, nazwijmy ideologicznych, powinni należeć do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Należy mieć w tym przypadku na uwadze sporą grupę piszących księży, zakonników czy sióstr zakonnych.
W poszczególnych oddziałach ZLP istnieje także znaczącą grupa twórców, którzy całkiem świadomie wybrali przynależność do wyśmiewanego neo-ZLePu. Uczynili tak, chociaż w ich życiorysach jest odnotowana walka z komunistycznym reżimem i niektórzy formalnie zostali uznani przez Instytut Pamięci Narodowej za pokrzywdzonych przez PRL-owskie służby bezpieczeństwa. Myliłby się ten, kto by twierdził, że przyczyn tego należy szukać w zaniżonych progach przyjmowania do tego związku. Także Stowarzyszenie Pisarzy Polskich poza uznanymi autorkami i autorami posiada całe zastępy ludzi pióra, których nazwiska nic nie mówią współczesnemu czytelnikowi lub mówią niewiele. Z czasem do SPP przylgnął nie mniej złośliwy epitet, rozszyfrowujący nazwę tej organizacji jako Stowarzyszenie Przebrzmiałych Partyjniaków…
Świadczy to prawdopodobnie o tym, że nie wszyscy są w stanie zapomnieć o partyjnych legitymacjach niektórych byłych i obecnych członków SPP, a zwłaszcza o ich wierszach pisanych w pozycji klęczącej w okresie socrealizmu na cześć Lenina i Stalina czy o prozie gloryfikującej socjalizm. Można się tylko domyślać, że z tej przyczyny większość członków Stowarzyszenia Pisarzy Polskich jest przeciwna lustracji, bo pisanie takich „dzieł” miało korzenie w wiernopoddańczej postawie wobec komunistycznych wasali Polski.
Przychylni piewcom stalinizmu twierdzą, że dawne wysługiwanie się komunistycznemu reżimowi pisarze ci odkupili długoletnią walką z władzami PRL-u, często „nagradzaną” więzieniami. Nie przekonuje to do końca wszystkich. Przecież to, co wówczas tworzono, było zazwyczaj mierne i jedynie wierne, nienoszące znamion jakiejkolwiek literatury. Nie ma więc powodów bronić twórczości bardzo niskich lotów, która miała na celu wzmacniać socjalizm. Według tych samych twierdzeń nie ma powodów, aby wybranym fałszować twórcze życiorysy, zaczynając je tworzyć dopiero od zerwania z socrealizmem czy od 1980 r. Pisał na ten temat w swoim czasie Zbigniew Herbert, który po przegraniu nieformalnej rywalizacji o Nagrodę Nobla z Miłoszem i Szymborską miał najwyraźniej dość obłudy twórców wysokich lotów – jednocześnie miernej kondycji moralnej byłych piewców stalinizmu.
Wszystko, co dotychczas dzieli ludzi pióra w Polsce, może okazać się jednak niewinną zabawą, gdy Instytut Pamięci Narodowej otworzy swoje archiwa. Niepokój, że tak się może stać, dotyczy ludzi z obu związków pisarskich.
Co najsmutniejsze, wielu z „odnotowanych” przez IPN nie twórczości, ale powiązaniom ze służbami represji PRL zawdzięczało wysoką pozycję zawodową i społeczną. Nie można tego ukrywać pod pretekstem, że grzebie się w życiorysach ludzi, którzy często zbliżają się do kresu życia.
Konsultant Marek Wawrzkiewicz
Z akt IPN wynika, że większość członków ścisłego kierownictwa Zarządu Głównego ZLP, wybranych do tych władz w 2007 r., uwikłana była w działalność na rzecz służb PRL.
Mało zaszczytną listę otwiera obecny prezes, Marek Wawrzkiewicz. Przy jego nazwisku w aktach IPN można wyczytać między innymi: „Pseudonim, kryptonim »MW«, podstawa pozyskania – dobrowolność i odpowiedzialność obywatelska. Do jakiego zagadnienia pozyskany 17 września 1980 roku – kultura i sztuka. Do jakiej sprawy pozyskany – »ALMANACH« […] Karta 3 E-14/1 Wawrzkiewicz Marek – Aleksander urodzony 21.02.1937 roku. Data zapisu 15 września 1986 roku. Teczka personalna konsultanta Wydziału III Biura Studiów SB MSW nr rej. 30311 przekazana z Wydziału III 1 Stołecznego Urzędu Spraw Wewnętrznych”.
Współpracę z konsultantem Markiem Aleksandrem Wawrzkiewiczem zakończono w 1986 r., niszcząc dokumentację w 1990 r. Całość akt współpracy zapisano w mikrofilmach.
Konsultant SB zwykle zajmował eksponowane stanowisko społeczne lub zawodowe. Nie podpisywał zobowiązania o współpracy, zwykle nie miał nadawanego pseudonimu operacyjnego i co najważniejsze, nie pobierał wynagrodzenia za „konsultację”.
Wawrzkiewicz w okresie trwania PRL pełnił wiele odpowiedzialnych funkcji zawodowych i społecznych, będąc między innymi redaktorem naczelnym młodzieżowego pisma literackiego „Nowy Wyraz” czy miesięcznika „Poezja”. Był attaché kulturalnym ambasady Polski w Moskwie. Działał na forum Pisarzy Partyjnych ZLP sprzed 1981 r., a z racji kontaktów redakcyjnych miał wiele znajomości wśród różnych wiekiem twórców literatury.
– To dla mnie całkowite zaskoczenie – powiedział „Gazecie Polskiej” Marek Wawrzkiewicz. Nie potrafił wskazać podstawy zakwalifikowania go jako konsultanta SB. – Całe życie byłem lewicowcem, ale nie świnią – stwierdził. Opowiedział, jak w listopadzie 1982 r. wysłano go na placówkę do Moskwy jako korespondenta prasy literackiej. Tam niejaki płk Strzelecki proponował mu współpracę, lecz, jak stwierdził, „udało mi się z tego wymigać”.
Mówi, że dziś go jako prezesa ZLP absolutnie nie interesuje, czy któryś z literatów współpracował z SB, czy nie, szkodził, czy też nie. Uważa, że niczemu nie służy wyrzucanie przez niektóre osoby wielkim postaciom literackim opozycji, że pisali wiersze o Stalinie oraz że podpisywali różne pisma, solidaryzując się z partią i władzą. – To byli inni ludzie, żyjący w zupełnie innych czasach – stwierdził Wawrzkiewicz. – Zresztą, co wynika z tego, że ktoś dajmy na to w latach 70. coś chlapnął – dodał.
– Ci młodzi ludzie z IPN, którzy wyobrażają sobie, że mogliby cały czas mosty wysadzać, nie zdają sobie sprawy, jakie to były czasy – zakończył prezes.
Konsultant Krzysztof Gąsiorowski
Krzysztof Kazimierz Gąsiorowski to wieloletni wiceprezes ZG ZLP, obecnie prezes honorowy warszawskiego oddziału tego związku. Prywatnie jeden z najlepszych przyjaciół Marka Wawrzkiewicza.
Oto fragment wypisu z karty 2 E-14/1: „Gąsiorowski Krzysztof Kazimierz urodzony 19.05.1935 roku Warszawa. Data zapisu – 27. X. 74. W latach 1970-1974 był w rozpracowywaniu organizacyjnym Wydziału III Komendy Stołecznej MO w Warszawie, numer sprawy 5544, jako podejrzany o zamiar przesyłania na Zachód utworów literackich o treści kontrowersyjnej. Czynności operacyjne nie potwierdziły tych podejrzeń. Sprawa w archiwum Wydziału »C« KS MO w Warszawie, numer 3185/III”.
W następnym wypisie czytamy: „Numer rejestracyjny Biura Wydziału »C« – 26893, data: 19.11.1979 r. Kategoria – konsultant, pseudonim »KG«, podstawa pozyskania – współodpowiedzialność obywatelska. Data pozyskania – 12 listopada 1979 roku. Do jakiego zagadnienia pozyskany – kultura i sztuka. Do jakiej sprawy pozyskany – Sprawa Operacyjna »ALMANACH«. Konsultant E-16, 12. I. 90 – Sprawę wyrejestrowano 12. I. 1990 z uwagi na nieprzydatność do celów operacyjnych. Materiały numer rejestracyjny 26893 zniszczono komisyjnie ze względu na brak wartości operacyjnych protokołem OP-0074/III/90 z dnia 9.01.1990 r.”.
Krzysztof Gąsiorowski w rozmowie z „GP” był zupełnie zaskoczony informacjami z IPN. Nie potrafił wskazać zdarzeń, które mogły spowodować zaliczenie go przez SB do jej konsultantów. Przypomniał, że w pewnym okresie jedna z osób z krakowskiego środowiska KPN o tym samym co on imieniu i nazwisku podszywała się pod niego. – Podpisywał moje książki, a później okazał się być pracownikiem SB – mówił o tej osobie Gąsiorowski. Wyjaśnia, dlaczego nie dopuszczał możliwości pójścia na współpracę z bezpieką. – Byłem człowiekiem partii, ale to oznaczałoby przekroczenie kolejnej granicy – stwierdził.
– Lustracja z punktu widzenia interesu społecznego to gra niewarta świeczki – uważa Gąsiorowski. Dodaje, że ludzi nie da się sprowadzić do czystych kategorii grzechu i niewinności. – Trzeba przełknąć trochę ludzkich przywar – konkluduje.
Konsultant Aleksander Nawrocki
Aleksander Nawrocki to wieloletni członek władz warszawskiego oddziału ZLP oraz ZG ZLP, obecnie właściciel Wydawnictwa Książkowego IBiS, a także redaktor naczelny pisma „Poezja Dzisiaj”.
W aktach Biura „C” MSW czytamy: „Nawrocki Aleksander, urodzony 14 marca 1941 roku – Bartniki – Data zapisu – 4 kwietnia 1989 roku. Konsultant Wydziału IV Departamentu III Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, numer rejestracyjny 68706”.
O ile Wawrzkiewicz i Gąsiorowski byli zarejestrowani jako konsultanci stołecznego Urzędu Spraw Wewnętrznych i stołecznej Komendy Milicji Obywatelskiej, o tyle Nawrocki Aleksander był „konsultantem” o kilka szczebli wyżej, bo samego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Z zachowanej w IPN dokumentacji dowiedzieć się można, że 26 lipca 1989 r. nastąpiła faktyczna rezygnacja z „jednostki” przez MSW, a materiały dotyczące jego współpracy złożono i sfilmowano w archiwum Wydziału II Biura „C” MSW numer 22464/I.
Aleksander Nawrocki w rozmowie z „GP” stwierdził, że zaszło nieporozumienie wywołane zbieżnością nazwisk. – W 1988 r. ktoś by chyba musiał zwariować, by iść na współpracę. Kogo wówczas interesowała współpraca z bezpieką? – stwierdził. Mówił, że nie było takich okoliczności, w których mógłby zostać uznany za konsultanta SB.
Aleksander Nawrocki jest zwolennikiem dostępności wszystkich akt IPN. – Lustrować – tak, ale wszystkich – zaznaczył. Dodał, że jest ciekawy lustracji w ZLP. Chciałby się na przykład dowiedzieć, kto donosił również na niego.
Konsultant Andrzej Zaniewski – TW „Witold Orłowski”
O tym, że wśród obecnych władz Zarządu Głównego Związku Literatów Polskich mogli zaistnieć jednocześnie w podwójnej roli „konsultanci” i tajni współpracownicy SB oraz innych służb, świadczą akta Instytutu Pamięci Narodowej dotyczące jednego z trzech wiceprezesów – Andrzeja Zaniewskiego. Według zapisów IPN o numerze 5912 z 7 lutego 1979 r.: „kategoria – konsultant, pseudonim, kryptonim – Witold Orłowski. Do jakiego zagadnienia pozyskany – Kultura i Sztuka. Do jakiej kategorii sprawy pozyskany – OBIEKTOWA”.
Z następnych akt można się dowiedzieć: „Zaniewski Andrzej, urodzony 13 kwietnia 1940 roku w Warszawie, numer ewidencyjny sprawy 5912, data 22 kwietnia 1971 roku; kategoria Tajny Współpracownik; pseudonim, kryptonim Witold Orłowski; podstawa pozyskania – dobrowolność. Data pozyskania 19.04.1971 roku. Do jakiego zagadnienia pozyskany – literackie, do jakiej kategorii sprawy pozyskany – obiektowej”.
Fragment kolejnych akt: „pseudonim – »Witold Orłowski«; proszę o wyrejestrowanie drugostronnie wymienionego. Materiały zarejestrowane przez Wydział OKPP do numeru 5912 zostały komisyjnie zniszczone zgodnie z protokołem Nr OP-00113/90 z dnia 31.01.1990 jako nie przedstawiające wartości organizacyjnej”.
– Muszę potwierdzić: to prawda – powiedział „GP” Zaniewski. – Nie będę się wybielał – dodał. Na pytanie, dlaczego wcześniej nie ujawnił faktu współpracy ze służbami PRL, odparł, że nie było takiej potrzeby. Stwierdził, że to dla niego bolesne sprawy i trudno mu o tym mówić. Opowiedział, że SB starała się go wysuwać na eksponowane stanowiska. Unikał tego, by nie musieć ujawniać przed nią faktów dotyczących innych osób. – Starałem się nie szkodzić, ale czy nie szkodziłem na pewno, trudno powiedzieć – mówił. Stwierdził, że bardzo liczył na to, że do lustracji dojdzie od razu po przemianach w kraju, gdy prezydentem został Lech Wałęsa. – To olbrzymia strata, że tak się nie stało – kończył Zaniewski.
Konsultant Jacek Kajtoch
Jacek Kajtoch to emerytowany wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego. Członkiem Związku Literatów Polskich jest od niepamiętnych lat. W reaktywowanym związku od początku, czyli od 1983 r., pełni funkcję jednego z wiceprezesów. W aktach założonych przez Służbę Bezpieczeństwa 28 maja 1976, przechowywanych obecnie w IPN pod numerem rejestracyjnym KR-17222, w karcie 2 E)-4/73 czytamy: „Kajtoch Jacek, urodzony 7 lipca 1933 roku w Wadowicach […] Nr rejestracyjny Biura (Wydz.) »C«; data 6.10.76 r.; Kategoria – Konsultant, pseudonim, kryptonim »JACEK«. Podstawa pozyskania – współodpowiedzialność; data pozyskania 14.09.76. Do jakiego zagadnienia pozyskany – DYWERSJA 01, wykaz akt 30.07.80”.
Z innych akt wynika, że od 28 maja 1976 r. Jacek Kajtoch był kandydatem na współpracownika-konsultanta, ale w kilka miesięcy później SB zanotowała, że od 6 października tego samego roku pozyskała go jako konsultanta na zasadzie współodpowiedzialności obywatelskiej. Akta mówiące o współpracy konsultanta „Jacka” zniszczono w „jednostce operacyjnej” 31 stycznia 1990 r.
– Po aferze z Pyjasem odmówiłem wszelkiej współpracy – powiedział „GP” Jacek Kajtoch. Stwierdził, że po tym, jak wziął udział w pochodzie żałobnym po śmierci Pyjasa w 1977 r. w Krakowie, był nawet represjonowany – nie wypłacono mu na przykład dodatku za kierowanie studium dziennikarskim na UJ. Bezpieka przestała się nim wówczas interesować. Powiedział też, że komitet uczelniany naciskał na niego, by wstąpił do „Solidarności”. Odmówił, bo nie chciał, by PZPR wykorzystywała go przeciwko związkowi. Jak stwierdził, zawiódł się na komunizmie w PRL. Uważa, że dziś lustracja jest potrzebna w odniesieniu do osób na stanowiskach państwowych.
Konsultant Wacław Sadkowski
Sprawę konsultanta o pseudonimie „Olcha” omawiała swego czasu „Rzeczpospolita”. Kolejny wiceprezes ZG ZLP, były redaktor naczelny „Literatury na Świecie” – Wacław Sadkowski – zaprzeczył, jakoby mógł być jakimkolwiek współpracownikiem służb represyjnych Polski Ludowej. Nie ma więc sensu pogłębiać tematu „Rzeczpospolitej”, że był „Olchą”…
Leszek Żuliński – TW „Jan” i „Literat”
W 2007 r. na łamach „Trybuny” publicysta Leszek Żuliński opisał, jak podczas zjazdu delegatów Związku Literatów Polskich w maju tego samego roku został bezpardonowo zaatakowany przez ziejącego nienawiścią człowieka prawicy, Marcina Hałasia z Katowic. Dzięki odpowiedzi Hałasia zamieszczonej w „Gazecie Polskiej” do opinii publicznej przedostały się wiadomości o przebiegu ostatniego zebrania najwyższych władz ZLP.
Hałaś – prezes oddziału ZLP w Katowicach, zadał pytanie kandydatowi do władz krajowych o nastawienie do problemu lustracji i konkretne pytanie: czy w przeszłości Leszek Żuliński był tajnym współpracownikiem służb represyjnych PRL? Prowadzący zebranie obecny sekretarz generalny ZLP Grzegorz Wiśniewski zabronił zarówno Marcinowi Hałasiowi, jak i komukolwiek z sali zadawania tego typu pytań. Uznał bowiem, że stanowi to próbę ingerencji w sferę prywatną kandydata do władz naczelnych związku. Jego zdaniem bezprawną i niemającą żadnego związku z działalnością w ZLP. Wiśniewski na forum związku wyjaśniał, że prawo nie zabrania byłym współpracownikom służb specjalnych PRL-u kandydowania do władz ZLP. Oświadczył także, że kierowane do Żulińskiego pytanie było w istocie usiłowaniem przeniesienia na teren ZLP praktyk dzikiej lustracji.
– Po pytaniu Hałasia powiedziałem, że nie dotyczy ono materii wyboru władz związku – mówi „GP” Wiśniewski. Na pytanie, dlaczego tak się zachował, odpowiedział, że materiały gromadzone i publikowane przez IPN są jego zdaniem całkowicie niewiarygodne. – Są na to wprost tysiące dowodów. Dlatego nie będę się odnosił do żadnej informacji, za którą będzie stał tak zwany Instytut Pamięci Narodowej – stwierdził Wiśniewski.
Zapis o poecie i krytyku literackim Leszku Żulińskim jest następujący: „Figuruje w systemie SYSKIN MSW 18347/I w rejestrze 39849 Żuliński Leszek urodzony 25.08.1949 »Jan« KW MO Warszawa 65124/II w rejestrze 9754 Żuliński Leszek »Literat«”. Z innych zapisów wynika, że TW o pseudonimie „Jan” i „Literat”, pozyskany do współpracy 24 października 1974 r., zrezygnował z dalszych kontaktów 22 stycznia 1990 r. Dokumentów o działalności TW „Literat” i „Jan” brak jest w zasobach IPN, brak też adnotacji o zmikrofilmowaniu materiałów.
Leszek Żuliński, poproszony przez „GP” o zajęcie stanowiska wobec informacji znajdujących się w dokumentach IPN na jego temat, odpowiedział, że nie zamierza ich komentować i przerwał rozmowę.
Grzegorz Wiśniewski – w kręgu zainteresowań służb wojskowych
Próba dotarcia do akt IPN dotyczących sekretarza generalnego Zarządu Głównego ZLP – Grzegorza Wiśniewskiego przyniosła efekt w postaci odpowiedzi ze strony Instytutu, że całość dokumentacji Grzegorza Wiśniewskiego przejęły służby wojskowe w Krakowie.
Grzegorz Wiśniewski, zapytany przez „GP” o ewentualne jego związki z tajnymi służbami PRL, powtórzył, że nie będzie się odnosił do żadnej informacji, która pochodzi z IPN.
Autorzy:
Julian Kasprowski, Maciej Marosz
Źródło: Gazeta Polska
Dokumenty, źródła, cytaty:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Piotr_Boro%C5%84_%28ur._1962%29
http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=my&dat=20060906&id=my11.txt
http://www.naszawitryna.pl/jedwabne_1021.html
http://aleksanderszumanski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=824&Itemid=2
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/obecne-wladze-zwiazku-literatow-polskich-w-aktach-ipn/lm0vw
http://pl.wikipedia.org/wiki/Piotr_Boro%C5%84_%28ur._1962%29
http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=my&dat=20060906&id=my11.txt
http://www.naszawitryna.pl/jedwabne_1021.html
http://aleksanderszumanski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=824&Itemid=2
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/obecne-wladze-zwiazku-literatow-polskich-w-aktach-ipn/lm0vw
http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=my&dat=20060906&id=my11.txt
http://www.naszawitryna.pl/jedwabne_1021.html
http://aleksanderszumanski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=824&Itemid=2
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/obecne-wladze-zwiazku-literatow-polskich-w-aktach-ipn/lm0vw