Szczęście nam sprzyjało, zaś Kamil Glik-Glück (po polsku 'Szczęście’) jest szczęśliwym strzelcem 10. bramki Anglikom. Dzień wcześniej mieliśmy pecha z nieruchomym Dachem Narodowym
Znamy powiedzenie „mądry Polak po szkodzie”? A może pamiętamy, jak Amerykanie sobie robili żarty z Polaków – polish jokes? Na przykład – filiżanka z uszkiem od wewnątrz? Macie parasol ogrodowy a podczas deszczowej pogody delektujecie się grylowankiem bez niego, bo głowa rodziny nie wydała dyspozycji? Widzieliście żarcik rysunkowy – jak poznać Polaka? Podczas deszczu wszyscy mają parasole, ale tylko jeden moknie, bo wprawdzie ma, lecz zamknięty i podpiera się nim.
Anglicy 100 lat temu uznali, że mają pasażerski niezatapialny statek i zatopili go podczas pierwszego rejsu. Gdyby nie wielkie materialne straty oraz ofiary w ludziach, to zapewne żartowano by z nich na potęgę. Byli szybsi od nas, bowiem my nasz Stadion Narodowy z premedytacją zatopiliśmy dopiero po paru meczach i paru miesiącach, przy czym już podczas EURO 2012 popisaliśmy się przed światem urodą i techniką naszego Narodowego Dachu, a przede wszystkim organizacją – zasunęliśmy go, powodując tropikalne warunki dla naszej drużyny i naszych kibiców, przyzwyczajonych jednak do klimatu umiarkowanego.
Anglicy jednak nie zatopili z premedytacją, lecz przez nieuwagę i pychę – mogli płynąć wolniej i bardziej na południe oraz baczniej obserwować horyzont. Oni i my mieliśmy możliwości zmiany biegu historii. Oni po wdarciu się wody do wnętrza statku już właściwie nic nie mogli uczynić rozsądnego, w przeciwieństwie do nas – z nas Los zakpił niemiłosiernie, bowiem dał nam w prezenciesporoczasu na właściwą reakcję, jednak było nas zbyt wielu i zabrakło wodza, który by poprowadził Naród do zwycięskiego rozłożenia owegoDachu Narodowego.
Kiedy byłem uczniem, wrażenie na mnie zrobiła czytanka – pewien chłopak dostrzegł na torach powalone drzewo i zrobił wszystko, co w jego mocy, aby powiadomić kolejarzy, dzięki czemu uniknięto katastrofy. Opowieści podobnego typu (zamiast drzewa – kamienie ułożone przez chuliganów albo rozrzucone po lawinie, tudzież pasące się stado lub zdezelowane auto) miały odcisnąć duże a pozytywne piętno na czytelnikach i wskazać młodemu człowiekowi właściwy sposób postępowania. Nikt chłopaka nie uczył, co ma robić. Oczywiście nie znał słowa „procedura” i nie miał matury. Zrobił to, co mu nakazywał rozum – nic wielkiego, a przypadkiem wyszło bohatersko. No i poczynał sobie jednoosobowo! Tu zabrakło takiego mądrego chłopaka, choćod paru latmamy jednego przywódcę, uważającego, że za wszystko bierze pełną odpowiedzialność. No, ale trudno, aby wziął i za ten skandal, bo i bez tego jest co brać na swoje barki (i to barki niesłużące do pływania).
Deszcz miał spaść 16 października 2012 w naszej stolicy i spadł, o czym wiedzieli nie tylko meteorolodzy, ale dziesiątki wipów i wielka rzesza kibiców. Tysiące kibiców oraz miliony telewidzów widziało potem, że pada, jak już zaczęło to czynić. Widzieli zawodnicy, działacze, komentatorzy, rząd z premierem, prezydentka stolicy i prezydent RP. Także projektanci, konstruktorzy i budowniczowie. Również policjanci i strażacy, którzy wydali zgodę na rozegranie meczu. Wszyscy widzieli, że pada, wszyscy zastanawiali się, dlaczego Dachu Narodowego nie rozłożono. Bodaj wszyscy przeczytali omówioną lekturę. Paru ze zrozumieniem kiwało głowami po otrzymaniu informacji, że jeśli trening odbył się przy otwartym Dachu Narodowym, to mecz powinien odbyć się w identycznej konfiguracji. Zdumiewające i jakże inteligentne zalecenie. I to – na całe szczęście – nie jest zasadaprzez Polakawpisana na Listę Cywilizacyjnych Mądrości.
Są narody znacznie bardziej doświadczone przez przyrodę i przez głupotę swoich przywódców. My wyraźnie mamy pecha do wody – największe powodzie w ostatnich latach i teraz to nieszczęście na Stadionie Narodowym – owym symbolu przerostu kosztów oraznarodowejdumy do dnia planowanego pojedynku z Anglikami, kiedy okazało się, że i Dach Narodowy (podobno nie można nim ruszać podczas deszczu!), i ten cały nasz Stadion Narodowy jest jakiś wybrakowany – wydaje się bublem.
Nie jest sztuką płynąć sobie po spokojnej ciepłej wodzie lub grać na zielonej trawie letnią porą. Sztuką jest płynąć wiosną (pora odrywania się skawalonej wody) z dala od gór lodowych i to po północnym Atlantyku oraz sztuką jest grać jesienią (pora kapania ciekłej wody) z dala od opadów i to w chłodnej Polsce. Technicznie Anglicy byli przygotowani – mieli dobrze zbudowany statek i dobrze wyszkoloną załogę, nawet pogoda im sprzyjała. Technicznie i my byliśmy przygotowani, ale zabrakło ważnej a odpowiedzialnej osoby, która nacisnęłabynajważniejszy guzik (ten od Dachu Narodowego), kiedy pogoda zawiodła, czego zresztą się spodziewano. Teoretycznie tak pasażerowie, jak i kibice byli potencjalnie odpowiednio odseparowani od wody. Teoretycznie.
Śmiał się cały świat, w tym cała Europa, ale bez… Niemców. Oni dokonali chyba jeszcze śmieszniejszego wyczynu – po godzinie zmagań ze Szwedami wygrywali już 4:0 i każdy niemiecki kibic na stadionie (w tym kanclerka Angela Merkel) oraz poza nim, zastanawiał się tylko nad rozmiarem pogromu nad biednymi Skandynawami, którzy – wydawało się – pomału zaczęli godzić się z porażką. A tu Szwedzi sobie zażartowali z germańskich piłkarskich wojowników – zaczęli odrabiać straty, gol po golu, ku zdumieniu przeciwników, i w doliczonym czasie zdobyli… remisową czwartą bramkę! Fotki zawodników niemieckich, trenera oraz kanclerki zrobione w 60. oraz w 90. minucie, zestawione parami, mogą osiągnąć niezłe ceny na aukcjach…
Niestety, Szwedzi mieli podwójny ubaw – i z nas, i z Niemców. Ponieważ tych pierwszych jest znacznie mniej niż drugich – więc suma śmiechów po tym meczu i po naszym blamażu z otwartym a zamykalnym (rozkładalnym) Dachem Narodowym i tak jest dla nas korzystniejsza, niż byłaby w przypadku wysokiej wygranej naszych zachodnich sąsiadów. Ale byłyby śmiechy za Odrą, gdyby tamtejsi mieszkańcy wygrali 4:0 z potomkami wikingów i dotarłyby do nich wieści od słowiańskiej strony…
Jakie wnioski ludzkość wyciągnęła z katastrofy Titanica? Wiele w dziedzinie budownictwa okrętowego i bezpieczeństwa na morzach, jednak Polacy nie starali się zbytnio – pechowy superstatek (najlepszy na świecie) został zalany i pechowy superstadion (najlepszy na świecie) został także zalany na oczach ofiar biernie obserwujących dramat. Określenie „zalany Polak” zyskało nowe znaczenie, które – miejmy nadzieję – pokryje (zaleje?) to bardziej znane. Titanic był pomnikiem wystawionym sobie przez armatora, aby budzić zazdrość u obcych i wzbudzać dumę u swoich. Podobnie jest z naszą budowlą – Stadion Narodowy jest pomnikiem wystawionym sobie przez rząd, aby budzić zazdrość u obcych i wzbudzać dumę u swoich. Oba pomniki runęły i przepadły w wodzie, ten starszy całkowicie, młodszy jeszcze jakoś się trzyma.
PS 39 lat wcześniej, także 17 października, lecz 1973, na słynnym londyńskim stadionie Wembley zremisowaliśmy 1:1. Gole strzelono w odwrotnej kolejności – najpierw to my wygrywaliśmy, potem wyrównali wyspiarze. I mamy tu sympatyczny polsko-niemiecki wątek. Po warszawskim potopie remisowego gola dla Polski strzelił Kamil Glik – Polak posiadający także obywatelstwo niemieckie (w jego niemieckim paszporcie widnieje nazwisko Glück). A Glück to po polsku 'szczęście’. Szczęście zatem nam sprzyjało, zaś Glik-Glück jest szczęśliwym strzelcem 10. bramki Anglikom. Mniej szczęścia miało dwóch żartownisiów, którzy wtargnęli na puste (nie licząc kałuż) boisko i zostali ukarani przez polski niezawisły i niezalany jeszcze sąd, który zastosował surowe prawo dotyczące boiska pełnego zawodników i sędziów. Polscy togowcy nie znają się na żartach – mają najwięcej spraw do rozstrzygania a zajmują się takimi wesołymi bzdetami. Leninowi i Stalinowi zarzucano, że stosowali znacznie surowsze kary wobec swoich przeciwników, niż krytykowany i obalony przez nich car. Gdyby Narodowym Stadionem sterowali tak zasadniczy ludzie, co sędziowie, to mecz odbyłby się na suchej murawie i w przewidzianym terminie, bez kompromitacji i bez taplania się w bajorach przez owych dwóch niecierpliwych (a teraz cierpiących) kawalarzy.