Sprawdzam tagi do swoich blogowych refleksji i znajduję trzy teksty, w których poświeciłem swój czas i emocję Arturowi Zawiszy. Jeden z nich pamiętam bardzo dobrze. Był to wpis, który napisałem poruszony wywiadem jakiego Artur Zawisza udzielił Rzeczpospolitej już po tym, jak odszedł z Prawa i Sprawiedliwości, a nawet po tym chyba, jak się zorientował, że nic mu to wyjście nie dało i chyba trzeba będzie zwijać interes. Oczywiście cala rozmowa była bardzo inspirująca, ale to co mnie w niej najbardziej dotknęło, to jedno zdanie, już pod sam koniec wywiadu, kiedy to Zawisza, odpowiadając na pytanie dotyczące swoich dalszych planów odpowiedział ni mniej ni więcej tylko tak: „SKUPIAM SIĘ NA WIELOPŁASZCZYZNOWEJ DZIAŁALNOŚCI BIZNESOWEJ. ZDARZA SIĘ, ŻE OJCZYZNA WOŁA, ALE […]
Sprawdzam tagi do swoich blogowych refleksji i znajduję trzy teksty, w których poświeciłem swój czas i emocję Arturowi Zawiszy. Jeden z nich pamiętam bardzo dobrze. Był to wpis, który napisałem poruszony wywiadem jakiego Artur Zawisza udzielił Rzeczpospolitej już po tym, jak odszedł z Prawa i Sprawiedliwości, a nawet po tym chyba, jak się zorientował, że nic mu to wyjście nie dało i chyba trzeba będzie zwijać interes. Oczywiście cala rozmowa była bardzo inspirująca, ale to co mnie w niej najbardziej dotknęło, to jedno zdanie, już pod sam koniec wywiadu, kiedy to Zawisza, odpowiadając na pytanie dotyczące swoich dalszych planów odpowiedział ni mniej ni więcej tylko tak: „SKUPIAM SIĘ NA WIELOPŁASZCZYZNOWEJ DZIAŁALNOŚCI BIZNESOWEJ. ZDARZA SIĘ, ŻE OJCZYZNA WOŁA, ALE MUSIAŁABY BARDZO GŁOŚNO KRZYCZEĆ”.
Wybiłem to zdanie wielkimi literami, bo w pewnym sensie od tamtego czasu, kiedy on wypowiedział te przedziwne słowa – a więc od paru już lat – nie spotkało mnie nic o podobnej sile rażenia. Dopiero dziś, kiedy wyszedłem z psem na spacer – tak, mamy psa, dokładnie rzecz biorąc moja najmłodsza córka ma psa, tyle że w trosce o moje zdrowie wysyła mnie na spacerki – zajrzałem do Ekranu i na poczesnym miejscu widzę twarz Artura Zawiszy, jego nazwisko i zapowiedź debiutu w roli blogera. Patrzę i rozumiem jedno: Ojczyzna zawołała. I to chyba z wrzaskiem. No bo to musiał być wrzask prawdziwy, skoro Artur Zawisza pieprznął tą „wielopłaszczyznową działalnością biznesową” i przybiegł na ratunek. I to z takim oto wołaniem:
„Wracam. Wracam do publicznych wypowiedzi w sprawach publicznych. Staję na widoku w Nowym Ekranie. Temu medium internetowemu zawdzięczam własną mobilizację na rzecz dobra wspólnego. Wracam tedy zarówno do spraw szeroko komentowanych, jak i legnących w ciszy, czasem złowrogiej. Zaś najważniejszą jest sprawa polska. Tej warto poświęcić czas i wysiłek, a wielu poświęciło majątek, zdrowie i życie. Jesteśmy także im, naszym przodkom w polskości, winni choćby czas i wysiłek”.
Chciałoby się zawołać: „Kurwa jego mać!” i skoczyć, mimo postu i porannej pory, po flaszkę i się zwyczajnie upić. Ale nie wolno. Trzeba zachować spokój. W końcu, skoro jakoś radzimy sobie z Piotrkiem, to i z Zawiszą damy radę. Przypomnę jednak tamten tekst. Choćby ze względu na tytuł. A tytuł miał piękny: „Śrubka, sprężynka i szalik z jedwabiu”. Z okazji też tego, ze ten mój dzisiejszy gest, to sprawa w dużej mierze Nowego Ekranu, robię wyjątek i zamieszczam ten wpis w całości.
Czas podsumowań nie chce minąć. Dziwne. Celebrowanie końca roku i początku roku nowego na takim poziomie emocji śmierdzi na odległość najgorszym pogaństwem, a my – jakby nam kompletnie odbiło. Nawet Toyahówna z młodym Toyahem postanowili pojechać jutro do Krakowa, żeby postać sobie przez całą noc na mrozie, posłuchać jak grają zespoły, a w międzyczasie wrzasnąć, że oto zmieniła się data. Ja rozumiem, ktoś taki stary jak ja może przynajmniej się cieszyć, że udało mu się pociągnąć jeszcze rok. Ale dzieci? Co za satysfakcja? Ale jest jak jest, więc niech im będzie. Byle tylko trafili jakiś osobowy do Katowic, co się wydaje mało prawdopodobne. Od czasu jak otworzyli tę niby autostradę między Katowicami a Krakowem, jak nie masz samochodu, możesz najwyżej poczekać, aż będzie coś jechało ze Szczecina do Przemyśla, albo z powrotem.
My zostajemy w domu. Będziemy jeść bigos, wypijemy resztę jesiennych nalewek, pani Toyahowa będzie czytała kolejne wspomnienia o polskich Żydach, a ja pewnie będę się zastanawiał, jak bardzo trzeba zgłupieć, żeby ten fakt został uznany i poświadczony oficjalnie. Od razu mam przy tym wiadomość dla przedstawicieli tzw. rozsądnej części społeczeństwa, która przychodzi tu wciąż, na ten mój blog, żeby się poczuć lepiej, że nie chodzi mi o to, co im się wydaje. Więc proszę się wstrzymać z żartami, bo i tak będą niecelne.
Zresztą żeby pić nalewki (albo co tam jest pod ręką), czytać o Żydach i dumać nad sytuacją w jaką wpędziły nas te dziwne czasy, wcale nie trzeba czekać do tej pojutrzejszej nocy. Toyahowa i dziś jest obstawiona tymi książkami, a ja i tak, jak widzicie, oczywiście coś wytropiłem i już nie mogę spokojnie się zająć oglądaniem TVN24, dopóki nie wywalę całej mojej goryczy na ten monitor. Poszło tym razem o dwie rzeczy. W Rzepie ukazał się cytat z Andrzeja Wajdy. Jedno zdanie. Ale za to jakie! Pan Artysta, zapytany przez Newsweek o przyczyny upadku komuny, odpowiedział co następuje: „Ten ustrój upadł także dlatego, ze ja robiłem filmy, a Wałęsa i ludzie przyszłej ‘Solidarności’ je oglądali”. To jedno. Parę stron dalej dwie rzepowe panie redaktorki gawędzą sobie o wszystkim z Arturem Zawiszą.
Tu musi nastąpić dłuższa dygresja. Jeśli ktoś chciałby wiedzieć, skąd nagle pomysł, żeby o cokolwiek pytać akurat Zawiszę, to wyjaśnienie pada zaraz na początku. Okazuje się, że środowisko pana Artura dokonało skutecznego przejęcia władzy w publicznej telewizji i w publicznym radio, więc tym samym pan Artur znalazł się ponownie w kręgu o popularnej nazwie establishment. A tu, jak wiadomo, żartów nie ma. Jest szansa, że przy najbliższej okazji, jak Artur Zawisza pojawi się na ciasteczkach u Rymanowskiego to nie będzie wyłącznie stroił min, ale nawet zabierze głos, a poseł Wenderlich raczy na niego spojrzeć przychylnym wzrokiem. W końcu władza to władza.
Więc tu, w tym pięknym wywiadzie – który z pewnością Zawisza już od rana ma wywieszony w antyramie nad swoim biurkiem – panie wywiadowczynie pytają rzeczonego Zawiszę, jak on ocenia fakt, że pobożni ludzie dokonali inwazji na TVP, odpowiada, że jest dobrze, bo jeden z nich jest „doborowym wydawcą”, a drugi „cenionym intelektualistą i pełnokrwistym publicystą”. Ale to by może nie było aż tak ważne (w końcu doborowych wydawców i pełnokrwistych publicystów, nie wspominając już o cenionych intelektualistach, my ludzie starsi poznaliśmy już zbyt wielu), gdyby nie to, że „nominacja redaktora naczelnego szanowanego periodyku [‘świetnie rozpoznawalnego w świecie kultury chrześcijańskiej’] na dyrektora najbardziej intelektualnej anteny radia to znak zmian na lepsze w mediach publicznych”. Więc wreszcie idzie ku lepszemu. Po 18 latach bezbożnych, głupich i nieprofesjonalnie zarządzanych mediów, nastała jutrzenka „ładu” prawdziwie „narodowego”. I oto zwiastun tego ładu przemawia na łamach Rzeczpospolitej.
Ale to była, jak zapowiedziałem, jedynie bardzo rozbudowana dygresja. Tu również – podobnie jak w wypadku Pana Artysty – chodziło mi o jedną, i tylko jedną, myśl. Otóż, skoro już Artur Zawisza – dzięki niezwykle wyrafinowanej zagrywce bohatera moich zimowych dni, Piotra Farfała – powstał jak Feniks z popiołów politycznego niebytu, Rzeczpospolita, w konkluzji wywiadu, zwraca się do niego z pytaniem dziś już podstawowym: „A chce pan wrócić do Sejmu?”
Oto odpowiedź:
„SKUPIAM SIĘ NA WIELOPŁASZCZYZNOWEJ DZIAŁALNOŚCI BIZNESOWEJ. ZDARZA SIĘ, ŻE OJCZYZNA WOŁA, ALE MUSIAŁABY BARDZO GŁOŚNO KRZYCZEĆ”.
Od momentu, jak po raz pierwszy zapoznałem się z tą bufonadą Andrzeja Wajdy z Newsweeka i tym czymś – nie umiem znaleźć odpowiedniego słowa; może ktoś mi pomoże – w wykonaniu Artura Zawiszy, minęło parę dobrych godzin. Ale teraz, zacytowałem te słowa, dałem je w kursywie, pogrubiłem, wyodrębniłem do osobnego akapitu, i gdybym mógł jeszcze coś z nimi zrobić, to pewnie by zrobił, ale nie przychodzi mi nic do głowy. Więc siedzę i gapię się w monitor i… pustka. Chyba sobie zrobię przerwę.
—————————————————————————————————————-
No i już jestem. I myślę sobie, że może i ja jakoś spróbuję podsumować ten rok. A może – żeby się nie tak do końca angażować w ten pogański obyczaj – nie koniecznie nawet rok. Może w ogóle podsumować coś bardziej rozlazłego w czasie. Pisałem tu kiedyś o plazmie. Plazmie, czyli czymś czego ani nie sposób dotknąć, ani opisać, ani nawet pewnie umiejscowić. A co jest, bo się ją czuje od momentu jak człowiek otworzy rano oczy, aż po tę chwilę, kiedy zacznie czuć nadejście snu. Oto zdarzyło mi się dziś ujrzeć to coś w dwóch kompletnie różnych, wręcz biegunowych miejscach. Z jednej strony mamy Andrzeja Wajdę, kiedyś reżysera – zdolnego bardzo reżysera, autora jednego, dwóch, czy nawet trzech wybitnych filmów – a z drugiej Artura Zawiszę, polityka – dziś, jak sam się przedstawia, „wielopłaszczyznowego” biznesmena. Dwoje ludzi, tak z pozoru całkowicie politycznie i kulturowo i ideowo innych, a w rzeczywistości dokładnie identycznych. Ludzi, którzy po prostu, w pewnym momencie, nie wytrzymali tego, zwykłego przecież w naszym życiu, napięcia i zwariowali.
Ale nie zwariowali tak, jak to się przydarzyło wielu innym osobom, których los, czy nawet talent, rzucił w światła reflektorów. Nie spotkał ich los tych pierwszych bohaterów Solidarności, których i ja spotykam niekiedy na ulicy mojego miasta i wiem, że z każdym dniem jest z nimi coraz gorzej, bo tak jakoś to życie okazało się dla nich okrutne. Nie. Oni są wciąż na widoku, wciąż jeszcze noszą porządne garnitury i porządne szaliki do bardzo porządnych płaszczy. Ale są faktycznie w tym samym miejscu, gdzie tamci, i podobnie jak tamci snują się po okolicy i coś plotą o Ojczyźnie, która już raz ich wezwała i być może wezwie ich znów, z tym zastrzeżeniem, że oni akurat są bardzo zajęci. Jak ten Piotrek ze Ścianki. Tyle że on się błąkał po ulicach i klatkach schodowych, a oni po redakcjach poważnych dzienników i tygodników.
I może własnie dlatego, przez te płaszcze i szaliki, oni staja się tacy nieokreśleni, niedotykalni. Zamieniają się w plazmę. A nam się każe na nich patrzeć, słuchać ich słów, a przede wszystkim akceptować, jako stały element tego naszego życia. Niekiedy nawet, przy odpowiednim podmuchu wiatru, któryś z nich doczeka miana autorytetu, mędrca, głosu pokolenia. I wtedy dopiero robi się zamieszanie. Do siego roku!
Ktoś się mnie spyta, po co to robię? Odpowiedź jest zawsze ta sama. Bo muszę. Ale jest jeszcze jeden powód. Pojawienie się Zawiszy na Ekranie, jak już teraz widzę, wywołało prawdziwe poruszenie i niekłamany zachwyt. Niektórzy już zbudowali mu bramę z kwiatów. Myślę więc sobie, że przyda mu się, jak już będzie wśród tych kwiatów przechodził, przyda mu się parę słów prawdy.
Przy okazji, niezmiennie zapraszam na www.toyah.pl
"Gdy tylko zobaczysz, ze znalazles sie po stronie wiekszosci, stan i pomysl przez chwile" - Samuel Langhorne Clemens"