Początek kampanii wyborczej to także początek nasilenia się różnych zabiegów, które mają zdezawuować jednych i dać dodatkowe punkty poparcia drugim.
Wczorajszy dzień miał w całości należeć do Prawa i Sprawiedliwości, które w Sali Kongresowej zorganizowało konwencję pod hasłem „PiS wspólnie dla Polski”. Po raz kolejny jednak Platforma zdobyła się na zabieg marketingowy, który to wydarzenie miał zagłuszyć. Tym gestem było zaproszenie PiS-u przez Donalda Tuska do telewizyjnej debaty. Pomysł sprytny, acz jednak zbyt grubymi nićmi szyty. Przecież nie trzeba być tytanem intelektu, by zrozumieć, że jak ktoś ma poparcie wszystkich telewizji w Polsce (no poza TV Trwam), to starcie przed kamerami ma z zasady wygrane w przedbiegach. Stąd taka odwaga Premiera i śmiałe wyzwanie.
Na szczęście Jarosław Kaczyński nie jest ani samobójcą ani w ciemię bitym naiwniakiem, by tak bezmyślnie pójść na telewizyjną rzeź. Nawet gdyby był w niej lepszy od Tuska, to i tak nadworni komentatorzy i eksperci, będący na usługach rządu, 5 minut po debacie w głównych mediach uczenie by stwierdzili, że Premier zgniótł Kaczyńskiego jak muszkę. Poza tym sceptycznie podchodzę do pomysłu organizowania telewizyjnych debat, jako że w polskich warunkach zlepek słów „telewizyjna debata” stanowi oksymoron i tworzy figurę retoryczną wzajemnie się wykluczającą.
W Polsce bowiem, gdzie kamery i mikrofony (czyli udział opinii publicznej), tam warunki do debaty znikają, pojawiają się za to warunki do pyskówek, przepychanek i kopania się po kostkach. Po drugie propozycja debaty w takim składzie, to też bardzo nieeleganckie zachowanie wobec innych sił politycznych w kraju, które choć słabsze, to jednak mają takie samo prawo do debatowania o Polsce, co inni. Co na to minister ds. wykluczonych Bartosz Arłukowicz? Powinien twardo stanąć w obronie sił politycznych, wykluczonych tak buńczucznie z debaty przez Premiera.
To zaproszenie pokazuje, że Platformie brakuje nowych pomysłów na merytoryczną kampanię. I to jest dobra wiadomość dla PiS-u. Jednak ta metoda dalszej polaryzacji sceny politycznej na dwie tylko części (stąd pomysł na debatę tylko między PO a PiS), nadal może (choć nie musi) okazać się skuteczna na tyle, że pozwoli Platformie utrzymać się przy władzy, choć nie będzie to zwycięstwo z taką przewagą jak w ostatnich wyborach. A odnośnie telewizyjnej debaty z udziałem PO pozostaje jeszcze jedna przeszkoda, acz elementarna.
Debata to rozmowa wszystkich zainteresowanych stron, podczas której wszystkie uczestniczące w niej strony przedstawiają swoje pomysły na różne bolączki targające krajem. Niestety, to Platformę z takiej debaty wyklucza, jako że nie spełnia ona tego najważniejszego warunku. Ostatnie lata, podczas których rządziła bez żadnego pomysłu na kraj, przejawiając tylko pomysły na skuteczną pacyfikację opozycji, pokazują że chęć debaty z jej strony była jedynie zaproszeniem do zwykłej rozróby, do pojedynku między najsilniejszymi w walce o dominację a nie do rozmowy dla dobra kraju.
Panie Premierze Tusk. Nie jesteśmy na prowincjonalnym podwórku, gdzie musi być ten najsilniejszy i jedyny, jako szef podwórkowego gangu. Jesteśmy prawie czterdziestomilionowym państwem, które potrzebuje pomysłowego, pracowitego i odważnego przywódcy, który będzie chciał pracować dla dobra Polski a nie bawił się jedynie w podwórkowego chuligana, który chce siebie i innych przekonać, że nadal jest najsilniejszy i bezkonkurencyjny. I tylko do tego potrzebna była Panu ta debata.