Umysł pracuje bez przerwy. Najpierw po to by postawić problem. A później żeby go rozwiązać
Wspaniałe umysły pracują bez przerwy. Popatrzmy na Immanuela Kanta. Umysł z najwyższej półki, twórca wspaniałej filozofii transcendentalnej. Otóż zdarzało mu się również zajmować codziennymi trywialnymi sprawami. Ubzdurał sobie na przykład, że do pończoch noszonych przez panów w tamtych czasach, nie może używać podwiązek, gdyż te poprzez swoją wredną ścisliwość tamują obieg krwi w nogach, co według silnego przekonania filozofa, a nawet właściwie pewności, doprowadzi go do gwałtownej śmierci w męczarniach.
Cóż począć w takim przypadku? Zacytujmy więc T. De Quincey’a „ Ostatnie dni Immanuela Kanta”, przełożoną przez wspaniałego człowieka Artura Przybysławskiego, któremu zawdzięczam ten tekst.
…
„ …[Kant] ze strachu przed zatamowaniem krążenia krwi nigdy nie nosił podwiązek. Skoro jednak okazało się, że utrzymywanie bez nich pończoch jest trudne, wynalazł na własny użytek niezwykle przemyślny środek zastępczy, który tu opiszę. W małej keszonce, niewiele mniejszej od kieszonki na zegarek, a spełniającej na każdym udzie bardzo podobną funkcję jak kieszonka na zegarek, umieszczone było małe pudełko podobne do koperty od zegarka, ale nieco mniejsze. W pudełku tym znajdowało się zaopatrzone w sprężynę od zegarka koło z nawiniętą elastyczną tasiemką, napięcie której regulował oddzielny przyrząd. Do dwóch końców tasiemki przywiązane były haczyki, które to haczyki przeciągnięte były przez mały otwór w kieszeni i po wewnętrznej oraz zewnętrznej stronie uda zdążały ku dwóm pętelkom znajdującym się na prawej i lewej stronie każdej pończochy. Jak można się spodziewać, tak złożony aparat polegał, jak Ptolemeuszowy system sfer niebieskich, sporadycznym zaburzeniom. Szczęśliwie jednak zdolny byłem łatwo zaradzić tym kłopotom, które w innym razie groziły zakłóceniem dobrego samopoczucia, a nawet spokoju wielkiego człowieka.”
No właśnie, cóż może być ważniejsze dla człowieka niż spokój. Szczególnie dla Polaka, gdzie musi być świętyspokój.
Jak autor tłumaczenia, tak i ja, poczułem duchową więź z wielkim filozofem. Otóż w zamierzchłych czasach, kiedy jeszcze nie wynaleziono rajtuz dla szczeniaków, ubierano mnie, w znienawidzone przeze mnie pończochy. I te draństwa przypinane przy pomocy gumowo – metalowego mechanizmu, bez przerwy się odpinały, co powodowało, że stawałem się pośmiewiskiem rówieśniów. Co za upokorzenie!
Jednakże byłem za mały (na szczęście), by rozumieć straszliwe zagrożenie, spowodowane zatamowaniem krążenia krwi w nogach.
Gdybym to wiedział, nie wiem, czy przeżyłbym dzieciństwo i mógłbym dzisiaj tu pisać.
________________________________