Bez kategorii
Like

Sprawa tolerancji – antypedagogika

15/01/2012
505 Wyświetlenia
0 Komentarze
13 minut czytania
no-cover

Słynna zasada nieingerencji stała się praktycznie podstawą antypedagogiki. Polega ona na cierpliwym wyczekiwaniu, wsłuchiwaniu się i obserwacji jeśli chodzi o dzieci i młodzież…

0


Nie należy im nic narzucać. Są za siebie w pełni odpowiedzialne i trzeba pozwolić im na naturalny rozwój. Schoenebeck tworzy jakoby nową antropologię, gdzie dąży się do prawdy o człowieku i nakłania do prowadzenia egzystencjalnego dialogu. Dziecko będące bytem osobowym od samego początku, od urodzenia się sprawuje nad sobą specyficzną władzę zawierającą w sobie samoposiadanie i decydowanie o sobie. Nie chodzi jednak Schoenebeck ‘owi o rezygnację z procesu sterowania zachowaniem dziecka przez bardziej doświadczone osoby, chodzi praktycznie o nie postrzeganie tegoż postępowania jako jednego z główniejszych celów kształcenia (ról społecznych, norm, wartości, ideałów). Antypedagogika jest swoistym rodzajem nie wychowania, lecz niewychowania – nie wychowuje, albowiem nie należy kogoś wychowywać, należy jednak jedynie umożliwić mu „wychowywanie się samemu”. Obserwujemy więc dziecko ze stosownej odległości akceptując go jakim jest i szanując jego wybory. W zamian za to otrzymujemy w przyszłości jego szacunek do nas, zaufanie i przyjaźń. Antypedagogika, zwana również postpedagogiką jak i „przyjaźnią z dziećmi” (nazwa nadana przez Schoenebeck ‘a) stanowi jedną z możliwych form egzystencjalnego obcowania ze sobą ludzi, bez względu na wiek, status społeczny itd. W atmosferze jej towarzyszącej zawiera się równość, wolność i miłość.

Postpedagogika stawia przed społeczeństwem zasadnicze pytanie: czy należy w ogóle kogoś wychowywać? Wchodząc już praktycznie w całościowie, w doktrynę oświaty, co łączy ze sobą podmioty takie jak rodzina, szkoła, wychowanie przez media należy poważnie się zastanowić jaka forma stosunków międzyludzkich zapewni jednostce uczącej się zarówno szacunek, godność, akceptację i naturalny samorozwój jak i bezpieczeństwo (gdyż dając mu taką wolność można spodziewać się także złych wyborów, nawet zagrażających innym ludziom). Czy należy w ogóle kogoś wychowywać? Negatywna odpowiedź na to pytanie obaliłaby bardzo dużo rzeczy powszechnie nam dziś znanym, a także towarzyszącym, bezwzględnie wpisanym w nasze życie (po części narzucanym?). Począwszy od odważnych myśli ideologów, poprzez różnorodne publikacje dla pedagogów, rodziców, wychowawców o tytułach typu „W jaki sposób wychowywać” czy „Metody wychowawcze”, kończąc na popularnych, państwowych instytucjach szkolnych i potężnych systemach oświatowych. W tym miejscu czuję się trochę zmartwiona gdyż kapitulacja tego wszystkiego oznaczałaby nie tylko wprowadzenie lepszych systemów, pozytywnych zmian, innowacji w szkolnictwie (co jest dobre), ale spowodowałaby także gromki sprzeciw poszczególnych grup zawodowych i (błędnych) inteligentów – i to zapewne by uratować prywatne interesy czy prywatne przekonania, wszak wartościowe dla danej jednostki, ale co z tego jak nieopłacalne, bądź nawet bezsensowne i zagrażające ogółowi.

Kolejną niepokojącą rzeczą staje się „zbyt duża wolność”, ja tak to nazywam. Jestem człowiekiem prawdziwie dobrym i pragnę dążyć do jak najlepszych rozwiązań. Ale w przypadku wolności dla dzieci i młodzieży opisywanej przez Schoenebeck ‘a mam pewne złe przeczucia. Wolność w moim rozumieniu zawsze stanowiła dużą wartość, jednakże uważam, że należy ją znacznie ograniczać. Nadużycie wolności może doprowadzić do tzw. Sodomy i Gomory – a przecież tego nie chcemy. Schoenebeck pisze o tym, by pozwalać dziecku na samowychowanie się – ale co jeśli dziecko będzie chciało dokonywać złych wyborów? (nawet po wcześniejszym wyjaśnieniu opiekuna o złych skutkach takiego postępowania – gdyż wg. Schoenebeck ‘a uświadamiać można, ale nie narzucać, w sensie prośby także). Szczególnie mój niepokój owym darem wszechwolności nawarstwił się gdy przeczytałam rozdział o osobistych doświadczeniach autora. Są tam liczne przykłady spotkań i różnych wydarzeń, w których występują dzieci i Schoenebeck. Podoba mi się jak Schoenebeck opisuje swoje obserwacje i odczucia, jak pozwala kilkulatkom iść samym na łąkę – ale jednak podąża za nimi, pilnując by nic złego się nie stało. Pozwala trzylatce samej zrobić zakupy, choć też podąża za nią z tyłu, ale to daje jej prawo wyboru i po trosze czegoś uczy. Jednak dziwnym mi się wydało gdy autor zgadza się w jednej z historii przewieść kilkunastoletnie dzieci na zderzaku swojego samochodu, i jak dalej opisuje – choć tłumaczył, że to niebezpieczne, jednak dał im to prawo wyboru, i gdy jedno z dzieci spadło i się potłukło to wszystkie dzieci postanowiły ukryć to przed rodzicami, jak pisze autor „Nie przychodzi im w ogóle do głowy, że być może nie powinno się jeździć na zderzaku… Dla dzieci problemem nie jest niebezpieczeństwo związane z zabawą, ale ewentualna awantura w domu.” – i to jest czynnikiem stresującym. Nie boją się narażać zdrowia i życia, boją się wychowujących ich rodziców. To przykład złego wychowania przez rodziców, którzy źle wyjaśnili istotę zagrożenia, inaczej mówiąc są z tych rodziców którzy mówią zawsze „Nie możesz tego robić bo nie”, albo „Bo jak tak każę”, nie wyjaśniając jednak inteligentnemu przecież dziecku dlaczego konkretnie tego nie można. Trafne spostrzeżenie, ale są pewne zasady bezpieczeństwa. Choć z drugiej strony dzieci czy ze zgodą, czy bez zgody rodziców i tak robią niektóre złe rzeczy i wcale nie są nieodpowiedzialne, są odpowiedzialne za siebie, tylko po prostu jeśli same nie doświadczą złego skutku swoich postępowań, same nie zdobędą doświadczenia to nie będą robić tak jak im się karze, lub jak się powinno. Kolejna historia pokazuje jak autor godzi się pożyczyć jedenastolatkom pieniądze na papierosy, albo jak poproszony (i nie mogący odmówić – w ramach antypedagogiki, w ramach projektu) o włączenie się do zabawy dzieci, gdzie się wygłupiają, skaczą, czy nawet całują ze sobą – bawi się, a raczej wg. mnie poniża godząc się na wszystko co dzieci chcą od niego. Na to moje „poniżanie się” autor pewnie by odpowiedział, że nie należy stwarzać granicy między dorosłymi i dziećmi, nie należy myśleć sposobem „góra-dół” – kto jest ważniejszy, a kto mniej ważny i mający mniejsze prawa. To nieco szokujące. Choć większość pomysłów Schoenebeck ‘a jest dobrych, to chyba z tym jednak się nie zgodzę – nie zgodzę się z taką wolnością i tolerancją, być może też z równością. Uważam go za sympatycznego człowieka i szanuję, ale myślę, że nie jest zbyt dobrym futurologiem. Gdyby przewidzieć, co praktycznie jest do przewidzenia jak to będzie postępowało w przyszłości – jeśli pozwolimy na takie rzeczy (5latek może palić z rodzicami, ćpać, pić i nie napiszę co jeszcze), jak raz się pozwoli na coś to będzie się to poszerzać – to normalna reakcja zachodząca na przestrzeni wieków szczególnie w przedmiocie tolerancji.

Efekty wcześniejszych prób poszerzania, spopularyzowania tej wartości obserwujemy dziś w poniektórych grupach społecznych – jesteśmy świadkami legalnych morderstw, prześladowań, kradzieży, zboczeń i tym podobnych zachowań degradujących beznamiętnie ostatki moralności, z których to wynika prawdziwy pożytek i prawdziwa wolność. Ponieważ wolność stanowią prawa i obowiązki, a także ścisłe ograniczenie zła do minimum, nawet do zera – gdyż z kolei powoduje ono brak wolności tych dobrych, prawdziwie budujących wartości. A te powinny być puszczone przodem jako najwłaściwsze, bo przecież takie są. Reasumując – uważam, że antypedagogika będąca prawdziwą innowacją niosącą ze sobą nadzieję na tworzenie lepszych jednostek ludzkich poddana została z czasem przez niektóre osoby i ich operacje na niej (ich „dołożenia” i „domyślenia”) kosmopolityzmowi, inaczej mówiąc globalizacji (czy nawet odważę się sądzić – europejskości) która to niesie z swym postępem hasła typu „wolność”, „równość”, „tolerancja” nie przemyślawszy wcześniej w jakim stopniu na nie zezwolić, a jedynie coraz bardziej je poszerzając (zamiast właściwie ograniczając). Należałoby zatem odciąć od tej młodej dziedziny humanistycznej negatywne innowacje i poszerzyć ją o lepsze, oparte na pozytywnych wartościach, a także na ograniczeniach tych zbyt ogólnych.

Kłamstewka postępu kryjące się sprytnie w zasadach „dobrej współpracy” nie zastąpią ratujących nam honor, zdrowie i życie zakazów. A co wy myślicie o tym wszystkim? O tolerancji, o wychowaniu, i o zbytniej wolności wetkniętej (już) w antypedagogikę?

 

0

Anna L. N. Gil

12 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758