Globalnie i Lokalnie
Like

Sprawa niemiecka

30/09/2013
594 Wyświetlenia
0 Komentarze
16 minut czytania
Sprawa niemiecka

Nie powracałbym tak szybko do spraw stosunków polsko niemieckich gdyby nie uwaga o potwornym błędzie, jaki popełniłem, ośmieliłem się bowiem pomylić Bundesrat z Bundestagiem. Oczywiście wiem, jaka jest różnica między obu izbami niemieckiego parlamentu, ale najprawdopodobniej z oczywistej abominacji do nazwy Bundestagu wywodzącej się z nazwy Reichstagu wsławionego największym wyczynem niemieckiej demokracji, a mianowicie wybraniem w wolnych, nieprzymuszonych głosowaniach parlamentarnych Hitlera na kanclerza Niemiec nie mówiąc już o dalszych losach z prowokacyjnym spaleniem i oddaniem dyktatury w ręce największego, obok jego „przyjaciela” Stalina, zbrodniarza ludzkości.

0


Niemcy współczesne mogły odżegnać się od przeszłości nadając inną nazwę swojemu parlamentowi, niestety podobnie jak powracając do stołeczności berlińskiej związanej wyłącznie z hegemonią pruską nie dokonały tego zachowując symboliczną ciągłość z najbardziej zaborczym fragmentem swojej historii, której ukoronowaniem był hitleryzm.

Wprawdzie już Juliusz Cezar pisał o Niemcach: – „Religionis nullius germanorum gens belicosissima”, a jak powiadał Słowacki był on najlepszym historykiem, bo historię pisał z konia, ale przecież Niemcy mają znacznie lepsze karty w swej historii aniżeli Prusy, nawet Bonn nie mówiąc już o Monachium czy Kolonii mają i starsze i lepsze konotacje historyczne.

Zawsze dziękuję moim komentatorom niezależnie od merytorycznego stanowiska, byle było wynikiem rzetelnego przemyślenia, nie znoszę jednak arogancji gdyż zawsze kojarzy się z ignorancją zmierzającą do wykluczenia rzeczowej dyskusji.

Moje liczne wypowiedzi na temat stosunków niemiecko polskich mają oparcie zarówno w śledzeniu wypadków historycznych, określonego doświadczenia politycznego i osobistego. Zastrzegam się, nie jestem profesjonalnym historykiem, doktorat robiłem z nauk rolnych, habilitację z ekonomii, konkretnie z organizacji zarządzania gospodarką, mam za sobą ponad pół wieku pracy w praktyce i działalności naukowo badawczej i dydaktycznej w gospodarce. Mając dość pokaźny dorobek publikowany przez dziesiątki lat uważam za swój obowiązek dzielenia się nim, jak i moimi doświadczeniami, a także spostrzeżeniami szczególnie z młodym pokoleniem Polaków posiadającym nieco inną perspektywę widzenia rzeczy i wypadków niż moje pokolenie.

Poza niezbędną wiedzą historyczną na temat stosunków niemiecko polskich, uważam za istotne osobiste doświadczenia, które z pewnością mogą wyjaśnić wiele wątpliwości. Z Niemcami zetknąłem się jeszcze w czasach szkolnych na Wołyniu i można było bez trudu zauważyć jeszcze przed dojściem Hitlera do władzy, że są oni inspirowani z Niemiec dość bogatą literaturą skierowaną przeciwko „dyktatowi wersalskiemu” i krzywdzie wyrządzanej Niemcom przez aliantów. Po przeniesieniu się do starszych klas gimnazjalnych w Białymstoku znowu zetknąłem się z Niemcami, znajomymi wujostwa, pochodzącymi ze sfer fabrykanckich. Byli to ludzie wykształceni, po renomowanych niemieckich uczelniach i uważali się za „Europejczyków” w pojęciu dzisiaj nieznanym. Hitlera uznawali za parweniusza posługującego się tandetną retoryką, ale przyznawali, że ożywił niemiecką gospodarkę i budował dobre drogi. Ale miałem też kolegę w klasie Niemca Heina, który był uznawany za dość dobrego kolegę na tyle godnym zaufania, że powierzono mu funkcję skarbnika SKO /Szkolna Kasa Oszczędności/. Nie ujawniał swoich poglądów, ale kiedy narysowałem na tablicy karykatury Hitlera i Mussoliniego, uznał, że Mussoliniego jest dobra, a Hitlera nie dobra i zaczął ją mimo protestów kolegów pośpiesznie ścierać. Jego ojciec był kierownikiem niemieckiej szkoły usytuowanej przy kirsze, dla której jakaś pobożna Niemka ufundowała wieżowy zegar. Jak się później okazało w zegarze była zainstalowana radiostacja obsługiwana przez obu Heinów. Po wkroczeniu do Białegostoku Niemców obydwaj z ojcem w mundurach SA i Hitlerjugend wsiedli do samochodu i wyjechali do Niemiec i już nigdy do Białegostoku nie wrócili.

W czasie kampanii wrześniowej przebyliśmy z bratem, jako łącznicy szlak od Moniek aż na Polesie przeżywając kilkakrotne bombardowania i mogliśmy stwierdzić, że ofiarą niemieckiego lotnictwa padali najczęściej ludzie cywilni, osiedla mieszkaniowe i uciekinierzy na drogach odwrotu. Wzięci do niewoli z zestrzelonego samolotu lotnicy niemieccy zachowywali się hardo i kiedy zarzucono im bombardowanie bezbronnych ludzi – odpowiadali, że wykonywali rozkazy. A rozkaz Hitlera właśnie taki był żeby zabijać wszystkich Polaków, kobiety i dzieci.

Z Niemcami zetknąłem się ponownie w 1941 roku w czasie błyskawicznego zajęcia przez nich polskich kresów wschodnich oddanych w 1939 roku przez Hitlera swojemu gorliwemu sojusznikowi – Stalinowi.

Zarówno z działalności na „siatce” ZWZ, a później AK jak i w partyzantce zetknąłem się z cechami Niemców traktowanymi, jako typowe dla nich, a więc hardość, okrucieństwo, ale także grabieżczość i powszechne łapownictwo. Obok znakomitych cech żołnierskich reprezentowanych przez oddziały frontowe obserwowaliśmy też tchórzostwo i słabe wyszkolenie bojowe żandarmerii i formacji tyłowych. Znajomość ta została pogłębiona, kiedy zostałem aresztowany, więziony i oprawiany przez Gestapo, a następnie wywieziony do obozu. Po ucieczce zamustrowaliśmy się z moim towarzyszem ucieczki na statek w celu umożliwienia ucieczki do Szwecji. W Była to też okazja do poznania „zwyczajnych” Niemców, a nie tylko przedstawicieli hitlerowskiej machiny przemocy i mordowania, mogłem też i w czasie późniejszych przygód spotkać też i całkiem przyzwoitych Niemców. Cóż, kiedy podobnie jak i u Rosjan ci przyzwoici ulegają zbyt łatwo rządzącym nimi bandytom.

Dzisiaj stosuje się retorykę zmierzającą wyraźnie do zrzucenia z Niemców odpowiedzialności za hitleryzm, wszystkiemu winni, bowiem nie Niemcy a „naziści” jakby nie byli oni Niemcami, a przecież w hitlerowskich organizacjach służyło bez przymusu przynajmniej 30 milionów Niemców. Takiego poparcia jak Hitler nie osiągnął w Niemczech żaden polityk.

Tyle doświadczeń osobistych z czasów wojny, po wojnie zaś z tytułu pracy w rybołówstwie morskim zetknąłem się kilkakrotnie z Niemcami z NRD’u, których zaobserwowałem jeszcze jedną dotychczas nieznaną, ale występującą masowo cechę, a mianowicie zakłamanie i fałszywość. W oczy Polakom demonstrowana była nachalnie przyjaźń, za plecami nieukrywana między sobą nienawiść.

Szpiegowanie Polski było szczególną specjalnością Stasi powierzoną najwyraźniej przez bolszewików Niemcom, do których mieli znacznie większe zaufanie niż do nas. Miałem wielokrotnie dowody na to, że w przypadkach różnic stanowisk Polski i NRD „starszy brat” zawsze brał stronę NRD.

A przecież kilkanaście milionów „ossich” z wypaczonymi charakterami zostało włączonych do współczesnych Niemiec z panią kanclerz na czele.

Zetknąłem się też z Niemcami zachodnimi obserwując bardzo różne zachowania i poglądy, nawet u pewnych Bawarczyków wyraźnie antyniemieckie. Przyzwoitych rzetelnych ludzi łatwiej było spotkać wśród partnerów biznesowych niż w innych środowiskach, tylko że nie oni decydowali o niemieckiej polityce.

Tak się złożyło w mojej działalności politycznej, że jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia byłem zapraszany na posiedzenia frakcji parlamentarnej chrześcijańskiej demokracji w parlamencie europejskim /dzisiaj już taka frakcja nie istnieje, bo chrześcijaństwo nie pasuje do UE/.

Posiedzenia przeważnie otwierał Kohl i po krótkim przemówieniu, przeważnie o niczym, oddawał przewodnictwo jakiemuś swojemu zastępcy. Do prezydium zapraszał tych, którzy mu najbardziej odpowiadali, i tak np. z krajów Europy środkowej potrafił zaprosić Bułgara, chociaż bułgarska chrześcijańska demokracja praktycznie nie istniała nie mówiąc już o tym, że jej przedstawiciel z wielkim trudem posługiwał się francuskim /używano dwóch języków, angielskiego i francuskiego/.

Ale przecież Bułgarzy to tradycyjni niemieccy sojusznicy z obydwu wojen. Nota bene niemieckie przewodnictwo odbywało się prawem kaduka, nikt jednak tego nie kwestionował, kiedy zwróciłem na to uwagę przedstawicielom jedynej liczącej się partii chrześcijańsko demokratycznej, – czyli włoskiej, zaproszono mnie na spotkanie z Andreottim, który oświadczył, że dopóki on żyje będzie przeciwstawiał się niemieckiej hegemonii. Wiemy jednak, jaki los spotkał włoską chrześcijańską demokrację i ciekawe, że podobne jak we Włoszech skandale korupcyjne w CDU z osobistym zaangażowaniem Kohla wcale tej partii nie zaszkodziły.

Merytorycznie główny spór toczył się o wspólną walutę, Niemcy przekonywali, że koszty wymiany walut w EWG to 40 mld. rocznie, których wspólna waluta pozwoli uniknąć, dla większości jednak przedstawicieli innych narodów było jasne, że chodzi o umocnienie niemieckiej przewagi.

Ktoś z komentatorów zauważył, że Niemcy swoją potęgę gospodarczą zawdzięczają swojej pracowitości i inicjatywie. Nie kwestionuję tego, zwracam tylko uwagę, że takich narodów jest jeszcze kilka w Europie, ale żadnemu nie udało się zrobić takiej kariery jak Niemcom.

Wspomniano, że Niemcy po wojnie zostały zwolnione z reparacji wojennych i otrzymały największą pomoc w ramach planu Marshalla – 20 mld. dolarów.

Chciałbym przypomnieć, że prywatne zainwestowanie w Niemcy ze strony światowego kapitału /głównie amerykańskiego/ przekroczyło dwukrotnie pomoc z planu Marshalla. Skąd się wziął ten boom na Niemcy?

Spowodowały to amerykańskie władze okupacyjne, które dla własnej wygody, a wbrew interesom amerykańskiej gospodarki ustaliły twardy kurs 4,13 marki niemieckiej za 1 dolara, przy sile nabywczej marki wynoszącej około połowy 1 dolara. Stąd Niemcy stały się natychmiast krajem eksportowym i atrakcyjnym inwestycyjnie. Symbolem tego boomu był „garbus” Volkswagena, którego wyprodukowano 40 milionów egzemplarzy. Jeździłem trochę tym samochodem i mogę stwierdzić, że nie był to pojazd ani wygodny, ani nowoczesny, ale na stosunki zachodnie tani i mało psujący się, a jeżeli zrobiło mu się odpowiednią reklamę przez amerykańskich sprzedawców to podobnie jak dziś jeszcze mercedesy i BMW traktowane są snobistycznie, to można ludziom różne rzeczy wmówić.

Współcześnie niemieckie wyroby mają powszechnie promocję niemieckich banków rozsianych na całym świecie i mimo że przeważnie są droższe od porównywalnych wyrobów z innych krajów, wsparcie kredytowe zakupów niemieckich towarów decyduje o ich pokupności.

Trzeba przyznać, że Amerykanie podobny zabieg jak w stosunku niemieckiej marki zastosowali do japońskiego jena, któremu wyznaczyli kurs -300 jenów za dolara przy jeszcze większej różnicy w sile nabywczej i skutki tego ponoszą po dzień dzisiejszy.

W stosunku do Polski został zastosowany zabieg wprost przeciwny, przy kursie wolnorynkowym dolara na jesieni 1989 roku wynoszącym 13 tys. zł. obniżono go jednym zabiegiem do 9,5 tys. zł. i utrzymywano sztucznie wbrew inflacji przez półtora roku. Spowodowało to katastrofalne skutki dla polskiej gospodarki, która stała się z proeksportowej proimportową nie mówiąc już o grabieży polskich finansów na skutek wyśrubowanych odsetek od depozytów przy stałym kursie walut wymienialnych.

Przypadkiem natrafiłem na źródło inspiracji tego oszukańczego zabiegu, gdyż urzędnicy aparatu EWG / jeszcze nie było UE/ poinformowali mnie, że kurs złotówki ma wynosić nawet nie owe 9,5 tys. zł. a 8 tys, zł. a zatem to w tym środowisku zapadły decyzje w stosunku do polskiej waluty, podobnie zresztą jak i w stosunku do innych spraw z rabunkową prywatyzacją na czele.

Możemy być jednego pewni, że za wszystkimi tymi decyzjami stoją Niemcy, albowiem one same siebie wyznaczyły, jako jedynego zainteresowanego przedstawiciela UE wobec Polski.

Ten nieco przydługi wywód pozwoliłem sobie przedstawić mając na względzie konieczność posiadania przez nas wiedzy nie tyle o samych Niemcach ile o ich stosunku do Polski i Polaków. Mamy na to dowody w postaci utrzymywanie formalnej egzystencji III Rzeszy, stosunku do Polonii niemieckiej, a szczególnie haniebnej dla warszawskich władz sprawy tolerowania przymusowej germanizacji, a także powszechnie stosowanej dyskryminacji zarobkowej na zasadzie odziedziczonej po Hitlerze, że Polak nie może na tym samym stanowisku zarabiać tyle samo, co Niemiec. Nawet Lewandowskiemu, najlepszemu napastnikowi Dortmundu płacono połowę tego, co znacznie słabszym od niego Niemcom.

Są to jednak tylko przygrywki do wyraźnie już dzisiaj zarysowanego kierunku polityki niemieckiej osłabiania Polski, podobnie jak czynił „Wielki Fritz” w XVIII wieku z tą różnicą, że możliwości współczesnych Niemiec są wielokrotnie większe.

Moje enuncjacje w tym przedmiocie traktuję, jako obowiązek przekazania doświadczeń mego pokolenia w celu dążenia do uniknięcia zgubnych skutków z przeszłości.

0

Andrzej Owsinski

794 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758