Spotkanie Tulambi (2/4)
23/02/2012
367 Wyświetlenia
0 Komentarze
8 minut czytania
OKOLICE ANTROPOLOGII (02). Przedstawiam drugi odcinek dokumentalnego filmu ze spotkania zupełnie pierwotnego plemienia z epoki kamiennej na Nowej Gwinei, które nigdy nie widziało białego człowieka.
Dwaj mężczyźni i dwaj chłopcy przechodzą na drugą stronę rzeki po śliskim pniu drzewa. Są jakby mniej bojaźliwi i już nie napinają ani nie celują z łuków. Zwłaszcza jeden z nich, dość przystojny i o inteligentnej twarzy, ten sam który i przedtem szedł jako pierwszy, podchodzi bardzo blisko. JPD wyciąga rękę. Mężczyzna waha się, ogląda ją uważnie, ale boi się dotknąć. Jeśli biały jest duchem, to dotknięcie ducha może oznaczać niebezpieczny kontakt ze śmiercią, z krainą zmarłych przodków. Jest ostrożny. Sprawdza czy wszystko ma na sobie i przy sobie. W pewnej chwili zauważa filmującego go Filipa, kamerzystę. Podchodzi jeszcze bliżej. Uważnie wpatruje się w oko kamery. Z bliska widać, że ma nawet ładną twarz – wąski nos, wysokie czoło, krótki zarost. W przegrodzie nosa i on i drugi mężczyzna, chyba trochę starszy, mają białe kostki ze skrzydła nielotnego kazuara, które na Nowej Gwinei są amuletem zapewniającym szybkość i wytrwałość w biegu. W wełnistych włosach na głowie obaj mają purpurowe pióra rajskich ptaków. Są żylaści i szczupli, maja na sobie spódniczki z włókien pandanusa, na ramieniu plecione torby z jakimiś rzeczami. Ten pierwszy mężczyzna, który nosi piękny sznur muszelek kauri, podchodzi bliżej do pracującej kamery. Dla bezpieczeństwa przekłada na prawe ramię kamienny topór na długim trzonku, tak aby mógł szybko zadać nim cios z ramienia. Taki cios byłby z pewnością śmiertelny. Przytrzymuje trzonek lewą ręka w której trzyma drzewce łuku i sześć długich trzcinowych strzał. Ostrożnie wyciąga wolną prawą rękę i dotyka kamery albo ręki Filipa. Reaguje jakby go przeszył prąd i odskakuje chwytając za topór. Po chwili ponawia dotknięcie i reaguje tak samo. Ogląda się do tyłu i ręka daje znaki swym towarzyszom aby się wycofali. Jest napięty, strzela oczami na boki. Próbuje dotknąć kamery, czy też ręki Filipa po raz trzeci, ale wycofuje się w stronę JPD, który na wyciągniętej dłoni oferuje przybyłym sól. Chyba wie co to jest, bo próbuje jej palcem do języka. Tymczasem do kamery podchodzi drugi z mężczyzn. Wyczuwa niebezpieczeństwo, bo jego oddech przyspiesza. Teraz widać w zbliżeniu, że chodzi o dotknięcie białej ręki Filipa. Dłonie zbliżają się do siebie niczym na fresku Michała Anioła na suficie Kaplicy Sykstyńskiej. Kapitalna scena. Ten też reaguje po dotknięciu jakby raził go prąd. Ponawia dotknięcie drugi, potem trzeci raz. Napięta twarz, niemal słychać bicie serca i widać stres. Jego topór, a właściwie pałka z kamienna głowica, jest przywiązana postronkiem do przegubu prawej ręki, tak że może ją puścić i potem łatwo złapać. W końcu wraca bliżej rzeki do towarzyszy.
Tymczasem JPD już usiadł na pniu i demonstruje przybyszom zapałki. Ten pierwszy mężczyzna sprawdza czy to prawdziwy ogień. Dotyka i parzy się w palce. Musi ochłodzić rękę w wodzie rzeki. To samo ten drugi, który wydaje się nieco mniej nieufny. Ten pierwszy przyjmuje do ręki nowa zapałkę i rozgryza jej główkę próbując smaku. Pluje z obrzydzeniem. JPD daje temu drugiemu pudełko zapałek. Dar ognia robi dobre wrażenie – nawet jeśli JPD jest żyjącym zmarłym, to nie stanowi bezpośredniego zagrożenia. Ten drugi dotyka wreszcie ręki JPD. Podają sobie prawice, dłonie bez broni. To chyba kluczowy moment dla kontaktu. Obaj mężczyźni skwapliwie, pośpiesznie i z wielkim zainteresowaniem oglądają ręce JPD, dotykają go czy nie jest pomalowany, sprawdzają czy ma ciepłą skórę i twarde mięśnie. Nie, to nie duch, to prawdziwy człowiek! JPD tez ich dotyka, maca ich skórę i mięśnie. Wychodzi na to, że jednak spotkali się żywi ludzie! JPD pokazuje na swą twarz, oczy, zęby, zdejmuje czapkę. Jego długie włosy budzą zdumienie, ale to tylko włosy. Przybysze zaczynają rozmawiać z ożywieniem między sobą, podchodzą obaj chłopcy, też dotykają JPD, podają mu ręce, uśmiechają się… Lody pękły, napięcie ustąpiło, kontakt został nawiązany.
Przez pień nad rzeką przechodzą teraz zaciekawione kobiety z dziećmi. To dobry znak. Przybysze przyjmują sól i zapałki, następuje nauka jak ich używać. JPD uczy się imion swych nowych znajomych: ten pierwszy to Andżijo, ten drugi to Sandżuga, chłopcy to Mandirai i Nagaja. Cała grupa tubylców powoli i ostrożnie eksploruje obozowisko białych ludzi. JPD pokazuje im lusterko wiedząc z literatury etnograficznej, jakie wrażenie robi ono na większości ludów natury. Nigdy dotąd nikt z nich nie widział samego siebie z wyjątkiem drżącego i niewyraźnego odbicia w wodzie. Boją się tej sztuczki. Andżijo bierze lusterko do ręki ale dla pewności zakrywa je liściem i sprawdza co jest pod spodem, nieufnie zagląda z drugiej strony, potem się ożywia. JPD pokazuje im także stalowy nóż, próbuje nim ciosać gałązkę, potem dziabie nim spróchniały kawał drewna. Mężczyźni porównują to z jakością swego kamiennego topora. Omijają epoki brązu i żelaza. Szok. (cdn.)
Bogusław Jeznach