Czyli nowa jakość w Komitecie śledczym RF ?? Raport MAK do kosza stwierdzili rosyjscy śledczy
Porażka Anodiny
Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej zakwestionował ustalenia Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego w sprawie katastrofy Jaka-42 pod Jarosławiem. Surowo ocenił też certyfikowany przez MAK Jak-Serwis.
Wczoraj minął rok od katastrofy Jaka-42 pod Jarosławiem, w której zginęły 44 osoby, w tym drużyna hokejowa Lokomotiw lecąca na mecz do Mińska.
Co się wydarzyło podczas rozbiegu i pierwszych sekund lotu, skoro maszyna była sprawna, a warunki atmosferyczne dobre? Odpowiedź znanego nam Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego jest zupełnie inna niż Komitetu Śledczego. Zazwyczaj obie instytucje powielają swoje ustalenia, jedynie dostosowując sformułowania do wymogów procedury. MAK stosuje zasadniczo postanowienia konwencji chicagowskiej i unika pisania wprost o winie, ale z reguły tak formułuje swoje wywody, że jest ona oczywista.
Komitet Śledczy powtarza te same ustalenia, tyle że dopisuje do nich odpowiednie paragrafy kodeksu karnego. Z reguły winna jest załoga, więc – o ile przeżyła – jej członkom stawia się zarzuty. Żeby zachować pozory niezależności obu instytucji, Komitet powołuje własnych biegłych, ale żaden z nich nie odważyłby się zaprzeczyć tezom raportu MAK.
Tym razem było inaczej. Może to oznaka powolnego upadku lotniczo-biznesowego imperium klanu Tatiany Anodiny? Niedawno firma założona i zarządzana przez jej syna Aleksandra Pleszakowa poniosła kilka porażek, nie powiodły się też plany wprowadzenia swoich ludzi do kierownictwa Federalnej Agencji Transportu Lotniczego. Przez 20 lat z kamienicy na Wielkiej Ordynce w Moskwie dyskretnie kontrolowano niebo nad Rosją, na którym coraz częściej można było zobaczyć napis "Transaero".
Wygląda na to, że coraz większej liczbie wpływowych ludzi w Rosji przestało to odpowiadać. Cały kompleks instytucji naukowych, biur konstrukcyjnych, przemysłu lotniczego, kierownictwo Aerofłotu i Rossii przewożącej prezydenta Putina – wrogów 73-letnia Anodina ma coraz więcej, a możliwości wyraźnie słabną.
Wróćmy jednak do katastrofy z 7 września 2011 roku. Osiemnastoletni Jak-42 wyczarterowany do przewozu sportowej ekipy przez firmę Jak-Serwis spadł zaraz po starcie do rzeki Tułosza, niedaleko miejsca, gdzie wpływa ona do Wołgi. Odrzutowiec miał wyraźny problem z rozbiegiem. Wzniósł się już za wyznaczonym końcem pasa, leciał trochę na wysokości kilku metrów, ale zaraz zahaczył o antenę radiolatarni o wysokości 3 metrów, spadł, uderzył w ziemię na brzegu rzeki, po czym wpadł do wody. Radiolatarnia znajduje się 435 metrów od końca pasa. Wrak znaleziono około 200 metrów dalej.
Przeżył tylko jeden człowiek, inżynier obsługi naziemnej Aleksandr Sizow. Jeden z hokeistów został ranny, ale zmarł w szpitalu. Jak miał nalot prawie 7 tys. godzin, ale jego certyfikat wygasa dopiero w 2013 roku. Dwa tygodnie przed wypadkiem przeszedł przegląd okresowy.
MAK: Wina pilotów
Badania MAK trwały niecałe dwa miesiące. Zdążono w tym czasie m.in. wykonać kilka eksperymentalnych lotów tego typu samolotem w ośrodku doświadczalnym Instytutu im. Gromowa w Żukowskim. Według MAK, przyczyną katastrofy było wciskanie przez dowódcę lub drugiego pilota (nie da się ustalić, którego z nich) pedału hamulca, przez co samolotu nie udało się odpowiednio rozpędzić. Trzymanie nogi na pedale mogło być przypadkowe lub związane z przyzwyczajeniem z poprzedniego typu samolotu.
Załodze zarzucono, że nie przerwała startu w wyznaczonym krytycznym punkcie, pomimo nieosiągnięcia wymaganej prędkości, tylko dalej zwiększała moc silników i usiłowała sterami podnieść maszynę za wszelką cenę. Nie rozpoczęto hamowania, nawet gdy jak toczył się już po trawie zupełnie za pasem startowym.
MAK za czynniki sprzyjające katastrofie uznał zażywanie przez dowódcę Andrieja Sołomiencowa fenobarbitalu, środka nasennego i uspokajającego, zakazanego dla pilotów. Drugi pilot Igor Żewiełow cierpiał natomiast na rzadką przypadłość, polegającą na zaburzeniu koordynacji kończyn i kontroli ich położenia. Oczywiście choroba ta wyklucza wykonywanie zawodu lotnika.
Komisja MAK za pośrednią przyczynę zdarzenia uznaje niewystarczające wyszkolenie załogi. Kurs miał być niedokończony, trwać zbyt długo (z przerwami). Z tego powodu piloci nie nabrali odpowiednich nawyków, a w szczególności nie zmienili przyzwyczajeń z podobnego, ale jednak innego samolotu Jak-40. Winę za te zaniedbania ponosi kierownictwo Jak-Serwis. Komitet Śledczy już zdążył postawić zastępcy dyrektora Wadimowi Timofiejewowi zarzuty karne, przede wszystkim "rażące zaniedbania" przy nadzorze nad przygotowaniem załóg oraz naruszenie zasad bezpieczeństwa w transporcie lotniczym.
Błędy konstrukcyjne
Ustalenia Komitetu Śledczego idą jednak znacznie dalej. Wyraźnie przychylają się do opublikowanych równolegle z raportem MAK wyników badań grupy niezależnych ekspertów powołanych przez rodziny ofiar, w tym członków załogi. Zauważyli oni, że w samolotach Jak-40 i Jak-42 sześć razy dochodziło już do incydentów związanych z hamowaniem w trakcie wzlotu.
I nie spowodowało to włączenia do instrukcji użytkowania żadnych nowych ostrzeżeń. Znaczenia nieprawidłowego wciśnięcia pedału nie można pominąć, ale jego efekt został przez MAK wyolbrzymiony. W innych typach samolotów ten sam błąd nie miałby podobnych skutków. Według zespołu złożonego z dwóch doświadczonych pilotów doświadczalnych i specjalisty w zakresie badania katastrof lotniczych, istotnym czynnikiem są błędy konstrukcyjne całej serii modeli fabryki Jakowlewa. Ich własności aerodynamiczne sprzyjają nagłej utracie wysokości nawet przy niewielkich błędach pilotażu. Członkowie zespołu zwracają też uwagę na przechył samolotu (uderzył w instalacje oświetlenia ścieżki podejścia jednym ze skrzydeł). Nie da się go wytłumaczyć hamowaniem, natomiast efekt logicznie tłumaczy wywód niezależnej grupy ekspertów.
O skłanianiu się Komitetu Śledczego do tego rodzaju wyjaśnień świadczy przedłużenie śledztwa i rodzaj zamawianych ekspertyz. Śledczy znacznie surowiej oceniają też certyfikowany przez MAK Jak-Serwis. Trudno mówić o zaniedbaniach w szkoleniu, gdy go po prostu nie było. Zamiast wykonywać loty ćwiczebne, piloci, nie ukończywszy kursu, zajmowali miejsca za sterami podczas rejsów z pasażerami. Szkolenia teoretyczne odbywały się wyłącznie na papierze. Podczas tragicznego lotu obaj piloci mieli w planie zajęcia w zakresie prawidłowego współdziałania w załodze wieloosobowej. Gdyby na nie poszli, może w ogóle nie doszłoby do katastrofy. A trening komunikacji pomiędzy dowódcą, drugim pilotem i inżynierem pokładowym byłby tej załodze bardzo potrzebny. W zapisach z rejestratora głosu ciągle powtarzają się pytania świadczące o braku należytej rutyny.
Stanowisko Komitetu Śledczego może mieć znaczenie dla skutków finansowych katastrofy. Rodzinom ofiar wypłacono już 90,5 mln rubli (10 mln zł) odszkodowania. Udowodnienie odpowiedzialności całego Jak-Serwis, a nie tylko jednego dyrektora, otworzy możliwość dalszych pozwów. Już teraz członkowie rodzin sądzą się ze sobą o podział odszkodowań.
Tylko kibice Lokomotiwu mogą być zadowoleni, gdyż zbudowana od nowa drużyna odnosi sukcesy na miarę poprzedników. Rosyjskie władze sportowe postanowiły, że zawodnicy reprezentacji narodowych we wszystkich dyscyplinach i drużyny pierwszych lig będą latać tylko samolotami produkcji zachodniej, i to najwyżej piętnastoletnimi.
http://www.naszdziennik.pl/swiat/9396,porazka-anodiny.html
Wprawdzie nie chodzi o "katastrofę" smoleńską, ale zawsze coś "nieomylna" generalica, której raporty z katastrof lotniczych w RF w 90% kończyły się winą pilotów /certyfikaty na przeglądy sprzedaje ONA/ więc i wyniki badań katastrof nie mogą być inne została spoliczkowana przez śledczych. jest to pomyślny symptom gdyż może wskazywać że Anodina traci parasol ochronny kolegi z KGB w stopniu pułkownika, któremu też w RF robi się ciasnowato, bo to i Obamy już nie będzie i ze Smoleńska podwiewa smrodem więc zdaje mi się że generalica będzie murzynkiem wyrzuconym z "łódki" na pożarcie krokodylom i oby stało się to jak najprędzej.
"My musimy komunizm wyniszczyć, wyplenić, wystrzelać! Żadnych względów, żadnego kompromisu! Nie możemy im dawać forów, nie możemy stwarzać takich warunków walki, które z góry przesądzają na naszą niekorzyść. Musimy zastosować ten sam żelazno-konsekwentny system. A tym bardziej posiadamy ku temu prawo, ponieważ jesteśmy nie stroną zaczepną, a obronną!". /Józef Mackiewicz dla mieniących się antykomunistami/