Bez kategorii
Like

Spiskowcy, piraci, zboczeńcy, łajdacy…

30/01/2012
653 Wyświetlenia
0 Komentarze
20 minut czytania
no-cover

Za niektórych blogerów naprawdę mi wstyd. I to za prawicowych. To już klasyka, że jak tylko dzieje się coś dobrego, natychmiast kilka osób stara się wszystko spieprzyć.

0


Jak czytałem brednie o tym, jakoby Anonymous byli sterowani przez tajemnicze służby specjalne, że protestującym chodzi tylko o darmowe pornole – to naprawdę nie pozostaje mi nic innego niż:
FACEPALM
Otóż, bando tchórzy i paranoików, spójrzcie na obraz powyżej. Jest na nim kadr ze „Star Treka”. Przecież licencji nikt nie wykupił. A jednocześnie wnosi coś nowego, stanowi wartość dodaną. I to właśnie jest przykład na to, dlaczego ci ludzie protestują przeciwko ACTA. Co wy wiecie o kulturze internetu? Co wy wiecie o 4chanie, skanlacjach, hardsubach itp.? Co wy wiecie o całym tym bogactwie, wynikłym z dzielenia się? Nie wiecie nic, więc z łaski swojej nie ośmieszajcie siebie i przy okazji nie kompromitujcie nas wszystkich.

Antymaterialny, cwaniaczek jeden, najpierw pisał pierdoły o Anonymous sterowanych przez rząd, a potem jak komuś się to nie spodobało i był atak DDoS na jego blog na Nowym Ekranie, to podkulił ogon pod siebie i skamlał Łazarzowi, że go biją! Facet, trochę GODNOŚCI! Jak masz odwagę pisać brednie, miej odwagę zaliczyć za to w papę! To jest INTERNET, a nie Tusk Vision Network. Tu się za wypisywane brednie ODPOWIADA, nawet jeśli niekoniecznie przed sądem. Co więcej przez kilku takich idiotów dostało się całemu serwerowi.
Tych notek już na blogu Antymaterialnego na NE nie ma. Stary paranoik kasuje notki bo leje w gacie ze strachu przed NWO. Zdaje się, że nikt go jeszcze nie uświadomił co to jest Google Webcache. Jego notki szkalujące Anonymous zachowały się TUTAJ oraz TUTAJ. Dowodów na słuszność oskarżeń i domysłów pan wielki bloger rzecz jasna nie przytoczył żadnych.
Anonymous zachowanie Antymaterialnego skomentowaliby bez wątpienia tak:
RETARDS - we all know one
Zdjęcie powyższe należy do niejakiego Aschiutzy. Ale było tak świetne, że stało się powszechnym komentarzem do sytuacji, gdy ktoś powie coś głupiego.

Ale uczciwie rzecz ujmując, czy Aschiutza coś traci na popularności swego dzieła? Szkoda, że się nie podpisał. Ale i tak kto się zainteresuje, może sobie wygooglać, kto wstawił oryginał. Gdyby się niewolniczo trzymać praw autorskich oraz ACTA, nigdy byśmy nie poznali tego wspaniałego zdjęcia. Bo jest świetne, to chyba przyzna każdy.
Ja w ogóle nie czaję typków takich jak Antymaterialny. Jaki jest sens uświadamiania ludzi na temat NWO (przyjmując, że faktycznie jeden syndykat istnieje, co ja uważam za mało prawdopodobne – jestem zdania, że jest to raczej kilka mniejszych lub większych, które się między sobą dogadują) jeśli jak tylko ludzie się zbiorą i chcą zawalczyć o swoje prawa, Antymaterialny jako pierwszy wybiega, wyrywa sobie włosy z głowy i wrzeszczy: „Olaboga! Już idą! Będą bić! Już mają tu szpiegów! Szybko, uciekajmy! Uciekajmy!” Paradne, prawda? To się, kurde, nazywa odwaga.
Panie, jak z pana taki tchórz, zamknij się pan w piwnicy i nie denerwuj pan ludzi! I przede wszystkim nie oczerniaj pan każdego wokoło, rzucając podłe oskarżenia bez śladu dowodów! Zanim pan zabierzesz głos w sprawie Anonymous, najpierw zapoznaj się pan z tym, co to jest 4chan, na czym polega jego fenomen i skąd się wziął. Bo póki pan nie wiesz, jesteś pan żałosnym lamerem i tyle.

Inną kwestią są głosy takie jak post Niedzisiejszego. Spora część blogerów w ogóle chyba nie pojmuje o co toczy się gra. Są nakierowani na dowalanie Tuskowi i nic innego do nich nie dociera. A tu chodzi o dwa różne podejścia do kwestii praw autorskich. Jest po prostu podłością obrażanie internautów twierdzeniami, że im chodzi tylko o darmochę. Śmiem twierdzić, że ten pan nie orientuje się w kwestii konfliktu wokół praw autorskich, a wyłącznie powtarza korporacyjne dogmaty, które chcąc nie chcąc przyjął bezrefleksyjnie.

Najogólniej rzecz biorąc ACTA cementuje korporacyjne podejście. Utwór w tym rozumieniu praw autorskich traktuje się jak rzecz, przedmiot który można kupić i sprzedać. Korporacjom jest to wygodne, bo mogą w ten sposób bez przeszkód wykorzystywać przewagę kapitału. W takim modelu nabywcy są bydłem, wołami roboczymi. Stadem baranów. Mają poddać się zdalnemu sterowaniu reklamami, przyjść i kupić. Nic więcej. Broń panie Boże nie wolno nabywcom przekonywać się samodzielnie, co kupują. Nabywcy nie mają prawa mieć pretensji, że reklamy kłamały, że single nie odzwierciedlały zawartości płyty, że płyta jest nieporęczna i że woleliby MP3. Nabywcy to bydło. Mają zamknąć się i dawać posłusznie pieniądze.
Największym absurdem takiego podejścia jest stawianie równości pomiędzy kradzieżą płyty w sklepie i ściągnięciem jej zawartości. Niegdysiejszy kopiuje ten absurd. Ani przez moment nie zaświtało mu pod czaszką, że dobry film i tak się kupi, bo na DVD ogląda się po prostu wygodniej i jest lepsza jakość. Ani przez moment nie uświadomił sobie, że twierdzenia typu „jak ściągną i obejrzą to już nie kupią płyty” w gruncie rzeczy oznaczają domniemanie tragicznej jakości tych utworów. A jeśli utwory są tak tragiczne, że obejrzenie raz na kompie wystarczy, to ja pytam kto tu jest złodziejem? Koncern z premedytacją wciskający nam kit? Czy konsumenci broniący się przed wyciąganiem od nich pieniędzy na coś, co może nie być warte zakupu?
Co więcej okazuje się, że w praktyce korporacyjne podejście do praw autorskich wcale autorom nie służy. Artyści, którzy gardłują za ACTA, to generalnie już gasnące gwiazdy, które żyją tylko z łachy koncernów medialnych oraz monopoli w typie ZAIKSu. Nie są w stanie sami na siebie zarobić, niczego już nie tworzą. Dzisiejsze tantiemy, prawa zastrzeżone itp. umożliwiają tej grupie pasożytów życie z dawnej pracy. Czy taki na przykład Mozart czy Bach byłby dziś znany, gdyby każdy za wysłuchanie jego utworów musiał płacić? Śmiem wątpić. Młodzi artyści natomiast doskonale poradziliby sobie bez korporacji. Tak zwane piractwo może być potraktowane jako doskonały mechanizm, umożliwiający rozpropagowanie artysty i jego utworów. Ludzie generalnie nigdy nie kupią nieznanego sobie artysty. Ale bardzo często się zdarza, że gdzieś coś usłyszymy, ściągniemy z torrentów, posłuchamy. I w efekcie później kupujemy płytę. Korporacjom ten mechanizm nie odpowiada, bo łamie monopol korporacyjny na promowanie tych artystów, którzy są korporacjom wierni i posłuszni. I po to jest ACTA. Żeby artysta nie miał wyboru jak tylko sprzedać się biznesmenom i pozwolić się obdzierać ze swojej ciężkiej pracy. Więcej na ten temat pisał Łażący Łazarz.
Świat korporacyjny postawił na wąską grupkę „koni pociągowych” których pomysły pchają popkulturę do przodu. Korporacje były zbyt przerażone wymknięciem im się wszystkiego spod kontroli by dopuścić jakiekolwiek niezależne pomysły. Efektem jest zdegenerowany rynek filmowy i muzyczny, odgrzewane kotlety, powtarzanie do wyrzygania starych schematów. Bo jak fanom przyjdzie do głowy dobry pomysł, korporacje udają, że go nie ma. Korporacyjna taktyka polega na straszeniu procesem o naruszenie własności intelektualnej, kto spróbuje zrobić to samo lepiej.

Podejście internautów do kwestii praw autorskich jest diametralnie inne. Jest rzeczą całkiem oczywistą, że w dobie kultury cyfrowej absurdem jest pojmowanie utworu jako niepodzielnej całości. Coraz więcej utworów powstaje przez zmiksowanie fragmentów w unikalny sposób. To nie znaczy, że są gorsze. Nierzadko jakaś wariacja na temat okazuje się bić na głowę oryginalny utwór. Tak jest dla przykładu z częścią fanfików do anime.
W świecie internetu różnica między konsumentem kultury, a twórcą zaciera się. Fani często sami stają się twórcami. Pomysł krąży i jest modyfikowany, przerabiany oraz eksploatowany na wszelkie możliwe sposoby. I dopiero te dobre pomysły zyskują popularność i nierzadko przynoszą profit swoim autorom. W internecie żeby na czymś zarobić, trzeba być w te klocki naprawdę dobrym. Zysk w takim modelu kulturowym nie jest prostym skutkiem wymyślenia czegoś. Jest skutkiem wygrania konkurencji z innymi, którzy zajmują się tym samym i oferują to za darmo. I chyba na tym powinno polegać, czyż nie?

Taki na przykład Microsoft. Gdzie by był, gdyby kod źródłowy Windows został uwolniony? Czy aby na pewno Microsoft były w stanie rozwijać Windows na tyle dynamicznie, by opłacało się kupić ten system a nie jego rozwinięcie stworzone przez kogo innego? Ano właśnie, Microsoft zarabia na MONOPOLU NA POMYSŁ. Nikomu innemu nie wolno wymyślić tego samego. Nikomu innemu nie wolno wiedzieć, co ulepszyć. Bo Microsoft woli nas skazywać na kulejący system z mnóstwem dziur i marnować tym samym nasze pieniądze, zarabiając na tym ciężką kasę niż dać ludzkości dobry i bezpieczny system operacyjny ryzykując, że grupa programistów opłacanych ciężkimi pieniędzmi nie dotrzyma kroku rzeszy zapalenców.

Korporacyjne podejście do praw autorskich ma na celu tylko zysk. A jeśli ktoś wymyśli to samo i zrobi to lepiej, to się na niego nasyła prawniczą mafię, celem kradzieży jego pracy w majestacie prawa. Ostatnia afera z zamknięciem MegaUpload i MegaVideo jest chyba jasną demonstracją, o co tym koncernom chodzi. Skoro szef tych serwisów odpowiadał za to, do czego użytkownicy je wykorzystywali, to czekam aż producenci noży zaczną trafiać do więzień za morderstwa, jakie z użyciem ich noży zostały popełnione. Nie mówię już o innych motywach zamknięcia tych serwisów, o których pisze GeekWeek, bo są one najzupełniej skandaliczne.

Tak więc koniec końców Niedzisiejszy pomija banalną kwestię. Piractwo jest formą protestu przeciwko wygórowanym cenom, a także daje możliwość sprawdzenia, czy produkt jest wart ceny. Internauci zwyczajnie nie mają zamiaru kupować kota w worku.
Zdaniem korporacji nawet jeśli film jest chłamem, a reklamy były zakłamane, to widz musi zapłacić. Zdaniem internautów jeśli film jest chłamem to jego reżyser może widza pocałować w dupę. To widzowi powinno się zapłacić za zmarnowany czas. To tak trudno zrozumieć, panie Niedzisiejszy?

I na koniec sprostuję propagandę na temat Guya Fwakesa i jego spisku 5 listopada 1605. Mówi się prosto, że Guy Fwakes chciał obalić władzę królewską. Że był terorystą. Brednie. Nie chciał. Fawkes po prostu chciał strącić z tronu protestanckiego króla i przywrócić Anglię na łono Kościoła Katolickiego. Nie mówię, że jego metody były słuszne. Mówię, że sytuacja jest niejednoznaczna. Bo skazano go za zdradę króla, który w ocenie Guya Fwakesa sam był zdrajcą wiary.
Dlaczego Guy Fawkes chciał wysadzić budynek parlamentu? Ano zajrzyjmy do Wikipedii:
Ponaglony przez Tomasza Cromwella, parlament uchwalił wiosną 1534 r. kilka ustaw, które przypieczętowały rozłam z Rzymem. Ustawa o Zakazie Apelacji nie pozwalała angielskim sądom kościelnym na zwracanie się do papieża. Uniemożliwiała również Kościołowi uchwalanie jakichkolwiek przepisów bez zgody króla. Ustawa o Stanowiskach Kościelnych z roku 1534 wymagała, aby kler mianował biskupów wskazanych przez monarchę. Ustawa o Zwierzchnictwie (tzw. Akt Supremacji) z roku 1534 głosiła, że król jest "jedyną, najwyższą na ziemi głową Kościoła anglikańskiego"; Ustawa o Zdradzie z tego samego roku uznawała za najwyższą zdradę, karaną śmiercią, odmowę uznania króla za takowego. Papież został pozbawiony źródeł dochodu, takich jak świętopietrze.
Odrzucając decyzje papieża, parlament zatwierdził małżeństwo Henryka i Anny poprzez wydanie Aktu Sukcesji w 1534 roku. Córka Katarzyny, księżniczka Maria została uznana za dziecko z nieprawego łoża, a potomstwo Anny ogłoszono następcami tronu. Wszyscy dorośli mieli obowiązek zatwierdzić postanowienia ustaw; ci, którzy odmówili, podlegali karze dożywotniego więzienia. Wydawca lub drukarz jakiejkolwiek literatury podważającej ważność ślubu Henryka z Anną miał być automatycznie uznany za winnego zdrady i skazany na śmierć.
Przeciwnicy polityki religijnej Henryka byli mordowani (wśród nich kardynał św. Jan Fisher oraz królewski doradca Tomasz Morus, stracony za zdradę w 1535 r.). Cromwell, dla którego utworzono stanowisko "wicekróla ds. duchowych", był upoważniony do wizytowania klasztorów, pozornie w celu sprawdzania, czy wypełniają królewskie postanowienia, a w rzeczywistości aby opodatkować ich majątki. W roku 1536 uchwała parlamentu zezwoliła Henrykowi na konfiskatę dóbr pomniejszych klasztorów (tych, których roczny dochód nie przekraczał 200 funtów). Szacuje się, że za panowania Henryka VIII, w Anglii zginęło około 500 katolików, w tym 2 kardynałów, 2 arcybiskupów, 18 biskupów, 13 opatów, bliżej nieokreślona ilość przeorów i zakonników.

Brednią jest przedstawianie Guya Fawkesa jako anarchisty, terrorysty i zaciekłego wroga władzy królewskiej. On po prostu chciał pomścić na angielskim parlamencie zbrodnie, jakie zostały popełnione 70 lat wcześniej. Chciał po prostu, by za bycie katolikiem zbrodniarze na angielskim tronie nie karali śmiercią. Choć trzeba przyznać, że później Krwawa Mary, czyli Maria Tudor, poczynała sobie równie brutalnie. Obie strony  w owym czasie zamiast rozmawiać, rzucały się sobie do gardeł. Tym bardziej więc nie należy ferować jednoznacznych wyroków na temat Guya Fawkesa.

W tym jednak wypadku jasne jest, że mediom przedstawiającym go jako terrorystę chodzi nie o samego Fawkesa, a o ruch Anonymous. Nie dalej jak dziś widziałem pierdoły o tym, jakoby protestujący internauci trudnili się działalnością wywrotową i dążyli do obalenia rządu. Ale spoko, Kaczyńskiego też już oskarżono o faszyzm. Ten rząd nic innego nie potrafi, tylko gadać.

Poza tym polecam wszystkim jedno bardzo mądre zdanie V:
Ludzie nie powinni się bać rządu. To rząd powinien bać się ludzi.
Zaczną do nas strzelać? Komuniści już próbowali. Źle na tym wyszli.

0

rip LunarBird CLH https://web.facebook.com/riplunarbirdclh

Katolik, doświadczony internauta, fan mangi i anime. Notki są na licencji http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/deed.pl

99 publikacje
96 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758