WIEDZA
Like

Sonderkommando – piekło na ziemi

29/01/2014
2779 Wyświetlenia
9 Komentarze
16 minut czytania
Sonderkommando – piekło na ziemi

Rampa w Birkenau. Czy to dzień czy noc, to nie istotne. W oddali słychać gwizd lokomotywy.

0


sonderkomando2Na „peronie” zebrali się już esesmani, więźniowie z komanda kanada, wartownicy z psami… Esesmani i wartownicy rozmawiają, śmieją się, palą papierosy, słychać poszczekiwanie psów… Pociąg z łoskotem wjeżdża na bocznicę. Pośród okrzyków: „ Ausssteigen!”, „Schnell, schnell”,rozpoczyna się rozładowywanie transportu. Dla Henryka Mandelbauma jest to początek drogi do piekła.

 

Henryk Mandelbaum urodził się w 1922 roku w Olkuszu w rodzinie polskich Żydów. W 1940 roku cała jego rodzina została osadzona w powstałym w Dąbrowie Górniczej getcie. Jemu jedynemu udało się ukryć po aryjskiej stronie. Został więc łącznikiem dostarczając do getta żywność, leki, materiały opatrunkowe. W kwietniu 1944 roku został aresztowany w wyniku donosu i osadzony w Będzinie. 10 kwietnia 1944 roku deportowano go do KL Auschwitz.

 

Kiedy trafił do do obozu miał 22 lata. Ponieważ ukrywał się po aryjskiej stronie był dobrze odżywiony, a więc przydatny. Otrzymał numer 181970 i został skierowany na kwarantannę. Po dobyciu kwarantanny, czyli po około sześciu tygodniach, więźniowie byli kierowani do pracy. Henryk Mandelbaum został skierowany do Sonderkommando.

 

Do Sonderkommando, czyli komanda specjalnego, byli wybierani tylko mężczyźni, przeważnie Żydzi, rośli i silni. Byli dobrze karmieni, mieszkali w oddzielnych barakach, które, jak na panujące tam warunki, były w miarę znośne. Jednak to, do czego w ramach swojej „pracy” byli zmuszani, odzierało ich z człowieczeństwa i wyrywało im duszę. Więźniowie ci musieli odprowadzać tych spośród nowo przybyłych, którzy podczas pierwszej selekcji na rampie byli skierowani „do gazu”. Prowadzili ich do „łaźni”, kazali się rozebrać, zapamiętać numer wieszaka i wejść pod natryski. Zamykali drzwi. Po wrzuceniu cyklonu B i zagazowaniu nawet tysiąca ludzi jednorazowo, musieli uprzątnąć komory i spalić zwłoki.

Ten suchy opis nie oddaje okropieństwa jakiego doświadczali członkowie Sonderkomando.

Ludzie przybywający do Birkenau byli zmęczeni wielodniową podróżą bez jedzenia i wody. Stłoczeni w bydlęcych wagonach tak, że i usiąść było trudno. Zdezorientowani wysiadali z wagonów pośród krzyków i ponagleń. Rodziny rozdzielano siłą. Ustawiano ich na prawo i na lewo. Ci z prawej trafiali do obozu. Tym z lewej wmawiano, że idą tylko pod prysznice, więc szli.

sonderkomando1W „przebieralniach” nie było czasu na zastanowienie. Wszystko odbywało się bardzo szybko, po to żeby nikt niczego nie podejrzewał. Dopiero po zamknięciu drzwi zaczynała się panika, krzyki, modlitwy. Przez otwory w dachu wrzucano cyklon B. Działanie tego gazu polega na zatruciu katalizatorów ustrojowych (enzymów), co prowadzi do zahamowania oddychania śródkomórkowego i uduszenia się niektórych ośrodków mózgowych. Wdychanie gazu powodowało ślinotok, krwawienie z ust, nosa, uszu, wymioty, rozluźnienie zwieraczy odbytu. Ci który stali najbliżej otworów, przez które wrzucano gaz, umierali natychmiast, inni cierpieli niewyobrażalnie.

Gazowanie trwało około 15 minut. Potem do pracy przystępowali więźniowie z Sonderkommando. Bosakami wywlekali trupy z komór. Wyrywali złote zęby. Odcinali palce razem z pierścionkami, obrączkami. Wyrywali kolczyki z uszu. Sprawdzali wszystkie otwory ciała w poszukiwaniu ukrytych kosztowności. Obcinali kobietom włosy. Następnie transportowali trupy do krematoriów gdzie je palili. W 1944 roku, kiedy eksterminowano węgierskich Żydów, kominy krematoriów dymiły dzień i noc, ale to nie wystarczało. Wykopano więc kilka dołów, w których palono zwłoki.

 

 

Henryk Mandelbaum w filmie „Byłem w Sonderkommando” z 1991 roku tak mówi o tych wydarzeniach:

 

„ Pracowałem w Sonderkommando. Straszne były początki. Wybierali zdrowych, mocnych chłopaków, bo to była praca ciężka, mozolna była praca. Taki co przesiedział tutaj przykładowo rok czy pół roku, to on był wycieńczony, to on nie był zdolny do takiej pracy ciężkiej. Tu jedna gra była – śmierć. Tu nie było tak, żeby więzień myślał, myślał o wolności, z tego piekła jak się stąd wydostać, ale stąd się wydostać… Popatrzeć tak dookoła. Te same posterunki, te same druty kolczaste, nabite prądem… To stąd się nikt nie mógł wydostać (…)”

Stojąc w ruinach krematorium opowiadał ekipie o tym co widział i czego był uczestnikiem.

„ Człowiek przyjeżdża po tygodniu w tych wagonach. Z wagonów go wydostawają, czyli przyjechał na miejsce na miejsce tej niby pracy, tej obiecywanej. Każdy w dobrej wierze wysiadł, szedł, ale to zmęczenie… no mówię tak jak ja to widziałem. To tragicznie to wyglądało, bo ja to wiedziałem w czym jest sedno sprawy, ze ci ludzie idą normalnie na śmierć. Tędy schodzili tymi schodkami. Rozbieralnia się mieściła całkiem wzdłuż. Po bokach były wieszaki(…) ci co przyjeżdżali mieli pójść do łaźni. Nic się nikt nie wstydził, to było wszystko zmęczone, z drogi i tam myśleli o wstydzie. Ja tego nie zauważyłem. Po rozebraniu się udawali się, tam są po prawej stronie, dwie komory gazowe. Gdy się tam ta komora zapełniała, ludzie się zorientowali, no i zrobił się taki maleńki niby szum no i chcieli z powrotem wycofać się. Ale nie dało rady, bo obsługa esesmanów tymi kijami, na chama jak to się mówi, wcisła ich z powrotem. Hermetyczne zamknięcie było tak jak w chłodniach, no i drzwi zamkli, a od góry tam puścili, w zależności od tego ile było w tej komorze ludzi, to jedną puszkę, dwie puszki tych gazów. Tego cyklonu(…) no i tak gdzieś po piętnastu – dwudziestu minutach już byli gotowi, zagazowani. Nie jeden krzyczał, ale to nic nie pomagało i nic nie pomogło, a my byliśmy bezradni, bo nie mogliśmy udzielić żadnej pomocy, żadnego powiadomienia, bo i tak by to nic nie dało, bo by nas też skasowali. Pomimo tego, że co pewien czas pracownicy Sonderkommando byli traceni…

Otwierało się drzwi, żeby ten gaz się trochę ulotnił, bo to bez masek bez niczego. I kiedy ten gaz się trochę ulotnił to się wyciągało. To jest tragedia. Jeżeli człowiek widział to, a zdawałem sobie sprawę, że mnie też to czeka. Nie było powrotu. Tu ludzie stali, tak jak weszli, to na stojąco umierali. Tu rodziny wchodziły, tu był ścisk.(…) Wszystko było. Proszę sobie wyobrazić same obrączki, pierścionki, kolczyki. Teraz mostki złote, korony. Kobiety to miały w pochwach ukryte, nie raz i uchu było, pod pachwiną w chusteczce, w dziurce w nosie. To nic nie zdawało, bo to wszystko tu zostawało.”

Pan Henryk przeszedłszy kilkanaście metrów wspiął się na betonową platformę, która była podłogą krematorium i opowiadał dalej:

„ Ta winda się mieściła tu w tym miejscu ( windą transportowano zwłoki z piwnicy gdzie mieściły się komory gazowe na parter wprost do krematoriów. przyp. aut.),o tu jest beton. Ten beton jak widać nie jest równy tylko taki do środka ( wklęsły. Przyp. aut.) po tym betonie polewało się wodą i ciągło się tych nieboszczyków, we dwójkę, od windy do paleniska. (…) Palenie odbywało się w ten sposób, że nieboszczyka dawało się na taka patelnię, była rolka, stawiało się tą patelnię na rolkę. W dwóch się wsuwało, a trzeci miał taki miał takie rozwidlenie w rodzaju widelca, wsadzał pomiędzy krocza i popychał do tego pieca. No w zależności od tęgości tych zagazowanych ile tam w takim piecu spaleniskowym się mieściło? Pięciu, sześciu, czterech. Zależy od tęgości. Były to już krematoria nowoczesne, bo z tyłu miały agregaty, które podsycały powietrze, żeby ciało szybciej się spalało(…)

Wzięli się na sposób szybszego spalenia właśnie na stosy. Palenie w dołach. Był zrobiony dół długości dziesięciu do piętnastu metrów, głębokości półtora do dwóch i po zagazowaniu rzucało się ludzi na ogień.

Każdy to robił, bo wiedział co go czeka, a jeszcze ta iskierka była, może ta wolność przyjdzie, że ktoś nas tu ocali. Okazało się, że myśmy tak pracowali i nikt nas nie ocalił. Pamiętam raz tylko taka eskadra samolotów okrążyła ten cały obóz, myśmy się cieszyli, że może przyjdzie to wyzwolenie od tej haniebnej pracy, zabrali pojechali, a my dalej pracowali(…)

Gdy już zaczęli nas ewakuować, ja już miałem plan. Przygotowałem sobie ubranie pod spodem(pod pasiakiem. przyp. aut.). No i w czasie transportu, było to w Pszczynie, godzina tak druga, po drugiej. Poczułem tą wolność i mówię, że ja już chyba dalej nie pójdę. No i sukcesywnie w szeregu jak my maszerowali, najprzód ja spodnie odpiąłem. I w szeregu podniosłem nogę jedną, drugą, spodnie zostały. Dali maszerowali. Później kurtkę raz, drugą stronę. Kurtka mi zjechała z rąk. Ja dali maszerowałem. I upolowałem kiedy esesmani napędzali. „Prędko, prędko” – „Schnell, schnell”, a ja zrobiłem trzy kroki do tyłu i stanąłem pomiędzy patrzącymi, koledzy odeszli. A ja wprawo odbiłem, pamiętam przez takie tory i był taki lej widocznie z jakiejś bomby, przykucnąłem, aż się szaro zrobi. Szaro się zrobiło i teraz przeszedłem przez jezdnię z powrotem, pod górkę. Do gospodarza trafiłem i zapukałem. Otwiera mi i pyta się czego ja chcę. Mówię, że chcę trochę wody poprosić, a on mówi proszę poczekać. Za chwilę mnie woła: proszę niech pan pozwoli i prowadzi mnie. W kuchni siedzą dwie koleżanki i dwóch kolegów, też z obozu, przy kolacji. Zaczęliśmy się ściskać całować z radości.(…) no i u tego gospodarza przenocowałem i w moje strony, do Sosnowca.”

 

Jest to tylko fragment wspomnień Henryka Mandelbauma. Przed swoją śmiercią w 2008 roku udzielił wywiadu czeskiemu dziennikarzowi, w którym powiedział:

„ My byliśmy jak żywe trupy”.

 

Kiedy oglądałam ten film uderzyło mnie to w jaki sposób Henryk Mandelbaum się wypowiada. Jego twarz nie wyrażała nic. Głos nie wyrażał żadnych emocji. Te kilka miesięcy w szeregach Sonderkommando spowodowało, że te okropieństwa były dla niego zwykłym wspomnieniem. Owszem wspomnieniem okropnym, wywołującym nocne koszmary, ale wspomnieniem, które tak mocno zakorzeniło się w jego umyśle, że przywykł do niego.

 

W filmie „Byłem w Sonderkommando” inny więzień KL Auschwitz opowiada o zasłyszanej historii związanej z tymi ludźmi. Historia ta jest przerażająca i pokazuje jak bardzo machinalnie wykonywali wszystkie czynności, jak bardzo byli odczłowieczeni.

Kiedy Niemcy nie nadążali z paleniem zwłok w krematoriach i zaczęli palić ludzi na stosach jeden z więźniów wrzucał ciała do ognia. W pewnym momencie zatrzymał się. Patrzył chwilę na stos i wrzucał dalej. Esesman zapytał innego więźnia: Czemu on się tak zatrzymał? A ten odpowiedział: A z żoną się spotkał.

 

Ewelina Ślipek

 

źródła:

„Byłem w Sonderkommando” 1991 r. reż. Andrzej Gajewski

0

Ewelina Ślipek

Niezależna publicystka, miłośniczka historii. Warmia, Mazury, Polska. Kradzież intelektualna jest przestępstwem. Teksty na moim blogu są moją własnością i nie zgadzam się na ich kopiowanie i przeklejania bez mojej zgody.

51 publikacje
16 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758