Podobno naiwnych nie sieją. Podobno…
Gdy ostatnio dowiedziałem się, że partia polityczna „x” zapłaciła kilkadziesiąt tysięcy złotych za wykonanie przez firmę „y” sondażu popularności, to doszedłem do trzech wniosków:
1. Naiwność ludzka nie zna granic, bo przeważnie obywatele nie zdają sobie sprawy z tego, że gdy odpowiadają na pytania telefoniczne przedstawiciela firmy „badającej opinię publiczną”(lub o innej wdzięcznej nazwie), to nabijają kasę tejże firmie „y” , lub jej zleceniodawcy, ukrytemu pod nazwą „z”.
2. Odpowiadając na pytania „sondażowe” nie tylko tracimy własny czas, ale często udzielane są informacje, które potem politycy używają do zupełnie innych celów, aniżeli „bezstronne badania”.
3. Ujawniając swoje poglądy lub preferencje, oddaje się dobrowolnie firmom prowadzącym badania, coś bardzo osobistego i w ten sposób człowiek zatraca swoją prywatność, a nawet w pewnym zakresie indywidualizm, bo staje się tylko małą cząstką …” badanej, reprezentatywnej grupy mieszkańców”.
Gdy do mnie dzwonią ankieterzy, to najpierw pytam z jakiej są firmy?
Potem pytam, jaki ta firma miała w zeszłym roku zysk netto?
A potem…. ankieter sam się wyłącza i nagle „tracę szansę” , aby zostać jednym z …”reprezentatywnej grupy ankietowanych” .
Rajmund Pollak
Slowa sa piekne, ale licza sie czyny, które ida za slowami. Mysl jest bronia, ale mysl niewypowiedziana, tylko zludzeniem. Warto posiadac odwage cywilna do wypowiadania opinii przeciwnych stereotypom i warto plynac pod prad jak pstragi