Najwyraźniej papież Franciszek zna komunizm głównie z kultowej piosenki komunistów, to znaczy – „Międzynarodówki”, w której rzeczywiście znajduje się inwokacja do „ludu ziemi”: „Wyklęty powstań ludu ziemi, powstańcie, których dręczy głód” – ale chyba nie wie, że to tylko propaganda, że „lud” (co to u diabła w ogóle jest ten cały „lud” i czym się różni od ludzi? Chyba tym, że ludzie rzeczywiście istnieją, podczas gdy „lud” – tylko w umysłach doktrynerów, co to dostali się „w szpony hipostaz”: „Kto w szpony dostał się hipostaz, rzeczywistości już nie sprosta” – przestrzega poeta – i to się właśnie sprawdza na nieszczęsnym papieżu Franciszku) – więc „lud” jest inną nazwą mięsa armatniego, przy którego pomocy żydokomuna dokonuje destrukcji wszystkich organicznych więzi i instytucji społecznych, z Kościołem katolickim na czele, by – doprowadziwszy całe narody do stanu bezbronności – poddać je bezlitosnej eksploatacji zbójeckiej międzynarodówki. Poza tym Chrystus nigdzie ani nigdy nie mówił, że jacyś „wykluczeni” mają „decydować” W odróżnieniu od papieża Franciszka, Chrystus bowiem miał poczucie rzeczywistości i nie wygadywał głupstw. Albo ktoś jest „wykluczony” a więc – pozbawiony możliwości decydowania – albo to właśnie on ma „decydować” – ale w takim razie już „wykluczony” nie będzie. To pewnie mieli na myśli komuniści, kiedy w „Międzynarodówce” wyśpiewywali: „dziś niczym – jutro wszystkim my!” „Wszystkim” – a więc i o wszystkim decydujący. Tego rodzaju myślenie jest zupełnie inne od chrześcijańskiego, a przynajmniej takiego, które dotychczas z chrześcijańskim utożsamialiśmy. Bo komuniści nigdy nie myśleli jak chrześcijanie, ani nie myślą tak również teraz. Chrystus mówił: „daj!”, podczas gdy komuniści mówią: „bierz!” Jeśli papież Franciszek nie zauważa tej różnicy, to przynajmniej powinien zauważyć 100 milionów śmiertelnych ofiar komunistycznego eksperymentu. Skoro jednak nie zauważa ani jednego, ani drugiego, to chyba nie ma już żadnego powodu, byśmy się jego deklaracjami przejmowali. Tym bardziej, że jednoczesne osiągnięcie równości i wolności jest bardzo mało prawdopodobne. Zwolennicy równości muszą bowiem dużych obcinać, małych naciągać, grubych uciskać, a chudych nadymać – nawet wbrew ich woli, co trudne jest do pogodzenia z wolnością. Wydaje się, że papież Franciszek wygaduje głupstwa. To podważa autorytet papiestwa, a nawet gorzej. „Wy jesteście solą dla ziemi – mówił Jezus do Apostołów – Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi.” – napisał św. Mateusz. I chyba tak się niestety stało.
Stanisław Michalkiewicz
Komentarz • specjalnie dla www.michalkiewicz.pl • 16 listopada 2016