Kończy się piękny okres. Okres swobodnej wymiany myśli, nieskrępowanej dyskusji, a nawet zażartych kłótni.
Blogosferę przejmuje biznes – z interesem, korupcją, kłamstwem i szachrajstwem.
Od pewnego czasu, wędrując od blogu do blogu i przeglądając różne fora, z zasady nasze, prawicowe, dochodzę do smutnych wniosków. Wszystko się powtarza i wszystko naśladuje naszą ułomną drogę życiową.
Okres dziewictwa blogosfery się kończy.
To u nas w Polsce nie trwało więcej niż 5 lat. Wybuchło gwałtownie. Nagle wszyscy ludzie, co mieli dostęp do komputera i Internetu pojęli, że mogą swobodnie wymieniać się swoimi myślami, spostrzeżeniami i wnioskami. Z radością znajdywali, po różnych błędach i poszukiwaniach, grupy ludzi, którzy mają takie same zdanie odnośnie otaczającej rzeczywistości. Swobodna wymiana wzbogacała nas wszystkich. Poszerzała horyzonty, pozwalała zauważyć, że na problem można patrzeć z innej strony i zabezpieczała przed robieniem głupich błędów.
Można było swobodnie oddychać. Niektórzy nawet się zachłystnęli tym niespodziewanym darem, tym własnym narożnikiem w Hyde Parku.
Mądrzy i elokwentni zaczęli ogniskować to początkowe rozproszenie. Powstawały grupy sympatyków, którzy niecierpliwie czekali na następny tekst swojego ulubieńca. Po wchłonięciu przekazu komentowali, raz mądrze, raz głupio. Jak to w życiu. Jak mieli szczęście, to ich wyjątkowo trafny komentarz wywoływał dyskusję, a już najlepiej było, gdy sam bloger odpowiadał i dyskutował osobiście. I tak to trwało, w tym pierwszym dziewiczym okresie przez parę lat.
Aż, jak to zwykle bywa, ta zielona łąka z pasącymi się owieczkami, została dostrzeżona przez drapieżniki. I skończył się okres dziewictwa.
Drapieżniki dwojakiego rodzaju: pierwszy, to ci, co postanowili, że te owieczki, blogerów i komentatorów można strzyc bezkarnie, naciągając naiwnych na rozmaite inicjatywy, które miały tylko jeden cel – ich własne dobro; drugi zaś stanowili to, co lud tradycyjnie nazwał „wilki w owczej skórze”. Weszli oni w blogosfery, przybrali te owcze skóry i dalejże mącić, manipulować i dokazywać. Oczywiście, też tylko i wyłącznie we własnym interesie. Na przykład dosłownie, nagle Internet został zalany blogami polityków, którzy przyszli nie, żeby podzielić się swoimi myślami, lecz by zbijać swój marny, polityczny kapitał.
Oczywiste również, że nie wszyscy byli tacy wyrachowani.
Zjawisko początkowo nie było zbyt widoczne. Ale było nieustannie pełzające, jak uparty ślimak. Coraz więcej obszaru, coraz więcej stron internetowych, przestawało być niezależnymi, czystymi i w pełni uczciwymi. Powoli zaczęły się zamieniać w arenę interesów.
Miejsce, gdzie można zarobić. Zarobić politycznie, a nawet finansowo.
Piękna idea się zdegenerowała. Już nigdy nie będzie to forum swobodnej wymiany.
Polityka i pieniądze, jak to zwykle bywa, rzuciły swój pokraczny cień i zbezcześciły następne dziewictwo.