aka Smoleńska maskirowka
Wyobraźmy sobie, że w bliżej nieokreślone miejsce na Ziemi z impetem uderza niemal stutonowa latająca maszyna. Z zapasem kilkunastu ton paliwa na pokładzie. Potężny huk, fruwające w powietrzu fragmenty poszycia, buchające płomienie ognia, kłębiący się wokół gęsty dym. Słowem: horror.
Na dodatek w ciągu kilku minut, w dźwięku syren – wjeżdżają wozy strażackie. Strażacy biegają, pokrzykują, po chwili rozpoczyna się gaszenie pożaru – strumienie pod wysokim ciśnieniem omiatają płomienie i szczątki samolotu.
A teraz będzie znacznie trudniej.
Należy spróbować wyobrazić sobie, że do tak nakreślonej scenerii ("w tak pięknych okolicznościach przyrody"), do swojego cudownie ocalonego gniazda – postanawia, i to raptem już po kilku minutach – powrócić jakiś ptak. Bo do takiej właśnie zaskakującej konkluzji usilnie stara się nas przekonać swoim materiałem montażysta Sławomir Wiśniewski.
Nawiasem mówiąc, po kompromitacji w sprawie odgłosu broni palnej (aka: "trzask płonącego drzewa") – nie musimy w to od razu wierzyć. Wiśniewski w zasadzie wygląda na współpracownika służb, który na zlecenie kręci obszerną dokumentację z lądowania. Być może miało to związek z alarmem o zagrożeniu dla samolotu państwa należącego do UE, jaki pojawił się w przeddzień wizyty. Zresztą, determinacja objawiająca się rozstawieniem w pokoju statywu z kamerą, jak i determinacja wynikająca z samej długości nagranego materiału – stawia też pod wielkim znakiem zapytania zaprezentowaną nam bajkę "o przeszkadzających blacharzach". Człowiek tak zdeterminowany – nie zrezygnowałby z nagrywania, tylko dlatego, że istnieje niezerowe ryzyko na wstrzelenie się "blacharza" z przemarszem przed obiektywem akurat w tę jedną, jedyną, interesującą nas sekundę. Ryzyko to było stosunkowo niewielkie. Nie jest racjonalnym dowodzenie, że tak zdeterminowany człowiek zraziłby się taką błahostką.
Wracając do meritum: w poniższym materiale Wiśniewskiego, dokładnie w 0’54" oraz w 1’08" – wyraźnie słychać odgłos jakiegoś ptaka:
Zostało potwierdzone ze stuprocentową pewnością, że jest to odgłos zięby.
To jednak nadal nie wszystko – czas na jeszcze większe wyzwanie….
Należy wyobrazić sobie, że zięba wypłoszona dosłownie kilka minut wcześniej – nie dość, że powraca, to bynajmniej nie jest przerażona, czy nawet zaniepokojona ( "Zięba (…) zaniepokojona wydaje przenikliwe "ziit" ).
Zięba wraca zrelaksowana i odprężona, jakby przed kilkoma minutami – za przeproszeniem – zaliczyła "szybki numerek", a nie była świadkiem potężnej katastrofy lotniczej…
Aby się o tym idealnie upewnić, wystarczy zgłębić nieco poniższe materiały:
www.xeno-canto.org/browse.php?query=Chaffinch+alarm
www.xeno-canto.org/XCspeciesprofiles.php
Więc jakie jest prawdopodobieństwo odkrycia aż takiej… "prze-zięby"?
Ano właśnie: ze-ro-we.
Pozostaje tylko pytanie, czy Sławomir Wiśniewski okłamuje nas na każdym kroku, czy zdarza mu się to jedynie od czasu do czasu. Bo jeśli nie kłamie jak z nut… Jeśli jego materiał faktycznie jest autentykiem – to mamy znaczący głos za tym, że w wiadomym miejscu uwieczniona została jedynie Inscenizacja. Głos, dostatecznie oswojonej z całą scenerią, małej, niepozornej zięby…
A Tupolew (względnie: Jak i Tupolew) – został "zniknięty" w jakimś innym miejscu. Być może nieopodal…