Jezus biczowany, opluwany. Ośmieszony i zeszmacony przez żolnierzy i zwykłych gapiów. Musi wziąść potężny ciężar na swoje barki. Wziąść to jedno ale najważniejsze to donieść ten krzyż na Golgotę. Jak to zrobić ? Czy osłabiony torturami organizm jest w stanie wytrzymać i podołać temu zadaniu ?
Jakże podobnie czuć muszą się rodziny ofiar tragedii smoleńskiej ? Osłabieni i poranieni psychicznie za sprawą utraty najbliższych muszą wziąść jeszcze na plecy ciężar Krzyża pomówień, cynizmu, ironii a często również agresji. Muszą wysłuchiwać, że a to generał Błasik był pijany, prezydent Kaczyński chory psychicznie, piloci mieli myśli samobójcze co w połączeniu z niekompetencją doprowadziło do tragedii… I tak w kółko. A co jeśli rodziny domagają się tak elementarnej rzeczy jak rzetelne śledztwo ws przyczyn śmierci ich bliskich ? Co jeśli wskazują na kolejne niedopatrzenia i matactwa śledzczych z Rosji czy Polski ? No to od razu zostają nazwani "pisowskimi mocherami". Takie słowa niby nic nie znaczące, czasem nieświadomie powtarzane za znajomymi… to krzyże dokładane na barki ale to również gwoździe. Kolejne gwoździe wbijane w ciała a przede wszystkim w serca rodzin i przyjaciół ofiar poległych w Smoleńsku. Na razie to wytrzymując. Krzycząc z bólu, gryząc w płączu wargi ale wytrzymują. Jak Tytani. Ale jak długo ? Kiedy ich możliwości się skończą ? i co wtedy … ?