Smoleńsk – jedno małe pytanie. Kluczowe.

Jak to się podziało, że doświadczeni piloci wraz z całą załogą – bo oprócz pilotów był jeszcze nawigator i mechanik –

i całym samolotem, pomimo jak się okazuje prawidłowych wskazań z wysokościomerza barometrycznego ustawionego na poziom zero pasa lądowania w Smoleńsku, znaleźli się tak nisko, grubo poniżej 100 m.

Przecież gdyby na wysokości 100 m nad poziomem pasa lądowania na lotnisku w Smioleńsku zaczęli robić odejście od lądowania – to jakim cudem znaleźli sie na poziomie ok 50-20 m?

Czy ktoś to potrafi mi logicznie wytłumaczyć? Ja rozumiem, że decyzja o odejściu od manewru lądowania podjęta na wysokości ok 100 m, nie spowoduje odejścia z tej wysokości, bo potrzeba chwili czasu, s-t się zniża,

wejście s-ków na obroty startowe to w tym przypadku 3-4 sek, strata ok 30-40 m.

Ale co robił TU-154 M na wysokości 20-50 m?

Tego nie rozumiem.

Jedno co mi do głowy przychodzi – to podanie błędnych danych o ciśnieniu barometrycznym na poziomie zero lotniska w Smoleńsku. Ale…

Przecież w trakcie procedury podejścia do lądowania – padają słowa o wysokości nad poziomem pasa.

Więc co jest grane?

Jeszcze raz powtarzam, informacje od kontrolerów lotu w Smoleńsku były złe. Inaczej, były fatalne i kierowane decyzjami daleko spoza lotniska, bo z Moskwy. Potwierdzenia na kursie i ścieżce – fakt braku jestestracji nagrania z radaru – co jest (dziwną) niespdzianką (a może nie?). Ale jeśli działał prawidłowo ustawiony jak się okazuje wysokościomierz barometryczny (wyzerowany na poziomie pasa do lądowania) – to co TU-154 M 01 robił na tak niskiej wysokości?

Bo tego nie rozumiem – możem głupi?