Smoleńsk 2010. Śledczy obywatelscy ze WSI
03/09/2011
465 Wyświetlenia
0 Komentarze
39 minut czytania
Dążenie do wyświetlenia prawdy o tragedii smoleńskiej to dziś priorytet dla wciąż w miarę wolnej blogosfery. Rację ma więc Free Your Mind twierdząc, że należy koncentrować się na badaniu sedna problemu.
Słusznie zauważa, by w trosce o rzeczowość analiz nie podejmować wątków pobocznych, jakim jest na przykład kwestia oceny prac zespołu Antoniego Macierewicza. Jestem tego samego zdania.
Przychodzą jednak momenty, gdy od tej reguły trzeba odejść. Szczególnie, gdy pojawia się taki tekst jak Aleksandra Ściosa pt.: „Metoda propagandowej prewencji” („Gazeta Polska” z 31 sierpnia br., opublikowany także na jego blogu autorskim). Tekst, w którym autor nie tylko nakłada anatemę na „blogerów śledczych”, ale oskarża ich o… działanie z inspiracji Wojskowych Służb Informacyjnych.
Przeczytałem ów tekst kilka razy. Już jako student dziennikarstwa interesowałem się m.in. zagadnieniami czarnej propagandy i muszę ze smutkiem stwierdzić, że tekst A. Ściosa nosi znamiona tejże.
Jest to tym bardziej przykre, że Ścios jest znakomitym publicystą m.in. jeśli chodzi o geopolitykę i metodykę działania służb specjalnych, ze szczególnym uwzględnieniem tych z dawnego (? – pytajnik jak najbardziej uprawniony ze względu na charakter obecnego układu nad Wisłą, jak i polityki zagranicznej administracji Obamy; zagadnienia podaję wyłącznie hasłowo) bloku sowieckiego. Stąd tym większe moje zaskoczenie in minus. Wydawało mi się bowiem , że spod pióra tak uznanego autora i znakomitego analityka nie może wyjść tekst jako żywo przypominający tzw. produkcyjniaki z prasy peerelowskiej. A do tego wkładający kij w szprychy ludzi z blogosfery demaskujących kłamstwo smoleńskie na różnych jego poziomach, co na swój, odrębny sposób, czynią i FYM i Ścios.
Polska uchodzi za kraj demokratyczny, a prawo do polemiki i różnicy zdań, do ścierania się w sprawach fundamentalnych, a taką jest kwestia tragedii smoleńskiej, to nic innego jak tak zwane, jakby to nie brzmiało, święte prawo demokracji. Ścieranie się różnych koncepcji może wydać tylko dobre owoce i to niezależnie czy chodziłoby o Uniwersytet Warszawski, Jagielloński, lubelski KUL, Akademię Humanistyczną w Pułtusku, Wyższą Szkołę Ekonomiczno-Humanistyczną w Skierniewicach, czy Prywatną Wyższą Szkołę Ochrony Środowiska w Radomiu, lub właśnie blogosferę. Tymczasem – nie wiem z jakich powodów – Ścios tę zasadę neguje w odniesieniu właśnie do tragedii smoleńskiej, posługując się „produkcyjniakiem”, pełnym propagandowych uogólnień i nie wchodzącym w szczegóły.
Kłania się Roman Bratny
Gdybyż jeszcze ten „produkcyjniak” był napisany, biorąc pod uwagę kunszt językowy i argumentację, na poziomie Wańkowicza, Wiecha, Hamiltona, Kisiela, czy – z drugiej strony – Urbana (co by nie mówić były rzecznik rządu PRL umie władać piórem) lub Michnika z najlepszych lat. Niestety, Ścios raczej poszedł w stronę „Roku w trumnie” Romana Bratnego oraz propagitek publikowanych w stanie wojennym i latach 80. w „Trybunie Ludu”, „Żołnierzu Wolności”, czy tygodniku „Rzeczywistość”.
Moja żona, zajmująca się komunikacją społeczną, filozofią języka oraz hasłami reklamowymi, po przeczytaniu tego tekstu powiedziała w odniesieniu do kilku akapitów, odnoszących się do działań inspirowanych przez WSI, że brakuje jej tylko podpisu „życzliwy”.
W PRL inaczej myślący, stosuję tu definicję rozszerzającą obejmującą zarówno opozycję polityczną jak i w pierwszym okresie powojennym członków tzw. II Konspiracji, nazywani byli w zależności od tzw. etapu: zaplutymi karłami reakcji, warchołami, wichrzycielami, agentami CIA, elementami antysocjalistycznymi. U Ściosa blogerzy śledczy, podnoszący zagadnienie Smoleńska z perspektywy innej niż zespół parlamentarny Antoniego Macierewicza, są przedstawiani jako… zadaniowani przez Wojskowe Służby Informacyjne na kierunku rozbicia „jedynie słusznego kierunku” w śledztwie smoleńskim.
Mamy więc do czynienia z nieudolną próbą zdezawuowania śledztwa obywatelskiego. Charakterystyczne zresztą, że w tekście brak konkretów. Nie dowiadujemy się przeciwko komu Aleksander Ścios wytacza swoje najcięższe działa.
Doktor Jekyll i Mr. Hyde
Co więcej, 1 września Ścios stwierdza jeszcze na swoim blogu: „(…)
Choć pisałem o tym już wcześniej, a nawet wydawało się to oczywiste – chcę raz jeszcze podkreślić, że mój tekst [opublikowany w „GP” i na blogu] nie jest skierowany przeciwko FYM-owi i nie ma na celu ograniczenia blogerskiego śledztwa. Przypomnę słowa z komentarza Pana Marka Dąbrowskiego, ponieważ oddają one również moje myśli i intencje: "FYM dysponuje dziś tymi samymi atutami, które zawsze były silną stroną jego bloga: inteligencją, zdolnością kojarzenia zdawałoby się dalekich od siebie faktów, niewątpliwym dorobkiem faktograficznym. I jak każdy bloger zmaga się z tym samym problemem co wszyscy: dezintegratorami środowiska i kłamcami, którzy zaciemniają obraz i sprowadzają na manowce. Tylko od Niego zależy, czy plusy przekuje na sukces, czy minusy na klęskę" [http://cogito.salon24.pl/338266,metoda-propagandowej-prewencji#comment_4916011].
Biorąc pod uwagę treść tekstu w „Gazecie Polskiej” publicysta zapędził się w kozi róg.
By nie być gołosłownym. Ścios pisze w „GP” m.in.: „Od kilku tygodni jesteśmy natomiast świadkami pojawienia się publikacji, których autorzy w sposób bezpośredni atakują przewodniczącego zespołu PiS i usilnie kontestują dotychczasowe ustalenia parlamentarzystów. Szczególny nacisk położony jest na podważenie twierdzeń, iż przyczyną katastrofy smoleńskiej były „dwa wielkie wstrząsy" zarejestrowane przez urządzenia pokładowe i następująca po nich awaria systemu zasilania samolotu.
Autorzy tych publikacji zarzucają zespołowi parlamentarnemu, jakoby opierał swoje ustalenia na materiałach udostępnionych przez Rosję oraz sporządzonych na tej podstawie ekspertyzach, wykonanych w Redmond w USA. Odmawiając wiarygodności tych ustaleń i odrzucając twierdzenie o zablokowaniu systemów pokładowych samolotu na wysokości kilkunastu metrów nad ziemią, autorzy najczęściej przeciwstawiają jej hipotezę o „wielkiej mistyfikacji” jaka miała się dokonać na lotnisku w Smoleńsku.Niezależnie od argumentacji technicznej stosowanej w tych publikacjach, ich podstawowa cecha polega na oskarżaniu Antoniego Macierewicza o wprowadzanie w błąd opinii publicznej i narażaniu PiS-u na kompromitację. Insynuuje się również, że przewodniczący komisji działa z pobudek politycznych i dąży głównie do wypromowania własnej osoby. Troska autorów ma zatem wynikać z dbałości o prawdę i interesy partii opozycyjnej, a osoby te występują z pozycji zatroskanych „prawicowców” i zwolenników PiS-u. Podkreśla się przy tym, że wprawdzie Biała Księga zawiera trafne wnioski polityczne, jednak w zakresie przyczyn katastrofy formułuje błędne oceny.
(…)Podważanie końcowych ustaleń zespołu przed opublikowaniem raportu stanowi więc klasyczny rodzaj prewencji propagandowej i wskazuje na intencje autorów owych publikacji. Wybór zarzutu, którego prawdziwości nie sposób dziś jeszcze zweryfikować, ma prowadzić do zdezawuowania całości prac zespołu, a wyprowadzany zza rzekomej „argumentacji technicznej” bezpośredni atak na osobę przewodniczącego, obnaża prawdziwy cel tych zabiegów. Dodatkowa korzyść takich działań polega na dezintegracji i skłóceniu środowiska blogosfery, wywołaniu chaosu myślowego i podważeniu zaufania do opozycji.[http://cogito.salon24.pl/338266,metoda-propagandowej-prewencji]
Przepraszam, ale o co tu chodzi? Czy Ścios cierpi na syndrom doktora Jekylla i Mr. Hyde’a? Pisze, powtarzam, iż jego tekst w „Gazecie Polskiej” i na blogu „nie jest skierowany przeciwko FYM-owi i nie ma na celu ograniczenia blogerskiego śledztwa”.
A kto inny, obok FYM-a i jego zespołuprowadzi w sieci smoleńskie „śledztwo obywatelskie”, i to w dodatku tak jednoznacznie scharakteryzowane przez autora?
Prawda jest taka, powtórzę, iż sprawę „wielkiej mistyfikacji” albo „maskirowki”, by zacytować Suworowa, drąży wyłącznie bloger Free Your Mind i jego grupa.
WSI, SOWA i ignorancja
Ścios wali więc na odlew w FYM-a i zarzuca mu dążenie do „dezintegracji i skłócenia środowiska blogosfery, wywołania chaosu myślowego i podważenia zaufania do opozycji.” Więcej:działania FYM-a są inspirowane przez WSI, pojawia się tu także stowarzyszenie SOWA, zrzeszające byłych oficerów Wojskowych Służb Informacyjnych. Przypomnę tu, iż na jego czele stoi gen. Marek Dukaczewski, były szef WSI, który tak jak obiecywał zapewne wypił dużo szampana po zwycięstwie Bronisława Komorowskiego (jako gwaranta układu) w zeszłorocznych wyborach prezydenckich. Oczywistym jest, że od 2005 r. WSI (a teraz zadanie to przejęło m.in. Stowarzyszenie SOWA oraz Stowarzyszenie „Pro Milito”, trzy lata temu wzywające wojsko do wypowiadania posłuszeństwa kierownictwu MON i dowódcom) za swój główny cel przyjęło dyskredytację rządu PiS – głównie za premierostwa Jarosława Kaczyńskiego, obejmując tym działaniem także Antoniego Macierewicza jako likwidatora WSI – jak również ośrodka prezydenckiego. Interesy tej grupy oraz powiązania służbowo-organizacyjne jednoznacznie obnażył „Raport z likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych” oraz –nieopublikowany nigdy „Aneks” do tego dokumentu. Stąd biorą się procesy wytaczane Antoniemu Macierewiczowi oraz proces karny sprokurowany przez Stowarzyszenie SOWA. Działania te miały i mają na celu podważenie całego procesu weryfikacji (czy raczej likwidacji) Wojskowych Służb Informacyjnych, operacji która była wymierzona przede wszystkim przeciwko – z racji umocowania WSI – rezydenturze GRU w Polsce i sieci agentów, podporządkowanych Moskwie, ale także enerdowskiej STASI (tu głównym ośrodkiem, co wynika m.in. z dokumentów Grupy Operacyjnej „Warszawa”, czyli OPERATIVGRUPPE Warschau był Wrocław). Dopiero w rzędzie drugim i następnych było miejsce dla WSW i WSI.
Twierdzenie, że „blogerzy śledczy” są inspirowani, etc… nie wytrzymuje krytyki. WSI miały i mają, ze względu na głębokie usytuowanie w sektorach życia publicznego, inne środki niż wysyłanie pojedyńczych trolli mających sprowadzić dochodzenia internetowe na manowce. Gry polityczne toczone są na zupełnie innym poziomie, czego doświadczyła ekipa PiS po 2005 r., jak również znajdująca się w politycznej izolacji ekipa prezydencka po przegranych przez PiS przyspieszonych wyborach parlamentarnych.
Na teatrze działań GRU
Niedawno na internetowej stronie Krzysztofa Wyszkowskiego ukazał się artykuł pt. „Pielgrzymi smoleńscy w orszaku Pierwszej Damy”, podpisany przez autora o nicku „Wiedeńczyk”. Szybko został zdjęty z powodów niewiadomych. Można nie zgadzać się z jego niektórymi tezami, odnoszącymi się np. do rządu PiS, jednak naświetla on w sposób, moim zdaniem interesujący, ówczesną grę rodzimych pokomunistycznych i zagranicznych służb. Oto fragmenty przy zachowaniu oryginalnej pisowni:
(…) Bezpośrednio po „rozpędzeniu“ we wrześniu 2007 r., w wyniku sztucznie wywołanego kryzysu parlamentarnego, Rządu Premiera J. Kaczyńskiego, podjęta została decyzja o pozbawianiu L .Kaczyńskiego Urzędu Prezydenta i likwidacji, także fizycznej, tzw. ośrodka prezydenckiego.
W jednym z dokumentów, z którym mogli się zapoznać w kopii dziennikarze magazynu FOCUS i z pewnością przedstawiciele Bundesanwaltschaft in Karlsruhe, znalazło się zdanie, mówiące o wyznaczeniu terminu końcowego operacji, po którym „cała władza powinna wrócić w ręce rad“. Z treści informacji zawartych w innych, dostępnych w kopiach dokumentów, wynika, że autor przesłania, wywodzącego się z okresu „wczesnego Lenina“, miał na myśli „rządy obu braci Kaczyńskich“, rozumiane, jako dalsze istnienie instytucji publicznych, na których czele postawieni zostali po 2005 r. „ludzie PiS“.
Trzeba przyznać, że obaj bracia Kaczyńscy znacznie się przysłużyli powstaniu planu, który miał doprowadzić do ich „politycznego i fizycznego końca“.
Po jednej stronie, ogromnym ułatwieniem stała się dramatycznie błędna polityka personalna, uprawiana przez nich już w 1992 r., a później powtarzana w 2000 r. i po 2005 r., zarówno na poziomie rządowym i administrowania gospodarką jak i w organach władzy państwowej podporządkowanych Prezydentowi RP. (…)
W powodzi zachowań stawiających nie jeden raz na „ promocję prywaty i miernoty” inicjowanych od środka, pomniejszać się musiał krąg ludzi zaufanych i przekonanych do politycznych pomysłów obu braci Kaczyńskich.
Postępowała izolacja i „wystawienie“ celu będącej w toku realizacji operacji specjalnej. Po drugiej stronie jednak, i zjawisko to było z największym „przerażeniem“ obserwowane przez przeciwników dalszej obecności na politycznej scenie obu braci Kaczyńskich, których aktywność odbierano (…) „w obawie przed możliwą eksplozją strumieni niezliczonej ilości świateł, wywołanych przez Prezydenta RP i podległe mu jeszcze instytucje państwowe, rzuconych na najnowszą historię Polski i ciążącą coraz bardziej rzeczywistość“, zdawano sobie sprawę, że w „drodze“ znajduje się publikacja dokumentu, którego treść będzie „wypowiedzeniem wojny“ dominium służb specjalnych, „new policy and ekonomy made from PRL”.
Dla inaczej myślących, koniecznym jest przypomnienie, że w historii Polski były już takie „publikacje“ , które zdecydowały o jej losach. W Konstytucji 3 Maja znalazły się postanowienia, których caryca Katarzyna i jej „pruski wspólnik“, informowani przez „służby“, nie mogli przetrawić.
Pozostaje poza terenem dywagacji fakt, że po przegranych we wrześniu 2007 r. wyborach parlamentarnych, przegranych „na własne zamówienie“, w Urzędzie Prezydenta RP doszło do kilkunastu narad w tzw. najbliższym kręgu osób zaufanych. Lista obecności jest znana. Pokrywa się ona niestety, z wyjątkiem czterech nazwisk, z listą ofiar „tragedii smoleńskiej“. Znane są także tematy narad u Prezydenta RP.
O czym zatem mogą i powinni sobie przypomnieć ostatni żyjący współpracownicy śp. Prezydenta RP L. Kaczyńskiego?
Być może, o istnieniu dokumentacji powstałej na polecenie śp. Prezesa NBP, S. Skrzypka, której ujawnienie kilka razy odkładane, zostało zaplanowane na pierwsze tygodnie zbliżającej się kampanii prezydenckiej. Zawarte tam informacje wskazywały na podporządkowanie polskiego systemu bankowego i ubezpieczeń społecznych kontroli GRU i WSI. W konsekwencji, najbardziej znane banki i instytucje ubezpieczeniowe w Polsce poddane zostały kontroli , lub, w bardzo udokumentowanych przypadkach, powstały jako emanacja i produkt operacji finansowych GRU/WSW/WSI/STASI prowadzonych w Polsce już od 1987 r. (…) Na ich podstawie osoby z najbliższego kręgu współpracowników obu braci Kaczyńskich, których nazwiska z dwoma wyjątkami znalazły się później na „liście smoleńskiej“, podjęły trud „oszacowania“ stopnia infiltracji i instrumentalizacji najważniejszych organów państwa, w tym organów bezpieczeństwa, zapewniających prawidłowość funkcjonowania podstawowych i strategicznych sektorów gospodarczych, ze strony WSI, rezydentury GRU i struktur przestępczych powstałych po rozwiązaniu STASI.
Po powołaniu uchwałą sejmową Komisji Likwidacyjnej WSI, prace zespołu gromadzącego się w siedzibie Prezydenta RP zostały rozszerzone o analizę materiałów napływających do Komisji i wnioski formułowane w toku prac przygotowujących „Raport o Likwidacji WSI“. W krótkim czasie musiano się zorientować, że zakres prac Komisji określony treścią uchwały, nie mógł być zachowany. Z napływających materiałów archiwalnych i z akt prowadzonych śledztw, oraz postępowań prowadzonych przez NIK, KGP CBŚ, CBA, SWW i SKW, wyłaniał się obraz istnienia w Polsce „mega władzy“ podporządkowanej międzynarodowym grupom przestępczym wywodzącym się ze służb specjalnych państw b. obozu komunistycznego, w rozumieniu definicji nadanej temu zjawisku przez Prokuratora Generalnego Palermo i Szefa Urzędu Prokuratury ds. Walki z Mafią, prok. Roberto Scarpinato. Polska, o czym alarmują m.in. przedstawiciele Parlamentu Europejskiego i jednego z urzędów Komisji Europejskiej do Walki z Mafią i Korupcją, znalazła się w rękach organizacji przestępczej grupującej byłych, oraz nadal czynnych funkcjonariuszy wojskowych służb specjalnych, funkcjonariuszy publicznych zajmujących wysokie stanowiska rządowe, parlamentarne i polityczne, przedstawicieli znanych wolnych zawodów, funkcjonariuszy wymiaru sprawiedliwości i prokuratury, przedstawicieli banków i instytucji ubezpieczeniowych i „zwykłych“ morderców, gotowych podjąć się każdego zlecenia.
Już w trakcie pisania Raportu o Likwidacji WSI podjęto decyzje o przygotowaniu dla Prezydenta RP, w formie „aneksu“, bardziej poszerzonej i dokładnie udokumentowanej analizy źródeł pogłębiającej się zapaści gospodarczej i politycznej państwa. Z docierających do Komisji i Prezydenta RP materiałów wyłaniał się obraz instrumentalnie pogłębianej izolacji państwa polskiego na arenie międzynarodowej i wzrastającej zależności obywateli od międzynarodowych instytucji finansowych i politycznych.
W rozwoju było „drugie państwo“, którego filary wyłaniały się z „państwa staniu wojennego“
(…) 4 czerwca 1989 r. społeczeństwo polskie nie stało się „wolne i niezawisłe“. Bardziej uważni i odważni jego przedstawiciele, znaleźli się w sytuacji wywołanego konfliktu z organizacją „przestępczą“ liczącą, co najmniej 2 mln. gotowych do popełnienia każdego draństwa „żołnierzy“, określenie zapożyczone ze skarbnicy języka mafii, ukształtowanych np. w Oranienburgu, czy też w Legionowie, w kulcie do spuścizny „ Feliksa Edmuntowicza“. Nie przezwyciężono i, broń boże, nie pokonano żadnej „komuny“. Czerwiec 1989 r. to początek kolejnej operacji służb specjalnych, której obrazu nie przesłonią nieudolne, lub bardzo nieudolne, chaotyczne próby włączenia się w nurt wydarzeń politycznych, podejmowane od stycznia 1992 r., po listopadzie 1997 r., w 2000 r. i w 2005 r., środowisk określających się jako „niepodległościowe“, zakończone całkowitą klęską polityczną we wrześniu 2007 r. i eliminującą do końca, to środowisko „Tragedią Smoleńską“ z 10.04.2010 r.”
Z poletka Niesiołowskiego
Czy w kontekście powyższego nie jest zrozumiała trwająca od lat nagonka na PiS ze wszystkich ogniw układu? Aleksander Ścios wielokrotnie temat metodyki służb podnosił w swoich publikacjach i jest to nie do przecenienia. (nota bene, charakterystyczna jest tu wypowiedź b. posła na Sejm Zygmunta Wrzodaka broniącego członków „Pro Milito”
Symptomatyczne więc, że ten ton nie znalazł kontynuacji w najnowszym wpisie, zaś autor nie poskramia wulgaryzmów i napaści słownych na oponentów. W rzeczywistości najgorszym zagrożeniem, bynajmniej nie agenturalnym lecz najbardziej przyziemnym – zamienianiem merytorycznej dyskusji w magiel – są właśnie ci wszyscy domorośli znawcy metod działania służb i dezinformacji w sieci, którzy posługują się w stosunku do mających inne zdanie, epitetem „bufon”, „głupiec”, czy „prowokator”. Niestety, takowych „komentatorów”– w odróżnieniu od merytorycznej i spokojnej dyskusji na blogu FYM-a – można znaleźć u Aleksandra Ściosa.
Świadczy to wyłącznie o ich kompletnym braku znajomości mechanizmów politycznych i metod działań dezinformacyjnych prowadzonych przez służby specjalne. Polecam im więc lekturę m.in. Rafała Brzeskiego. Będzie to lektura bardzo pouczająca.
Pomijam już poziom jakby żywcem wzięty z elementarza Stefana Niesiołowskiego, gdyż to problem tych dyskutantów i Ściosa, a nie mój. Jak również to, że czytając takich blogerów ludzie służb pieją z radości widząc jak skutecznym środkiem dyskredytacji, wekslowania spraw na boczny tor i podziału blogosfery. jest ignorancja połączona z chamstwem.
By ponownie nie być gołosłownym, przypomnę poziom wypowiedzi blogerki GINI pod moją notką pt.: „Piętnaście metrów Antoniego Macierewicza”, twierdzącej mylnie, że jestem jakimś „hiackiem” (pisownia oryginalna):
„Zmien styl hiacek bo cie latwo rozpoznac. pod iloma nickami bhedziesz bronil tej swojej teorii ksiezycowej? Za nim mnie zabanujesz, to ci troche podbije, ruski agencie.Ciekawe ile ci placi A1nodina za gmatwanie, za atakowanie PIs i A Macierewicza? (….)
Ciekawa jestem hiacek kiedy wydasz te swoja knige, mam nadzieje, ze Anodina znajdzie ci jakiegos edytora , wiec atakuj Zespol A Macierewicza, atakuj ruski pierogu. A jak zmieniasz nicki to zmieniaj styl przy okazji. [odpowiednio linki:
jak również
Dlaczego właśnie teraz?
Zastanawiam się jaki jest cel tekstu Ściosa. Przecież śledztwo blogerskie trwa niemalże od 10 kwietnia 2010 r. i to dzięki blogerom dziś skupionym wokół FYM-a udało się zarchiwizować wiele cennych dokumentów i zdjęć, jak również dotrzeć do faktów podważających oficjalny przebieg zdarzeń. Free Your Mind nie gustuje w „wycieczkach” personalnych, czemu dawał wielokrotnie wyraz na swoim blogu, i dzięki temu m.in. dyskusja tam prowadzona prezentuje wysoki poziom merytoryczny. A może ten tekst wziął się właśnie stąd, iż koncepcja makabrycznej inscenizacji zaczęła być coraz bardziej popularna i postrzegana jako jedyna hipoteza „trzymająca się kupy”. A skoro tak, to autor postanowił – po konsultacjach z byłym weryfikatorem WSI, którego jest pasem transmisyjnym – ją utopić?
Zabrakło jednak w tekście detali. Dlaczego Aleksander Ścios nie wymienił FYM-a? Dlaczego nie wymienił innych blogerów, czy dziennikarzy, Julii M. Jaskólskiej i Piotra Jakuckiego, którzy w „Rozmowach niedokończonych” w Radiu Maryja w oparciu o fakty przedstawiali wątpliwości co do oficjalnej wersji wydarzeń na Siewiernym 10 kwietnia 2010 r.? Czy dlatego, że byli właśnie w Radiu Maryja, jedynym znaczącym ośrodku medialnym, mówiącym o Smoleńsku i stawiającym niewygodne dla obozu władzy pytania? I czy dlatego, że byli w rozgłośni, w której bywa też i były minister SW?
Z drugiej strony – dlaczego dał się w durnia zrobić FYM słuchając wskazówek Ściosa? Zupełnie tak jakby ktoś działał zza kurtyny, o czym trafnie napisał 1 września A-Tem , podkreślający tezę o „jakimś zakulisowym manewrze kogoś, kto dał się JEDNEMU z nas zainspirować do działania podważającego kłamstwo o Smoleńsku w samym Ośrodku Generującym to Kłamstwo”.
I nie chodzi tu bynajmniej o to, że wpierw Aleksander Ścios (do dziś nie wiem za co się tak na mnie zdenerwował, gdyż moje komentarze były tak merytoryczne, jak estetyczne, bez ulubionych „ozdobników” Halki, fanki pana Ściosa, typu „wypierdki”, czy „dupa”) wywalił mnie od siebie. Może za to, że pytałem o sprawę samobójstwa Michniewicza, lub za to, że odważyłem się stwierdzić, że go znam? To dlatego chyba zostałem „prowokatorem”, ale mniejsza o to.
Nie dbam także o przyczyny, dla których – idąc za Ściosem i w porozumieniu z nim – wywalił mnie Free Your Mind zarzucając mi jakieś zmanipulowanie jego wypowiedzi i próbę zrobienia z niego „durnia”. Chodziło o „ważną i odważną” decyzję w sprawie ekshumacji zwłok Zbigniewa Wassermanna. Oburzenie Gospodarza bloga wzbudziło to, iż napisałem, że Free miał na myśli prokuraturę. No ale kto do licha inny jest tu dysponentem decyzji?
Wykończyć ludzi FYM-a
Ale nawet nie o to tu jeszcze chodzi. Tu jest grana zdaje się zupełnie inna historia. FYM zbanował mnie na życzenie Ściosa nie znając treści jego artykułu w „Gazecie Polskiej”. No i został ograny jak dzieciak. Nie wiem, czy było mu przyjemnie przeczytać, że jako zwolennik „wielkiej mistyfikacji” podważa dorobek Zespołu i dodatkowo jest człowiekiem WSI, rozwalającym jedynie słuszną linię śledztwa.
Piszę o tym ze smutkiem, gdyż FYM-a szanuję. Aleksandra Ściosa już nie. Cóż innego jednak pozostaje, skoro ktoś sam siebie nie szanuje? Nie chcę być złym prorokiem, ale być może dla jakichś „wyższych celów” dojdzie do eliminacji kolejnych blogerów piszących o inscenizacji na Siewiernym. Już przecież, blogerka – debiutantka Beata Tomaszewska tak jakby zrobiła prymitywne „entree” do późniejszego o dzień, a idącego w tym samym kierunku tylko w innej formie tekstu Ściosa. Cóż robi Tomaszewska? Nawołuje, pisząc u siebie do Marka Dąbrowskiego do eliminacji stronników Free Your Mind: „Zgadzam się z Panem, że blog FYM-a stał się "bezpieczną przystanią dla prowokatorów".Jeśli to prawda, że FYM zablokował blogera Horse to odczuwam z tego powodu osobistą satysfakcję. Okazuje się, że wcale ta grupa wokół FYM-a nie jest zgrana, a sam FYM potrafi swoich potraktować lekceważąco.No, ale precedens został stworzony, o ile, powtarzam, to prawda, że Horse został przez FYM-a wyrzucony. Jeśli jednak tak, to znaczy że można będzie z czasem dokonać tam kolejnych przemeblowań.” [http://beatatomaszewska.salon24.pl/337952,do-aleksandra-sciosa-bronmy-antoniego-macierewicza#comment_4911523]. Poza paroma wyjątkami to wezwanie nie spotkało się ze sprzeciwem komentatorów, głównie zresztą tych zapełniających wpisy u Aleksandra Ściosa.
Na pierwszy ogień (być może tu się mylę) poszła moja skromna osoba. Kto będzie następny? A-Tem, Alpha-Alpha, 154, MMariola? A gdy się już wszystkich wytnie, to ostatni światło zgasi… FYM, gdyż znaleziono już u niego słaby punkt. Pozbawiony drużyny stanie się – mimo dużego dorobku – szeregowym, niegroźnym blogerem. A po śledztwie obywatelskim zostanie wspomnienie. Obym się mylił.
Na koniec zacytuję jeszcze komentarz Kazimierza Nowaczyka alias KaNo adresowany do Aleksandra Ściosa:
„Pański artykuł jest ważny i napisany w sposób bardzo przejrzysty i syntetyczny.Fragmenty analiz ostatnich sekund katastrofy, przedstawione na posiedzeniu Zespołu Parlamentarnego, oparte są wyłącznie na zapisach odczytanych przez amerykańskich ekspertów w Redmont. Analizy te nie są jeszcze zakończone. Bardzo mnie niepokoi komentarz FYM-a napisany już po ukazaniu się Pańskiej notki: „@Kisiel 22:09 moim zdaniem (moim, powtarzam) nie ma jak dotąd żadnych dowodów na to, że doszło do zamachu na Siewiernym (tak samo jak dowodów na wypadek lotniczy na Siewiernym, by było jasne). Zamach został przeprowadzony w innym miejscu. FREE YOUR MIND| 31.08.2011 22:28.”
FYM kwestionuje w nim nie tylko wiarygodność samych odczytów, dotychczasowych analiz dokonanych dla Zespołu oraz zasadność dalszych prac. Nie kwestionuję jego prawa do posiadania własnej opinii, ale podważenie wiarygodności tych danych wymaga dowodów, nie może być oparte na najgłębszym nawet przekonaniu.
Sugestia jednoznaczna. FYM powinien był nie tylko zbanować kogo trzeba, ale jeszcze zrezygnować ze śledztwa i za „myślozbrodnię” kogo trzeba pokornie przeprosić