Śmierć Prezesa lub Śmierć Premiera
15/05/2011
358 Wyświetlenia
0 Komentarze
10 minut czytania
Są takie momenty w życiu narodu, gdy Vox Populi już nie znaczy Vox Dei. Tak się dzieje zawsze, gdy kończy się polityka na rzecz walki na śmierć i życie jej liderów.
Z taką właśnie sytuacją mamy do czynienia obecnie w postsmoleńskiej Polsce.
Bez względu, bowiem na to, że społeczeństwo będzie miało tendencję do traktowania najbliższych wyborów jak zwyczajnej politycznej gry, podobnej do tej, która miała miejsce 4, 6, 10 czy 14 lat temu, to pozostaną zawsze dwie osoby, które będą pamiętać, że tym razem to nie plebiscyt polityczny i przepychanka na programy, ale bezwzględna wojna na śmierć i życie. Wojna, której stawką jest śmierć lub życie każdego z nich.
Wojna i stawka autentyczna, realna, bez przenośni i metafor.
Donald Tusk, obecny Premier Rzeczpospolitej Polskiej wie, że sprawa Smoleńska to dla niego wyrok śmierci. Wikłając się w rosyjską ruletkę albo doczeka się sam komory z nabojem, albo musi spowodować by rewolwer wystrzelił wpierw nie w jego głowę.
Piszemy często na forach prawicowych o Trybunale Stanu dla Premiera Polski spiskującego z obcym rządem przeciwko własnemu Prezydentowi. O prokuraturze, sądzie i więzieniu dla człowieka współodpowiedzialnego z śmierć 96 wybitnych osób w tzw. katastrofie smoleńskiej. On jednak wie, że to nie oto chodzi. Jeśli wyląduje w więzieniu to nie doczeka procesu. Powiesi się w celi, otruje, udusi albo popełni jakieś inne wyszukane „samobójstwo”. Tusk przy tym wie, że nie musi podlegać ochronie przez swoich rosyjskich przyjaciół. Równie dobrze, plan bolszewickich morderców, może przewidywać wystawienie kozła ofiarnego po stronie polskiej, z jednoczesnym zadbaniem oto, by figurant nigdy nie sypał. Zatem śmierć Tuska, premiera-renegata, może być Rosjanom nawet bardziej na rękę niż podtrzymywanie Polaków w permanentnym poczuciu krzywdy i niesprawiedliwości. Tusk przecież nie jest idiotą (tak zakładam), a więc wizja dopuszczenia do pełni władzy Jarosława Kaczyńskiego, zdeterminowanego walczyć bezwzględnie o ukaranie wszystkich osób winnych śmierci jego ukochanego brata bliźniaka, musi skutkować panicznym strachem u obecnego premiera. Mamy, więc z jednej strony strach połączony ze sprawdzoną bezwzględnością i władzą, z drugiej strony wściekłość, poczucie krzywdy oraz determinację charyzmatycznego polityka i jedynego potężnego człowieka po stronie opozycji. Jedynego!!! To słowo niestety daje Tuskowi szansę. Śmierć Prezesa to w obecnej sytuacji rozproszenie opozycji, a więc życie Premiera. Stronnictwo patriotyczne popełniło, bowiem błąd opierają całą swoją wojnę ze zbrodniarzami tylko na jednej partii, której istnienie zależy tylko od jednego człowieka. To niesamowita lekkomyślność i tak wielka słabość, że niemal determinująca strategię przeciwnika. Mówiąc wprost, zamiast budować ruch społeczny złożony z różnych wspierających się grup czy partii połączonych strategicznym planem eliminacji z polityki i rozliczenia ekipy Donalda Tuska przygotowano jedną armię, z jednym wodzem, wystawiając tym samym Jarosława Kaczyńskiego na odstrzał. Po co bowiem przerażony ze strachu przeciwnik ma prowadzić frontalną walkę na uzyskanie mniejszej lub większej przewagi w wyborach, ryzykując i tak wybuchem społecznym w ciągu najbliższych dwóch lat (kryzys światowy, zbilansowanie budżetu, CO2) jeśli może załatwić temat i rozproszyć przeciwnika jednym celnym strzałem? Zwłaszcza, że strzał ten nastąpiłby w warunkach ostro spolaryzowanego społeczeństwa, które można napuścić na siebie i ew. zamieszkami przykryć oraz zatuszować sprawę. Mechanizm ten już był testowany zresztą w Łodzi. Zginął Człowiek, prominentny działacz lokalnego PiS, zabił go z zimną krwią członek Platformy Obywatelskiej i… nic się nie stało. Społeczeństwo łyknęło. Media zdały egzamin, koledzy tacy jak Niesioł wrzucili odpowiedni ferment, a młodzi wykształceni z wielkich miast pomogli w wyjaśnianiu, że agresywne ofiary były same sobie winne. Pamiętajmy, ze morderca Marka Rosiaka krzyczał, że chciał zabić Kaczyńskiego, co traktował niczym alibi i co spotkało się z pewnym zrozumieniem spalikotyzowanej części społeczeństwa. Jeżeli Rosiak zginął, bo był sam sobie winny popierając agresywnego i prowokacyjnego Kaczyńskiego, to w tej sytuacji śmierć samego Jarosława Kaczyńskiego jawi się, jako rzecz spodziewana i absolutnie zrozumiała. Doigrał się i już.
Warto przypominać sprawę łódzką jeszcze dlatego, byśmy nie zapominali, że po Smoleńsku, wielkiej zbrodni, która póki, co uchodzi bezkarnie, każdy inny krwawy czyn jest absolutnie możliwy, bo ludzie zdolni do takich rzeczy istnieją, a zabicie jednostki (choćby wybitnej) będzie już tylko „mniejszym miki”.
Konkludując, zalecam:
1. nie traktować tych wyborów, jako zwykłej walki politycznej w imię prawdy i racji stanu, lecz pamiętać, że to także osobista wojna pomiędzy Tuskiem a Kaczyńskim, której stawką jest śmierć jednego z nich.
2. chronić Prezesa Kaczyńskiego jak nikogo w Polsce. Sto razy bardziej niż np. Prezydenta Komorowskiego, który ma szczęście nie podobać się tej bogobojnej i mało agresywnej części społeczeństwa.
3. rozproszyć siły, nie obciążając wszystkim Jarosława Kaczyńskiego i zawierając koalicje taktyczną z każdym ruchem wyborczym gromadzącym przeciwników Tuska. Tu 35 czy nawet 40% poparcia to za mało, potrzeba 50.
4. walczyć o wzięcie władzy jak najszybciej, koniecznie w tym roku, by pozbawić zbrodniarzy ochrony władzy, nie kusić losu, nie wystawiać Prezesa na odstrzał przez kolejne lata, nie dawać im możliwości walki np. przez krwawe prowokacje, próby delegalizacji PiS lub zmiany Konstytucji i nie dopuścić do kompletnego zatuszowania zbrodni smoleńskiej. A dwa kolejne lata to prezent dla mataczących.
5. w przypadku próby zamachu na JK pamiętać, że bez względu jak to będzie wyglądać, jedynym człowiekiem, który ma interes w takiej zbrodni jest Donald Tusk. Nikt inny. Bo tylko on będzie bezpośrednio zagrożony śmiercią w momencie utraty władzy. Jego śmierć zaspokoi, bowiem poczucie sprawiedliwości jednych, a zabezpieczy przed zdemaskowaniem innych.
6. nie dać się skłócić w ramach obozu patriotycznego. To kwestia właściwych priorytetów. By prowadzić zwykłą politykę trzeba najpierw połączyć siły by wygrać wojnę. Tak jak zrobiliśmy w 89 roku, tyle, że tym razem „okrągłego stoliczka” nie będzie.
Ktoś powie, że niniejsza notka jest chora, makabryczna i że przeginam. Takiej osobie zalecam psychodramę poprzez rozwiązanie następujących dwóch zadań:
A. Co zrobiłbyś gdybyś był szefem największej partii opozycyjnej i wiedział, że Twój największy oponent polityczny jest winien śmierci Twojego Brata, Szwagierki i grupy najbliższych przyjaciół? Czekałbyś na Vox Populi?
B. Co zrobiłbyś gdybyś popełnił zbrodnię na rodzinie Twojego bezwzględnego wroga, szefa jedynej partii opozycyjnej i wiedział, że tylko fakt sprawowania przez Ciebie władzy chroni Cię przed śmiercią? Pozwoliłbyś na Vox Dei?
ŁŁ
ps. Jest pewien zamierzony błąd logiczny w tytule, bo umierając w celi obecny premier nie byłby już przecież premierem lecz Donaldem T. Chodziło oto by dać odpowiedni oglad sprawie ze względu na jej wagę.
Ps. II Oczywiście jeśli się mylę, Tusk jest niewinny, a KAT nie istnieje to JK jest bezpieczny. Mylę się?