Potwierdza się właśnie to, o czym informowaliśmy jako pierwsi ponad dwa tygodnie temu: służby specjalne lokowały swoje pieniądze operacyjne w AmberGold. I to tłumaczy czyim „słupem” był Marcin Plichta.
W internecie dziś można znaleźć informację, iż prokuratura sprawdza czy Agencja Wywiadu lokowała swoje pieniądze w AmberGold. To efekt zawiadomienia złożonego przez posła PiS Tomasza Kaczmarka. Prokuratura i służby będą miały twardy rzech do zgryzienia. Prokuratura dlatego, że służby będą jej odmawiać dostępu do dokumentów. Służby dlatego, że każda informacja na ten temat będzie na nie rzucać cień podejrzeń.
To, co poraża, to pomysł prokuratury na wyjaśnienie całej sprawy. Jak wynika z doniesień prasowych, śledczy wystąpią do szefów każdej ze służb z zapytaniem czy podlegająca mu instytucja lokowała pieniądze w Amber Gold. Oczywiście każdy szef odpowie, że nie miało to miejsca. I prokuratorzy będą mogli sprawę umorzyć. Warto przypomnieć, że na początku lat 90., kiedy trwało śledztwo dotyczące afery FOZZ prokuratura przesłuchiwała rozmaitych wysokich rangą funkcjonariuszy państwowych na okoliczność ich wiedzy dotyczącej związków służb z aferą FOZZ. I oczywiście żaden z nich nic nie wiedział. Nawet Grzegorz Żemek nie wiedział, że był współpracownikiem SB o kryptonimie "Dik".
Tymczasem już wiele tygodni temu istniało bardzo wiele poszlak wskazujących na to, że za AmberGold stoją służby specjalne. Po pierwsze: organy państwowe nic nie wiedziały o nieprawidłowościach w tej firmie, a gdy już nie mogły nie wiedzieć (informacje od KNF), udawały, że w sprawie nie mogą nic zrobić. Potem udawały, że coś robią, ale w międzyczasie pan Plichta i jego znajomi wywozili z Polski złoto. Linie lotnicze należące do Amber Gold któregoś dnia wzięły i zbankrutowały i dopiero później wyszło na jaw, że już wcześniej miały problemy finansowe. W sprawie co rusz pojawiają się jacyś ludzie służb. A to Mariusz O., a to jego koledzy, a to facet, który przyniósł sfałszowaną notatkę w sprawie operacji "Ikar" i do dziś nie został zatrzymany. Ciekawy jest też wątek żony pana Plichty, która nie niepokojona przez nikogo spakowała walizki i wyjechała z Polski.
W Polsce panstwo ściga z całą bezwzględnością staruszki sprzedające pietruszkę na chodnikach, drobnych przedsiębiorców omijających podatki, płatników ZUS, którzy zalegają ze składkami. Służby specjalne śledzą każdego zawsze i wszędzie, utrudniając wszelkie "przekręty". Aby robić "przekręty" trzeba mieć związki ze służbami. Aby robić przekręty na dużą skalę, trzeba mieć w służbach poważanie i cieszyć się zaufaniem. A to ostatnie wynika nie tylko ze zgodności charakterów i przekonań. Często też z życiorysów.
Przypomnijmy, że pan Plichta nie jest nowicjuszem jak chodzi o oszustwa finansowe. Poznał też rzeczywistość sądową, bo wielokrotnie był skazywany. Tyle tylko, że ze wszystkich problemów prawnych wychodził zawsze obronną ręką. A może i tu zadziałała niewidzialna ręka służb?
Trudno dziwić się Marcinowi Plichcie, że w celi aresztu zaczął się obawiać seryjnego samobójcy i poprosił o wzmożone środki bezpieczeństwa. Plichta pewnie nie decydował w sprawie AmberGold, ale ma wiedze kto decydował, kto inwestował i kto czerpał zyski z inwestycji. Ciekawe czy wskazałby właśnie na służby specjalne.
Powiedzmy sobie uczciwie: w bandycko – mafijnym kraju, jakim jest Polska, "przekręty" mogą robić bezkarnie tylko ludzie służb. I jeśli kilka tygodni temu słyszeliśmy, że piramida finansowa działała nieniepokojona przez nikogo to wniosek był jasny: mogło się to dziać albo za przyzwoleniem, albo z inspiracji służb.
Nie łudźmy się, że jest inaczej.