Bez kategorii
Like

Słowo na niedzielkę: bagnet od mauzera

06/02/2011
449 Wyświetlenia
0 Komentarze
5 minut czytania
no-cover

– Masz, nigdy nic nie wiadomo w tym NRD… – rzekł był mój ojciec i dał mi na drogę wyszperany gdzieś bagnet od mauzera. Takiego knypa wielkiego dał mi; prawie pół metra. Leżał potem ten bagnet dość długo obok siedzenia kierowcy w moim samochodzie zaraz pod (lewą) ręką i zjeździł ze mną konkretne hektary zanim nie zajumała go holenderska drogówka.   Bagnet wziąłem i nie wdawałem się w tłumaczenie, że NRD już od roku nie ma, a ja jadę do Holandii i nawet nie będę przystawał na terenach b. NRD. Dał, co miał najlepszego i ja to rozumiałem doskonale; broń przy sobie lepiej „w drodze” mieć, zrozumiałe. Jak znam ojca, to pewnie wcześniej wymarał z jakiegoś zakątka prawdziwą giwerę, ale […]

0


– Masz, nigdy nic nie wiadomo w tym NRD… – rzekł był mój ojciec i dał mi na drogę wyszperany gdzieś bagnet od mauzera. Takiego knypa wielkiego dał mi; prawie pół metra. Leżał potem ten bagnet dość długo obok siedzenia kierowcy w moim samochodzie zaraz pod (lewą) ręką i zjeździł ze mną konkretne hektary zanim nie zajumała go holenderska drogówka.

 

Bagnet wziąłem i nie wdawałem się w tłumaczenie, że NRD już od roku nie ma, a ja jadę do Holandii i nawet nie będę przystawał na terenach b. NRD. Dał, co miał najlepszego i ja to rozumiałem doskonale; broń przy sobie lepiej „w drodze” mieć, zrozumiałe. Jak znam ojca, to pewnie wcześniej wymarał z jakiegoś zakątka prawdziwą giwerę, ale uznał, że przerdzewiała, albo, że bez nabojów, a w sklepie od 50 lat nie sprzedają innych niż do syfonu, więc pozostawił mnie z tym mauzerem. – Skąd wiesz, że od mauzera? – zapytałem jeszcze, ale zbył mnie epitetem uznawanym powszechnie za obraźliwy.

 

Jeździł bagnet ze mną i jeździł; w te i wewte; wiedziałem, że jest, ale miałem do niego stosunek jak do klucza do świec. Jest, bo jest.

 

No i kiedyś jechałem sobie z Poznania na Ziemie Odzyskane, właśnie zresztą do ojca i przejeżdżałem przez Puszczę Notecką. Zatrzymałem się na jakimś leśnym parkingu (leśny parking – toż to oksymoron!) i po obsikaniu sosny ruszyłem w las chcąc zobaczyć, czy grzyb może jaki rośnie. Nie rósł, ale raptem bezszelestnie wyrósł przede mną w tym lesie facet dziwacznie umundurowany, poczochrany, z igliwiem we włosach, plecaczkiem, ale w ogóle: jakoś nie z tej ziemi. Niestary nawet, ale z tym liściem na głowie.

 

Wtedy to pomyślałem, że jednak, było nie było, w las to z bagnetem warto chodzić nawet 50 lat po wojnie. Niejaką ulgę przyniosła obserwacja, że mundurowy też nie jest uzbrojony. Ulga się podwoiła, kiedy w nienagannej polszczyźnie, bez śladu obcego akcentu zapytał, czy mam papierosy i czy go poczęstuję. Odrzekłem, że owszem, tam za górką, w samochodzie i doszliśmy, zapaliliśmy na tych ławeczkach.

 

Słowo do słowa, koleś okazał się leśnikiem czy gajowym, którego jakaś Władza Leśników zmusiła do uczestnictwa w konferencji leśniczej-naukowej w Poznaniu. I że on sobie od wczoraj idzie z Poznania do swojej leśniczówki gdzieś pod prapolską Cedynią czy innego Nowego Warpna.

 

Oszacowawszy człowieka zaproponowałem, że tę setkę kilometrów „po drodze” to go podrzucę. On jednak powiedział mi, że nie, on dziękuje, że sobie pójdzie, ale tu, proszę bardzo, ileś tam złotych i żebym mu te fajki sprzedał. No to sprzedałem ćmiki i zapytałem: jaki sens iść z Poznania lasami do zachodniej granicy, a on na to, że sens wielki, bo on w ogóle kocha las, spieszyć się nie ma po co, żonie powiedział, że wróci za parę dni, a spacer jesiennym lasem to przecież sama przyjemność. A i nocleg w igliwiu – sympatyczny. Zresztą wszystko to doskonale mieści się w jego pojmowaniu własnej kompetencji i spełnianiu obowiązków zawodowych.

 

Myślę sobie o nim dość często. Z zazdrością.

 

A bagnet, jak wspominałem, nieco później zabrali mi w Holandii policjanci z drogówki.

0

oranje

Nie zasluguja na wybaczenie, którzy doskonale wiedza, co czynia!

32 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758