Środek nocy a ja piszę o zachodach słońca w Dąbkach
ZACHÓD SŁOŃCA W DĄBKACH
Ono ku morzu schodziło, w granaty,
Purpurą zalewało nieboskłon opalu.
A potem dryfował na grzbietach fal
Ku brzegom niekształtny, czerwony koral.
Idąc wzdłuż Bałtyku czujesz ten moment –
Instynkt kieruje wzrok ku horyzoncie, w zadumę…
Jakby ktoś bliski odchodził – zjawisko nienowe.
Widziałam trzy przyjaciółki w Dąbkach,
Siadały na wilgotnym już pisku lub pomostach
I zanim mrok ich twarze wchłonął,
Patrzyły w pierścień na widnokręgu, liliowy –
Jakby latarnik wzywał zgubionego wędrowca.
Czy czekały na uciszenie serca, na dreszcz dotyku
Bursztynowych ciał? Na miłość co przychodzi z nikąd?
Choć tylu gibkich mężczyzn przechodziło obok,
Kamyczki rzucały do wody lub stopy nurzały beztrosko –
Nie widziały nikogo, oddawały się słońca zachodom.
Czasem kuter w poświacie promieni przepłyną.
Mewy krążyły nad głowami niczym kłęby mgieł.
Pachniała bryza co rubin ku brzegom niosła
I rześkim wiatrem hasała w dziewczęcych włosach –
A one patrzyły w dal, czekając na swego Erosa.
A była w nich młodość i melancholia –
Aż nad sennym pluskiem morza, mgła gęstniała z tęsknoty.
Były jak spełnione życzenia złotej rybki,
Tą Wenus co z piany się wyłania w potrójnych wymiarach…
A może były Eufrosyną, Aglają i Talją znad brzegu Cypru.
"Ty który stwarzasz jagody królika z marchewka lato chrabaszczowe cien wielki malych lisci/.../ spraw niech poeci pisza wiersze prostsze od wspanialej poezji" -ks. Jan Twardowski"