Nie udało się w Święto Niepodległości, więc Leszek Miller – zgodnie z prezydenckim „przesłaniem” – RAZEM z Januszem Palikotem i jego wieloletnią bliską przyjaciółką Ewą Kopacz, podejmują kolejną próbę.
Pełna sekwencja zdarzeń, poczynając od atmosfery nienawiści do opozycji politycznej i ostrzeżeń o zbliżającym się wielkimi krokami najeździe prymitywnych wandali na Stolicę, poprzez poszczególne etapy prowokacji policyjnej, mającej na celu, najpierw rozbicie marszu na mniejsze grupy a potem brutalnym spacyfikowaniu manifestantów aż po tłumaczenia przedstawicieli władz państwa, Stolicy, Policji wraz zpropagandą kłamstwa uprawianą przez rzeczników i zaprzyjaźnione reżimowe media, układa się w jedną spójną całość.
Zainteresowani znają filmy, zdjęcia, wywiady, dyskusje w trakcie i po Marszu Niepodległości, z których jasno wynika, że obecny rząd wszelkimi siłami, nie tylko medialnymi, ale jednak głównie propagandowym bełkotem, usiłuje przykryć rzeczywisty przebieg Akcji Rozbijania Marszu Niepodległości. A jeśli po tych kilku gorących dniach, ktoś jeszcze miał jakieś wątpliwości, to przestał je mieć, po obejrzeniu programu Jana Pospieszalskiego z udziałem rzecznika Komendy Głównej Policji, Mariusza Sokołowskiego, z prezesem Stowarzyszenia Marsz Niepodległości i Wiceprezesem Młodzieży Wszechpolskiej, Witoldem Tumanowiczem, z rzecznikiem ONR Marianem Kowalskim oraz z redaktorem naczelnym "Gazety Polskiej" Tomaszem Sakiewiczem. Na analizę tego, co się tam działo, potrzeba by było mnóstwo czasu i miejsca. Dlatego – w ramach "podsumowania" – przedstawię to w taki oto sposób.
Pragnę Wszystkich Państwa poinformować, że w dzisiejszym programie Jana Pospieszalskiego "Bliżej", pan rzecznik KGP Mariusz Sokołowskipowiedział aż dwa razy pełną prawdę i tylko prawdę:
Pierwsza Prawda: "… Wtedy w kierunku policjantów poleciała kostka brukowa …" – z tej wypowiedzi wynikało, że poleciała 1szt. (słownie: jedna sztuka) kostki brukowej
Druga Prawda: Pokazał jedno (powtórzę: jedno) zdjęcie , leżącego na murku policjanta, rannego w nogę
I to by było na tyle z "dowodów" przedstawionych przez rzecznika KGP. Niestety, nie było nam dane zobaczyć na żadnym zdjęciu/filmie akcji policji, polegającej na wyciaganiu z tłumu przez policjantów tych, których nazywali chuliganami. W tym momencie można było również nabrać wątpliwości, co do zapewnień pana Rzecznika, że policja dysponuje mnóstwem materiałów zdjęciowych i filmowych, nawet jakości HD, pochodzących także z monitoringu miejskiego i z policyjnego helikoptera a przeznaczonych do dalszych analiz. No cóż, jeśli ktoś pamięta opublikowane te trzy zdjęcia, zamieszczone przez policję z prośbą o pomoc w identyfikacji, to wie, że były one nawet w wyższej jakości niż HD, bo były w jakości HWDP! Na ich podstawie mógłby każdy chyba niejednego wskazać … polityka lub policjanta – może i któryś nawet był podobny do Macieja Stuhra przywiązanego do tarczy … policyjnej, na Placu Czerwonym w Cedyni.
Z tych względów po prostu zacytuję wypowiedź prezesa Młodzieży Wszechpolskiej Roberta Winnickiego, w której on skrótowo ale trafnie, ujmuje przebieg wydarzeń na ulicach Warszawy w dniu Święta Niepodległości:
"Z Robertem Winnickim, prezesem Młodzieży Wszechpolskiej rozmawia Anna Wiejak z Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.
To, co stało się podczas Marszu Niepodległości, to była ewidentna prowokacja policyjna – macie już tą wiedzę. Co z tą wiedzą zrobicie?
– Gromadzimy wszelkie dowody, wszelkie zdjęcia, nagrania, relacje bezpośrednich świadków. W momencie, kiedy nasza służba prawna, czyli zespół adwokatów, że tak powiem „obrobi to”, wtedy będziemy kierować sprawę, czy to do sądu, do prokuratury, do odpowiednich ministerstw. Będziemy podejmować wszelkie możliwe kroki prawne, żeby winni tego skandalu zostali ukarani.
Byłam w tej grupie, która została odcięta przez policję i po rozstawieniu policjantów odniosłam wrażenie, że oni byli przygotowani na to, żeby, mówiąc kolokwialnie, zmasakrować tych ludzi.
– Jest jeszcze jeden element, o którym nie powiedzieliśmy na dzisiejszym zgromadzeniu (poniedziałkowej pikiecie przed gmachem stołecznej komendy policji – przyp. red.), element taki, że organizatorzy byli naciskani w czasie, kiedy trwały te niepokoje, kilkanaście razy, żeby rozwiązać to zgromadzenie. Do czego by to doprowadziło, rozwiązanie zgromadzenia? Doprowadziłoby to do tego, że kilkadziesiąt tysięcy ludzi w centrum Warszawy stałoby się nielegalnym zgromadzeniem i wtedy, jak sądzę, dopiero policjapokazałaby, co potrafi. Sądzę, że taki właśnie był plan: najpierw rozdzielić Marsz Niepodległościna kilka części, poszatkować, co im się częściowo na niespełna godzinę udało, a następnie te porozbijane grupy zmasakrować. Taką pokazówkę w PRLowskim stylu urządzić. Na szczęście, dzięki temu, że prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości nie rozwiązał zgromadzenia, nie ugiął się, dzięki temu, że rzecznik ONR Marian Kowalski ze strażą Marszu Niepodległości sytuację opanował, Marsz Niepodległości zakończył się sukcesem, doszedł do celu.
I dzięki temu, że uczestniczący w Marszu ludzie w zdecydowanej większości nie dali się sprowokować…
– W przygniatającej większości oczywiście uczestnicy Marszu nie dali się sprowokować, co też jest ważne, i chwała im za to, bo dzięki temu nie doszło do tragedii, którą władza nam szykowała.
[źródło: Prawy.pl / Wywiad ukazał się także na stronie Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy]"
Właściwie, najważniejsze słowa, a które wywołały powszechne przerażenie w politycznych kręgach i na bolszewickich Salonach, to te kończące Marsz Niepodległości w Parku na Agrikoli, kiedy to Robert Winnicki ogłosił powołanie Ruchu Narodowego, który ma dążyć do budowy Wielkiej Polski i obalenia Republiki Okrągłego Stołu. Nawoływał do obalenia UBecnego systemu i obiecywał, że
"… nowego okrągłego stołu już nie będzie. Nie będzie grubej kreski. Nie będzie porozumienia. Wszyscy zapłacą za te 20 lat!"
Takiego zakończenia, inicjatorzy ulicznych zamieszek oczywiście się nie spodziewali. W planie było rozpędzenie tych "chuliganów" na cztery wiatry na tyle skutecznie, by się nie mogli pozbierać,tak jak tu w parku! To po to, już od południa – ale tak by nie przeszkodzić marszowi Razem dla "NIE"podległej(urbanowi) – gdzieniegdzie na ulicach Warszawy wybuchały petardy, paliły się świece dymne, no i coraz liczniej wylegały grupki – nie, nie jakichś chuliganów, czy kiboli – pojawiały się grupy oprychów, z mordami skłaniającymi do natychmiastowego posadzenia (na krześle elektrycznym), tylko po to, by zwykłym ludziom, rodzinom z dziećmi, po ich zobaczeniu i ominięciu szerokim łukiem, obżydzić wszelkie świętowanie poza domem, by odechciało się im uczczenia Święta Niepodległości spacerami a tym bardziej wybierając się na Marsz Niepodległości.
Te grupki osobników z zakazanymi mordkami, i pojedyncze wybuchy petard … To miało być jedynie preludium tego co się miało dziać później, gdyż bolszewiccy stratedzy doskonale wiedzieli, że tylko część ludzi da się na to nabrać i ich posłucha – większość i tak pójdzie na Marsz Niepodległości. Stąd, najwięcej uwagi, przygotowań no i oczywiście pieniędzy poświęcono na opracowanie sposobów rozbicia Marszu na mniejsze grupy i SkutecznegoSpacyfikowania manifestantów. Jako że oprawa scenograficzna miała się składać głównie z flar, rac, pochodni, świec dymnych …, pierwszym, ale najważniejszym zaplanowanym działaniem było opóźnienie Marszu Niepodległości do momentu zapadania ciemności. Wtedy o wiele mniej widać szczegółów i to tylko na bliższą odległość. Drugim krokiem było planowe oddzielenie czoła pochodu, w którym spodziewano się członków Komitetu Honorowego, polityków, parlamentarzystów, gości także z zagranicy, których nie tylko że nie można by było "odpowiednio" potraktować, ale nie bardzo mogliby w taki tłum wtopić się funkcjonariusze operacyjni pod pretekstem wyłapywania chuliganów. Zakladając, że skutecznie uda się roddzielić te dwie części pochodu, pozostało "zajęcie się" główną formacją manifestantów, czyli tym wielotysięcznym tłumem. Na jego rozgonienie recepta była prosta, opracowana i sprawdzona – już rok temu, 11 Listopada 2011 roku:
Stłoczyć poprzez zatrzymanie pochodu i odcięcie wszelkich dróg alternatywnych tak, aby nikt nie mógł nawet się wycofać, choćby chciał,
wywołać panikę za pomocą rzucanych petard, flar, rac …, przeplatanych przenikliwym głosem z L-Rada, wzywającym do natychmiastowego opuszczenia terenu zajść przez kobiety w ciąży, dziennikarzy, reporterów, parlamentarzystów …,
"bo będą użyte środki w postaci pałek stożkowych, wodnych środków obezwładniających, gumowych pocisków miotanych i środków chemicznych …"
upozorowanie ataków na zbrojne formacje policyjne, w celu dania "przyzwolenie" na użycie broni gładkolufowej wobec "wyjącego tłumu" i na bezpośredni atak Zbrojnych Oddziałów Policji Obywatelskiej
No i z grubsza rzecz biorąc, tak właśnie się to odbyło:
Główny Szef Prowokatorów Policyjnych, zawiadujący ruchem, zaczął nawoływać przez megafon udając jednego ze służby porządkowej:
"Uwaga Panowie! Ruszył już początek marszu! Panowie! Na mojej wysokości jest początek marszu! Niech idą pierwsi!"
Od razu należy zwrócić uwagę, że "na Jego Wysokości" wcale nie był "początek marszu" lecz KOŃCZYŁO SIĘ CZOŁO MARSZU – co dodatkowo zaznaczono czarną flarą. Natychmiast po słowach "Niech idą pierwsi" (czyli Pierwsza Grupa Prowokatorów), poleciały świece dymne, race a kilkudziesięcioosobowa grupa prowokatorów w kominiarkach, w służbowym porządku, posłusznie, gęsiego, szybko zaczęła przeskakiwać barierki z prawej strony (patrząc na marsz) wbiegając w wolną przestrzeń. Czoło pochodu z Rycerzem na koniu i z Komitetem Honorowym, nie widząc dokładnie, co się z tyłu dzieje, odchodzi w kierunku Placu Konstytucji a tu rozpoczyna się rozróba, na co z bocznej uliczki (po lewej stronie – by nie kojarzyć z tymi w kominiarkach po cywilnemu, którzy chwilę wcześniej wbiegli od prawej strony) w ciągu kilkunastu sekund wysuwa się liczny, uzbrojony po zęby oddział policji w zbrojach, z tarczami i w białych kaskach, rozdzielając pochód i zatrzymując jego główną część.
Jeszcze tylko przemknął zgodnie z kierunkiem marszu L-Rad, za chwilę zawrócił, przejeżdżając na głośnych przerywanych sygnałach z dość dużą prędkością, jakby nie wiadomo gdzie się spieszył. A on tylko zajął dogodną pozycję, w odległości kilkudziesięciu metrów od początku zatrzymanej drugiej części Marszu – by straszyć i prowokować manifestantów przeraźliwymi komunikatami.
I tak naprawdę na tym dobra passa policji i prowokatorów tak właściwie się skończyła, gdyż natychmiast odezwały się liczne okrzyki:
Prowokacja policyjna!
no a późniejsze apele organizatorów Marszu Niepodległości do policji, by ta nie atakowała manifestantów, by nie plamiła polskiego munduru … oraz informowanie uczestników marszu, że pośród nich znajdują się prowokatorzy policyjni, tym samym wytrącając bandytom podstawowy oręż z ręki. Ci próbowali jeszcze wielokrotnie zaczepiać manifestantów i prowokować akcje formacji policyjnej, rzucając – i owszem – kamieniami, racami … ale jakoś dziwnie nie mogli nigdy dorzucić i kamienie spadały tuż koło nóg. Jak widać z późniejszych obrazków JEDEN RAZ się nie udało celnie rzucić (celnie czyli metr dwa przed policjantami), przez co petarda (raca?) wybuchła zbyt blisko policjanta, raniąc go w nogę – co pokazał skrzętnie u Pospieszalskiego rzecznik KGP …
To wszystko, w jednej z rozmów skwitował Robert Winnicki słowami:
"To co się stało na Rondzie Dmowskiego, jest gigantyczną kompromitacją i mogę powiedzieć jedno:
Dzisiaj mieliśmy do czynienia z dwoma kategoriami bandytów, Mniejszych i Większych.
Więksi Bandyci, to ci, którzy dali im takie rozkazy
a Mniejsi to są ci, którzy je wykonywali – tę bandycką prowokację, rodem z najczarniejszych peerelowskich czasów!"
I w tym momencie, można powiedzieć, że dochodzimy powoli do sedna sprawy – do którego przez te dni NIKOMU NIE UDAŁO SIĘ DOJŚĆ. A mianowicie, wszelkie dyskusje toczyły się na podstawie nieostrych lub niekompletnych zdjęć, ujęć filmowych no i wszystkie były pozbawione PERSONALIÓW!!!
A tymczasem ten "Większy Bandyta" (jeden z "Większych Bandytów"?), przez swoją nieostrożność strzelił sobie w stopę – podobno nie pierwszy raz zresztą – i się ujawnił już pierwszego dnia po Święcie Niepodległości!!! Być może stało się to pod wpływem niewątpliwego uroku jego rozmówczyni, pani redaktor Agnieszki Gozdyry z Polsat News a być może zadziałała tu pycha z lekką domieszką głupoty – lub odwrotnie!
Od początku tej rozmowy – jeszcze nie wiedząc dokąd ona może doprowadzić – uderzyła mnie, w jego wypowiedziach, ogromna buta i pogarda wobec Polaków – ot takie typowo bolszewickie cechy. No więc, tym uważniej przysłuchuję się cóż takiego ten pan ma do powiedzenia (a jestem już po sporej, nocnej porcji … filmów z Marszu Niepodległości):
JD: "Wszyscy ci, którzy mówią, że to była prowokacja policyjna, to polityczni idioci!"
Agnieszka Gozdyra: "Opowiadano, że wpadali w tłum i uciekali do radiowozów …"
JD: "To kłamstwo! Ja dokładnie obserwowałem. Nie godzi się słuchać ludzi niespełna rozumu!
"… Pododdziały zwarte nie mogą złamać szyku. Inni, stoją w różnych miejscach, obserwują i starają się wychwycić prowodyrów. Trzeba chwalić, że była agresja policji. To była walka z tłumem. Policja pokazuje swój charakter. W zeszłym roku dlaczego było tyle strat, tyle zarzutów? Bo wtedy byli bardzo młodzi policjanci. Teraz wprowadzono znacznie starszych, którzy sa bardziej agresywni. To jest straszne, stać w szyku i patrzeć jak WYJĄCY TŁUM chce ich zaatakować." (W tym momencie wtedy pomyślałem: Gdzie, bolszewicka, zakłamana szmato, widziałeś ten "wyjący tłum"??? Pokaż go!!!) "Od nich (policjantów w szyku – przyp. mój) zależy, czy zejdą jak bohaterowie czy na noszach …"
(o wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego, który w gruncie rzeczy bardzo łagodnie się wypowiedział, tłumacząc, że na razie niewiele ma informacji by oceniać):
JD: "… żałosna wypowiedź …"
No i doszliśmy do najważniejszej z pewnych względów wypowiedzi, która padła w tej rozmowie, gdy Pani Redaktor zapytała o sytuację, wjakiej doszło do próby tzw. obywatelskiego zatrzymania i wylegitymowania jednego z Policyjnych Prowokatorów:
JD na to: "Zastanawiałem się czy mu pomóc– … widziałem agresję na jednego policjanta … bo on się bronił – ale nie mogłem, by nie dać się rozpoznać!"
No cóż. Patrząc na całość wypowiedzi i informacje na dole, można dojść do wniosku, że JD, ani nie był zwykłym "krawężnikiem", ani też zwykłym prowokatorem. Za to z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że opisana sytuacja przedstawiała:
"Wielkiego Bandytę", kierującego ruchem "Małych Bandytów",
przyglądającego się bezczynnie, jak jednego z tych Policyjnych Prowokatorów zwykli ludzie chcą na siłę wylegitymować i doprowadzić do "władzy". Bezczynność wynikała z prostego powodu, że w kominiarce pan był anonimowy a przy próbie interwencji, zmuszony do zdjęcia tej kominiarki, pokazałby swoją – znaną "w świecie" – komuszą facjatę! A wtedy "cały świat" dowiedziałby się, kto NAPRAWDĘ chciał podpalić Polskę 11 Listopada 2012 roku!
(na temat pałek teleskopowych, które widać było, że prowokatorzy je mają!):
JD: "Pałka teleskopowa nie jest na wyposażeniu policjantów!" – I tu należy sobie przypomnieć jedno ze zdjęć,pokazanych przez rzecznika KGB (oj przepraszam za pomyłkę, ale nie mam gumki do mazania – jedynie Maziarskiego do tłuczenia po głowie, za idiotyzmy, które wciąż wygaduje – a może wciąż_y …) z komentarzem:
"Tu są kominiarki i pałka kibiców z Łodzi"
Panie rzeczniku: Może i jest na tym zdjęciu pałka. Ale co ona ma wspólnego z wieloma teleskopowymi pałkami, które widać było u waszych prowokatorów!!!
Panie rzeczniku! Twierdząc, że nie wie Pan skąd się wzięli, ci którzy rzucali w policję i zarzucając Organizatorom, że to oni zaprosili na Marsz Niepodległości, chuliganów, Pan przebił w kłamstwach i manipulacjach swego poprzednika na tym samym stanowisku!
Czas chyba powiedziedzieć, kto uczestniczył w tej bardzo interesującej rozmowie i kto pod jej koniec zapytała w rzeczywistości stwierdził:
"Czyż wczoraj nie pokazała policja, że potrafi stanąć w szyku ipotrafi odeprzeć atak bandytów!
Otóż w tej rozmowie, która się odbyła 12 Listopada 2012 roku około godziny 11:35, ze strony Polsat News uczestniczyła pani Agnieszka Gozdyra.
Natomiast na temat rozmówcy, kompendium wiedzy – łącznie ze strzałem w stopę – znajdziemy poniżej lub samodzielnie prosząc o pomoc Wujka Google. A jak już go bliżej poznamy, to stanie się jasne dlaczego Marszałek Sejmu Ewa Kopacz wraz ze swoim wieloletnim przyjacielem Januszem Palikotem oraz z szefem SLD Leszkiem Millerem, planuje podjąć kolejną próbę podpalania Polski …
"Dziewulski nie umie obchodzić się z bronią. Żaden z niego ekspert – krytykuje w rozmowie z Fakt.pl Jerzego Dziewulskiego generał Sławomir Petelicki.
I przypomina zdarzenie sprzed lat. – To się stało jeszcze w czasie stanu wojennego w czasie ćwiczeń. Dziewulski sam postrzelił się w nogę – precyzuje Petelicki.
Więcej pamięta chcący zachować anonimowość policjant. – Na strzelnicy w Strzeniówce Dziewulski postrzelił sobie udo. A potem chwalił się, że dostał odznaczenie za to, że został postrzelony – przypomina nasz informator. – To pokazuje, że z Dziewulskiego jest żaden ekspert. On nie potrafi się obchodzić z bronią! – podsumowuje Petelicki.
O całą sprawę zapytaliśmy Jerzego Dziewulskiego, ale nie był skory do rozmowy. – Nie mam zamiaru rozmawiać na ten temat. Głupot słuchał nie będę – uciął i rzucił słuchawką."
www.fakt.pl/Petelicki-Dziewulski-strzelil-sobie-noge-,artykuly,80486,1.html
"Nie zamierzam kuglować tekstami w stylu jesteśmy zwarci i gotowi. Jeśli ktoś odpowie, że wszystko jest OK i jesteśmy przygotowani na każdą ewentualność, to się grubo myli. O tym będziemy wiedzieli po fakcie. Jeśli chodzi o sam mechanizm, jest on dogrywany. Pracują przy tym ludzie kompetentni – zapewnia były poseł SLD."
sport.fakt.pl/Na-Euro-nie-bedzie-bezpiecznie-,artykuly,143344,1.html
"Jerzy Dziewulski (ur. 15 grudnia 1943 w Warszawie) – polski polityk, milicjant i antyterrorysta, poseł na Sejm I, II, III i IV kadencji.
Służbę wojskową ukończył w stopniu sierżanta podchorążego. Pracę zawodową w Milicji Obywatelskiej rozpoczął w wydziale kryminalnym na Żoliborzu. Pracował w Komendzie Stołecznej (Pałac Mostowskich), pełniąc m.in. funkcję dowódcy jednostki antyterrorystycznej na lotnisku Okęcie w Warszawie. Odbył szkolenie w siłach specjalnych Izraela. W 1980 ukończył studia na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Ze stanowiska głównego specjalisty w Komendzie Głównej Policji odszedł w roku 1997, w związku z konstytucyjnym zakazem łączenia mandatu parlamentarnego ze służbą w Policji.
Był ze strony polskiej dowódcą jednej z największych operacji (o kryptonimie MOST) przerzutu osób pochodzenia żydowskiego z krajów byłego ZSRR do Izraela. Jako konsultant brał też udział w kręceniu odcinków serialu 07 zgłoś się. Wystąpił w nim jako komandos i szef brygady antyterrorystycznej w czterech odcinkach 18–21 z 1987.
W czasie kampanii prezydenckiej w 1995 był szefem ochrony osobistej Aleksandra Kwaśniewskiego, następnie od grudnia 1995 do maja 1996 nieetatowym sekretarzem osobistym Prezydenta RP, a później do 1997 roku jego doradcą ds. bezpieczeństwa.
Należał do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej[1]. W 1991 został posłem I kadencji z listy Polskiej Partii Przyjaciół Piwa. W 1993 i 1997 był ponownie wybierany do Sejmu z ramienia Sojuszu Lewicy Demokratycznej. W 2001 po raz czwarty uzyskał mandat poselski z listy SLD-UP w okręgu olsztyńskim. Zasiadał m.in. w Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych i Komisji Łączności z Polakami za Granicą.
W 2005 jako kandydat niezależny bez powodzenia startował w wyborach do Senatu. Po wyborczej porażce wycofał się z polityki i zajął prowadzeniem działalności gospodarczej.
Został odznaczony Krzyżami Kawalerskim i Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski oraz trzykrotnie Medalem za Ofiarność i Odwagę. Dwukrotnie ranny na służbie."
pl.wikipedia.org/wiki/Jerzy_Dziewulski
Link do zdjęcia wprowadzającego:
www.deon.pl/gfx/deon/pl/defaultaktualnosci/42/10714/1/665661145.jpg
Nie musisz komentować. Wystarczy, że przeczytasz ... i za to Ci również dziękuję.